Poprzednie częściTylko on, ona i motocykl - Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Tylko on, ona i motocykl - Rozdział 6 - Pada śnieg, pada śnieg, motocykle warczą…

Manhattan, Nowy Jork, rok 1999

 

W mieście nadeszła zima i magię zbliżających się świąt można było zobaczyć dosłownie wszędzie. Budynki były oświetlone kolorowymi lampkami, na ulicach roiło się od kolędników, a dzieciaki ślizgały się po oblodzonej ziemi. Nie był to dobry okres dla motocyklistów. Ryan wiedział o tym dobrze. Taka pogoda nie była dobra na jazdę motocyklem, ale musiał załatwić ważne sprawy. Tym razem nie dla gangu, ale prywatnie. Planował bowiem spędzić te święta ze swoimi rodzicami i przy okazji przedstawić im Evelyn. Niby nie miał za wiele do zrobienia: załatwić jedzenie i prezenty, ale jak nie trudno się domyślić, ruch w okresie świątecznym jest ogromny i załatwienie czegoś szybko i bezproblemowo graniczyło z cudem. Nie mógł jednak zrezygnować, tu przecież chodziło o jego rodziców i o spędzenie z nimi świąt. Jechał motocyklem w stronę centrum handlowego, gdzie mógłby załatwić wszystko na jeden raz. Żałował trochę, że nie wziął ze sobą Evie, ale dziewczyna była potrzebna w siedzibie gangu.

 

„Ciekawe co matka i ojciec chcieliby dostać w prezencie… No nic, rozejrzę się po galerii, może coś uda się znaleźć…”

 

Ryan zaparkował swój jednoślad na podziemnym parkingu i udał się na salę sprzedażową. Wnętrze było pięknie urządzone rozmaitymi ozdobami świątecznymi, a cały gmach wypełniała piosenka Last Christmas. Mężczyzna potrafił poczuć ducha świąt w tym miejscu. Wszedł do sklepu z cygarami, gdzie kupiłby prezent dla ojca i zobaczył starszego mężczyznę o lekkiej nadwadze i w podeszłym wieku.

— Czym mogę służyć, młodzieńcze? – zapytał uprzejmie.

— Jedna paczka najlepszych dominikańskich cygar, jakie masz. – odpowiedział Ryan, na co staruszek odwrócił się i zaczął szukać żądanego tytoniu.

— Jestem zdziwiony, młody człowieku. Zawsze myślałem, że Wy, młodzi, wolicie palić kubańskie! – zagadał motocyklistę.

 

„Serio? Ludzie kupują to czerwone ścierwo? Boże, ocal Amerykę…”

 

— Po pierwsze, to prezent dla mojego ojca. Po drugie, gdybym dał mu cygara, zrobione w tej komunistycznej dziurze, wyrzekłby się mnie. – odpowiedział oburzony Ryan.

—Oj, tak, to prawda! Ehh, kiedy słyszę takie patriotyczne słowa z tak młodych ust, zaczynam nabierać wiary w dobrą przyszłość mojego kraju… – mówił zamyślony sprzedawca, po czym znalazł pudełko cygar i podał je motocykliście. — Należy się pięć dolarów. – powiedział uprzejmie, a Ryan mu zapłacił. Obaj kulturalnie się pożegnali, życząc sobie przy tym wesołych świąt i harleyowiec wyszedł w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby znaleźć coś dla matki. Uznał, że najbardziej spodobałby się jej nowy album zespołu Red Hot Chili Peppers o nazwie Californication, który reklamowaną kilka miesięcy temu. Ryan udał się więc do sklepu muzycznego, gdzie zaczął szukać sekcji z albumami rockowymi. Kiedy tak się rozglądał za odpowiednią płytą, napotkał kogoś, kogo nie spodziewał się tu zobaczyć.

— Żaneta? Co Ty tu robisz? – zapytał zszokowany na widok Polki. Dziewczyna odwróciła się w stronę, z której usłyszała jego głos i na jego widok od razu się uśmiechnęła i podeszła do niego.

— Ryan! Ciebie też miło widzieć! Wow, myślałam, że harleyowcy nie chodzą po galeriach! – powiedziała ze złośliwym uśmiechem po przytuleniu go na powitanie.

— Raz w roku muszę, w końcu są święta… Ale ja Tobie mógłbym powiedzieć prawie to samo! Co robisz w akurat tym sklepie? Przecież nigdy nie lubiłaś punk rocka ani heavy metalu. – odparł jej motocyklista. To prawda, Żaneta nie znosiła ulubionej muzyki Ryana, nie potrafiła jej zrozumieć. Nie, do niej przemawiał wyłącznie czarny rap, głównie w wykonaniu Snoop Dogg’a i Dr D.R.E.

— No tak, mogłam się domyślić… Więc mówisz, że święta spędzasz z rodzicami? Szkoda, chciałam zaprosić Ciebie i Evie do siebie.

— A co, Twoi rodzice nagle mnie polubili? – zaśmiał się Ryan. Rodzice Żanety nie znosili mężczyzny z powodu uprzedzeń do motocyklistów. — Słuchaj, miło z Twojej strony, ale mam już plany. Skoro tu jesteś, pomogłabyś mi znaleźć nowy album Red Hot Chili Peppers? Nazywa się Californication…

— Pewnie! Ale potem Ty pomożesz mi znaleźć nowy album Eminema! – odparła entuzjastycznie Żaneta, a motocyklista niechętnie się zgodził. Album pożądanego przez Polkę artysty znalazł dosyć szybko, gdyż był na mocno oświetlonej wystawie. Ryan był bardzo zdziwiony, gdy zobaczył zdjęcie Eminema.

 

„Kto by pomyślał… Amerykański raper, który nie jest czarnuchem i robi taką karierę. Jednak biali potrafią…”

 

Ryan wziął album i przyniósł go Żanecie, która cała zadowolona przytuliła go mocno i podała mu album Red Hot Chili Peppers. Oboje podeszli do kasy, zapłacili odpowiednie sumy za swoje zakupy, po czym opuścili sklep. Polka bardzo cieszyła się towarzystwem motocyklisty. Przypominały jej się czasy, kiedy to ona była jego dziewczyną i choć najchętniej wróciłaby do tego, szanowała fakt, że ma kogoś i jest z tą osobą szczęśliwy.

 

„Spotkało Cię duże szczęście, Evelyn… Oby Ryan się nie rozczarował w stosunku do Ciebie.”

 

Kiedy Żaneta zaczęła odprowadzać Ryana do wyjścia z galerii, oboje byli świadkami dosyć niemiłej sceny: sklepowy Święty Mikołaj zaczął się kłócić z rodzicem jednej z pociech, która chyba wcześniej usiadła mu na kolana. Obydwoje nie byli jednak zainteresowani tą sytuacją, choć awantura była niemała. W końcu dotarli do podziemnego parkingu, gdzie Ryan trzymał swój jednoślad. Żaneta, widząc go, poczuła dreszcze. Dla niej Harley-Davidson Ryana był równie piękny jak on sam.

— Ryan… na pewno nie chcesz wpaść z Evelyn na święta do mnie? – zapytała go dziewczyna, gdy ten już wsiadał na motocykl.

— Słuchaj, Żaneta, doceniam ofertę, ale mam już plany… Do zobaczenia! – pożegnał się z nią i odjechał kontynuować zakupy świąteczne gdzie indziej.

Jadąc przez Manhattan, Ryan przypomniał sobie o jeszcze jednej ważnej sprawie: miał dostarczyć list do sióstr Evelyn. Dziewczyna strasznie żałuje, że nie może spędzić z rodzeństwem świąt, ale nie potrafi znaleźć w sobie siły, aby wrócić do tego przeklętego Newark. Postanowiła więc, że chociaż napisze list do sióstr i poprosiła Ryana aby go wysłał. Motocyklista miał jednak inne plany. Zszedł właśnie z motocykla przed jakimś większym sklepem spożywczym i zanim wszedł, wyciągnął telefon i zadzwonił do Ratface’a – jednego z kadetów Fallen Angels.

— Halo? Kadet? Hej, Ryan mówi… Słuchaj, sprawa jest. Rusz swoje szczurze dupsko do siedziby klubu, mam dla Ciebie ważną robotę. Tylko ani słowa nikomu, jasne? Dobrze… Nara. – mówił przez telefon, po czym schował go z powrotem i wszedł do środka. Wziął parę produktów potrzebnych na wigilijny stół, po czym poszedł zapłacić za nie w kasie. Gdy już to zrobił, schował zakupy w skórzanych torbach, zawieszonych po obu stronach tylnego koła i ruszył w drogę powrotną do siedziby klubu, gdzie odebrałby Evelyn, żeby móc z nią pojechać do swoich rodziców i przy okazji nakierowałby Ratface’a na swój plan.

Tymczasem Żaneta wróciła na teren galerii, gdzie kontynuowała swoje świąteczne zakupy. Jej rodzice byli bogaci, więc mogła sobie pozwoli na prawie wszystko, co było w niej dostępne. Przemierzając sklepy natknęła się na Mandy Powell, która po feralnym spotkaniu z Evelyn, miała podbite oko, choć nie było napuchnięte.

— I jak? Pewnie boli niesamowicie, co? – zagadała ją Polka.

— Nawet nie wiesz jak… Jak na dziwkę dla spaliniarzy, sucz potrafi nieźle przywalić… – odpowiedziała Mandy. — W ogóle nie mogę uwierzyć, że chciało Ci się rozmawiać z tym czymś.

— Oj, M, nie bądź już taka złośliwa, nie jej wina, że się nie ułożyło jej w życiu. Swoją drogą, pamiętam, że powiedziałaś coś o niej i jej rodzicach. Ty wiesz coś o niej?

— Słuchaj, opowiem Ci o tej brudasce, ale nie tutaj. Chodźmy może na kawę czy coś, skoro tu jesteśmy, ok? – zapytała Mandy i obie dziewczyny udały się w stronę kawiarni.

 

Jersey City, Nowy Jork

 

Chociaż święta zbliżały się do miasta nieuchronnie, siedziba Fallen Angels była niemalże „wolna” od atmosfery świątecznej: żadnych ozdób świątecznych, żadnych piosenek świątecznych i innych pierdoł, tylko stado motocyklistów i ich kobiet, planujących spędzić te święta jak najlepiej. Większość z nich spędzała je razem lub ze swoimi rodzinami. Coyote i Helen planowali spędzić je razem, jak to na męża i żonę przystało. Prezes klubu czasem żałował, że Helen jest pokłócona ze swoją rodziną i spędzenie z nią świąt było niemożliwe, ale rozumiał sytuację. Snake chciał pojechać do Filadelfii, gdzie znajdował się tamtejszy oddział Fallen Angels, w którym służy jego młodszy brat. Screwball miał zamiar spędzić święta razem z Judith i jej rodziną w New Jersey. Rodzice rudowłosej dziewczyny szybko zaakceptowali chłopaka, choć jego opowieści o teoriach spiskowych potrafiły działać im na nerwy. Jolene zdołała namówić Saint’a i Warlorda na imprezę świąteczną u jej przyjaciółki, która mieszka w Queens. Mężczyźni zgodzili się, skuszeni wizją seksu z blondynką i innymi obecnymi na imprezie dziewczynami. Big Hog i Amy jako jedyni nie czuli magii świąt i nie mieli zamiaru robić czegokolwiek na święta, co było do przewidzenia. Inni uznawali to za przykre, choć chcieli zaprosić tą dwójkę do wspólnego świętowania, jednak oni zawsze odmawiali. No cóż, nie każdy musi lubić święta.

Evelyn właśnie kończyła obsługę baru na dziś i czekała z niecierpliwością na Ryana. Nie mogła się doczekać, aby poznać jego rodziców. Wiedziała o nich tylko tyle, co mężczyzna o nich opowiadał, czyli że ojciec był żołnierzem, który walczył podczas wojny w Korei, zaś matka była prostytutką, którą przyszły mąż ocalił przed brutalnym klientem i jeszcze brutalniejszym alfonsem, a obecnie starają się jakoś związać koniec z końcem poprzez prowadzenie warsztatu samochodowego w Bronx’ie, przy którym znajdowało się również ich mieszkanie. Ryan miał z nimi dobry kontakt i choć ojciec wychowywał go surowo, nigdy go nie uderzył. Kiedy spytała się motocyklisty jak to możliwe, ten odpowiedział „ Sam się nad tym zastanawiałem, ale ojciec zawsze mi mówił, że chce zrobić ze mnie mężczyznę, nie worek treningowy”.

 

„Cóż, ma to jakiś sens. Dobrze, że chociaż on ma kochającą rodzinę… Właśnie! Muszę się go zapytać o ten list!”

 

Evie strasznie tęskniła za siostrami. Były to jedyne osoby z Newark, których jej brakowało. Wielokrotnie bała się, że ten skurwysyn Troy i ta szmata Madison będą chcieli się zemścić na dziewczynie poprzez skrzywdzenie jej sióstr, ale wmawiała ze sobie, że Alice stanie w obronie Rachel i własnej. Jednak gdyby dowiedziała się, że siostrom stała się krzywda, nie chciałaby być w skórze mieszkańców tego miasteczka.

Jej rozmyślenia przerwał niespodziewany gość… nie był to jednak ani Ryan ani Fallen Angel ani nawet motocyklista. Była to jakaś starsza kobieta w eleganckim stroju, zadbanej sylwetce oraz dziwnie znajomej twarzy. Po chwili Evelyn uświadomiła sobie kto to jest: to Ashley Bryant, kandydatka na burmistrza Nowego Jorku! Tylko co ona robi w takim miejscu jak to? Ku jej zdziwieniu, Coyote przyjął ją dosyć ciepło, choć kobieta wyglądała na mocno przejętą.

— Ashley! Miło Cię widzieć… ale nie mam zamiaru straszyć Twoich kontrkandydatów, są święta! – oznajmił z uśmiechem mężczyzna.

— Nie o to chodzi tym razem, Bobby! To sprawa niecierpiąca zwłoki! Tak poważna, że musiałam pofatygować się osobiście do Twojej… speluny. – odpowiedziała z obrzydzeniem kobieta, na co kilku motocyklistów pokazało jej środkowe palce.

— Mówię poważnie, Ashley, nie chcę sobie zawracać głowy Twoimi politycznymi gierkami. Cokolwiek chcesz, zajmę się tym po świętach…

— Ty nie rozumiesz… Moja córka została zgwałcona! – wypaliła nagle Ashley, na co w całej siedzibie gangu zapadła grobowa cisza. — Dzisiaj, w centrum handlowym… znaleźli ją… nagą i nieprzytomną w toalecie! – wyjąkała, po czym Coyote do niej podszedł i położył rękę na jej ramieniu.

— Pomożemy. – oświadczył stanowczo, po czym zwrócił się do reszty harleyowców. — Dobra, bracia! Słyszeliście, co powiedziałem! Macie rozejrzeć się po każdej galerii na Manhattanie i znaleźć tego zboczeńca! I nie obchodzi mnie w jaki sposób go znajdziecie! Któryś z Was bierze furgonetkę! RUCHY! – wydał polecenie, po czym większość obecnych wyszła z klubu, wsiadła na motocykle i odjechała (oprócz Big Hoga, który jechał furgonetką klubową).

— Dziękuję Ci, Bobby… – powiedziała Ashley ze smutnym uśmiechem. — Jak go znajdziecie, przywieźcie mi go od razu na plażę na Coney Island. Wymierzę mu sprawiedliwość osobiście… – dodała, po czym pożegnała się z motocyklistą i opuściła budynek. Evelyn stała jak wryta, a obok niej pojawiła się Amy.

— Stawiam dychę, że to jeden z pracowników galerii… – powiedziała z ironicznym uśmiechem, mając całkowicie gdzieś powagę sytuacji.

— Amy, do kurwy nędzy, nawet takie rzeczy jak gwałt Cię nie ruszają?! – zapytała zszokowana Evie.

— Uwierz mi, kochana, jestem tylko niewiele starsza od Ciebie, ale nic już na tym świecie mnie nie zaskoczy raczej. – odparła dziewczyna.

Jakieś pół godziny po tym zdarzeniu w klubie pojawił się Ryan, który widząc pustki, zapytał Bobby’ego o co chodzi. Gdy się dowiedział, sam miał ochotę znaleźć tego potwora i wykastrować go. Bobby jednak nakazał mu zostać i pilnować siedziby klubu. Na szczęście w budynku pozostał Ratface, do którego od razu się udał. Ratface był chudym mężczyzną o szczurzej twarzy (stąd ksywka), który nosił bluzę z flagą Konfederacji, na którą miał nałożoną kamizelkę z napisem Prospect.

— Hej, Kadet… Jesteś… Bardzo dobrze. Oto Twoje zadanie ode mnie: weź ten list i pojedź do adresata. Kiedy to zrobisz, poczekaj aż pojawią się dwie nastoletnie dziewczyny idące w stronę domu znajdującego się na tym adresie, po czym przekaż im ten list. Mają na imię Alice i Rachel, jakby co. Rozumiemy się? I ani słowa Evelyn! – przekazał swoje instrukcje Ryan.

— Tak, jasne, Ryan. Dostarczę je od razu! – odparł z szacunkiem w głosie Ratface, po czym wziął list od motocyklisty i wyszedł z budynku tylnymi drzwiami, żeby go zawieźć. Ryan tymczasem poszedł przywitać się z Evie.

— Hej, Kociaku… Radzisz sobie jakoś? – zapytał dziewczyny motocyklista po pocałowaniu jej na powitanie.

— Hejka… Tak, już prawię kończę i będziemy mogli jechać. A Ty załatwiłeś wszystko? – zapytała uśmiechnięta Evelyn.

— Pewnie, nie było żadnych problemów. Mam już jedzenie i prezenty dla rodziców. Twój prezent… dam Ci w nocy. – zaśmiał się motocyklista.

— No ja myślę! Mam tylko nadzieję, że moi starzy nie zobaczą tego listu… Myślą, że zaginęłam na dobre i niech tak zostanie. – powiedziała zmartwiona Evie. — Ale dobra, nie będę myśleć teraz o tym… Już nie mogę się doczekać, aby poznać Twoich rodziców! Jeśli są w połowie tacy, jak ich opisujesz, to chyba czekają nas zajebiste święta!

— Mam taką nadzieję… Ale najważniejsze teraz to dorwać tego skurwysyna, który zgwałcić córkę tej laski… Szkoda, że muszę tu zostać, ale hej, jeśli dzięki temu spędzimy trochę więcej czasu razem, nie jestem zły! – odpowiedział z zawadiackim uśmiechem Ryan, po czym usiadł na kanapie znajdującej się obok baru. Oboje spędzili dobrze czas rozmawiając o grającej w siedzibie muzyce, ulubionych alkoholach, nadchodzących imprezach z okazji rozpoczęcia Nowego Roku i o szczegółach ich wizyty u rodziców mężczyzny. Nagle zaczął dzwonić telefon Ryana. To dzwonił Snake. Kazał poinformować Coyote’a, że mają trop co do gwałciciela i ich kontakt chętnie się nim podzielić, ale najlepiej będzie jak zarówno on jak i Ryan przyjadą. Dodał też, że Evelyn także mile widziana, co zdziwiło motocyklistę, ale nie było czasu na rozmyślanie o tym. Ryan i Evie pobiegli jak strzała do Bobby’ego, po czym wszyscy wsiedli na motocykle (Evelyn jako pasażerka Ryana) i pojechali na miejsce. Była to ta sama galeria, w której Ryan spotkał Żanetę i kupował prezenty dla rodziców. Motocykliści zaparkowali przed galerią i weszli do środka. Udało im się szybko znaleźć resztę Angelsów w towarzystwie kogoś, kogo się nie spodziewali: ulubionej Polki Ryana, jednak tym razem, nie była pogodna i zadowolona.

— Żaneta! Ty jesteś tym kontaktem?! – zapytał motocyklista.

— Tak, zgadza się. Ryan, powiem Wam wszystko, ale pod warunkiem, że najpierw… będę mogła pogadać z Evelyn na osobności. – odpowiedziała dziewczyna. Evie mocno się zdziwiła tymi słowami, ale zrozumiała, że to dla dobra klubu i tej biednej córki Ashley. Poszła więc z Żanetą, gdzie mogłyby porozmawiać razem. Była z tego powodu bardzo niezadowolona.

 

„Czego Ty ode mnie chcesz, bogata gówniaro? Lepiej, żeby nie chodziło Ci o Ryana, bo poczujesz ból Mandy!”

 

Po chwili Żaneta zatrzymała się w dosyć odludnym miejscu w galerii i odwróciła się w stronę Evelyn.

— Słuchaj Evie, jeśli mogę tak do Ciebie mówić… – zaczęła. — Usłyszałam trochę o Tobie od mojej koleżanki, którą dobrze znasz…

— Niech zgadnę… Mandy Powell? – zapytała z sarkastycznym uśmiechem Evelyn.

— Tak. Słuchaj, domyślam się, co sobie o mnie myślisz w tym momencie, ale przysięgam Ci, że nie jestem taka jak ona. Ja nie wywyższam się nad innymi i potrafię uszanować, że ktoś nie jest… no wiesz… bogaty.

 

„Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, ale niech Ci będzie.”

 

— Więc nie chodzi Ci o Ryana?

Tego pytania Żaneta obawiała się najbardziej. Nie chciała powiedzieć, że ma śladowe ilości uczuć do motocyklisty, bo wiedziała jak to się skończy.

— Nie, nie o niego. Tak czy inaczej, Mandy opowiedziała mi o Tobie parę rzeczy i choć jej nie wierzę, chciałam się upewnić, że Ryan nie cierpi przez Ciebie. No i mam jeszcze pytanie o… Troy’a Kinga. Znasz go?

Evelyn poczuła chłód ogarniający jej ciało. Skąd ona zna tego psychola? Jakie są jej relacje z nim? Czy to możliwe, że… nie, nie mogłaby być jego dziewczyną, nie taka bogata szczeniara.

— Skąd Ty go znasz? – zapytała stanowczo Evie.

— To… mój były. Chodziłam z nim, zanim spotykałam się z Ryanem.

— O, kurwa… Czegoś takiego się nie spodziewałam. Co o nim wiesz?

— Niewiele. Słyszałam od Mandy co zaszło między Tobą a nim w Newark i jeszcze mi mówiła, że po tych wydarzeniach Troy gdzieś wyjechał z jakąś Madison do New Jersey, tak myślę…

— Słuchaj, młoda… Cokolwiek usłyszałaś od tego kurwiska, to same bzdury! Troy próbował mnie zgwałcić, a ja się tylko broniłam! A Ryana kocham najmocniej na świecie! Owszem , nie znoszę, kiedy pali, ale nigdy… NIGDY bym go nie zraniła.

— Spokojnie, wierzę Ci. Wiem, jaki ten drań potrafi być, a historia opowiedziana przez Mandy nie trzymała się kupy. Chciałam się tylko upewnić co do mojej teorii i powiedzieć Ci, że jeśli usłyszę coś o Troy’u, dam Ci znać od razu. Ten kutas powinien dostać nauczkę.

— Dziękuję Ci… naprawdę, bardzo dziękuję. – powiedziała Evelyn z uśmiechem i uścisnęła dłoń Żanety. — A powiesz nam teraz kto zgwałcił córkę tej niedoszłej pani burmistrz? – zapytała dodatkowo.

— Umowa to umowa. Powiedz reszcie, że zrobił to mikołaj sklepowy, który pracuje w tej galerii. Przekaż też Ryanowi, że to jest TEN mikołaj, będzie wiedział, o jakiego chodzi… No to do zobaczenia! I cieszę się, że Ryan jest w dobrych rękach! – pożegnała się Żaneta, a na jej twarzy wrócił jej firmowy uśmiech.

Evelyn stała przez chwilę jak wryta, próbując zrozumieć to wszystko.

 

„Biedna laska… Na serio była z tym skurwielem? Biedaczysko… mam tylko nadzieję, że nie skrzywdził jej tak jak próbował skrzywdzić mnie. Ciekawe czy Madison teraz przechodzi przez podobne piekło. Mam szczerą nadzieję, że tak.”

 

Otrząsnęła się z tych myśli i wróciła żwawym krokiem przekazać gangowi nowiny. Coyote rozkazał reszcie szukać mikołajów sklepowych i nakazał Ryanowi nakierować ich na tego właściwego. Motocyklista zapamiętał go po niedopinającym się przez jego otyłość płaszczu. Poszukiwania trwały jakąś godzinę, ale wreszcie udało się go namierzyć. Szedł właśnie do podziemnego parkingu.

 

„Idealnie! Tam możemy go złapać i porwać bez żadnych świadków! I jeszcze stoi tam nasz van! Ja nie wiem, chyba Lady Luck nas kocha…”

 

Warlord zaczął się powoli skradać do tego zboczeńca i kiedy zobaczył, że nadarzyła się okazja, zadał mu potężny cios w głowę, który pozbawił go przytomności. Od razu wziął na ręce jego tłuste cielsko i zaniósł do stojącej furgonetki z logo Fallen Angels. Gdy już go wrzucili na tyły, motocykliści udali się do swoich maszyn i odjechali. Podobnie postąpili Coyote, Ryan i Evelyn, którzy wrócili przed wejście do centrum handlowego, gdzie tam stały ich jednoślady. Zadowoleni pojechali na plażę na Coney Island, gdzie czekała na nich gotowa na zemstę Ashley. Stała na piasku i czekała na motocyklistów, którzy wyjęli z furgonetki mikołaja i zaczęli go wlec w jej stronę. Opór z jego strony był niemożliwy z powodu bycia związanym i zakneblowanym. Mimo to, jęczał przerażony i był zszokowany. Nie spodziewał się, że mógł zgwałcić córkę kandydatki na burmistrza. Ashley podeszła do niego i kopnęła go z całej siły w jaja. Mężczyzna ryknął z bólu.

— Bolało?! I dobrze, ale lepiej się przygotuj, bo za to, co zrobiłeś mojej córce, poznasz prawdziwe znaczenie słowa „ból”… – warknęła i nagle wyciągnęła z kieszeni wielki nóż kuchenny. — Zdejmijcie mu spodnie! Wykastruję skurwysyna!

Gdy zboczeniec usłyszał te słowa, zaczął krzyczeć ile sił w płucach, ale knebel na ustach nie pozwalał na usłyszenie go. Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy i zaczął się szarpać, gdy Angelsi zdejmowali mu spodnie. Zgodnie z przewidywaniami, nie miał na sobie bielizny. Evelyn przyglądała się wszystkiemu z niepokojem, przygotowując się na zobaczenie groteskowej sceny, a Ashley już miała zabrać się do kastracji, gdy nagle się lekko odsunęła od niego.

— Nie, kurwa… Nie mogę… – powiedziała z obrzydzeniem na twarzy, a ten potwór odetchnął z ulgą i zaczął się głupkowato śmiać. Przestał jednak, kiedy kobieta podała nóż Saint’owi. — Wy to zróbcie! – dodała i popatrzyła na tego zboczeńca z pogardą, po czym ten znów zaczął krzyczeć, kiedy Saint wziął ostrze i zaczął odcinać mu genitalia w taki sposób, żeby drań poczuł wszystko, co się dzieje z jego jajami. Wrzeszczał i płakał, ale nic to nie dało, poza utratą przez niego przytomności. Saint zdjął mu płaszcz i wyskrobał na brzuchu napis „Jestem gwałcicielem”. Reszta Angelsów przyglądała się temu i niektórzy obecni zaczęli odnosić wrażenie, że Saint chyba się uśmiecha, robiąc to. Gdy już skończył, oddał nóż Ashley, która wyglądała na zadowoloną mimo obrzydzenia.

— Nie wiem jak mam dziękować Tobie i Twoim chłopakom, Bobby. Jeśli będziesz potrzebował pomocy z jakąkolwiek sprawą, przychodź do mnie! – powiedziała Ashley i pożegnała się z motocyklistami. Angelsi zostawili mikołaja na plaży na pewną śmierć i zaczynali powoli wracać do siedziby klubu.

— No, bracia! To była ostatnia rzecz do zrobienia! Jak wrócimy, możecie się rozjeżdżać na święta! – oznajmił Coyote, jadąc z przodu stada.

— Cholera, wolałabym tego nie widzieć… – powiedziała Evelyn do Ryana podczas drogi powrotnej. — Myślałam, że zwymiotuję jak Saint go kastrował.

— Nie tylko Ty, Kociaku. – odparł motocyklista. — Ale to było konieczne. Przynajmniej teraz ten skurwysyn nikogo więcej nie skrzywdzi! Ale nieważne, lepiej powiedz, czego chciała Żaneta. Mam nadzieję, że nie prosiła Cię, abyś mnie zostawiła?

— Nie, nic z tych rzeczy. Upewniała się tylko, że Cię nie krzywdzę, ale to teraz nieważne! Wyobraź sobie, że ona zna Mandy. Wiesz, tą szmatę, która obraziła mnie na imprezie przy ognisku i usłyszała od niej dużo bzdur na mój temat! Na szczęście wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Ale to nie koniec… ona zna Troy’a Kinga!

Kiedy Ryan usłyszał ostatnie słowa, o mały włos nie zmienił pasa ruchu i nie uderzył w jadąca z naprzeciwka taksówkę. Żaneta nigdy mu nie wspominała, że zna tego gnoja. Owszem, mówiła coś, że miała byłego i żałowała, że go poznała, ale nigdy nie zdradziła jego tożsamości. Motocyklista był zszokowany.

— Jak to? Ale jak?! Chyba jej nie skrzywdził?! – dopytywał się.

— Tego nie wiem, ale myślę, że nie… powiedziała tylko tyle, że jest z nim była zanim poznała Ciebie i że prawdopodobnie siedzi gdzieś zaszyty w New Jersey! – wyjaśniła Evelyn.

— To lepiej niech tam zostanie i się nie pojawia w naszym mieście, bo jak go dorwiemy, będzie błagał kostuchę aby go zabrała na tamten świat jak najszybciej!

Przez swoją rozmowę i szok Ryana związany z nowymi informacjami nawet nie zauważyli, że byli już na miejscu. Weszli za Coyote’em do wnętrza siedziby razem z innymi Angelsami i Coyote nakazał zebranie w pokoju ze stołem. Wszyscy mężczyźni się tam udali, a Evelyn udała się do Helen, Judith, Amy i Jolene, które siedziały razem na kanapie i rozmawiały. Gdy dziewczyny ją zauważyły, przesunęły się, żeby mogła też usiąść.

— No i jak tam? Dopadliście tego skurwiela? – odezwała się Helen.

— Tak, udało się nam. Oby się wykrwawił na śmierć… – powiedziała Evie.

— Wykrwawił? Laska, coście mu zrobili? – spytała zaciekawiona Jolene.

— Serio chcecie wiedzieć? No dobra… tak ogólnie to okazało się, że to jeden z tych mikołajów, które galeria zatrudnia.

— Tak myślałam… Oni zawsze są jacyś podejrzani. – wtrąciła się Amy.

— No i tak śledziliśmy go do parkingu i tam go ogłuszyliśmy. – kontynuowała Evelyn. — Następnie zawieźliśmy go na Coney Island, gdzie ta cała Ashley czekała na nas z nożem kuchennym. Dacie wiarę, że chciała go wykastrować? Nie zrobiła tego jednak, bo chyba za bardzo była obrzydzona tym, więc Saint się tym zajął.

Judith i Jolene nie mogły uwierzyć w to, co słyszały. Takiego poziomu brutalności się nie spodziewały. Owszem, mogłyby sobie wyobrazić jak motocykliści biją tego drania niemiłosiernie, ale żeby kastracja? To dopiero brutalność. Amy i Helen nie były jakoś przejęte tymi informacjami.

— I bardzo dobrze. Ta bestia zasłużyła sobie na cały ból, jaki jej sprawił. – odezwała się chłodnym tonem żona Coyote'a.

Tymczasem mężczyźni siedzieli w pokoju konferencyjny, gdzie Coyote nagle wstał z uśmiechem na ustach.

— To co, bracia? Wesołych świąt i do zobaczenia! – ogłosił, po czym reszta Angelsów również wstała uradowana i opuściła pokój. Ryan od razu podszedł do Evelyn.

— No, Kociaku… Możemy już jechać. Chodźmy!

— No i super! Na razie, laski! – pożegnała się z dziewczynami Evie i wyszła z siedziby klubu ze swoim facetem, gdzie wsiedli na motocykl i ruszyli w stronę Bronxu. Evelyn przez chwilę widziała jak inni Angelsi jadą w różnych kierunkach, żeby spędzić święta po swojemu. Dziewczyna czuła stres przez całą drogę. Martwiła się, że może się powiedzieć lub zrobić coś nieodpowiedniego pokłócić z rodzicami harleyowca, ale z drugiej strony… czym miałaby ich zdenerwować? Polityką się średnio interesuje, religią też.

 

„Będzie dobrze. Po prostu będę zachowywać się naturalnie i wszystko będzie dobrze.”

 

W końcu dojechali. Dom rodziców Ryana znajdował się na końcu jakiejś ślepej uliczki. Był to mały, wyglądający na skromny, ale dobrze zadbany domek, obok którego znajdował się wielki garaż z szyldem, na którym znajdował się napis „EVANS(1) AUTO SHOP”. Mężczyzna zaparkował w garażu i zsiadł z motocykla razem z Evelyn, wziął prezenty i jedzenie, po czym opuścił garaż i zapukał do drzwi wejściowych do domu. Po chwili drzwi otworzył łysiejący i starszy mężczyzna, wyraźnie wyglądający na styranego życiem. W dodatku kulał na jedną nogę. Gdy zobaczył kto przyszedł, natychmiast się uśmiechnął i przytulił Ryana.

— Cześć, tato! – przywitał się z ojcem motocyklista.

— No witam Cię, synu! Jak się cieszę, że Cię widzę! Ja i matka czekaliśmy na Ciebie! – odparł uradowany mężczyzna, po czym zobaczył Evelyn. — A któż to Ci towarzyszy, co? Z resztą chwilę, wejdźcie najpierw, potem mi powiesz!

Tak też zrobili. Nagle w przedpokoju pojawiła się siwiejąca, wychudzona kobieta, na widok gości również rozpromieniała.

— No kogo ja widzę… Mój synuś i jego piękna kobieta! – zaśmiała się matka motocyklisty.

— Tato, mamo, to jest Evelyn, moja dziewczyna. Pochodzi z Newark. Evelyn, to jest mój ojciec, a to moja matka. – przedstawił ich sobie Ryan i zaniósł kupione jedzenie do kuchni.

Dziewczyna poczuła głęboką ulgę. Rodzice jej faceta okazali się naprawdę przyjaznymi ludźmi. A jak się cieszyli, kiedy dostali swoje prezenty! Pewnie, gdyby byli młodsi, skakaliby pod sufit z radości. Evie śmiała się, kiedy ojciec Ryana cały czas pytał syna czy te cygara na pewno są z Dominikany, nie z Kuby. Matka z kolei od razu puściła na gramofonie płytę Red Hot Chili Peppers i cały dom wypełniła przyjemna dla ucha muzyka. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że tak dobrze dogaduje się z jego familią. Jej obawy okazały się być bezpodstawne. I jeszcze to jedzenie... Rodzice Ryana z pewnością umieli przyrządzać smakowite potrawy. Wszyscy bawili się wyśmienicie, ale kiedy już zaczęło się pojawiać zmęczenie, Ryan spytał o stan swojego pokoju.

— Nie przejmuj się, młody. Twój pokój jest w takim stanie, w jakim go zostawiłeś! Idźcie się położyć śmiało… – odpowiedział uśmiechnięty ojciec, zaś motocyklista i jego dziewczyna skierowali się do małego pomieszczenia, w którym ledwie mieściło się biurko, łóżko oraz szafa.

— Pewnie zmęczona, co? – zapytał Ryan.

— Aj, nic mi nie mów… nawet największa impreza nie przywróciłaby mi sił. – zaśmiała się Evie, po czym położyła się na łóżku, lekko się przeciągając. — To co z tym prezentem dla mnie? – zapytała przygryzając wargę. Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Ryan delikatnie położył się na niej i oboje zaczęli się rozbierać.

— Wesołych Świąt, Kociaku… – szepnął jej do uszka harleyowiec zanim zaczął dawać jej swój… przyjemny dla niej prezent.

 

Brooklyn, Nowy Jork

 

Big Hog i Amy siedzieli razem patrząc na Brooklyn Bridge oraz rozświetlone wieże World Trade Center. Oboje byli bardzo zamyśleni.

— Ja nie wiem po co komu te święta… Tylko się człowiek nalata po sklepach, nastoi w kolejkach, narobi w kuchni… i to tylko dla kilku dni. – odezwała się nagle dziewczyna swoim bezbarwnym, mogącym wywołać depresję głosem.

— Sam bym tego lepiej nie ujął. – przyznał jej rację Big Hog. — Ale przynajmniej mogę sobie z Tobą posiedzieć i popatrzeć na ładniejszą stronę tej dziury, którą nazywamy Nowym Jorkiem.

—Frank(2), czy Ty… właśnie dostrzegłeś pozytywy? – zapytała Amy, próbując ukryć, że słowa motocyklisty zrobiły na niej wrażenie, — Judith Cię zaraziła swoim optymizmem!

— Hej, przestań! – zaśmiał się Frank.

— Bo co? – zapytała drażniąco, a ten w odpowiedzi ją… pocałował. Był to czuły pocałunek, choć Big Hog zalatywał alkoholem i olejem silnikowym, gdyż znów pracował przy furgonetce klubu. Amy nie była zdziwiona tym zachowaniem. Gdy opatrzyła mężczyznę po pamiętnej strzelaninie z Riders’ami, ten już wtedy zaczął się z nią obściskiwać. Nie, żeby jej się nie podobało, wręcz przeciwnie. Jednak kiedy zaczął wsuwać jej ręce za ubranie, zatrzymała go.

— Nie… czekaj… – wyszeptała.

— Na co? Nie masz ochoty? – zapytał zdziwiony.

— Nie… nie tutaj, do cholery! Zawieź mnie do domu i tam będę cała Twoja…

Dziewczyna nie musiała mówić tego Frankowi po raz drugi. Mężczyzna wziął ją za rękę, oboje wsiedli na jednoślad i popędzili w stronę domu Amy.

 

Queens, Nowy Jork

 

Jak na dłoni było widać, że domowa impreza, na którą poszli Saint, Warlord i Jolene zamieniła się w ostrą orgię. Motocykliści leżeli pośród kilku nagich kobiet (w tym Jolene), które jeszcze chwile temu dały im najlepszy seks w życiu. Oboje byli w szoku, że ich narządy płciowe wytrzymały tak intensywny stosunek grupowy. Byli w końcu już trochę starsi. Saint obudził się ze stanu post- stosunkowej euforii i spojrzał na Warlorda, który leżał po drugiej stronie pokoju.

— Wiesz, Nick(3), jesteś moim ulubionym bratem ze wszystkich Angelsów. – powiedział z uśmiechem.

— Eee… dzięki, Tommy(4)… – odparł zmęczony Warlord.

— Mam tylko nadzieję, że nie zawiodę Cię tak jak zawiodłem Petera… Uwierz mi, gdybym mógł, zajebałbym tego klechę jeszcze raz za to, co mu zrobił i doprowadził do samobójstwa… Wciąż mam przed oczami te straszne obrazy, a tylko stałem schowany i patrzyłem!

— Tommy, stary, nie obwiniaj się za to… Ten pieprzony pedofil miał rozmiary Bill’a Romanowskiego(5), nie dałbyś mu wtedy rady jako berbeć…

— Taka jest prawda… ale jakoś wciąż nie czuję się z tym dobrze.

— Swoją drogą, powinieneś w końcu powiedzieć reszcie. Przecież ani Coyote ani nikt inny nie będzie na Ciebie patrzył z pogardą.

— Powiem, serio, ale, do cholery, nie teraz…

— Przemyśl to, bracie, naprawdę… Wszyscy staną po Twojej stronie na pewno – uspokoił go Warlord i wrócił do snu. Saint po jakimś czasie zrobił to samo.

 

Newark, New Jersey

 

Ratface jechał motocyklem po miasteczku, próbując znaleźć dom, którego adres był na kopercie. Jeździł już dobre dwie godziny i nie mógł go znaleźć. W końcu jednak udało mu się. Od razu podjechał pod dom i czekał aż pojawią się opisane przez Ryana dziewczyny. Nagle usłyszał żeński głos tuż za sobą:

— Przepraszam… Pan jest z Fallen Angels?

To była Alice. Gdy zobaczyła motocyklistę, poczuła, że być może będzie miał jakieś informację o Evelyn. Wiedziała bowiem, że chłopak jej siostry należy do klubu, więc w sumie co szkodziło zapytać?

— Zgadza się, ale co Ci do tego, młoda? – zapytał pewny siebie Ratface. Uwielbiał, kiedy dziewczyny nieśmiało go zagadywały.

— Czy… zna Pan może Evelyn Mitchell? To moja siostra i myślę, że uciekła do Was… – odparła niepewnie dziewczyna. Harley’owiec od razu wyjął list z kieszeni i wręczył go jej. Alice wytrzeszczyła oczy, do których zaczęły płynąć łzy.

— Zabawne, że pytasz, bo mam od niej list dla Ciebie! Nie przejmuj się, Twoja siostrunia żyje, ma się dobrze i nalewa nam świetny alkohol! – zaśmiał się Ratface. — Ale chwileczkę, podobno była jakaś inna dziewczyna… chyba Rachel miała na imię. Co się z nią stało?

— Ona… została zabita. – wyjąkała Alice, po czym zaczęła płakać.

 

(1) Evans – prawdziwe nazwisko Ryana.

(2) Frank – imię Big Hog’a.

(3) Nick – imię Warlorda

(4) Tommy – imię Saint'a

(5) Bill Romanowski – były gracz futbolu amerykańskiego. Bardzo umięśniony i brutalny w czasach świetności.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Pontàrú 16.12.2019
    Ok, najpierw trochę narzekania. Przejrzyj tekst jeszcze raz bo jest parę błędnych końcówek które są chyba pozostałością po edycji całości. Kolejna sprawa to te odstępy między akapitami. Podobało mi się, jak oddzielałeś myśli bohaterów od reszty tekstu. Jeśli chodzi zaś o oddzielanie akapitów to wydaje mi się że wcięcie wystarczy. Nie ma potrzeby oddzielać ich przerwami.
    Kolejna sprawa to mam parę uwag do wydarzeń. Ja rozumiem że przyszła przyszła (lol) pani burmistrz i że ma chody w gangu ale jakim cudem, bez żadnego znaku czy wskazówki odnośnie gwałciciela, nagle gang rusza do ogromnej galerii w poszukiwaniu zbira. Będą pytać każdego przechodnia z osobna? Czy może rozpoznają po twarzy. Potem nagle pojawia się postać Żanety która jest kontaktem i z jakiegoś powodu wie kto dokonał zbrodni i przekazuje to tylko Evelyn. Rozumiem, że chciała z nią pogadać jeszcze na temat innych rzeczy ale no mogła już reszcie przekazać kto jest gwałcicielem. Poza tym po popełnieniu przestępstwa ten pozorowany mikołaj od tak łaził sobie po galerii? Na jego miejscu ktoś taki powinien się znaleźć jak najdalej od tego miejsca. Dodatkowo ja rozumiem, że lata 90 ale myślę, że kamery jednak w tamtych czasach już istniały i raczej w wielkich centrach handlowych były instalowane więc opasły mikołaj raczej zostałby zauważony.
    Tyle marudzenia (no trochę było XD)
    Tak poza tym to uwag nie mam bo chyba już się dość nasłuchałeś. Informacja na końcu tekstu wydaje się mieć istotny wpływ na przyszłą fabułę i na zachowanie głównych bohaterów. Zaostrzasz akcję ze względu na wydarzenie bezpośrednio dotykające protagonistów. No zobaczymy jak dalej. Daję cztery a uzasadnienie masz powyżej.
    Również życzę wesołych świąt!

    PS. Ten odcinek świąteczny to zaplanowałeś tak żeby wypadał w okresie świąt czy tak ci wpadł do głowy?
  • TheRebelliousOne 17.12.2019
    Serdecznie dziękuję za konstruktywną krytykę, która przyda mi się w dalszym pisaniu (zwłaszcza w kwestii technicznej), ale czuję, że muszę się trochę wyjaśnić (XD) odnośnie fabuły "odcinka":
    1. Ashley powiedziała, że ten akt bestialstwa na jej córce miał miejsce w centrum handlowym, więc to byłoby najlogiczniejsze miejsce do początku poszukiwań. Przynajmniej tak mi się wydaje...
    2. Staram się nie zostawiać niedomówień. Być może kiedyś ktoś poruszy z Żanetą temat tego strasznego dnia... ;)
    3. Słuszna uwaga z tymi kamerami, ale wiesz... może galeria zatrudniła kogoś niekompetentnego do tej roboty? Takie rzeczy się zdarzają. Owszem, rzadko, ale jednak. Poza tym, ówczesne kamery raczej nie nagrywały dźwięku, więc...
    4. Masz rację, są święta, więc uznałem, że coś w ich klimacie musi być. Nie zmienia to jednak faktu, że planuję opublikować PRZYNAJMNIEJ jeszcze jeden "odcinek" tym roku.
    No, mogę już przestać udawać Jose Mourinho (w sensie, że z tymi wymówkami XD), choć mam nadzieję, że zaspokoiły one choć troszkę Twój niedosyt. Jeszcze raz dzięki za czas poświęcany na czytanie mojej twórczości i do zobaczenia w kolejnym "odcinku"! :)
  • Atenaż 22.12.2019
    W końcu jakiś dłuższy rozdział. Momentami serce szybciej mi zabiło i niektóre scenki szokowały, ale jest naprawdę super! Ewidentnie moja ulubiona lektura... PS. Fajnie, że nadal kontynuujesz "postać Żanety..." ciesze się.
  • TheRebelliousOne 22.12.2019
    Dzięki za miły komentarz :) Fakt, długość rozdziałów to coś, nad czym cały czas pracuję. Jeszcze raz dziękuję, pozdrawiam i Wesołych Świąt. :)
  • Pasja 11.02.2020
    Mocny kawałek. Intrygi Żanety i Mandy nie są takie oczywiste. Czuję, że będą z tego kłopoty. Świąteczne zakupy i czas w galerii Rayana budzą bardzo miłe uczucia. Jednak cały czas dominuje wewnętrzna walka z komunizmem... chodzi o cygara.
    Zadziwia mnie fakt zwrócenia się kandydatki na burmistrza o pomoc w odnalezieniu gwałciciela jej córki, a potem lincz. A gdzie są stróże prawa? Widać pozycję gangu.
    Bardzo miłe przyjęcie Evelin przez rodziców Rayana i ta cała otoczka świąt robi wrażenie.
    Koniec wbija w ziemię, Rachel zabita. Co teraz zrobi Evelyn?

    Pozdrawiam
  • TheRebelliousOne 11.02.2020
    No cóż, na Kubie wciąż panował komunizm pod wodzą podłego drania Fidela Castro, więc antykomunistyczne zapędy miały prawo występować mimo zakończenia zimnej wojny i upadku ZSRR. Jeśli chodzi o kandydatkę to cóż, widocznie chciała wymierzyć mu bolesną karę. Karę, na której wykonanie policja nigdy by nie pozwoliła.

    Również pozdrawiam serdecznie :)
  • Clariosis 16.05.2020
    Hej, hej, nadal czytam, więc się melduję ;)
    Powiem Ci szczerze, że ten moment z Mikołajem nie był dla mnie zbyt wiarygodny, ale podoba mi się jaką karę wymierzono gwałcicielowi. Adekwatna do czynu, moim skromnym zdaniem. ;)
    Cóż, a to co zostało powiedziane na sam koniec - nie będę ukrywać, wstrząsnęło mną. Kto mógłby się dopuścić tak obrzydliwego czynu? No, mam nadzieję, że wkrótce się dowiemy...

    Ogółem jeszcze powiem Ci tak dodatkowo, że choć sposób opisu czasami jest za szybki i niezbyt rozbudowany, to przyznam szczerze, że postaci i historia jaką kreujesz... po prostu mają to coś. Może nie jest to idealne, ale naprawdę nie powoduje to we mnie żadnego zgrzytu czy negatywnych emocji, a wręcz przeciwnie - chcę czytać dalej i poznawać bohaterów coraz bardziej, a to oznacza, że naprawdę Ci się udało napisać coś fajnego. I za to wielki plus! c:

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania