Poprzednie częściBohater drugoplanowy (1)

Bohater drugoplanowy (11)

Magda była miłą i ładną dziewczyną. Chodziliśmy razem do klasy. Nie znaliśmy się zbyt dobrze, ale często rozmawialiśmy na przerwach o typowo szkolnych sprawach.

– Cześć – uśmiechnąłem się do niej na powitanie i zanim zdążyłam mi odpowiedzieć zapytałem – Umówisz się ze mną?

Zdziwiona, a może nawet zaszokowana zaniemówiła. Wpatrywała się we mnie, oczekując, że powiem, że to żart, ale ja naprawdę chciałem się z nią umówić. Bezczelnie patrzyłem jej w oczy. Między nami nic nie było. Nigdy nie dała mi poznać, że jest choć trochę mną zainteresowana. Było wielu chłopaków w klasie, których traktowała lepiej niż mnie. Z tego, co słyszałem, jesienią zerwała ze swoim chłopakiem i odtąd nikogo nie miała. Nie szukała zbytnio nowego, miłostki nie były jej w głowie. Skupiała się na szkole, swoim psie i pomaganiu mamie w salonie fryzjerskim. Zaproszenie na randkę było chyba ostatnią rzeczą, jakiej mogła się z mojej strony spodziewać.

– Yyy... nie? – odparła niepewnie. Pokiwałem głową na znak, że przyjąłem to do wiadomości. Odwróciła się i po prostu sobie poszła.

Jeszcze tego samego dnia zaczęły się rozchodzić plotki o moim wybryku. Byłem z siebie zadowolony. W końcu zrobiłem coś głupiego.

 

Razem z Małym Księciem odwiedzałem akurat planetę, na której mieszkał latarnik. Gdzieś daleko, jakby w innym świecie, był gwar studentów.

– Nie stresujesz się egzaminem? – zapytał Mateusz, nerwowo tupiąc nogą.

– Coś tam się uczyłem, albo zdam, albo nie – odpowiedziałem z uśmiechem. Jeszcze jedna osoba i będzie moja kolej wejść do gabinetu pani profesor.

– Kurczę, chciałbym być taki jak ty – westchnął.

– Że co?

– Bo ty jesteś zawsze taki wyluzowany. Nigdy się nie wściekasz, nie masz wrogów, zawsze jakoś ci się układa. – Rozłożył ręce.

Mateusz zdawał egzaminy na trójach, zazwyczaj w pierwszych terminach. Lekko nieśmiały, ale poukładany gość. Mieszkał daleko od uniwersytetu, dziennie przemierzał pięćdziesiąt kilometrów pociągiem. Czasem próbował podrywać dziewczyny, ale te dawały mu kosza, bo zamiast wyskoczyć na imprezkę, wolał wypad na rower. Mój najlepszy kolega na studiach.

– Nigdy nie przypuszczałem, że ktoś może chcieć być taki jak ja – powiedziałem raczej sam do siebie i zamknąłem książkę. Zaraz, to z jakiego przedmiotu mam teraz egzamin?

– No widzisz. I co ja mam teraz zrobić? – Panikował coraz bardziej. Godzinę wcześniej powtórzyliśmy razem materiał; wiem, że na pewno zdamy.

– Napisz o sobie książkę. To odmieni twoje życie – zażartowałem.

– Jak zdam, to chyba napiszę – zaśmiał się. – Ech, ale to by była strasznie nudna historia.

– Nie martw się, zawsze możesz być bohaterem drugoplanowym.

– We własnej historii?

– A czemu nie? – Wstałem i zbliżyłem się do drzwi gabinetu. – Nie wolno przecież utożsamiać autora z jego wymyślonymi bohaterami. To, że coś napisał, nie oznacza, że się z tym zgadza.

– Śmierć autora – przytaknął. – Po napisaniu tekstu, nie należy on już do autora. Każdy może interpretować go inaczej. Czy w tej sytuacji moja postać nie powinna być ukryta na pierwszym planie? – zapytał sam siebie.

Nie byłem pewien, do czego zmierza. Lubił doszukiwać się absurdalnych przykładów i snuć najbardziej kłopotliwe i nieprawdopodobne scenariusze, co zazwyczaj na pierwszy rzut oka było głupie, ale po głębszym zastanowieniu okazywało się całkiem sensowne i pomagało pogłębiać wiedzę na temat poszczególnych zagadnień. Ukryte wcielenie autora na pierwszym planie?

Nie zdążyłem o to zapytać, bo koleżanka wyszła z gabinetu. Wybiła moja godzina.

– Panie Oktawianie, zapraszam – uśmiechnęła się pani profesor.

 

Jest pewien paradoks w ostatniej stronie. Co dzieje się, kiedy już postawimy ostatnią kropkę? Czy dalej nie ma już nic? I czy gdy zamkniemy już książkę, bohaterowie znikają, a później cudownie odżywają, gdy tylko znów ją otworzymy? Skąd wiemy, że to już koniec, że nie ma już nic dalej? Przecież, żeby móc stanowczo stwierdzić, wszyscy musieliby zginąć, a świat przestać istnieć. Wystarczy, że choć jedna postać żyje dalej, a historia się nie skończyła. Sęk w tym, że my po prostu nie znamy tej kontynuacji, ale ona gdzieś tam jest.

Napisałem kiedyś historię o smoku, którego zadaniem było niszczenie niepotrzebnych światów. Razu pewnego spotkał chłopca, który jakimś cudem się uchował. Smok był postacią neutralną, nie znał pojęcia dobra ani zła, po prostu wykonywał pracę, do której został stworzony. Ponieważ pierwszy raz spotkał żywą postać, zabrał ją ze sobą. Nie wiem, jakie przygody miał ten duet, nie mam nawet pojęcia, o czym rozmawiali – ta historia była krótsza niż jedna strona. Z nikim się nią nie podzieliłem, spaliłem ją dawno temu, i nawet tego nie żałuję. Jest jednak cząstką mojej duszy, tkwi głęboko we mnie i przypominam ją sobie, ilekroć skazuję na zagładę kolejne swoje twory. Wyobrażam sobie wtedy bezimiennego smoka, który niszczy kolejny świat. I być może kiedyś coś z niego ocali, zabierze ze sobą. Co będzie dalej? To już tajemnica, która nie należy do mnie. To już nie moje popioły.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Sandra 7 miesięcy temu
    Okej. Czyli krótkie przeniesienie się w czasie – dobra... Ja potrzebuję chwilki, żeby przyjąć do wiadomości. Dajcie mi minutkę
  • Sandra 7 miesięcy temu
    "Nie wolno przecież utożsamiać autora z jego wymyślonymi bohaterami." – Emm... Tal, dokładnie. Z pozdrowieniami dla moich postaci 🥲
  • Sandra 7 miesięcy temu
    Uwielbiam tą serię <3

    "To już nie moje popioły" – ❤️
  • vanderPoltergeist 7 miesięcy temu
    Co do utożsamiania bohaterów z autorem - w każdej postaci jest jakaś cząstka autora, ale niekoniecznie (o ironio) na pierwszym planie. Sapkowski kiedyś ładnie podsumował swoje postacie, tłumacząc, że takie po prostu były mu potrzebne do tej historii. Jeżeli osoba z powieści, nawet główny bohater, jest szowinistą, nie oznacza to przecież, że autor również.
    Dziękuję za wszystkie komentarze. To już koniec serii (właściwie dla mnie całość jest jednym opowiadaniem, podzielonym w ramach, nazwijmy to, "chwytu marketingowego"). Mam nadzieję, że zakończenie nie rozczarowało.
  • Sandra 7 miesięcy temu
    vanderPoltergeist
    Oj nie, nie rozczarowało :-)
    Bardzo mi się podobał cały cykl, z teksu w sumie można wywnioskować, że to już koniec i szczerze, to szkoda. Strasznie się przywiązuję do postaci (jakichkolwiek) i zawsze trdundo mi kończyć czytanie.
    Pozdrowienia :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania