Poprzednie częściBohater drugoplanowy (1)

Bohater drugoplanowy (3)

Pisanie zawsze ma taki sam przebieg: zaczyna się od górnego lewego roku kartki. A kiedy już coś napiszesz, czytasz to. Najpierw wydaje się dobre, ale po dwóch dnia odkrywasz wszystkie błędy. Nanosisz poprawki, wtedy wygląda już przyzwoicie. Przy czym za kolejne dwa dni pojmiesz, że można to zrobić lepiej. Znowu coś poprawiasz i myślisz, że jest już idealnie. Dopiero po tygodniu zorientujesz się, że można to zrobić inaczej, lepiej. Ten proces nigdy nie ma końca.

– Przeczytasz? – Podałem jej plik kartek.

– Zaraz mamy biologię. – Skrzywiła się nieco. – Potem.

– W porządku, możesz zabrać nawet na popołudnie od domu. Ja muszę trochę od tego odpocząć.

– Skończyłeś już? – Przejrzała pobieżnie rękopis.

– Zostało mi tylko samo zakończenie, tytuł i poprawki. Wiesz, składnia, powtórzenia. A potem przepisać na komputer. Powiesz mi, co o tym sądzisz? Ale szczerze – zaznaczyłem. Zbieranie opinii od znajomych jest mało pożyteczne, bo zauważyłem, że nie chcąc mnie urazić, zawsze serwują nijakie komplementy. Zresztą, rzadko bywają zaangażowani w lekturę, po prostu czują się w obowiązku spełnić moją prośbę.

– Spoko – odparła bez przekonania i schowała mój twór do plecaka.

– Tylko nie zgub, bo to jedyna wersja – ostrzegłem.

– Jasne. Do kiedy można wysyłać prace?

– Został tydzień. A ty napisałaś coś? – zapytałem dla podtrzymania rozmowy. Byłem strasznie podekscytowany swoim opowiadaniem i niezbyt mnie interesowało, co tak naprawdę ma do powiedzenia.

– Ta, zgodnie z umową coś tam wymęczyłam – odparła wymijająco. – Czytałam, że pracę można wysłać anonimowo... Jak to się robi?

– Wrzucasz ładnie zapakowane do skrzynki w bibliotece. Tylko musisz się podpisać ręcznie jakimś pseudonimem. A co, wstydzisz się?

– Wiesz, pierwszy raz coś tworzę. Nie chcę sobie wstydu zrobić. – Pokręciła przecząco głowa. Chyba ją coś gryzło, ale byłem zbyt zapatrzony w siebie, by to dostrzec.

– Tylko zwycięska praca będzie publikowana. I ewentualnie jakieś wyróżnienia. Nawet jeśli, to tylko jury będzie znało twoje opowiadanie.

– Już mam dosyć problemów z nauczycielką polskiego – prychnęła.

Martyna była wspaniałą przyjaciółką, na którą zawsze mogłem liczyć. Nigdy mnie nie zawiodła. W odróżnieniu ode mnie łatwiej nawiązywała znajomości i miała raczej żywiołowe usposobienie. Nie należała do zbyt potulnych uczniów, lubiła kłócić się z nauczycielami, zwłaszcza z tych przedmiotów, z których słabo jej szło. Była świetna w angielskim, dobra w matematyce, chemii i historii, ale słaba w polskim, francuskim i biologii. Po tylu lat naszej znajomości sądziłem, że już niczym mnie nie zaskoczy, że znam ją lepiej niż własną kieszeń. Oczywiście tkwiłem w błędzie.

 

Mój tata jest wiecznie zmęczonym człowiekiem. Łatwo się irytuje. Wraca zmęczony po pracy, siada w fotelu i czyta gazetę lub rozwiązuje krzyżówki. Ceni sobie ciszę i spokój. W soboty lubi napić się piwa. Jak stwierdził kiedyś Łukasz, jego życiowe motto mogłoby brzmieć „róbcie, co każe mama”. Z natury rozmawia z nami raz, może dwa dziennie. Najczęściej pyta po prostu, jak dziś było w szkole. Moją siostrę trudno przegadać, jest bardzo gadatliwa i do tego jest jej wszędzie pełno. Akurat tego konkretnego dnia to ona nie była w stanie dojść do głosu. Non stop nawijałem o konkursie i moim opowiadaniu.

– A w szkole jak dziś było? – zapytał tata.

– Przecież dzisiaj sobota – zaśmiała się Łucja.

– Faktycznie. – Ojciec pokiwał głową dokładnie tak samo, jak wtedy gdy znajduje długo szukane hasło do krzyżówki. – To co, wygrasz ten konkurs?

– Nie wiem. Ja chcę tylko, żeby ludziom się podobało. Nie muszę mieć nagród – powiedziałem skromnie i, jak mi się wtedy wydawało, zgodnie z prawdą.

– E, mięczak jesteś. Jak ja biorę udział w konkursie to tylko po to, żeby wygrać – wytknęła mi Łucja. Wzruszyłem obojętnie ramionami.

– Na pewno się spodoba – zapewnił tata. – Pamiętaj synu, prawdziwy talent i ciężka praca zawsze zostaną docenione – poradził i sądzę, że naprawdę w to wierzył.

 

Termin zgłaszania prac przypadał następnego dnia, a ja miałem jeszcze tyle do roboty. Czekałem nerwowo przed salą, chodząc w kółko. Martyny jeszcze nie było, choć do zajęć zostało tylko sześć minut. Wczoraj nie przyniosła do szkoły mojego opowiadania, bo jeszcze nie zdążyła przeczytać całego. Zależało mi na jej opinii równie mocno, a może nawet i bardziej niż na rezultacie konkursu, więc bez problemu pozwoliłem jej przetrzymać pracę dłużej. Czasem czytelnicy zapominają, jak trudno autorowi podzielić się swoją twórczością. Kiedy ktoś pokazuje ci swoją amatorską twórczość, to tak naprawdę otwiera przed tobą swoje serce.

Niecierpliwie stukałem palcem o parapet, układając w głowie czarne scenariusze, z których wszystkie kończyły się brakiem mojego udziału w konkursie. Przerażające wizje torturowały mnie, aż wreszcie Martyna zaszczyciła szkołę swoją obecnością.

– Jesteś w końcu! Oddaj mi mój rękopis! – Naskoczyłem na nią od razu. Bez słowa zdjęła plecak i podała mi mój twór.

– Jest super. Na pewno wygrasz – uśmiechnęła się blado.

– Napisałem już zakończenie, ale muszę jeszcze to wszystko przepisać. A tobie jak poszło, napisałaś? – zapytałem, choć niezbyt specjalnie interesowała mnie odpowiedź.

– Ta, rano skończyłam. Wymyśliłam sobie pseudonim. Co powiesz na Agatha P. Doyle?

– Agatha Christie i Arthur Conan Doyle? – zgadywałem.

– I Edgar Allan Poe – uzupełniła. – Ale nie mogę się nazywać przecież Agatha Allan, prawda? – zażartowała.

Zignorowałem dowcip. Przeglądałem nerwowo swój rękopis w poszukiwaniu błędów i fraz godnych poprawek.

– Jest wystarczająco dobre? – dopytałem nerwowo.

– Jest bardzo dobre. Najlepsze są nietoperze. Lubię twój czarny humor. Jest taki niewybredny. Trzyma w napięciu. W jednym miejscu zaznaczyłam ci ołówkiem, bo nie zrozumiałam kompletnie tego zdania. Coś pomieszałeś.

– Dzięki wielkie – odparłem automatycznie i już więcej nie słuchałem.

Cały wieczór spędziłem na przepisywaniu tekstu. Co chwilę wracałem stronę lub dwie wcześniej, bo dochodziłem do wniosku, że to można coś jeszcze poprawić. Zerkałem do słownika synonimów, szukając jakiegoś niecodziennego odpowiednika, który mógł ubarwić mój język, ale większość takich słów kompletnie nie pasowała do reszty, więc w końcu dałem sobie z tym spokój. Odetchnąłem z ulgą około godziny dwudziestej trzeciej, kiedy mama kategorycznie oznajmiła, że czas wyłączyć komputer i iść spać. Ostatecznie wyszło czterdzieści dziewięć stron tekstu. Przed szkołą szybko wydrukowałem pracę w bibliotece i od razu złożyłem ją organizatorce. Uśmiechnęła się do mnie miło i podziękowała, że zechciałem wziąć udział w jej małym konkursie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Zenza 8 miesięcy temu
    Rzeczywiście o życiu. Jakbym siebie widział.
    Myślałem, że w końcówce okaże się, że konkurs wygra Martyna.
    Świetny tekst Drogi Autorze. Dziękuję za otworzenie serca.
  • Sandra 8 miesięcy temu
    "Pisanie zawsze ma taki sam przebieg: zaczyna się od górnego lewego roku kartki. A kiedy już coś napiszesz, czytasz to. Najpierw wydaje się dobre, ale po dwóch dnia odkrywasz wszystkie błędy. Nanosisz poprawki, wtedy wygląda już przyzwoicie. Przy czym za kolejne dwa dni pojmiesz, że można to zrobić lepiej. Znowu coś poprawiasz i myślisz, że jest już idealnie. Dopiero po tygodniu zorientujesz się, że można to zrobić inaczej, lepiej." – To jest takie rell! Błędne koło, za każdym razem coś bym poprawiła w swoich tekstach, a za dwa dni zrobiłabym osiem poprawek tej pierwszej poprawki...

    "Zbieranie opinii od znajomych jest mało pożyteczne, bo zauważyłem, że nie chcąc mnie urazić, zawsze serwują nijakie komplementy." – też rell. Z jednej strony miło tego słuchać, bo to świadczy, że jest się dla kogoś ważnym, ale z drugiej tak bardzo czasem człowiekowi potrzebny jest kubeł zimnej wody na głowę...

    "Czasem czytelnicy zapominają, jak trudno autorowi podzielić się swoją twórczością. Kiedy ktoś pokazuje ci swoją amatorską twórczość, to tak naprawdę otwiera przed tobą swoje serce." – to też jakby opisanie moich myśli. Naprawdę ciężko jest przeczytać komuś coś swojego!

    Ogólnie czekam na następną część, bo opowiadanie jest naprawdę bardzo o życiu. Niektóre momenty przypominają te z codziennych rutyn, zachowania postaci są bardzo podobne to tych w rzeczywistości

    Pozdrowionka i 5 ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania