Dziewczyna skąpana w świetle księżyca (11)

Tego dnia nie wstałem, choć ciągle nie spałem. Słyszałem wujka, ciocię, a potem siostrę i kuzynki. Nie byłem głodny i nie miałem ochoty nigdzie wychodzić. Chciałem być sam. Około godziny dziewiątej zajrzała do mnie ciocia zapytać, czy się przypadkiem nie rozchorowałem.

– Jestem tylko zmęczony, wczoraj do późna czytałem – wymyśliłem na szybko. Troskliwie przyłożyła rękę do mojego czoła, ale nie wyczuwszy gorączki, pozwoliła mi w spokoju dalej leżeć.

Pewności mi brak, bo nie jestem pewny już niczego z tamtych wydarzeń, ale chyba udało mi się na chwilę zdrzemnąć. Oznaczałoby to wyraźnie, że urok minął. Jestem znowu wolny. Tylko dlaczego czuję się, jakbym stracił coś cennego?

Przeleżałem bezproduktywnie cały dzień. Wstałem tylko kilka razy do toalety i coś zjeść. Praktycznie w ogóle się nie odzywałem. Raz tylko Asia zakłóciła na moment mój iluzoryczny spokój.

– Wszystko gra? – zapytała zmartwiona.

– Tak – skłamałem. Czułem na sobie jej świdrujący wzrok. – Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to mów śmiało – zachęciłem ją.

– Nie, nic nie mam do powiedzenia – również skłamała.

Przynajmniej miałem pewność, że między nami nie ma już szczerości i żadne z nas nie jest drugiemu nic dłużne. Nie miałem do niej żadnych pretensji.

A potem znów zaszło słońce. Wierciłem się na łóżku niecierpliwie. Nie mogąc tego wytrzymać, wyskoczyłem przez okno. Byłem w papciach, nie kłopotałem się ubraniem butów. Początkowo planowałem tylko mały spacer, by się przewietrzyć, ale nogi same poniosły mnie w kierunku pałacu.

Zatrzymałem się przed figurą błazna. Miał smutny wyraz twarzy. Czułem się, jakbym patrzył w lustro.

– Panicz czegoś szuka? – zaczepił mnie lokaj.

W pierwszym odruchu zignorowałem go i poszedłem dalej, w stronę altanki. Siedziała tam, popijając ciepłą herbatę. Popatrzyła na mnie, tylko tyle.

– Jeśli chcesz, zawsze możemy zawrzeć umowę – zaproponował chytrze kamerdyner.

Zmierzyłem go chłodno wzrokiem. Nie należałem do mędrców ani do rycerzy o krystalicznym sercu, ale poznałem w swoim życiu zbyt wiele pouczających historii, żeby się na nabrać na taką sztuczkę.

– Nie wierzę kłamcom – odparłem krótko po chwili namysłu.

– Zastanów się – uśmiechnął się nieszczerze. – Mógłbyś ją ocalić.

Dobrze wiedziałem, że ona nie chciała, żeby to nastąpiło w taki sposób. Spoglądała na mnie beznamiętnie, nawet nie próbując mi odradzać paktu z diabłem. Nie byłem zły. Byłem tylko zawiedziony jak dzieciak, który nie dostał obiecanej zabawki.

Chciałem, bardzo chciałem coś zrobić, żeby jej pomóc, choćby własnym kosztem, ale mimo to podjąłem niełatwą decyzję. Drżąc ze strachu – w obawie, że jeszcze się rozmyślę – wyszedłem ukrytym w murze przejściem. W głowie kotłował się tuzin sprzecznych myśli, a moje ciało z ledwością mnie słuchało.

Tak, kochałem ją. Wiem to na pewno, to już nie był czarci urok, lecz moja własna decyzja. Miłość, którą obdarzyłem przeklętą duszę, wynikała z wolnej woli. Pokochałem ją, bo sam tego chciałem.

– Przebaczam ci wszystko – szepnąłem w stronę księżyca. – Proszę, teraz ty przebacz sama sobie.

Wilk zawył.

Po prawdzie nie wiem, co było dalej. Niespodziewanie opuściły mnie wszystek siły.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania