Przyjaciele
W miejscu domów były ogromne dziury. Wyglądało to tak, jakby w ziemię uderzyły meteoryty. Jednym budynkiem, jaki nadal tam stał, było jego lokum. Całkowicie nienaruszone.
Bob wzruszył ramionami i wszedł do swojego ogrodu, w którym rosły straszne chaszcze. Dwa domy jego najbliższych sąsiadów już nie istniały, ale on nic sobie z tego nie robił. Nawet nie pomyślał o ich dawnych mieszkańcach.
Wszedł do domu. W środku było dość ciemno, ale nie zapalił światła. Zamiast tego wszedł do salonu. Telewizor był włączony. Chyba się zepsuł, bo na ekranie bardzo szybko migało mnóstwo niewyraźnych obrazów. Bob znalazł pilota i wyłączył urządzenie.
Poczuł głód. Zajrzał do lodówki. Wyciągnął z niej paczkę mięsa i wrzucił je na patelnię. Patrzył na smażący się posiłek i przed oczami stanął mu jeden z jego sąsiadów. Uśmiechnął się.
Kulturalnie zjadł mięso i otarł twarz chusteczką. Rozejrzał się za swoim kotem, ale nigdzie go nie widział. Pewnie poszedł coś upolować. Albo siedzi w chłodni w piwnicy. Bob wzruszył ramionami i wyszedł z domu.
Wcześniej nie miał czasu tego zrobić. Poszedł na miejsce, w którym niegdyś stała restauracja. Pracował tam jako kucharz. Obecnie zamiast budynku były tam tylko ruiny.
Bob wszedł do starej kuchni. Był tam jeszcze dach, ale dosłownie się rozsypywał. Dawny kucharz jakby tego nie zauważał. Otworzył brudną, również rozpadająca się lodówkę, zaczął wyjmować woreczki z zimnym, wcześniej przesmażonym mięsem i układał je na podłodze. W sumie miał ich 15.
- Świetnie! Trzeba tylko odgrzać - powiedział zadowolony Bob.
Włożył wszystkie worki z mięsem do dużej reklamówki i wyszedł z rozpadających się ruin restauracji. Pomyślał o swoim dawnym szefie i koledze z pracy i uśmiechnął się.
Wrócił do domu, mijając po drodze puste dziury. Nigdzie nie było ani jednej osoby, nawet muchy nie latały. Było strasznie cicho. Było tak cicho, że aż bolały uszy. Bob miał wrażenie, że porusza się po dźwiękoszczelnym pomieszczeniu.
Wszedł do domu. Tam też było cicho. Ta cisza wręcz krzyczała. Nawet kot, siedzący na podłodze przed drzwiami wejściowymi, nie wydawał z siebie żadnych odgłosów. Oblizywał się, co znaczyło, że właśnie spożył obfity posiłek.
Pewnie obiad. Chociaż, co za różnica? Bob już nie liczył dni. Nie myślał o tym, czy jadł śniadanie, czy kolację. Po prostu jadł. Nie wiedział, czy jest ranek, czy wieczór. Po prostu żył. W dziwnej rzeczywistości, w której nie było miejsca na zastanawianie się nad porą dnia czy posiłkiem. Gdy był głodny, jadł. Gdy był śpiący, szedł spać. Gdy się budził, wstawał. Nie miał określonego planu dnia. On nie istniał. Bob po prostu żył i funkcjonował. W świecie, w którym nie było miejsca dla nikogo innego.
Czas nie istniał.
Bob zszedł do piwnicy. Otworzył wrota chłodni i wszedł do środka. Cisza otoczyła go ramieniem, jak najlepszy przyjaciel. Tak, to byli jego przyjaciele. Cisza. Samotność. Mięso. Strach. Ten ostatni to taki kolega, z którym czasem się widuje. Mówią sobie ,,cześć" i chwilę gadają. Jak to koledzy.
Bob włożył do wielkiej lodówki woreczki z mięsem i usiadł przy białym stole. Mięso. Jego jedyny posiłek. Miał go pod dostatkiem. Nawet, gdyby mu zabrakło, bez najmniejszego problemu mógłby zaopatrzyć się w nowe zapasy. To było proste jak drut. Ale też było jego sekretem.
Wyjął ze schowka pod stołem gotową, zimną przekąskę. Miał w zamkniętym pojemniku pyszne, przyprawione mięso na lunch. Czy co tam teraz było.
Otworzył opakowanie i zabrał się za jedzenie. Poczęstował też kota. Pomyślał o swoim przyjacielu, Patryku. Mieszkał niegdyś obok niego. Chodzili razem dosłownie wszędzie. Bawili się, odwiedzali parki rozrywki, kina. Wszędzie i zawsze razem.
Bob uśmiechnął się.
Komentarze (14)
Ale mnie zainteresował inny szczegół – ruiny, zawalona restauracja, stara lodówka. I prąd, który dostarczany jest bez problemu nawet do zrujnowanych budynków. Jak to możliwe?
To byłoby fajnie, jako większa część. :)
To by się świetnie nadawało na początek filmu...
a później... cały film, byłby o tym, jak doszło do tej sytuacji i co było przedtem z Bobem.
Przeważnie codzienne czynności, w niecodziennych okolicznościach, wyglądają... dziwnie
Może byś Napisała, co było przed? Warto by było.→Pozdrawiam:)→5
No wiesz... chodzi o kontrast do tego, co wydarzy się później... ale to już od Ciebie zależy co wymyślisz:))
Tak sobie tylko pomyślałem... więc napisałem:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania