Poprzednie częściTylko on, ona i motocykl - Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Tylko on, ona i motocykl - Rozdział 12 - Świadectwo wojny

(Cześć! Zgodnie z obietnicą, powróciło moje pierwsze opowiadanie, plus pracuję obecnie nad trzecim, którym planuję wkrótce się podzielić z Wami... Jednocześnie uspokajam tych, którzy czekają na kolejny rozdział "Touchdown'a". Nie porzucę tego opowiadania! Muszę tylko się zastanowić jak dalej je pokierować. No, to w sumie tyle z ogłoszeń. Miłego czytania! :-) )

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Manhattan, Nowy Jork, rok 2001

 

Cesar siedział w pokoju konferencyjnym Ridersów i czekał aż reszta jego braci się pokaże. Miał już dość tego, że Fallen Angels panoszą się po jego mieście, a oni nic z tym nie robią. Planował iść ze swoimi arcywrogami na otwartą wojnę. Za długo już pozwalał aby osoby, które w jego mniemaniu wyrządziły krzywdę jego córce, szlajały się po Nowym Jorku bezkarnie. Nie, on zamierzał dać im nauczkę i raz na zawsze wymazać ich z tego świata. Czekał niecierpliwie aż Meathook wróci z resztą braci do pomieszczenia i zapalił wielkie cygaro, które znajdowało się na półce za jego głową. Po kilku minutach pozostali motocykliści weszli do środka i usiedli na przypisanych miejscach. Cesar odłożył cygaro do popielniczki na stole.

— Bracia! – zaczął swoją przemowę głosem generała armii. — Nie wiem jak Wy, ale ja mam już dość obecności pewnych ludzkich spierdolin w Nowym Jorku! Chyba nie muszę mówić kogo mam na myśli…

— ANGELSÓW! – krzyknęli zgodnie wszyscy zebrani.

— Dokładnie! Dlatego podjąłem bardzo ważną decyzję, którą usprawiedliwiam nie tylko tragedią, jaka dotknęła moją biedną córkę… ale także śmiercią naszego brata Beefy Earl’a… Koniec pierdolenia się z tymi udającymi motocyklistów skurwysynami z Jersey City! Od tej pory wkraczamy w stu procentach na wojenną ścieżkę! Widzimy kogoś z nich, zabijamy! Przejeżdżamy obok ich rudery, ostrzeliwujemy ją! Obecność świń nie jest żadną wymówką! Angelsi mają zniknąć z tego miasta RAZ NA ZAWSZE!

Słowa Cesara wywołały wiwat u większości zebranych, ale niepokój u jednej osoby… był nią X, który sprawiał wrażenie jakby to postanowienie było mu bardzo nie na rękę. Na szczęście dla niego, przez chaos panujący w pokoju nikt tego nie zauważył. Poprawił swoją czapkę oficerską i słuchał dalej prezesa Cursed Riders.

— Żeby pokonać tych jebanych skurwieli, musimy być zaopatrzeni w dużą ilość broni i amunicji. Na szczęście są w tym mieście takie osoby, które z wielką chęcią nam je dostarczą w zamian za inne dobra… Pretty Boy, oddaję Tobie głos! – powiedział do swojego brata i rozsiadł się na krześle, podczas gdy motocyklista o oszpeconej połowie twarzy wstał i poczuł na sobie wzrok wszystkich w pomieszczeniu.

— Ok, bracia! – zaczął. — Tak jak powiedział Cesar, będziemy musieli się poważnie uzbroić na wojnę z naszymi arcywrogami. Dlatego więc zawarłem delikatny pakt o nieagresji z tymi małpoludami z gangu Panthers. Może to są czarnuchy, ale siedzą na dużym stosie broni, którą chętnie byśmy wykorzystali na Angelsów, a proste zabranie im jej skończy się fiaskiem, gdyż… no cóż, może i jesteśmy rasą panów, ale to oni mają lepsze pukawki. Dlatego więc wynegocjowałem układ, który zakłada, że Panthersi będą nas zaopatrywać w broń palną w zamian za wyprodukowane przez nas dragi! Ale spokojnie! Jak tylko rozjebiemy Angelsów, Panthersi staną się naszym głównym celem! Nie będzie czarnuch brudził amerykańskiej ziemi!

Zebrani znów zaczęli wiwatować, a Cesar uderzył młotkiem o stół na znak, że koniec spotkania. X opuścił pomieszczenie jako ostatni, gdyż musiał gdzieś zadzwonić… w międzyczasie na dole Meathook i Greaser rozmawiali między sobą podczas pracy przy swoich jednośladach.

— W końcu jakaś zajebista decyzja ze strony Cesara, co? – spytał oficer drogowy Ridersów.

— Amen, bracie! – przytaknął mu ze śmiechem Meathook. — Już nie mogę się doczekać, żeby ich powystrzelać jak kaczki na polowaniu! No i chętnie dopadnę tą szmatę, która zrobiła z nas idiotów parę lat temu, pamiętasz? – spytał.

— Jak mógłbym zapomnieć?! – odpowiedział Greaser i zrobił się wściekły. — Nos mnie boli na samo wspomnienie. Jak ją dorwę, tak jej zmasakruję mordę łomem lub lewarkiem, że nie pozna jej nawet ten fagas, który pomógł jej uciec! Dobrze, że Cesar w końcu postanowił przestać się z nimi pierdolić! I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od jego córki…

—Taa, ja też nie mogę w to uwierzyć, chociaż podobno tu też inne rzeczy zawarzyły… No nic. Ciekawe ile zajmą nam te zbrojenia…

 

Miesiąc później… Jersey City, Nowy Jork

 

— Evie, pamiętasz jak miesiąc temu rżnęłaś się z Ryanem przy wszystkich? – zaśmiała się Amy, podczas gdy obie dziewczyny pracowały za barem i słuchały Zero Signal autorstwa Fear Factory z głośników w siedzibie klubu. Wielu Angelsów wciąż pamiętało jak nie tak dawno temu Evelyn i Ryan dali prawdziwy pokaz napędzanego alkoholem seksu. Motocykliści patrząc na nią uśmiechali się do niej, puszczali jej oczko lub dawali jakieś złośliwe komentarze, co drażniło dziewczynę i wprawiało w niezręczność. Często zastanawiała się jak mogła AŻ TAK wyjść ze swojej małej strefy komfortu i bzykać się na oczach całego gangu… No i nie chciała tego przyznać, ale żałowała, że nie pamiętała tego szalonego stosunku, bo skoro „widowni” się podobał to musiało być zajebiście. Ryan również starał się obracać tą sytuację w coś pozytywnego. Nie z powodu swojego męskiego ego, ale raczej z faktu, że pewnie wyglądało to śmiesznie w jego mniemaniu.

— Weź nawet mi nie przypominaj… – spojrzała w dół zawstydzona dziewczyna. — Nie mogę uwierzyć, że alkohol pokierował mnie do czegoś takiego…

— Hej, powinnaś być z siebie dumna! Moim zdaniem uprawiałaś seks lepiej niż sama Jenna Jameson (1)! Nie widziałam tak zajebistego ruchania się odkąd razem z koleżanką rżnęłyśmy się z moim nauczycielem w-fu w liceum w zamian za miejsce w składzie cheerleaderek! – próbowała ją przekonać Amy, choć jednocześnie śmiała się głośno.

— Zaraz… – powiedziała zszokowana Evelyn i popatrzyła na przyjaciółkę. — Ty…?

— Nie pytaj… Długa historia, chciałam popularności w szkole, tego typu gówno. Gdybym mogła spotkać przeszłą siebie, wybiłabym sobie ten pomysł z głowy. Najlepiej pięścią lub gazrurką.

 

„OK, takiego wyznania nie spodziewałam się usłyszeć…”

 

— Kurwa… a nic nie było po Tobie widać… myślałam, że to Jolene jest klubową seksoholiczką… – w końcu wykrztusiła z siebie Evie.

— Zaufaj mi, kochana… żałuj, że nie chodziłaś ze mną do szkoły! Poznałabyś wtedy…

Ich rozmowę przerwał Ryan, który usiadł przy barze i pocałował swoją dziewczyną na powitanie.

— Hej, Kociaku! Hej, Amy! Jak tam robota? – spytał z uśmiechem.

— Hej, Ryan! W porządku, kolejny dzień z życia barmanki w siedzibie Fallen Angels… – odpowiedziała trochę cynicznie jego dziewczyna. — A co u Ciebie? Masz dzisiaj jakieś zlecenia od Coyote’a? – spytała, mając nadzieję, że nie. Miała ochotę spędzić z nim trochę czasu, a ostatnio jakoś nie było na to okazji, gdyż enforcer był ciągle zajęty dbaniem o klubowe interesy. Nie mogła jednak narzekać na nudę. Owszem, codziennie wykonywała tą samą robotę, ale przynajmniej mogła sobie posłuchać rozmów innych motocyklistów o ich starciach z policją i innymi gangami i wyobrazić sobie jak jej Ryan radzi sobie w tego typu sytuacjach. No i były jeszcze Amy, Judith i Jolene. Evie naprawdę się z nimi zaprzyjaźniła. Uważała je za osoby, którymi powinna być dla niej ta szmata Madison. No i była też Helen, którą uważała za swoją kochaną matkę, której od zawsze jej brakowało. Była surowa i nierzadko tresowała ją jak instruktor wojskowy z jakiegoś filmu o wojnie w Wietnamie, który kiedyś oglądała, ale i tak była ze sto razy lepszym wzorem do naśladowania niż kobieta, która ją urodziła.

— Tak, mam niestety… – zaczął motocyklista i zobaczył rozczarowanie w oczach Evelyn. — … ale wyluzuj, to tylko szybkie zebranie kasy z miejsc, gdzie prowadzimy interesy. Potem będziemy mieli czas tylko dla siebie. – dodał i puścił jej oczko.

 

„No i to rozumiem! Wreszcie spędzimy trochę czasu…”

 

— To zajebiście! A jedziesz sam?

— Nieeee, biorę kadeta do pomocy. Swoją drogą, nie mówcie mu tego, ale jutro zamierzamy dać mu gangowe barwy…

Mówiąc to, Ryan przypomniał sobie ile on musiał wycierpieć, żeby został pełnoprawnym członkiem Fallen Angels. O niektórych rzeczach, które był zmuszony robić, wolał zapomnieć. Nie chciał tego pokazywać Ratface’owi, ale czuł jego ból związany z próbą zasłużenia sobie na ten przywilej, choć uważał, że młody kadet ma lżej niż on podczas swojego okresu próbnego. Nie było jednak czasu na wspominanie. Trzeba jak najszybciej pozbierać utarg z minionych interesów. Poszedł zatem po Ratface’a i oboje opuścili siedzibę klubu, wsiedli na motocykle i ruszyli w stronę miejsc, skąd leciały pieniądze dla Angelsów. Ratface martwił się przez całą drogę, że pełnoprawny członek Angelsów znowu będzie zmuszał go do wykonywania jakichś męczących czynności na miejscu, ale ku jego zdziwieniu Ryan okazał mu empatię i kiedy byli na miejscu, kadet nie musiał nic robić poza rutynowym sprawdzeniem czy pracownicy fabryk narkotykowych nie obijają się w robocie.

— Melduję, że wszyscy pracują jak należy, panie Evans! – oznajmił w końcu Ryanowi po obadaniu wszystkich.

— Bardzo dobrze! – uśmiechnął się enforcer. — Dobra robota, kadet! Wiesz, spisałeś się na tyle dobrze, że Coyote na pewno Cię wynagrodzi!

Słysząc te słowa, Raftace wytrzeszczył oczy. Czy to możliwe? Czy w końcu zostanie pełnoprawnym członkiem Fallen Angels? Marzył o tym od dzieciaka, odkąd tylko zobaczył o nich dokument w telewizji!

— Ja… nie wiem co powiedzieć… – w końcu odpowiedział zszokowany, na co Ryan parsknął śmiechem.

— Spoko, młody, wiem jak się czujesz! W końcu każdy z nas był kiedyś kadetem! No dobra, jeszcze tylko sprawdzimy jak wytwórnia fałszywych dokumentów i fajrant! Jedźmy!

 

1 Police Plaza, Manhattan, Nowy Jork

 

Komisarz Stevenson i prokurator Victoria Morgan siedzieli w gabinecie i razem coś analizowali. Siostra Helen przeglądała akta należące do motocyklistów Fallen Angels, swojej siostry oraz Cursed Riders. Komisarz chciał ją wprowadzić w dalsze szczegóły swojego planu. Pani prokurator uznała go za drastyczny i radykalny, ale chęć odzyskania swojej siostry z rąk tych „bandytów” była silniejsza od jej moralnego kręgosłupa. Czytała właśnie bardzo dokładnie kartotekę Bobby’ego. Teczka mężczyzny była dosyć gruba, choć w większości były to tylko nieoficjalne przypuszczenia przestępstw lub coś, za co nie można było go aresztować na długi czas.

— Jebane bydlę, a nie człowiek… – warknęła do siebie. — Gdyby nie pojawił się w życiu mojej siostry, nasza rodzina wciąż byłaby cała! Ale nie! On ją ściągnął na złą drogę, a potem namówił do ucieczki z domu! Gdyby tylko wiedział jak nasza matka przez niego cierpiała! Wszyscy motocykliści są tacy sami! Zabierają człowiekowi wszystko, co kocha i niszczą mu życie!

— Pani Morgan, proszę się uspokoić… – powiedział łagodnym głosem komisarz Stevenson. — Ma pani stuprocentowe prawo do bycia wściekłą i mogę sobie tylko wyobrazić ogrom negatywów, jaki sprowadził na pani rodzinę Robert Baker i jego zatwardziały gang motocyklowy, ale obiecuję, że jeśli mój plan poskromienia tych bandytów zakończy się sukcesem, co jest bardzo prawdopodobne, spotka ich kara, a pani siostra zostanie… oczyszczona ze wszystkich zarzutów. – dodał z cwaniackim uśmiechem.

— Nie wiem jak panu dziękować, panie komisarzu! I przepraszam, powinnam coś zrobić z tymi napadami wściekłości. W końcu jestem prawnikiem… Chociaż powiem panu, że nie jestem pewna co do tego planu. Wydaje mi się taki… niecodzienny jak na operację policyjną. – odpowiedziała po uspokojeniu się Vickie. — Naprawdę mamy na razie po prostu… czekać?

— Zgadza się. Poczekajmy na razie na rozwój wydarzeń i dopiero wtedy zacznijmy poważniejsze działania. Kiedy wojna między motocyklistami osiągnie stan krytyczny i oba gangi zostaną przez nią osłabione, wtedy zakończymy obserwację ich i aresztujemy motocyklistów z Fallen Angels i Cursed Riders. A do tego czasu... obserwujmy ich poczynania i zobaczmy jak daleko to sięgnie. Rozumiem to zwątpienie w pani oczach, ale proszę mi uwierzyć: tak jak pani, jestem zwolennikiem nagięcia określonych zasad w imię większego dobra. Wiem o czym, mówię. Będąc na wojnie, sam musiałem… zrobić coś, za co moja moralność zapewne będzie dręczyć mnie do końca życia. Ale nieważne, porozmawiajmy o kwestii nagrania…

— No tak, to przeklęte nagranie… Nie chciałam tego powiedzieć na głos, ale jednak Helen nagrała mnie i grozi, że media tego posłuchają, jeśli będę ingerować. Gdybym tylko mogła zdobyć ten dyktafon w jakiś sposób…

— Proszę się nie przejmować tym nagraniem! – znów ją uspokoił Stevenson. — Na pewno udałoby się nam udowodnić, że słowa te były wypowiedziane w przypływie emocji! Poza tym, ma pani nieskazitelną opinię, więc nie sądzę, żeby te dziennikarskie głąby tak łatwo połknęły coś, co nagrała kobieta mająca na koncie pomniejsze konflikty z prawem. No i cały czas pracuję nad odzyskaniem tego nagrania tak na wszelki wypadek oraz mam tajną broń do walki ze spaliniarzami…

— Mówi pan o…

— Tak, mówię o pomocy, którą przedstawiłem pani na naszym ostatnim spotkaniu. Proszę się nie bać… w tej walce policji z przestępczością to stróże prawa zatriumfują… – powiedział komisarz i uśmiechnął się tajemniczo.

 

Południowy Manhattan, Nowy Jork

 

Ryan i Ratface wracali już do siedziby Angelsów po zebraniu kasy ze wszystkich miejsc, gdzie klub motocyklowy prowadził swoje nie do końca legalne interesy. Enforcer był zadowolony, bo nie tylko zyski okazały się być największe od kilku lat to jeszcze w końcu mógł spędzić trochę czasu z Evelyn. Przez ostatnie wydarzenia brakowało im tego, gdyż mężczyzna cały czas był zajęty sprawami gangu: a to musiał ochraniać jakiś koncert, a to trzeba było wziąć udział w potyczce z Ridersami lub Panthersami... no głowa mu pękała! I pomyśleć, że wstępując do Fallen Angels myślał, że czeka go luźne życie poza prawem. Rozmyślał tak sobie o swojej dziewczynie, gdy nagle przypomniały mu się jej słowa z ich „wakacji” w Los Angeles, a konkretnie to jedno pytanie, które wprawiło go w zakłopotanie…

 

„Co z Tobą? Chciałbyś mieć rodzinę?”

 

Ryan nie chciał tego okazać swojej dziewczynie, ale to pytanie wywołało u niego stan paniki i przerażenia. Członek gangu motocyklowego miałby się ustatkować i zostać ojcem?! Mowy nie ma! Nawet Bobby i Helen nie mają dzieci, a są małżeństwem. Według mężczyzny byłaby to katastrofa. Nie nadawał się na ojca, nie znosił dziecięcego płaczu i nie wiedział nic o wychowywaniu dziecka. Poza tym, jak ona sobie wyobraża wychowanie dziecka przez wyjętego spod prawa motocyklistę i jego dziewczynę? Po cichu miał nadzieję, że po jakimś czasie to zrozumie…

 

„ Kocham Cię na zabój, Kociaku… ale muszę gdzieś wytyczyć granicę. Ja ojcem, a Ty matką? Nie, to przepis na katastrofę. Nic dziwnego, że Coyote i jego żona są bezdzietni. Ciekawe czemu, w sumie. Może też się boją bycia złymi rodzicami?”

 

Jego myśli przerwała nagle grupka motocyklistów, która stanęła na drodze jemu i Ratface’owi. Już z daleka było widać kim byli gnoje, którzy ośmielili się przeszkodzić im w jeździe: Meathook, Pretty Boy i Tirpitz – gnoje z Cursed Riders. Ryan od razu zagotował się ze złości na ich widok.

— Sorka, frajerzy! Droga jest zamknięta! – powiedział ze złośliwym uśmiechem Pretty Boy. Reszta Ridersów również się uśmiechnęła, co zezłościło Ryana jeszcze bardziej. Nienawidził, kiedy te sukinsyny są takie zarozumiałe i szukają z nim zaczepki. Nie bał się ich i chciał, aby to oni przed nim odczuwali strach.

— Wam to się już ładnie odjebało w tych główkach, krzywe ryje! Wypad z tymi gruchotami, bo wykopię Was z powrotem do Cesara! – zagroził i zmierzył ich wzrokiem psychopatycznego mordercy. Ratface również próbował wyglądać groźnie i zaczął się przygotowywać na ewentualną potyczkę. I miał rację… Nagle Ridersi sięgnęli po coś do kieszeni. Ryan wiedział, że po broń palną…

— KADET! SPIERDALAMY! – krzyknął, po czym ruszył w przeciwną stronę, a Ratface za nim. Ridersi tylko się zaśmiali i oddali parę strzałów w stronę Angelsów, choć wszystkie chybiły. Niezrażeni odpalili swoje jednoślady i ruszyli w pogoń za swoją „zdobyczą”…

 

Jersey City, Nowy Jork

 

Evelyn udała się razem z Helen na mały spacer. Żona prezesa Angelsów chciała porozmawiać z młodą na osobności. Usłyszała jakieś… niepokojące rzeczy i postanowiła wyjaśnić dziewczynie pewne sprawy. Poza tym, przyda się mała poprawa więzów z dziewczyną jednego z motocyklistów.

— Więc mówisz, że podoba Ci się życie, które zaoferował Ci Ryan i klub motocyklowy Fallen Angels? – spytała z lekkim uśmiechem.

— Nawet nie wiesz jak, Helen! – odpowiedziała Evie z entuzjazmem. — Zawsze będę wielbić dzień, w którym poznałam Ryana! Tyle razem przeszliśmy… koncerty, melanże, jazda tym jego motocyklem rozmaitymi drogami… Kocham to życie!

— Wiedziałam, że to powiesz! Brzmisz dokładnie tak jak ja, kiedy byłam w twoim wieku i poznałam Bobby’ego! – roześmiała się żona Coyote’a. — Dobrze wiedzieć, że nie przeszkadza Ci to, czym zajmuje się Ryan. Wiele jego dziewczyn go opuściło przez to….

— Absolutnie nie! Sama nawet brałam z nim udział w takiej akcji, kiedy byliśmy w Los Angeles! Serce biło mi szybciej, ale nie boję się mokrej roboty. Poza tym, Ry odpowiednio o mnie zadbał po wszystkim…

— Tak jak miesiąc temu w klatce?! – powiedziała złośliwym głosem Helen, a Evelyn aż się zaczerwieniła.

 

„Ile razy jeszcze ludzie będą mi to wypominać?! A najgorsze jest to, że… chętnie bym to powtórzyła.”

 

— Tak… tak jak wtedy… – odpowiedziała w końcu. — Wiesz… nie wiem czy nie jest za wcześnie na takie gadanie… ale czuję, że on może być tym jedynym! Przy nikim nie odczuwam takich uczuć!

— Ryan na pewno czuje do Ciebie to samo! Chociaż powiem Ci, że to odważne stwierdzenie! Naprawdę planowałabyś z nim wspólną przyszłość? – spytała podejrzliwie Helen.

— Cóż, nie miałabym nic przeciwko… zwłaszcza, że on sam powiedział mi, że chciałby… – odpowiedziała Evie.

 

„Tak powiedział? To ciekawe…”

 

— To naprawdę miłe z jego strony! – stwierdziła żona prezesa Angelsów. — Ale dam ci dobrą radę jak matka dorosłej córce: NIE RÓBCIE SOBIE DZIECI. – dodała z powagą.

— Dla… dlaczego? Nie rozumiem… Myślisz, że nie bylibyśmy dobrymi rodzicami? – spytała Evelyn, próbując ukryć smutek.

— Kochana, oboje jesteście cudownymi ludźmi i przywaliłabym każdemu, kto twierdziłby inaczej… ale pomyśl o mnie i moim mężu… jesteśmy małżeństwem, kochamy się, ale jest powód, dla którego nie mamy żadnych dzieci. I nie jest to powód medyczny. To dziecko nie zasłużyłoby na takich rodziców…

Evelyn zrobiło się smutno. Owszem, rozumiała co Helen chce powiedzieć i miała trochę racji, ale nie chciała się z tym zgodzić. Chciała udowodnić kobiecie, że się myli i razem z Ryanem byliby wspaniałymi rodzicami. Ale zamiast tego, odchrząknęła i zmieniła temat.

— Wspomniałaś coś o byłych Ryana… czy one też miały takie perypetie z nim? Dlatego z nim zrywały? Przez to, co robi dla Fallen Angels? – dopytywała się dziewczyna.

— Dokładnie… nie pamiętam większości tych lafirynd, ale jedna wyjątkowo zapadła mi w pamięć… – wytłumaczyła Helen z obrzydzeniem.

 

„Niech zgadnę…”

 

— …Żaneta? – wtrąciła się Evie. Żona prezesa zdziwiła się. Chyba nie spodziewała się usłyszeć od niej tego imienia.

— Jak Ty…?! Tak! Ta przeklęta Polka! – powiedziała w końcu. — Ale… skąd wiedziałaś, że o niej mówię?

— No cóż… ostatnio strasznie zainteresowała się Ryanem i Angelsami ogólnie… Odwiedziła nawet siedzibę klubu po tych zamachach… – odpowiedziała dziewczyna, jednak chyba żałowała poruszenia tematu. Helen zrobiła się wściekła. Jakby miała jakieś nieprzyjemne wspomnienie z Żanetą…

— CO?! Ta gówniara była u nas, a ja nic nie wiem?! Czego ona chciała?! – zaczęła wypytywać oburzona kobieta. — Chyba wyraźnie dałam jej zakaz zbliżania się do budynku Angelsów!

— Helen, spokojnie… wszystko Ci wytłumaczę zaraz, tylko kontroluj się… – odparła dziewczyna, próbując ukryć przerażenie zachowaniem Helen.

 

„Wow, takiej reakcji nie spodziewałam się od niej… Czy Żaneta serio aż tak nabruździła w życiu Ryana i reszty? Muszę się dowiedzieć prawdy, a potem chyba czeka nas poważna rozmowa… Oj, Żaneta, lepiej, żebyś była w porządku…”

 

Gdy starsza kobieta trochę ochłonęła, Evie zaczęła wyjaśniać sytuację z Polką i dlaczego pojawiła się w siedzibie klubu w pierwszej kolejności. Helen w ogóle nie okazała dziewczynie współczucia.

— No i co z tego? Wielu ludzi zginęło tamtego dnia. Poza tym, ma tyle pieniędzy, że szybko zapomni o rodzicach. Tak jak zapomniała o Ryanie i tym, co dla niej niejednokrotnie zrobił… – powiedziała chłodno i wyciągnęła papierosa, którego zapaliła.

— Helen… o co, do diabła chodzi z Żanetą? – spytała Evie zaciekawiona sprawą.

— To historia na inny dzień, młoda. – odparła Helen. — A teraz chodźmy coś zjeść i wypić, bo nie jadłam lunchu…

 

Newport, Nowy Jork

 

Ryan i Ratface próbowali za wszelką cenę uciec goniącym ich Ridersom, ale nie dawali sobie rady. Tak jakby ścigający ich motocykliści wykuli się całej mapy Nowego Jorku na pamięć. Najbardziej zdeterminowany był Meathook, który z wielką chęcią chciał pomścić śmierć Beefy Earla. Angelsi nie chcieli odpowiadać ogniem, zważywszy na fakt, że miasto wciąż nie otrząsnęło się po zamachach z września i odgłosy strzałów przyciągnęłyby niepotrzebną uwagę. Nie mieli wyjścia, musieli uciekać. Ryan był tak skupiony na jeździe, że nie zauważył jak Greaser podjechał do niego od boku, a w jego ręce pojawił się… łom!

— To Twój koniec, frajerze! – wrzasnął nagle i wziął zamach. Ryan tylko odwrócił się w jego stronę i już miał pogodzić się z ogromnym bólem, jaki go czeka, gdy nagle między nich wjechał Ratface i przyjął uderzenie z łomu prosto na swoją twarz. Pretty Boy uderzył go tak mocno, że kadet Angelsów spadł z motocykla i przekoziołkował niecały kilometr po asfalcie. Motocyklista Ridersów na chwilę stracił równowagę, gdyż nie spodziewał się takiego obrotu zdarzeń. Ry tymczasem spojrzał się za siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył. Niestety, uwaga znów go zawiodła, ponieważ nie zauważył jak Tirpitz pojawił się po jego lewej stronie i uderzył go z całej siły kradzioną pałką policyjną w klatkę piersiową. Enforcer spadł ze swojego jednośladu i również przeturlał się niemały kawałek drogi. Ku jego zdziwieniu, Ridersi zamiast go dobić, skręcili w inną stronę i odjechali, wybuchając głośnym i okrutnym śmiechem, który odbijał mu się w głowie przez dobre parę minut. Mężczyźnie widziany obraz zaczął się rozdwajać i nagle stracił przytomność. Gdy tak leżał nieprzytomny, przed oczami malował mu się koszmarny obraz: znajdował się w jakimś długim korytarzu, którego końca nie mógł zobaczyć przez ogarniającą ciemność… zaczął biec przez niego i nawet nie zauważył, że czas leci jakby w zwolnionym tempie. Przeraził się nie na żarty, kiedy usłyszał płacz Evelyn, dobiegający z głębi korytarza. Mimo spowolnionego czasu, starał się biec coraz szybciej, a płacz i jęki jego dziewczyny stawały się coraz głośniejsze…

— Proszę! Nie zabijaj mnie! Ja nie chciałam! – krzyczała zapłakana Evelyn, podczas gdy motocyklista biegł jak najszybciej. W końcu znalazł się w jakimś pokoju i zauważył coś, co zmroziło mu krew w żyłach: Evelyn wydała z siebie głośny krzyk, podczas gdy Meathook strzelał do niej raz za razem z rewolweru.

— TY SKURWIELU! ZABIŁEŚ JĄ!!! – ryknął Ryan i rzucił się na Cesara, sprowadzając go do parteru. Gdy zaczął go dusić, nagle twarz Ridersa zamieniła się w twarz… Evie! Patrzyła na niego oczami pełnymi przerażenia.

— Ry… Cz…czemu? – jęknęła, po czym jej głowa opadła bezwładnie na podłogę. Ryan złapał się za głowę i krzyknął tak głośno jak tylko potrafił, gdy nagle opanowała go ciemność…

Motocyklista Angelsów w końcu się ocknął wydając z siebie zduszony okrzyk. Leżał na ulicy obok swojego jednośladu i najwidoczniej przechodnie nie zauważyli (albo mieli gdzieś) fakt, że mężczyzna leży na ulicy nieprzytomny. Zapewne wyszli z założenia, że „spaliniarz się schlał i wywrócił”. Ryan wstał trzymając się za miejsce, w które uderzył go Tirpitz, wsiadł na motocykl i po chwili namysłu postanowił, że rozpocznie poszukiwania Ratface’a. Nie mógł go jednak nigdzie znaleźć, choć bardzo dokładnie przeszukał miejsce, w którym dopadli go Ridersi. Przybity wrócił do siedziby z cichą nadzieją, że kadet wrócił samodzielnie. Ku jego zaskoczeniu cały gang Fallen Angels zebrał się w około na ulicy jakby obserwował coś, co jest pośrodku. Zaparkował swoją maszynę, zsiadł i podszedł zobaczyć co takiego przykuło uwagę wszystkich. Było to pokiereszowane i podziurawione ciało Ratface’a. Wyglądał jakby linczowano go cały dzień… Enforcer nie mógł uwierzyć własnym oczom.

— Ale… jak? – spytał z niedowierzaniem.

— Amy wyszła na papierosa i zauważyła jadącą furgonetkę Ridersów, z której wypadło ciało… sam widzisz kogo… – odpowiedział ponuro Coyote. — Ryan… co się, kurwa stało?

— Nie wiem! Meathook, Tirpitz i Greaser pojawili się z dupy i nas napadli! Próbowaliśmy się bronić, ale na darmo… Zwalili nas z motocykli, zaliczyliśmy twarde lądowanie, a dalej… nie pamiętam! Przepraszam, Bobby… – tłumaczył się załamany Ry.

— To nie Twoja wina… to ci… ci… Ridersi go zajebali! To już jest świadectwo wojny! – zagrzmiał prezes Angelsów. — Ryan… jedź do domu. Screwball odwiózł Evelyn do Ciebie, więc nie musisz się o nią martwić. – dodał już nieco spokojniej. Ryan tak też postąpił. Zaczął jechać w stronę swojego miejsca zamieszkania i jednocześnie starał się nie okazać żalu z powodu dzisiejszych wydarzeń. Przynajmniej w domu czekała na niego Evie, która zawsze będzie przy nim na dobre i na złe… Gdy wszedł do środka, dziewczyna od razu rzuciła się na niego z uściskiem.

— Ryan! Jesteś cały! Cholera, tak się martwiłam… – powiedziała przejęta. — Słyszałam, co się stało. Tak mi przykro z powodu kadeta… mam nadzieję, że się nie obwiniasz? – spytała siadając na kanapie

— Hej, kociaku… – powiedział ponuro po przytuleniu jej. — Oczywiście, że się obwiniam. Mogłem zrobić coś więcej… olać te patrole świń i ustrzelić skurwieli, ale tego nie zrobiłem. Ten dzieciak zginął przez moje tchórzostwo… mogłem zrobić więcej! – krzyknął załamany.

— Nie waż się… tak mówić. – zagroziła Evelyn. — Jego śmierć nie jest Twoją winą! Nie Ty go zabiłeś, tylko te parszywe fiuty z Cursed Riders!

— Te sukinsyny zginą! Chcą wojnę?! Damy im wojnę! Idziemy na prawdziwą wojnę z Ridersami! Zabijemy ich wszystkich… i ich rodziny… i każdego, kto z nimi współpracuje! Ratface… mieliśmy dzisiaj uczynić go pełnoprawnym członkiem Angelsów… miał przejść ostateczną inicjację… tak ciężko pracował… a zginął tak podłą śmiercią! – zagrzmiał motocyklista. Evelyn była w szoku. Nigdy nie widziała swojego faceta w takim stanie. Trochę ją to przerażało.

— Ryan, spokojnie… oni odpowiedzą za swoje, tylko musisz się uspokoić… – próbowała dotrzeć do niego dziewczyna. Motocyklista zauważył w jej oczach oznaki strachu przed nim i po chwili usiadł koło niej

— Wiem… przepraszam… – powiedział po wzięciu kilku głębokich wdechów. — To po prostu… boli mnie. Fallen Angels są dla mnie jak druga rodzina.

— Rozumiem Cię doskonale… – odpowiedziała Evie i przytuliła go. On odwzajemnił objęcie i pocałował ją.

— Kocham Cię, wiesz, Kociaku? – spytał, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiechm.

— Ja Ciebie też. – odpowiedziała szeptem.

Oboje zabili swój stres przyjemnym seksem, po czym udali się do łóżka. Gdy Evie leżała przytulona do swojego mężczyzny, zastanawiała się co dalej będzie z nią, Ryanem i Angelsami. Wojna z Ridersami to ostatnia potrzebna rzecz, ale jeśli Fallen Angels wezmą w niej udział, ona zrobi wszystko, aby im pomóc. Nawet, gdyby sama miała sięgnąć za spluwę.

 

1) Jenna Jameson - prawdopodobnie najpopularniejsza aktorka filmów pornograficznych w historii branży.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 15

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Pontàrú 01.04.2020
    Jeśli mówię o błędach czy może niedociągnięciach składniowych to chodzi o to:
    "ale chciała się z tym nie zgodzić". Ogólnie zdanie jest do zrozumienia ale lepiej zanegować w innym miejscu. "ale nie chciała się z tym zgodzić/pogodzić". Po prostu kwestia stylizacji. Tego typu krzaczki występują u Ciebie dosyć często. Nie jest to duży błąd ale po prostu tekst wygląda trochę lepiej jak się to poprawi. Ano i wydźwięk jest lepszy.
    Czytam drugi Twój tekst i kolejna strzelanina XD
    Jak zacząłeś opowiadanie od wypowiedzenia wojny, a potem napisałeś o tym że Ratface ma zostać członkiem gangu to już wiadomym było, że on zginie. No po prostu tylko czekać na ten moment także jego śmierć dla mnie była tylko potwierdzeniem teorii. Gdyby przeżył to wtedy można powiedzieć, że mnie zaskoczyłeś.
    Znów dam tak między 4 a 5 czyli w sumie 5 ale pamiętaj, że mam uwagi. Znów też nie wiem dlaczego masz takie niskie oceny. Ktoś ewidentnie trolluje.
  • TheRebelliousOne 01.04.2020
    Oczywiście, że ktoś mnie trolluje (i nawet wiem kto...)! Dzięki za te uwagi na początku, oczywiście nie jestem zły, że je masz. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że ktoś je wychwytuje, bo to znaczy, że naprawdę czyta moją twórczość :D Kolejna strzelanina? No cóż, akcja jest umiejscowiona w USA, after all XD Fakt, śmierć Ratface'a mogła być do przewidzenia, ale Ridersi MUSIELI kogoś zabić, żeby wybuchła prawdziwa wojna między gangami, a że drugą postacią był Ryan... no cóż, wybór był tylko jeden. Jeszcze raz dziękuję Ci za wychwycenie błędów i czytanie tego mojego tworu.

    Pozdrawiam :)
  • slawko00 01.04.2020
    W końcu wróciłem na opowi. Niestety nie czytałem całość, więc ocenie ten rozdział jako osobne opowiadanie. Jest w miarę ciekawe jak dla mnie, ale niestety nie moje klimaty, więc nie zabiorę się za inne. Błędy są. Dam 4. I mam taką radę. Nauczyłem się tego na Czarnych Diabłach. Jak tworzysz serię warto na początku opracować sobie finał i wtedy będzie Ci znacznie łatwiej cały środek opracować. To tak na marginesie, bo odczułem też w pewnym momencie, że nie masz pomysłu dokąd te wszystkie wydarzenia mają zmierzać.
    Pozdrawiam :)
  • TheRebelliousOne 01.04.2020
    Nie no, rozumiem, wiem, że nie każdy lubi opowiadania o gangach motocyklowych ;) Jakbyś jeszcze rozwinął kwestię błędów, byłbym dozgonnie wdzięczny, w końcu to moje pierwsze "profesjonalne" opowiadanie :) Jeśli chodzi o finał, zapewniam Cię, że jest on zaplanowany i wiem dokąd akcja ma zmierzać. Ja nie jestem jak połowa reżyserów z Netflixa. Mimo to, dzięki za radę, doceniam.

    Również pozdrawiam serdecznie :)
  • slawko00 01.04.2020
    TheRebelliousOne O błędach postaram Ci napisać jutro, gdyż dzisiaj chcę jeszcze dokończyć Nowy Wspaniały Świat, a czas mam niestety ograniczony.
  • DEMONul1234 12.04.2020
    Ciebie też trolują... Co za ludzie...
  • TheRebelliousOne 12.04.2020
    To już pokazałem Ci dawno temu XD Co mówiłeś, że słabe oceny mam i pytałeś komu się naraziłem :P Ale przynajmniej podciągnęło się do trójki. No trudno, jak hejterów podnieca stawianie jedynek z anonima... Przy okazji zachęcam do przeczytania reszty opowiadania :D
  • Pasja 23.05.2020
    Wow - wojna i to na poważnie. Słysząc takie słowa z ust Cesara trzeba się uzbroić w strach. Angelsi są w niebezpieczeństwie. Ale pewnie każdy klub ma swoje oręże.
    Jak tylko rozjebiemy Angelsów, Panthersi staną się naszym głównym celem! Nie będzie czarnuch brudził amerykańskiej ziemi! - a jednak rasizm jest głównym celem.
    Codzienność w Klubie i zadania, objazd z kadetem który wspina się powoli po szczeblach kariery jest normalnością i chyba w każdym środowisku ma znaczenie. Jednak rola Angelsów jest inna, poza prawem.
    Plany Morgan dotyczące wyrwania siostry z rąk gangu i jej oczyszczenia są najważniejszą dla niej sprawą. Tak jak dla nowego komisarz Stevensona. Powraca też sprawa nagrania.
    A jednak Ryan jest nielojalny wobec Evelyn co do ostatnich planów założenia rodziny. Wytycza w umyśle granicę, której nie chce przekroczyć. Trochę podchodzi egoistycznie do całej sprawy. Patrzy się na szefostwo. Ale nie zna przyczyny, dlaczego oni nie mają dzieci?
    Ale rozmowa Helen z Evelyn wiele wyjaśnia, tylko czy jest szczera. Fakt, że dzieci pewnie nie byłyby uchronione od profesji rodziców. Żaneta i oburzenie szefowej zastanawia, ale pozostawiasz nas w zawieszeniu.
    Zabicie kadeta który w zasadzie obronił Ryana przed uderzeniem i potem obrazy po utracie przytomności, pozostawienie go żywego przez Ridersów ma pewnie znaczenie.
    A więc wojna i to ostra pomiędzy Fallen Angels, a Cursed Riders. Nawet Evelyn zaskakuje na końcu.
    Pozdrawiam
  • TheRebelliousOne 25.05.2020
    Drobna uwaga, pasjo: Helen NIE JEST prezeską Fallen Angels lecz żoną prezesa. To nie ona rządzi gangiem lecz on. Ona jednak pomaga trzymać tą "zdegenerowaną rodzinkę" w ryzach i pilnuje pozostałych kobiet w gangu. :)

    Również ciepło pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania