3NStyl - Pechowiec (kto tak myśli?)
w temacie: Jak przeżyć koniec świata, jeśli w cale ci na tym nie zależy?
Kiedy zaczęła się apokalipsa zombie, byłem jednym z nielicznych ludzi, których to ucieszyło. Miałem już dość swojego życia, więc koniec świata wydał mi się całkiem dobrą wiadomością. Skoro świat się kończy, to po co się starać? Pierwszego dnia wyszedłem na ulicę bez broni, bez planu, niemal z nadzieją. Zombie stały pod sklepem spożywczym, mamrotały coś do siebie i wyglądały, jakby nie miały dziś najlepszego dnia. Podszedłem bliżej. Jeden już się na mnie rzucał, kiedy nagle wpadł w niego samochód. Za kierownicą siedział zombie. Trąbił, jakby to była czyjaś wina, że ma martwe ręce i słaby refleks. Drugiego dnia postanowiłem być bardziej stanowczy. Wszedłem między grupę nieumarłych na skrzyżowaniu i rozłożyłem ręce. Wtedy zaczęła się kłótnia. Dwa zombie pokłóciły się o to, który mnie pierwszy zje, trzeci się przewrócił, czwarty zgubił nogę, a ja w końcu zostałem stratowany przez uciekających ludzi. Zombie zostały w tyle, bo jeden próbował złożyć temu bez nogi coś w rodzaju przeprosin. Pomyślałem, że skoro apokalipsa nie chce mnie zabić, zrobię to sam, szybko i bez dramatów. Poszedłem na most. Spojrzałem w dół, wziąłem głęboki oddech i skoczyłem. Dopiero w powietrzu przypomniałem sobie, że od dzieciństwa świetnie pływam. Wynurzyłem się po chwili, zirytowany, a obok mnie przepływał zombie na pontonie, machając mi wesoło jedną ręką. Trzeciego dnia spróbowałem inaczej. Zamknąłem się w domu, zgasiłem światło i czekałem. W nocy ktoś zapukał. Zombie. Otworzyłem. Spojrzał na mnie, na pusty korytarz, westchnął i zapytał, czy mam może ładowarkę do telefonu. Okazało się, że zgubił swoją rękę, a w niej kabel. Minął tydzień. Świat się kończył bardzo powoli, a ja wciąż żyłem, choć naprawdę się nie starałem. Zombie omijały mnie przypadkiem, ratowały przez pomyłkę albo były zbyt zajęte sobą. W końcu zrozumiałem, że apokalipsa to nie jest moment, w którym wszystko się kończy. To moment, w którym nawet śmierć nie ma czasu. I chyba właśnie dlatego wciąż tu jestem. Nie dlatego, że chcę przeżyć. Tylko dlatego, że koniec świata najwyraźniej nie bardzo wie, co ze mną zrobić. Dopiero wtedy pomyślałem, że może jednak chcę przeżyć. Że skoro świat tyle razy mnie oszczędził, to może coś to znaczy. Zrobiłem krok do przodu. Wtedy spadł na mnie samolot. Pomyślałem tylko, że koniec świata ma wyczucie czasu gorsze niż ja przez całe życie.
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania