Poprzednie częściBohater drugoplanowy (1)

Bohater drugoplanowy (8)

Postawienie kropki na końcu ostatniego zdania jest momentem doniosłym. Ogarnia mnie poczucie satysfakcji, wielka ulga, a zarazem czuję, że właśnie skończyła się wielka przygoda. Zresztą, to zupełnie tak samo, jak kropka w ostatnim zdaniu przy czytaniu. Z jedną znaczącą różnicą: nigdy nie wiem, czy zdanie, które właśnie napisałem jest tym, którym naprawdę chcę zakończyć opowieść.

– Skończyłem – powiedziałem na głos. Zbiór wszystkich moich udanych tworów. Ponad dwieście stron słów. Moja tarcza i mój miecz. Wieczór był jeszcze młody. Obok mnie kusząco leżały puste kartki. Pióro w ręce aż rwało się do pracy. Ale moja głowa nie chciała nawet o tym słyszeć. Nie mogłem niczego napisać. Wstałem od biurka i podszedłem do okna. Wychyliłem się lekko, by móc zobaczyć dom, w którym mieszkała moja najlepsza przyjaciółka. Coraz częściej nawiedzała mnie w snach. Była tak blisko, a może tak daleko.

Postać poboczna może zniknąć w każdej chwili. Może wyjechać daleko, może po prostu przestać się pojawiać. Jej wątek może zostać ostatecznie zamknięty, a czasem nawet nie doczekać się rozwiązania. Nie chcę być trzecim elementem w tandemie, nie chcę nikomu wadzić. Nadszedł czas, żebym powoli się wycofał.

 

Nie mogłem zasnąć. Wierciłem się z boku na bok, ale nic z tego. Czułem się bardzo zmęczony, ale moją głowę zaprzątało tysiąc myśli. Zebrałem dziś poważny ochrzan na wuefie od kilku kolegów z klasy. Adrian się za mną nie wstawił, ale nie mogłem mieć mu tego za złe. W końcu on też miał swoje sprawy na głowie. Całą długą przerwę spędził z Martyną, śmiali się i rozmawiali. Trzymali się mocno za ręce. A potem dałem Martynie spisać zadanie z polskiego. Niestety, przy sprawdzaniu wyszło na jaw niezwykłe podobieństwo naszych prac. Wziąłem po męsku winę na siebie i dostałem jedynkę. W drodze powrotnej do domu mocno zmarzłem. A potem przypadkiem stłukłem wazon z kwiatami, który mama dopiero co kupiła – i właśnie dlatego go nie zauważyłem. A Real Madryt znowu wygrał. Same nieszczęścia. Jutro czekał mnie równie pracowity dzień.

Chciałem zapaść się pod ziemię, zniknąć. Od paru dni sukcesywnie zacząłem oddalać się od Martyny i Adriana. Nie chcę wtrącać się w ich związek, stopniowo więc coraz mniej z nimi przebywam, mniej rozmawiam. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Nawet jeśli są moimi jedynymi przyjaciółmi. Nawet jeśli dotąd to zawsze oni bronili mnie przed światem. Zawsze byłem słaby i nieśmiały, zbyt głupi na typ klasowego kujona. W podstawówce wielu uczniów mi dokuczało, a Martyna stawała w mojej obronie. Ilekroć pokłóciłem się z Łukaszem, a kiedyś nie należało to do rzadkości, szedłem do swojej sąsiadki z naprzeciwka. Wszystkie moje fantazje o tym, jak to dobrze by było grać w piłkę nożną, realizował Adrian. On też zawsze stawiał się za mną, ilekroć coś mi na wuefie nie wychodziło. Nie musiałem spędzać przerw samotnie, bo mogłem posiedzieć z nimi.

Wstałem z łóżka. Nie ma co się męczyć, skoro i tak nie zasnę. Odruchowo podszedłem do biurka i złapałem za pióro. Nawet nie zauważyłem, jak zacząłem pisać. Nie przywiązywałem zbytniej uwagi do słów. Po prostu pisałem. Znałem przecież tę historię bardzo dobrze.

Pisałem też cały następny dzień. Na przerwie, na lekcjach, w trakcie śniadania i obiadu. Pisałem, zamiast czytać książkę, grać w Fifę czy odrabiać pracę domową. Pisałem.

– Wyślesz to gdzieś? – zapytała Łucja patrząc, jak pakuję swój najnowszy twór do specjalnej koperty.

– Na tamten świat – odpowiedziałem poważnie.

– Serio się pytam.

– Serio odpowiadam. Ta koperta przeznaczona jest na zniszczenie. Spalę, jak wrócę ze szkoły – powiedziałem. Dziś było już za późno na takie rytuały.

Kiedy następnego dnia wróciłem do domu, koperty nigdzie nie było.

 

Starałem się jakoś wykręcić z tego spotkania, ale Adrian nie dał mi nawet dojść do słowa. Jego zaproszenie brzmiało jak rozkaz. Brodząc więc w śniegu, przedzierałem się do jedynej w okolicy pizzerii. Niegdyś lubiliśmy tu przychodzić w trójkę. Ostatni raz spotkaliśmy się tu, kiedy Adrian oznajmił, że odszedł z drużyny. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że podkochuje się w Martynie i to dla niej rzucił sport. Chciał się skupić na rzeczach ważnych.

Przyszedłem przed czasem. Usiadłem i spokojnie czekałem aż przyjdzie. W końcu się pojawił. Sam, bez Martyny. Przywitał się jak zwykle i zadał parę pustych pytań.

– Prosiłeś mnie o ocenę tej historii. – Podał mi moją zaginioną kopertę. Nie odezwałem się i nie sięgnąłem po nią. – Jest dobre. Bardzo dobre. Ale jakbym to już gdzieś czytał...

– „Hotel California”. Napisałem to tak, jak to zapamiętałem – przyznałem otwarcie. Moja wersja była trochę dłuższa od oryginału. I dużo gorsza. Nie była nawet w połowie tak genialna jak dzieło Martyny.

– Byłem trochę zdziwiony, że twoja siostra przyniosła to dla mnie. Mogłeś mi to sam przekazać w szkole. – Wzruszyłem tylko ramionami. – Martyna też na to zerknęła. Ale nie wiem, co o tym sądzi, bo nic nie powiedziała. Chyba było jej trochę niezręcznie.

Nie odzywałem się już do końca spotkania. Adrian pokrótce opowiedział mi, jak świetnie się bawili ostatnio, lepiąc razem bałwana. Potem wspomniał coś o swoich ocenach. Na sam koniec podkreślił, że jeśli będę chciał o czymś pogadać, to zawsze mogę na niego liczyć. Pożegnaliśmy się i zabrałem kopertę ze sobą do domu.

Znałem tę historię. Agatha P. Doyle przekonywała mnie, że to wszystko napisałem kiedyś pierwszy. Było w tym trochę racji. Niezwykły hotel przypominał nawiedzony pałac z mojej ustnej, nigdy niespisanej opowieści. Recepcjonista był nawiązaniem do opowiadania o barmanie i wilkołaku. Motyw dwóch sióstr, które uciekły przed przemocą domową, przypominał nastoletniego oszusta szukającego zemsty na ojczymie. Tajemniczy hazardzista był włóczęgą, który za ograbianie zwłok został skazany przez anioły na wieczystą tułaczkę. Nawet dwa zdania poświęcone nietoperzowi jasno wskazywały na inspiracje moim konkursowym opowiadaniem. Ale ja nigdy nie stworzyłem czegoś tak dobrego. Moja wersja „Hotelu California” była dłuższa i bardziej chaotyczna. Język był bardziej sztywny, podręcznikowy. Było dużo zbędnych przymiotników i porównań. Scena z nietoperzem, znacznie bardziej rozbudowana, wprowadzała niepotrzebny zamęt. Młodsza siostra zrównała się pod względem wpływu na bieg wydarzeń ze starszą, co utrudniało czytelnikowi wczucie się w emocje bohaterek. Całość nie była zła. Gdybym napisał to pół roku wcześniej, byłbym wniebowzięty. Ale ta historia nie należała do mnie. Była ledwo cieniem oryginału. Nie moje życie, nie mój wybór.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Sandra 7 miesięcy temu
    Osobiście nie zgadzam się z jedynką bezczelnie pozostawiona na pastwę losu tam u góry nad moim komentarzem.

    1. Bardzo mi się podoba ten styl pisania
    2. Zrobiłeś mi smaka na pizzę -_-

    Dalej czekam na następne części :)
  • vanderPoltergeist 7 miesięcy temu
    Dzięki. Co do ocen, nie są dla mnie ważne. Wolę komentarze, z nich mogę wyciągnąć jakieś wnioski.
  • Sandra 7 miesięcy temu
    vanderPoltergeist
    :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania