Poprzednie częściPrzyjaciele

Przyjaciele 5

Serafin poprowadził Boba do małego, przytulnego pokoiku, będącego jego osobistym gabinetem. Pacjent rozejrzał się po nim z zachwytem.

- Ładnie tu - powiedział.

- Dziękuję. Usiądź, proszę.

Serafin już chciał dodać, że Bob może tu czuć się jak u siebie w domu, ale się powstrzymał. Nie było to coś, co pacjent szpitala psychiatrycznego chciałby usłyszeć.

- To o czym mamy rozmawiać? - zapytał Bob.

- O tobie. Posłuchaj, wiem, że pewnie nie chcesz, abym ci o tym ciągle przypominał, ale muszę. Jesteś w szpitalu psychiatrycznym, ponieważ masz problemy... umysłowe.

Serafin na moment przerwał. Nie chciał od razu zarzucać tym Boba, który mógł źle się poczuć. Pacjent jednak był względnie spokojny i uważnie słuchał lekarza.

- Może pan mówić dalej - uśmiechnął się.

- W porządku. Chodzi mi o to, że skoro tu trafiłeś, to najprawdopodobniej masz jakieś schorzenie psychiczne. Muszę je zdiagnozować. Lekarzom z poprzedniego szpitala to się nie udało. Chce ci pomóc, a żeby to zrobić, ty też musisz mi pomóc. Musisz mi udzielić kilku informacji. Jeśli tego nie zrobisz, nie będę w stanie rozwiązać twojego problemu. Rozumiesz?

- Tak.

- Nie oznacza to, że musisz mi koniecznie odpowiedzieć na wszystkie pytania. Zrobisz to, jeśli będziesz chciał. Ale ja pragnę ci pomóc, więc jeśli mi na to pozwolisz, zgodzisz się też na jakąś formę współpracy. Prawda?

- Tak.

- Więc, czy mogę ci zadać kilka pytań?

- Słucham uważnie.

Serafin odetchnął. Obawiał się reakcji Boba. Miał do czynienia z wieloma pacjentami z przeróżnymi zaburzeniami psychicznymi i wiedział, że trzeba się zawsze spodziewać wszytkiego.

- Dobrze. Może na początek coś najlżejszego, jeśli można to tak ująć. Powiedz mi, jak się nazywasz.

Bob bardzo się zdziwił. Takie oczywiste pytanie?

- Bob Woody.

Serafin popatrzył na niego, a potem poprawił swoje okulary i spojrzał na kartkę, którą trzymał w dłoni.

- Dobrze, na razie przejdźmy do następnego. Ile masz lat?

- 22.

Bob nie rozumiał. Po co takie pytania? Przecież Serafin, jako lekarz, miał jego dokumenty i wszystkie dane, prawda? Pewnie chciał tylko sprawdzić jego pamięć.

Psychiatra nie wydawał się jednak tak zadowolony, jak Bob.

- Idźmy dalej - kim jesteś z zawodu?

- Smażyłem hamburgery w restauracji. Do czasu.

- To znaczy?

- To znaczy do czasu, w którym zniszczyło się moje miejsce pracy.

- No właśnie! A propos twojej pracy - jak nazywała się ta restauracja?

- ,,Fat Dinner Lady".

- Rozumiem. Przejdźmy do kolejnego pytania. W jaki sposób doszło do zniszczenia restauracji?

- Spaliłem ją.

Bob przypomniał sobie swoich zabitych przyjaciół, ale nie płakał. Nie mógł i nie chciał o nich myśleć.

- Aha. Mówiłeś, że zniszczeniu uległo jakieś miasto czy świat...

- Tak. Świat. Ten, do którego chodzę, gdy na przykład jestem smutny. Normalnie jestem tam każdej nocy. Śni mi się.

- Rozumiem. Mieszkasz tam?

- Tak. Chwilowo sam. Muszę go odbudować... Stworzyć na nowo. Zacznę od miasta. Ale będzie zupełnie inne, niż dotychczas.

- Ah tak. A dlaczego zabiłeś swoich kolegów?

Serafin zamilkł. Musiał o to zapytać, wiedział, że to na pewno było dla jego pacjenta bardzo trudne.

Bob jednak zachował się spokojnie, a przynajmniej wyglądał na opanowanego.

- To było konieczne. Pokłóciłem się z jedynym, najlepszym przyjacielem, Patrykiem. Oni zaczęli mi zagrażać.

- Dlaczego?

- W poprzednim mieście było tak, że jeśli ktoś się z kimś pokłócił, to był dla niego niebezpieczny. Mógł mu zrobić krzywdę - doprowadzić go do ciężkiej depresji na przykład. Przez całe życie mu dokuczać. Stosować wobec niego przemoc. Fizyczną i psychiczną. To straszne. Dlatego każdego wroga trzeba było unicestwiać. Żeby przeżyć.

- Oczywiście. To taka szkoła przetrwania?

- Lepiej bym tego nie ujął!

- Naturalnie.

Serafin wyglądał bardzo poważnie. Bob chciał zapytać, co było powodem zmartwienia lekarza, ale ten zadał mu kolejne pytanie.

- Dobrze, a powiedz mi, czy masz rodzinę?

- Tak. Nawet dwie. Jedna zginęła w wyniku zniszczenia miasta. Druga żyje tu.

- W porządku. Masz żonę?

- Nie i nie zamierzam.

- Z jakiego powodu?

- Nienawidzę kobiet. Są ładne i tak dalej, ale mają podłe dusze.

- Mhm. A czemu tak uważasz?

- W mieście, które już nie istnieje, miałem dwóch znajomych - Sheldona i Eugeniusza. Pierwszy miał żonę o imieniu Karen, drugi kochankę zwaną Patricią. Obie były zazdrosne, mściwe i myślały tylko o tym, czy partner ich nie zdradza.

- Ale jeśli się kogoś kocha, to nie chce się zostać zdradzonym i stracić ukochanej osoby, prawda? - łagodnie zapytał Serafin, splatając palce obu dłoni.

- Nie. Prawdziwa miłość to przede wszystkim ogromne zaufanie - stanowczo odparł Bob.

- Ależ naturalnie. Może teraz o czymś innym. Czy lekarze z poprzedniego szpitala rozmawiali z tobą na te tematy?

- Nie, ale zadawali mi te same pytania.

- Rozumiem. A powiedz, masz braci? Bliźniaków na przykład?

- Kiedyś miałem brata bliźniaka, ale potem doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu.

- Co?

- Posiadanie brata.

Serafin przez chwilę patrzył na niego w milczeniu. Wreszcie zapytał:

- I co zrobiłeś?

- No... Nie wiem, czy pan zrozumie. Pochłonąłem go.

- Słucham?

- Staliśmy się jednością, że tak powiem.

- No tego to już nie rozumiem...

- Chodzi mi o to, że kiedyś zrobiłem sobie brata bliźniaka.

- Dlaczego?

Bob zmartwił się. Splótł palce i wreszcie wykrztusił:

- Kiedy byłem dzieckiem, mój ojciec znęcał się nade mną. Żeby sobie ulżyć, zrobiłem brata bliźniaka. Wszystko robiliśmy razem, jak prawdziwi bracia. Potem doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. Pochłonąłem go. Mój brat miał na imię Hieronim, ale był wymyślony i nie potrafił mi pomóc.

- Naturalnie.

Serafin popatrzył na dokumenty Boba i przeniósł na niego wzrok. Pacjent dopiero teraz zauważył, że lekarz ma ciemne, brązowe oczy.

- Piękne - uśmiechnął się lekko.

- Co? - zdziwił się Serafin.

- Pana oczy. Bardzo ładne.

- Dziękuję. Miło mi.

Psychiatra nieco się rozpogodził, co ucieszyło Boba.

- Czy to pomoże panu postawić diagnozę? - spytał.

- Tak, to było bardzo pomocne. Być może jeszcze cię o coś zapytam, ale nie teraz. Chyba już nawet wiem, na co cierpisz... Ale to za chwilę. Na razie możesz wracać do swoich kolegów. Bardzo ci dziękuję.

- Nie ma za co.

Panowie uścisnęli sobie ręce. Bob poszedł do swoich kolegów. Serafin usiadł i przejrzał swoje dokumenty, potem dla pewności zajrzał do książki ze wszystkimi chorobami psychicznymi, jakie zna medycyna. Postawił diagnozę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Dekaos Dondi 04.04.2020
    Beatko→To wszystko robi się coraz bardziej skomplikowane. I dobrze.
    Zresztą nic dziwnego, biorąc pod uwagę, miejsce akcji. Fajne dialogi. Takie naturalne i trochę... dziwne.
    I znowu urwane ciekawie. Pozdrawiam:)→5
    Czekam na ciąg dalszy:)
    "Nie było to coś, co pacjent szpitala psychiatrycznego chciałby usłyszeć"→no na pewno:)
  • Beatka 04.04.2020
    Wielkie dzięki :)
    A właśnie myślałam, ze dialogi wyjdą trochę sucho i sztucznie. Ale bardzo się cieszę, że ci się podoba :)
  • Bajkopisarz 08.04.2020
    „Chce ci pomóc, a”
    Chcę

    Bardzo ciekawy rozdział. Motyw z pokłóceniem się i zagrożeniem w postaci depresji jest świetny ? Podobnie jak rozważania o potrzebie lub nie posiadania partnerki oraz o sensie brata bliźniaka. Najlepsze jest to, że tak dobrze oddajesz pokręconą logikę szaleńca. To jest jednocześnie totalnie absurdalne, jak i niesamowicie konsekwentnie logiczne.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania