Poprzednie częściBursztynowa stodoła część 1

Bursztynowa stodoła część 17

Tymczasem po drugiej stronie wioski Leoś, kompan Bogusia, był świadkiem zmian nie tylko w psychice swojego przyjaciela od kieliszka, ale i w życiu. Zaczęło się jak zwykle od banału, tylko tym razem żonę wyzywał niewyraźnie. Przeszkadzał mu w tym woreczek z kostkami lodu, który trzymał przy opuchniętej twarzy. Morda jego kiedyś młoda, piękna, a ostatnio opuchnięta od gorzały i przedwcześnie pomarszczona, po ostatnim spotkaniu z butelkami będącymi w płóciennej torbie, wyglądała wręcz tragicznie. Rozkwaszony czerwony nos dodawał kolorytu i dopełniał dzieła wyniszczenia. Bogdan bełkotał coś baz sensu, jakby gorączka go trawiła, albo doznał udaru słonecznego. Leon zniecierpliwiony tym mamrotaniem i z obolałym kroczem po ostatnich zajsciach, tym razem nie miał cierpliwości do przyjaciela i warknął.

- Do kurwy nędzy, odstaw ten worek od mordy i wal co masz do powiedzenia, bo dłużej tego nie zniosę.

Tego co usłyszał nie spodziewał się od obłąkanego, a co dopiero od swojego idola i patrona Bogdana.

- Miałem wizję i dotyczyła ona tego głupola Antka. Wyobraź sobie – przerwał opowieść by pociągnąć solidny łyk piwa – idę przez wioskę i widzę z naprzeciwka debila jak pcha jedną ręką dziecinny wózek z półrocznym dzieckiem w środku, na moje oko była to dziewczynka. Drugą dłoń podaje chłopczykowi może czteroletniemu. Kiedy dochodzimy do siebie mówię, Antek wracam właśnie z sądu po trzecim rozwodzie i widząc ciebie szczęśliwego w otoczeniu dzieci zdałem sobie sprawę, że to ja, a nie ty jestem największym wiejskim idiotą. Pomimo trudności ułożyłeś sobie życie u boku pięknej i do tego mądrej kobiety. Osiągnąłeś sukces, stałeś się sławny i bogaty. Natomiast ja spierdoliłem wszystko. Dostałem od losu piękną kochającą kobietę i od jej i swoich rodziców majątek, lecz wszystko przepiłem. Kolejne związki były od siebie gorsze. Teraz zostały mi po nich zaniedbane dzieci, długi alimentacyjne i te szmaty na grzbiecie.

Najprawdopodobniej powiedziałby coś więcej, lecz weszła jego kobieta z garnkiem zupy, którą rozlała do ostatnich dwóch poszczerbionych talerzy ze ślubnej zastawy. Boguś nie były sobą gdyby po siorbnięciu kilku łyżek nie wypalił.

- Szmato jedna, co mi tu podajesz, te pomyje świni daj, a mi przynieś normalne żarcie.

Kiedy indziej Malwina tłumaczyłaby się, że dzieciaki musi nakarmić, a nie ma skąd wziąć na jedzenie. Sama nie jadła i dzieciom nie dała, by tylko on zjadł, lecz tym razem się zbiesiła i przywaliła mu pustym garnkiem w rozbitą wcześniej mordę. Cios był solidny i Boguś tego dnia kolejny raz padł bez czucia. Leon próbował interweniować, lecz jej słowa zamroziły mu krew w żyłach.

- Rusz się tylko, to ci takiego kopa dowalę w jaja, że do końca życia popamiętasz.

Leon człowiek światowy, który z niejednego pieca chleb jadł, doskonale wyczuwał moment kiedy dobra passa się kończyła i przyszła pora wzięcia nogi za pas. Grzecznie się wycofał, a porąbana baba wzięła dzieci i wróciła do rodziców mieszkających już w mieście, z zamiarem wniesienia jak najszybciej sprawy o rozwód.

Boguś, gdy oprzytomnił, nie pamiętał ostatnich dwóch godzin i co się stało. Najbardziej brakowało mu przyjaciela stale będącego przy nim. Następnego dnia dodał dwa do dwóch i ucieszył się, że ściera z bachorami uciekła z nim, a on chłop wolny może iść zamieszkać do Oliwki. Majętna wdowa z drugiej wioski o dziesięć lat starsza od niego zapewni mu życie na odpowiednim poziomie, które mu się zawsze należało.

Antek z Hanusią przeżywali od kilku godzin inną traumę, kilkakrotnie przesiewali przywieziony piasek nadmorski przez coraz gęściejsze sita i nic oprócz kamieni nie znaleźli. Grudy bursztynu jakie miały się w nim znajdować zdaniem ekspertów nie istniały w rzeczywistości. Dopiero zastosowanie najdrobniejszego, dało trochę żwiru bursztynowego. Antoś sprawnie podzielił go na odcienie i umieścił w kilku kuwetach. Tylko w tym czasie zbliżał się świt, a nazbierane grzyby koniecznie należało przetworzyć, inaczej się zepsują. Podczas wielogodzinnego obierania, czyszczenia i robienia marynaty, poczuł się zmęczony i opuściła go złość na Hanusię, która widząc jego zbiory powiedziała.

- Czy ty nie możesz ograniczyć się przy zbieraniu grzybów? Zebrać na obiad i trochę do przetworzenia na jeden raz. Zawsze można wrócić do lasu za dzień, albo dwa, a nawet później. Przecież grzyby rosną od wiosny do jesieni. Inni też chcieliby coś znaleźć, a nie pierwszy, który natrafi wyrywa wszystkie, nawet gdy je później wyrzuci. Jesteś rolnikiem i powinieneś wiedzieć, że co rośnie potrzebuje czasu na wydanie, nasion. Najbardziej złoszczą mnie w lasach ludzie niszczący grzyby, które nie są im przydatne.

Antek nie zgadzał się początkowo z jej postawą, pozostawienia innym, do rozmnożenia i że zawsze można pozbierać za dzień, tydzień, czy miesiąc. Tylko pod koniec pracochłonnego przerabiania przemyślał sobie wszystko i przyznał jej rację, a zwłaszcza debilne rozdeptywanie.

Kolejny dzień musieli przeznaczyć na wypoczynek i kupno samochodu, ponieważ Haneczka nie wyraziła zgody, żeby jechał po kolejną porcję piachu zmęczony. Zakup auta dla Hanusi na zakupy wydawał się prosty, lecz taki był jedynie w teorii. Używanych samochodów w przystępnej cenie, szczególnie pełnoletnich, był na rynku nadmiar. Gdzie tylko spojrzeli, najliczniej przy głównych drogach, stało autko z informacją „na sprzedaż”. Przyszła właścicielka weryfikowała je szybko i odrzucała kopcące, z kapiącym olejem, od osoby palącej oraz takie, gdy słyszała od sprzedającego „jeździła nim starsza pani do tylko kościoła”, „ktoś tam płakał jak sprzedawał”, czy podobne brednie. Dopiero na parkingu pod marketem wypatrzyła kobietę, która chciała sprzedać własny samochód, użytkowany jedynie przez nią. Haneczka szybko doszła z nią do porozumienia i zawarły umowę. Antosia najbardziej interesował dowód jakim jego partnerka się posłuży, czy znowu będzie to kolekcjonerski. Tym razem musiał być prawdziwy skoro ukochana nazywała się tak dziwne, niespotykane. Jego Hanuś miała na imię Hilaria i już z tego powodu wolał żeby była tą, do której się przyzwyczaił. Nazwisko też nie należało do popularnych i jego brzmienie mogło wywołać wrogą reakcję u „prawdziwych Polaków”. Nabycie auta pozbyło Antosia wątpliwości, co do posługiwania się dokumentem kolekcjonerskim i wizytom w wiejskim sklepie. Nawet był zadowolony z tego powodu, ponieważ własny środek lokomocji chronił jego wybrankę od podobnego incydentu jaki miała z Bogusiem i jego kompanem.

Następnego dnia, wyjechał zestawem jak podczas pierwszego kursu, tylko tym razem wiózł przesiany piasek nad morze. Antoś podczas jazdy postanowił, że będzie kopać głębiej, tam gdzie amatorzy bursztynu z małymi łopatkami nie mieli szansy się wgryźć.

Patrole różnych służb zatrzymujące pojazdy do kontroli początkowo nie mogły uwierzyć w wersje odwożenia piachu nad morze, skoro można wysypać go w jakąś dziurę i zaoszczędzić na paliwie. Antek podobnie myślał i mówił do Haneczki.

- Piach to nie śmieci i jak będzie leżał w jakimś dole to nikomu nie będzie przeszkadzał.

- Ludzie zaraz zwietrzą okazję i zabiorą go na budowę.

- To niech sobie zabierają, co ci to przeszkadza. Nam nie jest już do niczego potrzebny – odpowiedział.

- Tylko to jest piach słony i zaprawa, czy beton zrobiony z niego będą miały słabą wytrzymałość. Dlatego nie możemy przyczynić się do nieszczęścia. Najlepiej wiedzą o tym w krajach pustynnych, gdzie dla budownictwa sprowadzają piach, a nie używają własnego, chociaż on jest praktycznie wszędzie. Czy teraz mój miły masz jeszcze jakieś wątpliwości? – zakończyła pytaniem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 03.01.2020
    Sen Bogdana może okazać się rzeczywistością. Marzenie Hanusi o bursztynie niespełnione, ale decyzja o zawiezieniu piasku z powrotem nad morze i jej argumenty są całkowicie słuszne. Jeszcze raz okazało się, że Hania ma głowę na karku. Hilaria oryginalne imię. Czy ponowna porcja piachu znowu okaże się niewypałem?
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania