Poprzednie częściBohater drugoplanowy (1)

Bohater drugoplanowy (7)

Adrian faktycznie się zmienił. Nie tylko rzucił trenowanie piłki, ale też gry komputerowe. Było to trochę niepokojące, bo dotychczas te rzeczy zajmowały większość jego wolnego czasu. Zmienił też fryzurę i zaczął przywiązywać wagę do zdrowego odżywiania. Tłumaczył, że po prostu chce odmienić swoje życie na lepsze. Zapewniłem, że na ile potrafię, na tyle będę go wspierać. Przy okazji nasłuchałem się też dużo na temat mojego sposobu odżywiania. Zaimponował mi, że tak z dnia na dzień zostawił to, co go uważał za niedobre za sobą.

– Adrian się ostatnio zmienił, nie? – powiedziała Martyna w drodze powrotnej do domu.

– Okres młodzieńczego buntu – zachichotałem. Zaśmiała się lekko. – Po prostu stara się coś odmienić w swoim życiu.

– A mówił dlaczego?

– Rzucił piłkę, to chyba przyczyna. Za jakiś czas pewnie się uspokoi.

– A ty nie myślałeś nad zmianami w swoim życiu? Wiesz, lada chwila będziemy pełnoletni, dorośli. Studia, praca i tak dalej.

– Myśleć, myślałem. Jak na razie jednak nie wiem co i jak miałbym zmienić. – Póki co nie pochwaliłem się zniszczeniem moich rękopisów.

– Ja w sumie też chętnie bym się zmieniła. Może już czas wydorośleć? Wiesz, znaleźć chłopaka. W twoim przypadku dziewczynę oczywiście. Masz jakąś na oku? – Stuknęła mnie lekko w ramię.

– Nie, no coś ty – odparłem niepewnie.

Martyna była jedyną dziewczyną, z którą mogłem normalnie porozmawiać. Z czasem coraz bardziej uświadamiałem sobie, że mi się podoba. Traktowała mnie raczej jak niezdarnego brata niż chłopaka, więc nie robiłem sobie nadziei. Zresztą, byłem zbyt nieśmiały, żeby wyznać jej swoje uczucia. Za bardzo bałem się odrzucenia. Chyba lepiej, by zostało tak, jak jest. Zrobiłoby się niezręcznie, gdyby dała mi kosza – na pewno odbiłoby się to negatywnie na naszych relacjach i straciłbym coś cennego.

– Nie jesteś taką złą partią. Może chuchro z ciebie, ale jesteś elokwentny i nie robisz głupstw.

– Dzięki – szepnąłem. Elokwentny. Komplement, o jakim każdy marzy. W jej oczach jestem elokwentny. Może ja też potrzebowałem zmian? Może by choć raz tak dla odmiany zrobić jakieś głupstwo? – Martyna, wyskoczymy gdzieś razem w piątek?

– Masz na myśli jakieś konkretne miejsce? – zapytała. Nie zrozumiała. Myślała, że proponuję przyjacielski wypad.

– Nie – poddałem się. – Po prostu mam wolne popołudnie.

– Powiem ci jutro, nie wiem, czy nie będę miała akurat czegoś do roboty.

Postać poboczna nie powinna się nigdy zakochiwać. To tylko wprowadza zbędny zamęt. Główna bohaterka wiąże się tylko z innymi głównymi bohaterami. A przyjaciele ze starych czasów zostają tylko przyjaciółmi ze starych czasów. Czytelnik zaś podąża za emocjami tylko głównego bohatera.

 

– Dostałem dziś czwórkę ze sprawdzianu z matmy – odpowiedziałem tacie przy kolacji.

– A dlaczego nie piątkę? – zapytała mama. Zignorowałem tę uwagę. Zawsze tak było. To wina mojego brata, który przyzwyczaił mamę do wybitnych ocen. Nie przypominam sobie, żeby mama była kiedykolwiek w pełni zadowolona z moim wyników w nauce. Nie mogłem mieć jej tego za złe, to była moja wina. Gdybym dostawał same piątki, w końcu usłyszałbym od niej pochwałę.

Po kolacji grałem z bratem w Fifę. Jak zwykle jego Bayern rozmiótł mnie doszczętnie. Przynajmniej strzeliłem bramkę honorową.

– Jak poszedłeś na studia, to dużo w twoim życiu się zmieniło? – zagadałem.

– No coś ty – parsknął śmiechem. – Mówią ci, że studia to coś zupełnie innego niż szkoła, ale aż takich różnic nie ma. Wstajesz rano, jedziesz na uniwersytet i słuchasz wykładów. A potem kolokwium. Różnica polega na tym, że wszyscy zwracają się do ciebie per pan.

Łukasz był na pierwszym roku medycyny. Jeszcze przed pójściem do gimnazjum wymyślił, że zostanie lekarzem. Nie dlatego, że chce pomagać ludziom. Stwierdził, że na lekarzy jest teraz zapotrzebowanie, a w razie czego to doktor zawsze będzie potrzebny. Nawet, a właściwie zwłaszcza w trakcie wojny. Oczekiwał, że będzie więc dużo zarabiał. Nigdy nie bał się widoku krwi. Biologia, chemia i matematyka nie miały przed nim tajemnic. Kiedy dostał się na studia, rodzice pękali z dumy. Chwalili się wszystkim na około, jakiego to zdolnego mają syna. Łukasz jest trochę arogancki i gburowaty, obrażanie ludzi sprawiało mu chyba przyjemność. Mimo to zawsze znajdował kolegów w nowym środowisku.

– Straszą cię maturą, co? Nie przejmuj się – powiedział, dokonując ostatniej zmiany w meczu. – To dopiero w przyszłym roku. Powinieneś czasem wrzucić na luz i pójść na wagary. Za bardzo stresujesz się szkołą.

– Ale ja się w ogóle nie stresuję – zaprotestowałem.

– To czym się tak przejmujesz? Zakochany jesteś czy jak? – Rzucił mi kpiące spojrzenie.

– Nie...

Martyna już nie raz proponowała mi wspólne wagary. Jeśli w moim życiu ma się coś zmienić, może faktycznie warto popełnić totalne głupstwo. Tylko czy ja naprawdę chciałem zmian? Nie jest łatwo wyjść ze strefy komfortu – w końcu z jakiegoś powodu jest komfortowa.

 

– Proszę – mama położyła przede mną tackę z ciastkami. Podziękowałem, ale byłem zbyt zajęty, by się do nich dobrać. – Dawno już nie widziałam, żebyś tyle pisał.

– Tylko przepisuję – sprostowałem.

– A to nie lepiej od razu na komputer?

– To nie to samo, co ręczne napisane. Oryginał zawsze musi być atramentem – uparłem się.

– To pisz, dziecko, pisz.

Wszystkie moje opowiadania przepisywałem jeszcze raz. Starałem się zachować ładny charakter pisma, choć przy takim pośpiechu nie było to łatwe. Tu i ówdzie skreślałem zbędne zdania, które stanowiły tylko zastój i nic nowego nie wnosiły. Czasem dodawałem wyszukane porównanie dla urozmaicenia języka. Wszystkie powtórzenia zastępowałem bardziej oryginalnymi synonimami. Musiałem wielokrotnie zmienić szyk zdania, bo pierwotna wersja brzmiała dla mnie jakoś dziwnie – jak w ogóle mogłem wcześniej tak to napisać? W niektórych miejscach poszerzyłem opisy, żeby czytelnik mógł lepiej ujrzeć to, co ja widziałem, ale starałem się zachować umiar. Większość opowiadań dostała też nowe tytuły. Choć moja niemoc twórcza nie minęła, to na wprowadzenie takich poprawek nie potrzeba było natchnienia. To czyste rzemiosło.

 

Cierpliwie słuchałem długiego monologu Martyny na temat języka francuskiego. Nam obojgu ten przedmiot znacząco zaniżał średnią. W odróżnieniu od niej ja jednak przyczyn takiego stanu dopatrywałem się u siebie, a nie u nauczyciela, aczkolwiek przyznaję, że po części było to też rezultatem biegu dziejów, które ukształtowały ten język w taki bezsensowy sposób.

– Pospiesz się i chodźmy już – pogoniłem ją trochę. Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Zapomniałem ci powiedzieć, ale nie wracamy dzisiaj razem – uderzyła się w czoło. – Sorry. Mam eee... spotkanie. – Uciekła wzrokiem.

– Możesz chcesz mi powiedzieć coś więcej? – zapytałem sarkastycznie.

– No dobra, randkę mam. Zadowolony? – Zezłościła się trochę.

– Z kim? – szepnąłem, uśmiechając się szeroko. Pokręciła przecząco głową, dając do zrozumienia, że nie powie. Dawniej dzieliła się ze mną wszystkim. – To coś poważnego?

– To się okaże. Powiem ci jutro.

Byłem trochę zazdrosny. Nie mogłem się doczekać, aż jutro rano zdradzi mi szczegóły. Nawet jeśli nie mogłem być jej chłopakiem, ciągle chciałem być jej przyjacielem.

– I jak było? – zapytałem następnego dnia.

– Superaśnie – szepnęła. – Poszliśmy na bardzo długi spacer i dużo rozmawialiśmy. Także ten, mogę już oficjalnie powiedzieć, że mam chłopaka.

– A kto to taki?

– Adrian. Wyznał, że się we mnie zakochał.

W zasadzie to odetchnąłem z ulgą. Jeśli to Adrian, to miałem pewność, że nie wyrządzi jej krzywdy. Był osobą godną zaufania. Nie wciągnie jej w podejrzane towarzystwo, nie będzie bawił się jej uczuciami, nie zdradzi jej. Choć powinienem być zazdrosny, że moi jedyni przyjaciele stanowią teraz parę, byłem zadowolony. Zrozumiałem, że jeśli kogoś kochasz, to pragniesz jego szczęścia, nawet jeśli dla ciebie nie ma w tym wszystkim miejsca. Jestem tylko skromną postacią drugoplanową.

– Gratulacje. Mam nadzieję, że wszystko się wam dobrze ułoży.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Sandra 7 miesięcy temu
    "Łukasz był na pierwszym roku medycyny. Jeszcze przed pójściem do gimnazjum wymyślił, że zostanie lekarzem. Nie dlatego, że chce pomagać ludziom. Stwierdził, że na lekarzy jest teraz zapotrzebowanie, a w razie czego to doktor zawsze będzie potrzebny. Nawet, a właściwie zwłaszcza w trakcie wojny. Oczekiwał, że będzie więc dużo zarabiał." – jak zostanę lekarzem to na takich warunkach. I tyle.

    "Jeśli w moim życiu ma się coś zmienić, może faktycznie warto popełnić totalne głupstwo." – ja już zaczęłam po przeczytaniu pewnej książki. Zapraszam, to wcale nie takie straszne jak się wydaje.

    "Tylko czy ja naprawdę chciałem zmian? Nie jest łatwo wyjść ze strefy komfortu – w końcu z jakiegoś powodu jest komfortowa. " – chciałeś. Chciałeś i kropka.

    (ja lubię rozmawiać z bohaterami opowiadań, dobra, nie oceniajmy)

    "Starałem się zachować ładny charakter pisma, choć przy takim pośpiechu nie było to łatwe." – to ja na polskim

    "Jestem tylko skromną postacią drugoplanową." – on w końcu skoczy z dachu jak tak będzie dalej myśleć. Weźcie go do psychologa czy coś, bo takie zaniżone poczucie własnej wartości to moi drodzy się leczy.

    W dalszym ciągu kocham tą serię i czekam na dalsze części :)
  • vanderPoltergeist 7 miesięcy temu
    On po prostu jest chwilowo zagubiony. Nie mam nic przeciwko rozmawianiu z bohaterami z opowiadań. Jak zaczną odpowiadać, to może wtedy czas zacząć się martwić.
  • Sandra 7 miesięcy temu
    vanderPoltergeist
    Dokładnie... Oby Oti siedział cicho :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania