Poprzednie częściSpróbuj mi zaufać [1]

Spróbuj mi zaufać [5]

Rozdział czwarty

Chodziłam, a właściwie włóczyłam się po centrum handlowym. Jakimś cudem, udało mi się dojechać do niego samochodem, po drodze nie powodując żadnej kolizji; dziwnie się czułam, siedząc za kierownicą bez instruktora przy boku. Oglądałam wystawy i nie mogłam się na nic zdecydować, wszystko wydawało mi się nieodpowiednie. Parę rzeczy wpadło mi w oko i mogłam wziąć je wszystkie bez strachu, że może braknąć mi pieniędzy, ale sama nie wiedziałam, czego chcę. Właśnie przechodziłam obok kolejnego sklepu, gdy usłyszałam, jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się za siebie i zobaczyłam drobnej budowy dziewczynę, która biegła w moją stronę. Od razu ją poznałam, wyszła z ośrodka dwa miesiące przede mną.

-Cześć – wydyszała, gdy w końcu udało jej się mnie dogonić – co ty tutaj robisz?

Wzruszyłam ramionami, wciąż się w nią wpatrując. Nigdy nie miałyśmy zbyt dobrego kontaktu, ale gdy już miałyśmy okazję porozmawiać ze sobą, zawsze miałyśmy wspólny temat do rozmowy. Dlaczego więc teraz, nie miałabym z nią porozmawiać i dowiedzieć się, co u niej? Miałam szczerą nadzieję, że nie wróciła do swojej profesji, tylko zerwała z przeszłością.

-Wybacz, ale nie słyszałam – odburknęłam, lekko się uśmiechając – wczoraj wyszłam na wolność i postanowiłam to jakoś uczcić.

W odpowiedzi pokiwała głową i przeczesała palcami swoje piękne, długie hebanowe włosy. Zawsze jej ich zazdrościłam. Uważałam, że gdybym miała takie włosy, nigdy w życiu nie spięłabym ich w koński ogon. Dodawały jej uroku.

-Fajnie – odparła, mierząc mnie spojrzeniem – kupiłaś już coś fajnego? Ja niedawno przyszłam i rozglądam się w poszukiwaniu czegoś, co przyciąga spojrzenie.

Na końcu języka miałam uwagę, że prawie każda rzecz przyciąga uwagę, ale nie każda jest jej warta, ale postanowiłam odpuścić. Postanowiłam być miła.

-Opowiadaj co u ciebie – zmieniłam temat – odnalazłaś się już na wolności?

Energicznie pokiwała głową, oczy jej rozbłysły i już właściwie wiedziałam, co za chwilę mi powie. Była ładna, bystra i naprawdę inteligentna; a wpakowała się w takie gówno, z którego nie chciała wyjść. Co z nią było nie tak?

-No oczywiście – odparła z dumą – chłopcy bardzo się za mną stęsknili. Ja za nimi również. Wróciłam do interesu.

Pokręciłam z dezaprobatą głową. Nie mogłam uwierzyć, że po tym wszystkim znów wróciła do najstarszego zawodu świata. Przecież była starsza ode mnie zaledwie rok, gdyby tylko chciała, mogłaby spokojnie rozpocząć nowe, lepsze życie; a zamiast tego, powróciła do staczania się na samo dno. Nagle zrobiło mi się tak cholernie przykro.

-Naprawdę? – zapytałam z odrazą – jak możesz nadal to robić?

Nie chciałam jej umoralniać ani wchodzić na sumienie. To nie leżało w mojej gestii, mi zależało jedynie na zrozumieniu jej podejścia do świata. Wciąż pamiętałam, jak patrząc w oczy naszemu opiekunowi, zarzekała się na własną matkę, że już nigdy do tego nie wróci. To było potwornie trudne i ciężkie.

-Może ja to lubię? – w jej oczach pojawiły się łzy – nie oceniaj mnie, proszę. Wiem, że miałam z tym skończyć i przez pierwszy tydzień szukałam normalnej legalnej pracy, ale gdy tylko słyszeli o poprawczaku, nikt nie chciał ryzykować. Ty masz bajkowe życie, nic cię nie obchodzi – na moment zawiesiła głos – a moi rodzice siedzą za granicą i mają mnie gdzieś. Nawet, jak ostatnio chciałam wyjechać do nich, to nie chcieli słyszeć o tym. Zrozum, oni mnie przekreślili.

 

Rozmowa z Igą dała mi do myślenia. Wracając do domu, postanowiłam jej pomóc. Wzięłam od niej numer telefonu i powiedziałam, że będę do niej dzwonić, gdy tylko uda mi się coś zdziałać. Widziałam ulgę przechodzącą przez jej twarz. Choćbym miała jej co miesiąc przelewać określoną kwotę na konto, nie pozwolę, by wróciła na ulicę.

-Cześć tato – zawołałam do telefonu, gdy tylko odebrał – mam do ciebie sprawę.

Po drugiej stronie panowała cisza i mogłabym się założyć, że właśnie teraz obraca w palcach długopis i czeka, aż powiem coś więcej. Potem zaczerpnie głęboko powietrza, wyciągnie papierosa z paczki i wsadzi go sobie za ucho, nerwowo przy tym poprawiając.

-Chodzi o moją koleżankę Igę – zaczęłam – wiem, że masz w firmie coś takiego, jak program na start dla młodych ludzi, którzy chcą zacząć od zera. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że mówię ci o tym w ostatniej chwili i ...

-Niech jutro do nas przyjdzie – przerwał mi w połowie zdania – ufam, że wiesz, co robisz?

Pokiwałam potakująco głową. Byłam zdeterminowana jak rzadko kiedy. Jeżeli miałam okazję zrobić, coś dobrego, dlaczego więc nie spróbować? Dla mnie to nie było nic wielkiego, a jej mogłam uratować życie.

-Tak – szepnęłam – dziękuję.

Zanim zdążył odpowiedzieć, rozłączyłam się. Więcej szczegółów i informacji udzielę mu w domu. Na razie wystarczyła mi jego zgoda i poparcie.

 

Leżałam w swoim pokoju na łóżku i zastanawiałam się co dalej. Nie miałam kompletnie żadnego pomysłu na siebie i nie bardzo wiedziałam, co mam robić. Gdybym powiedziała, chociaż słowo o pójściu do pracy, Bruno od razu wciągnąłby mnie do swojej firmy, ale nie uważałam, by to był dobry pomysł – nie chciałam być traktowana, jak protegowana. Chciałam mieć takie same szanse na osiągnięcie sukcesu jak inni. Tylko ja nigdy nie będę, jak inni; już do końca życia będzie ciągnęła się za mną moja przeszłość.

-Marika - tata delikatnie zapukał do drzwi i nie czekając na pozwolenie, wszedł do środka – wszystko w porządku?

Usiadłam na łóżku po turecku i pokiwałam głową w odpowiedzi. Nie chciałam mówić mu o swoim braku planu na dalszą przyszłość. Gdybym tylko odważyła się na szczerość, od razu zacząłby mnie zachęcać do współpracy z nim.

-Tak – odparłam – dlaczego pytasz?

Usiadł delikatnie na brzegu łóżka i z westchnięciem popatrzył na mnie.

-Jesteś smutna – to było zdecydowanie stwierdzenie – chcesz ze mną o czymś porozmawiać?

Przez moment zastanawiałam się, czy jednak nie podzielić się z nim swoimi obawami i lękami o swoją przyszłość, w końcu zawsze mi pomagał, mogłam na niego liczyć i zwierzyć się ze wszystkiego – był w końcu moim tatą, ale szybko odrzuciłam od siebie tę myśl.

-Nie – pokręciłam przecząco głową – ale dziękuję za troskę.

Bez słowa wpatrywał się we mnie, po czym uśmiechnął się lekko i spuścił wzrok na swoje wypielęgnowane dłonie.

-Jesteś moją ukochaną córeczką – czułam, że chce mi powiedzieć coś ważnego – niezależnie od decyzji, jaką podejmiesz w związku z twoim dalszym dorosłym już życiem, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. Ty, Klara i mama jesteście całym moim życiem. Kocham was.

Do moich oczu napłynęły łzy. Bruno nie był wylewnym człowiekiem i rzadko mówił o uczuciach, dlatego zawsze, gdy już się zdobywał na wyznania, coś ściskało mnie za serce. Mogłam być dumna z faktu, że jest moim ojcem.

Reszta wieczoru minęła mi spokojnie. Gdy szłam do łazienki, wziąć prysznic do moich uszu doleciały charakterystyczne odgłosy dochodzące z sypialni rodziców. Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami. Niemal natychmiast wróciłam wspomnieniami do pierwszego wieczoru spędzonego w ośrodku.

 

***

Siedziałam w salonie, który był ogólnodostępny i czytałam książkę, gdy usłyszałam, jak ktoś wchodził do pomieszczenia. Nie podniosłam nawet głowy do góry, zobaczyć kto to mając nadzieję, że szybko wyjdzie, a ja zostanę sama.

-Co czytasz? – usłyszałam zaciekawione pytanie – musi być naprawdę interesujące, skoro nawet nie podniosłaś głowy do góry.

Uśmiechnęłam się sama do siebie, wciąż ignorując intruza. Chociaż znałam go zaledwie jeden dzień, doskonale wiedziałam, do kogo należy ten głos; od niego cierpła mi skóra.

-Książkę – odparłam po dłuższej chwili, obracając kartki – wiem, że jest późno, ale nie mogłam zasnąć.

Poczułam, jak siada przy mnie i kładzie mi rękę na kolanie. Strzepnęłam ją, wciąż odrobinę zażenowana swoją zbytnią śmiałością na początku naszego poznania.

-Możesz tutaj siedzieć nawet przez całą noc – znów położył mi dłoń na kolanie – pod warunkiem, że będziesz grzeczna.

W jego ostatnim słowie wyczułam podtekst, a treść znajdująca się na papierze przestała mnie interesować. Postanowiłam podjąć grę.

-A jak bardzo – mruknęłam – mam być grzeczna?

W odpowiedzi zaśmiał się i przesunął dłoń niebezpiecznie w górę. Na swoim ciele poczułam ciarki; działał na mnie i był cholernie pociągający.

-Sama mi powiedz – zdjął dłoń z mojego uda i przeniósł ją na kark, delikatnie wodząc palcami po nim – chyba czytałaś regulamin?

Mówił do mnie lekko ściszonym głosem, sprowadzając go niemal do uwodzicielskiego szeptu. Udając, że nadal czytam, przewróciłam stronę i przygryzłam dolną wargę; walcząc sama ze sobą, by teraz nie patrzeć na niego. To mogłoby się źle skończyć.

-Czytałam – odparłam, lekko odchylając głowę na bok – drukowanymi literami napisany jest zakaz wchodzenia w bliższe relacje z wolontariuszami.

Poczułam, jak policzki zaczynają piec mnie żywym ogniem. Ta rozmowa powoli schodziła na coraz bardziej niebezpieczne tory.

-A mama – szepnął mi do ucha – nie nauczyła cię jeszcze, że zasady są po to, aby je łamać?

Przegrałam sama z sobą. Odwróciłam twarz w jego stronę i popatrzyłam mu w oczy. Widziałam w nich pożądanie i pragnienia dojrzałego mężczyzny. Chciał tego samego, co ja.

-Nie – również szepnęłam – za to nauczyła mnie, że nie rozmawia się z obcymi.

W odpowiedzi wstał z kanapy, a ja poczułam się dziwnie. Nagle zabrakło mi ciepła bijącego z jego rozgrzanego ciała. Byłam pewna, że powiedziałam lub zrobiłam coś nie tak, skoro nagle po prostu wstał, a jeszcze przed chwilą byliśmy tak blisko.

-Miłosz – podał mi dłoń z uśmiechem – a ty jak masz na imię?

Śmiejąc się, podałam mu swoją rękę.

-Marika – odparłam – miło cię poznać.

Na powrót znów siadł przy mnie i dotknął palcem czubka mojego nosa. Zdecydowanie kontakt fizyczny z jego skórą, nie był dobrym pomysłem. Odczuwałam coraz większą ochotę na wszystko, co było niedozwolone, a przecież nie byłam panienką lekkich obyczajów.

-Czy teraz już możesz ze mną rozmawiać? – przywrócił mnie do rzeczywistości – skoro zapoznanie mamy za sobą?

Kiwnęłam głową na znak zgody i odłożyłam książkę na bok. Nawet nie pamiętałam, w którym momencie skończyłam czytać; on pochłonął całą moją uwagę.

-Odprowadzisz mnie do pokoju? – patrzyłam mu w oczy – w regulaminie było napisane, że wieczorami personel odprowadza kręcących się jeszcze wychowanków do ich sypialni.

Bez słowa wstał z kanapy i podał mi swoją dłoń, którą przyjęłam z wdzięcznością. Gdzieś w głębi siebie czułam, że nie spędzę tej nocy sama. I niewiele się pomyliłam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania