Poprzednie częściBogini księżyca i śmierci cz. 1

Bogini księżyca i śmierci cz. 3

Artemida przez całe popołudnie pozostała w sali muzycznej razem ze swoimi kompankami. Nimfy zaplotły jej na głowie wymyślną fryzurę, a następnie rozłożyły się na licznych sofach i otomanach ustawionych w pokoju. Godzinami zabawiały boginię plotkami zasłyszanymi na korytarzach pałacu, celowo omijając niepokojące pogłoski oraz poważniejsze tematy. W ten sposób Artemida dowiedziała się o nowych kłopotach Skirona, który po raz kolejny podpadł Eryniom. Wolała nie wyobrażać sobie, jak tym razem mściwe siostry postanowią go ukarać. Jego brat Fosforos - choć Artemida zdecydowanie wolała nazywać go Lucyferem - poprzedniego wieczora został przyłapany, jak wymykał się z sypialni Dike. Wszyscy w pałacu wiedzieli od dawna, że para miała się ku sobie, ale dotychczas oboje temu zaprzeczali. Artemis nie wątpiła, że to pomysł Dike, która bardzo poważnie podchodziła do swojej roli bogini sprawiedliwości. Była przy tym tylko odrobinę mniej irytująca od Ateny.

 

Kiedy nimfom skończyły się tematy do rozmów, wróciły do gry na instrumentach. Artemida tym razem tylko przysłuchiwała się melodiom i tańczyła w ich rytm, starając się nie myśleć o poważniejszych sprawach. Ojciec nie życzył sobie, żeby brała udział w poszukiwaniach. Starsze rodzeństwo milkło, gdy tylko bogini pojawiała się w pobliżu, a Atena zachowywała się jak Cerber stojący na straży ich sekretów, choć sama nie została w nie nigdy wtajemniczona. Hermesowi odpowiadała możliwość zaszycia się z dala od wszystkich, dlatego tylko Apollo stanowił dla niej jakiekolwiek oparcie i usiłował zrozumieć targające dziewczyną emocje. A jednak Artemida czuła się niesamowicie samotna. Nawet towarzystwo nimf nie było jej w stanie pomóc.

 

Dlatego na krótko przed zachodem słońca podziękowała im za popołudnie i udała się w kierunku własnej komnaty. Przez całą drogę nie spotkała nikogo, co pozwoliło jej podejrzewać, że ojciec razem z Herą i swoimi dziećmi wrócił już do pałacu. Głęboko zakorzeniona ciekawość kazała bogini pobiec do głównej komnaty, w której zwykle przesiadywał Zeus, ale szybko stłumiła w sobie to pragnienie. Gdyby ktokolwiek chciał ją widzieć, już by o tym wiedziała. W innym wypadku lepiej było unikać rodziny aż do rana. Jeszcze Atena gotowa byłaby zdradzić siostrę przy pierwszej okazji. Co prawda, nie należała raczej do mściwych osób, ale długo chowała w sobie złość i rozczarowanie. Artemida za nic nie chciała prowokować siostry do podzielenia się nimi z resztą rodziny.

 

W sypialni bogini przebrała się w swobodniejszą sukienkę. W pałacu, bez śmiertelnego ciała, nie musiała się martwić zabrudzeniami, potem ani ranami. Krew bogów płynąca w jej żyłach sprawiała, że Artemida wyglądała, jakby całe życie spędzała wyłącznie na pielęgnacji i odpoczynku. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko do swojego odbicia w zwierciadle zdobiącym fragment ściany przy oknie. W świetle zachodzącego słońca jej skóra przybrała złotawy odcień, a białe włosy lśniły niczym najczystszy śnieg na szczytach gór. Artemis odgarnęła je na plecy i wyszła na balkon. Niemal nigdy nie zamykała prowadzących na niego drzwi.

 

Pałac bogów był ogromny. Zamiast dziedzińca jak niektóre zamki śmiertelnych krył w swoim wnętrzu najwspanialszy ogród, jaki można sobie wyobrazić. Było w nim wszystko: drzewa, kwiaty, a nawet strumień przechodzący w nieduże kaskady i wzgórze, na którym w dawnych czasach Artemida uwielbiała spędzać czas. Ale to było, zanim została uwięziona w ścianach pałacu. Znała już każdy kamień w ogrodzie i po samym sposobie padania światła słonecznego mogła rozpoznać, w jakiej części budynku się znajdowała. To nie był zewnętrzny świat, który tak kochała.

 

Zatopiona we własnych rozmyślaniach Artemida nie zauważyła nawet, kiedy drzwi do jej sypialni otwarły się i stanął w nich Apollo. Mężczyzna uśmiechnął się na widok siostry i cicho wsunął się do komnaty. Zamknął drzwi, a następnie podszedł bliżej, sprawdzając, w którym momencie kobieta zwróci na niego uwagę. Nie zwróciła. Apollo ostatecznie oparł się o framugę drzwi prowadzących na taras i splótł ręce na piersi. Rzadko się zdarzało, żeby ktokolwiek mógł niepostrzeżenie zbliżyć się do Artemidy.

 

- Coś cię dręczy?

 

Bogini powoli obejrzała się przez ramię i przywołała na twarz lekki uśmiech. Wiedziała, że nie oszuka w ten sposób brata, ale liczyła, że uniknie chociaż kolejnych pytań.

 

- Nie pojawiłaś się w głównej komnacie - oznajmił Apollo, jak zwykle wiedząc, kiedy odpuścić. - Ojciec wrócił. Afrodyta, Ares, Hefajstos i Hestia też. Hera udała się do wyroczni, a Posejdon sprawdza informacje dotyczące Atlantydy.

 

- Atlantydy? - powtórzyła Artemida, marszcząc lekko brwi. - A co ona ma z tym wspólnego?

 

- Ojciec wierzy, że skoro thanásima mają tak potężną moc, mogą pochodzić z odległych stuleci.

 

- My pochodzimy z odległych stuleci - przypomniała mu bogini. - Nie sądzisz, że mielibyśmy z nimi styczność już wcześniej? To zaczęło się już po czasach herosów. Tyle lat spokoju i dlaczego akurat teraz? Odsunęliśmy się od ludzi. Niewielu z nich zdawało sobie w ogóle sprawę z naszej obecności. Żyliśmy boskim życiem jedynie tu, w pałacu, a w świecie śmiertelników byliśmy zupełnie jak oni. Dla ludzi staliśmy się jedynie historią, bajkami opowiadanymi na dobranoc. Więc dlaczego jakieś prastare moce miałyby się przebudzić?

 

- Zapominasz chyba, że nieśmiertelni są cierpliwi - zaoponował Apollo. - Patrzysz na nich przez pryzmat własnej porywczości, ale nie wszyscy noszą w sercach ogień, Artemis.

 

Bogini nie znalazła na to żadnej odpowiedzi. To prawda, że zwykle działała zamiast roztrząsać problemy. Lubiła mieć cel i dążyć do niego za wszelką cenę. Tym bardziej nie rozumiała, dlaczego została odsunięta od walki z thanásima.

 

- Właściwie, skąd tyle wiesz? - odezwała się po dłuższej chwili. - Zwykle nie chcą się z nami dzielić efektami poszukiwań.

 

- Przekupiłem Hermesa. - Apollo wzruszył ramionami. - Jeśli chce, potrafi być naprawdę dobrym szpiegiem. Poza tym, on jeden jest w stanie oczarować ojca na tyle, żeby uniknąć kary za podsłuchiwanie.

 

Artemida uśmiechnęła się mimowolnie. Nie dało się ukryć, że najmłodszy z rodzeństwa miał w sobie urok, który chwytał za serca ludzi i bogów.

 

- Powiedzieli coś jeszcze?

 

- Szykują się do wojny. - Apollo spoważniał. - Jeśli nie uda im się znaleźć niczego, co pozwoli jej uniknąć, będziemy walczyć, Ami. Śmiercionośni są coraz bliżej, a w końcu znudzi ich oczekiwanie na takie sytuacje, jak dziś. Wtedy staną przed drzwiami pałacu i nie będziemy mieli wyboru.

 

Oczy bogini zapłonęły niebezpiecznym ogniem. Wizja wojny nie była taka zła. Oznaczała działanie. Artemida znała wojnę i nie bała się jej. Dużo bardziej przerażały ją mury pałacu, w którym czuła się jak w klatce. Wiedziała, że jeśli śmiercionośni staną wreszcie przed ich drzwiami, ona otworzy je, zanim jeszcze zdążą zapukać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Narrator 30.06.2021
    Zgrabnie uszyte opowiadanie. Cieszy mnie, że również lubisz grecką mitologię, a do tego masz sporą wiedzę w tym temacie. Daję 5 i pozdrawiam :)
  • Ocmel 30.06.2021
    Dziękuję za miłe słowa :) Miłego dnia!
  • Fionka99 30.06.2021
    bardzo mi się twój styl podoba, lekko się czyta :)
  • Ocmel 01.07.2021
    Cieszę się, że tak jest :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania