Poprzednie częściSłodka Idiotka - rozdział 1 i 2

słodka idiotka - rozdział 9

9.

Halo! Ja w sprawie pracy.

Jakiej pracy pani szuka?

Tej z ogłoszenia.

A, tak, już wiem o co chodzi. Zapraszam na spotkanie jutro o piętnastej.

Nie dałoby się już dzisiaj?

Hm, dobrze. O której pani będzie?

 

I tak umówiłam się na rozmowę w sprawie pracy i mieszkania. Niby wielki sukces. Ale jaki to sukces kiedy ja jestem tu, a praca jest tam. Dokładniej mówiąc muszę jak najszybciej przejechać trzysta kilometrów. Pewnie myślicie, że mi się nie uda. Ja wtedy też tak myślałam. Ale na tym samym rynku, na którym ja przed chwilą skończyłam pić niby kawę, zatrzymał się autokar. Zebrałam się najszybciej jak tylko było to możliwe i pobiegłam w stronę tego pojazdu. Drzwi były zamknięte. Kierowcy nigdzie nie było widać. Stałam więc czekając na kogokolwiek. Okazało się, że czekałam na marne. Bo w rzeczywistości choć kierowca jechał w kierunku, na którym mi zależało, nie mógł mi pomóc. „Wie pani, nas obowiązują pewne przepisy. Ja z wycieczką jadę.” Coś tam jeszcze mówił, ale ja nie słuchałam. Nie, to nie! Porządny się znalazł! Ciekawe czy tam na trasie choć przez chwilę pomyślał o młodej kobiecie, której odmówił pomocy. A może był dumny z siebie. W końcu jakby nie patrzeć na tą całą sytuację, porządny z niego pracownik. Nie wiem czy porządny człowiek, ale pracownik na pewno. Na szczęście nie był jedynym kierowcą z autobusem odwiedzającym to miejsce. Nie upłynęło nawet dziesięć minut jak na horyzoncie pojawił się kolejny pojazd. Od razu podbiegłam. „Jedzie pan może w kierunku południowym?” – zapytałam. Akurat znajdowałam się mniej więcej – a więcej niż mniej – w centrum polski. Porządny człowiek zgodził się zabrać mnie tam, gdzie potrzebowałam. Mam nadzieję, że nie będzie miał z tego powodu problemów. Siedząc w autokarze pełnym emerytów było mi wstyd. Oni tyle już przeszli w życiu. Wśród nich było wiele par. Swoją drogą ciekawe, czy pary te są razem od młodych lat, czy też może niedawno się spotkali? Oczywiście ci, którzy siedzieli blisko mnie, próbowali zagadać. Pytali o różne rzeczy. Ale mi było wstyd. Wstydziłam się mojej przeszłości, moich decyzji, mojego ja. Większość czasu spałam lub udawałam śpiącą. Gdy dojechałam na miejsce a autokar odjechał, dotarło do mnie co się stało. Byłam sama w obcym miejscu. Ze sobą miałam tylko kilka rzeczy w torbie średniej wielkości. Na szczęście na koncie miałam oszczędności. Gdyby nic nie wyszło z tej pracy, wykupię kilka noclegów i wrócę. Tylko czy będzie do czego?

W notesie zapisałam adres. Pokazałam go pierwszej napotkanej osobie. Była nią przemiła kobieta z dwójką łobuziaków w wieku około 4 i 6 lat. Okazało się, że do schroniska w który miałam pracować musiałam iść jeszcze około godzinę na piechotę. Nie zniechęcałam się jednak. Widoki były tak piękne, że droga mimo wszystko nie dłużyła mi się. Kilka razy zatrzymałam się tylko po to, by spojrzeć na drzewa. Nigdy nie pomyślałabym, że taki mieszczuch jak ja będzie rozpływał się na widok górskich krajobrazów. Chociaż mieszczuchem stałam się dość późno. Wychowałam się przecież w niewielkiej wiosce. Moje pierwsze lata dorosłego życia również tam spędziłam. Jednak tam nie było tak samo jak tu. A może to ja nie byłam już taka sama? Dlaczego nigdy nie wybrałam się w takie miejsce na urlop?! - ganię samą siebie nie mogąc jednocześnie uwierzyć, że tak późno odkryłam w sobie wrażliwość na piękno natury. W domu, zarówno tym pierwszym jak i tym drugim, nigdy nie miałam kwiatów. Nawet jeśli jakiś dostałam w formie prezentu, usychał po kilku tygodniach.

W końcu dotarłam na miejsce. Po drodze minęłam kilka jednorodzinnych domków. Przy każdym stał przynajmniej jeden budynek gospodarczy i kilka rolniczych maszyn. Ale ten dom odróżniał się już na pierwszy rzut oka. Nie był wysoki. Parter plus jedno piętro. Był natomiast dłuższy od tych, które widziałam do tej pory w okolicy. Miał dużo okien i nie był ogrodzony. Weszłam nieśmiało do środka. Pusto. Nikogo nie ma. Podchodzę do biurka, na którym jest napis „RECEPCJA”. Stoję i czekam. Nie widzę dzwonka, ani żadnego innego przedmiotu, którym mogłabym przywołać obsługę. Czekam kilka minut powoli tracąc cierpliwość. Może nie stałam tam długo, ale byłam zbyt zmęczona, by móc czekać dłużej. Nagle podbiega do mnie młoda, na oko dwudziestopięcioletnia kobieta. Włosy ma koloru blond, naturalne, nie farbowane, związane w tak zwany kucyk, lub koński ogon. Jak kto woli.

Dzień Dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała

Byłam umówiona w sprawie pracy. Dzwoniłam dzisiaj.

Pani chyba się spóźniła. Szefowa coś wspominała. Czekała na panią. Pojechała do domu jakieś dwie godziny temu.

Proszę do niej zadzwonić. Przebyłam długą drogę. Nie mam się gdzie podziać. Miałam obiecane mieszkanie w ramach kontraktu.

Mieszkanie to złe określenie – prychnęła – raczej pokoik. Zaraz wszystko wyjaśnimy.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • KarolaKorman 15.03.2015
    Wers dialogowy zaczynamy od myślnika, więc pięć ostatnich zdań tak powinno być zaczęte.Przed który i a stawiamy przecinek, a cała reszta jest super. Zostawiam 4 :)
  • BreezyLove 15.03.2015
    Co do błędów zgadzam się z przedmowczynią :) oprócz tego jest jak najbardziej w porządku, 4 :)
  • qrasnaleq 15.03.2015
    Dzięki za wszelkie uwagi. Są dla mnie bardzo ważne. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania