Bohater drugoplanowy (1)

Gdyby moje życie było powieścią, byłbym bohaterem drugoplanowym. Tak właśnie, postać na drugim planie – i to we własnej historii. Wcale by mi to nie przeszkadzało. Tak chyba byłoby lepiej dla wszystkich. Moje życie jest nudne, a ja jestem przeciętniakiem, którego nie ma nigdy w centrum uwagi i nic na to nie poradzę. Tak jest dobrze, nie narzekam. Lepiej być bohaterem drugoplanowym w dobrej powieści, niż głównym charakterem w totalnym gniocie.

Mam siedemnaście lat, chodzę do trzeciej klasy liceum. Wiodę nudne i statyczne życie bez ekscesów. Nie pochodzę z prastarego wielmożnego rodu, mam kochających rodziców, nie choruję na śmiertelne schorzenia, w moim kraju nie toczy się wojna, mam co jeść. Gdy byłem mały, raz była w moim mieście powódź, niektórym ludziom podtopiło podwórza i zalało kilka podziemnych przejść. To jednak wszystko. Nikt wybitny w ostatnich dekadach się tu nie urodził, nie miało miejsca żadne wiekopomne wydarzenie historyczne. Oczywiście czasem mówią o nas w wiadomościach, ale to krótkie ciekawostki. I tak jest od zawsze, wiodę żywot idealnie dopasowany do mojego otoczenia. Nie mam zatem specjalnych powodów do narzekań, przecież mogło być znaczniej gorzej.

– Jak było dzisiaj w szkole? – zapytał tata, odkładając gazetę. Mama z siostrą właśnie przyniosły kolację. Nie odezwałem się, więc moja siostra pomyślała, że to pytanie było kierowane do niej.

– Dzisiaj na lekcji wychowawczej mówiliśmy o zagrożeniach środowiska. Pani powiedziała, że śmieci powinno się segregować. I oszczędzać wodę, i światło. Bo u nas w domu to tak nie bardzo...

– Łucjo – tata zaśmiał się cicho – z tobą już dziś rozmawiałem, daj się też wypowiedzieć bratu.

– A co ja? – wchodząc, zapytał Łukasz. Dosiadł się do stołu i z apetytem rzucił się na kanapki.

– Ty też nic, tylko Oti – zwrócił się do mnie. – Co tam dziś robiłeś?

– Nic nadzwyczajnego – odpowiedziałem automatycznie. Więcej nie pytał.

Po kolacji zabrałem się za to, co mi cały dzień chodziło po głowie. Albo raczej próbowałem się zabrać. Chociaż nie zasługiwało to nawet na miano próby. Siedziałem z piórem w ręku i gapiłem się na pustą kartkę, jakby od tego miały się pojawić litery. A zegar cicho tykał, sekunda za sekundą. Ani nie spostrzegłem, a minęło pół godziny.

– Znowu piszesz? – Łucja poklepała mnie po plechach.

– Próbuję, ale jakoś nie mogę zacząć.

– Nie masz pomysłu?

– Ależ mam, i to całą masę. Tylko nie wiem jak to napisać.

Przytaknęła tylko i jeszcze chwilę patrzyła, jak siedzę pogrążony nad pustą kartką, aż wreszcie sobie poszła, ale jeszcze na chwilę wróciła.

– Ale jak napiszesz, to znowu dasz mi przeczytać?

– Jasne – zapewniłem.

Wiedziałem, że nic z tego dzisiaj nie będzie. Czasem miałem tyle natchnienia, że nie spałem pół nocy, żeby tylko pisać, póki wiem co. Innym razem po prostu siadałem i wysilałem szare komórki, byleby tylko nakreślić cokolwiek. Były też dni z kompletną blokadą, gdzie nie mogłem z siebie wyrzucić nawet strony tekstu, a postawienie choćby jednej li litery sprawiało mi ból, jakbym ciągnął wielki kamień za sobą. W mojej głowie historie zazwyczaj tworzyły się automatycznie. Głos spokojnego narratora opowiadał je, ważąc każde słowo. Postaci pojawiały się, dopiero kiedy przyszła na to pora, a fabuła rozwijała się sama. Nie zawsze były to historie udane, ale zazwyczaj brzmiały nieźle. Sęk w tym, że nigdy nie zdążyłem ich zapisać; kiedy brałem do ręki pióro, głos był zagłuszany przez moje chaotyczne myśli i z powieści zostawało pierwsze zdanie, czasem jeszcze kilka pojedynczych słów. Jednak to nie szkodzi, naprawdę. A to dlatego, że pisałem sam dla siebie, ku własnej przyjemności. Od kiedy tylko nauczyłem się liter, zawsze coś skrobałem. To z nudów, to dla uspokojenia. Po prostu czułem taką potrzebę. To schorzenie ma nawet swoją nazwę. Grafomania. Tak, jestem skromnym grafomanem. Nie wstydzę się tego określenia, przecież to tylko uczciwe stwierdzenie oczywistego faktu. Od paru lat pokazuję swoje twory rodzinie i przyjaciołom, czasem nawet zbieram niewymuszone pochwały. Moim marzeniem jest zostać pisarzem, ale to tylko marzenie.

Odłożyłem pióro na zaszczytne miejsce. Dziś nic z tego nie będzie.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Sandra 8 miesięcy temu
    To o mnie, tylko w wersji męskiej i starszej ode mnie o pięć lat

    To tyle z mojej strony, dziękuję
  • vanderPoltergeist 8 miesięcy temu
    Myślę, że jeśli chodzi o przemyślenia wobec procesu pisania, to wielu może się pod tym podpisać. Zachęcam do zapoznania się z resztą historii (będzie w miarę krótka, ale fragmenty będą publikowane mniej więcej co tydzień).

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania