Trybiki (Fragment)

Aureliusz udał się na przystanek wsiadł do tramwaju i starał się poukładać sobie wydarzenia w głowie. Nie miał pojęcia, co go opętało. Czuł się obcym w własnej głowie, jakby dokonano na nim transplantacji mózgu. Wiedza o tym, że tak prosto trafiły w jego posiadanie pieniądze, które ściągają z jego braków chomąto, czynią wolnym od tytanicznej pracy, rozbijała mu kołki na głowie. Szok Aureliusza by zbliżony do słodkowodnej rybki przesiedlonej z akwarium w przestwór oceanu. Słona woda zaczyna napełniać jej komórki, rozrywać tkanki i prowadzić ku światłu, by dryfować dalej brzuchem do góry po jego tafli.

Zrzucił nagle z siebie torbę, w której były schowane pieniądze, jak złapany oburącz gorący kubek. Wsunął ją pod siedzenie, by póki nie musi nie mieć z nią kontaktu. Była jak kamień filozoficzny, wykraczała poza jego zdolności poznawcze, czyniła wyłom w jego ugruntowanych przekonaniach o świecie. Zadawała kłam świętym słowem, “ Jedynie pracą ludzie się bogacą” On się wzbogacił w mgnieniu oka, tym samym jego mózg się przegrzewał jak rdzeń reaktora atomowego w Czarnobylu.

W tramwaju panował ścisk, niezliczone rzesze ludzi jechały z pracy do pracy ocierając się o siebie jak krzemienie. Głównie robotnicy dużych zakładów stolarskich, pracownicy budowlani, osoby pracujące bez przerwy na taśmie produkcyjnej w fabrykach kosmetyków, urządzeń elektrycznych, samochodów. Byli bladzi jak słonina, chudsi od igielnego ucha, w pogoni zapomnieli, gdzie są ich domu, jak wyglądają ich dzieci. Oczy ich były przekrwione jak u szczurów albinosów, dłonie obszyte grubą warstwą zrogowaciałej skóry miały dość siły by jedynie ściskać bilet tramwajowy. Raptem na palcach jednej ręki pracownika tartaku można by było policzyć nielicznych, słaniający się na nogach powracających do domów, by odespać i zjeść.

Uwagę Aureliusza przykuł staruszek przypominający pomarszczonego kreta, kępki srebrnych włosów, z który można by było pleść warkoczyki wyrastały z jego nozdrzy i uszu. Siedział sztywno jakby go przyspawano do krzesła, nawet nie mrugał, nie wykonywał minimalnych skrętów szyjnych w żadną stronę. Wyjątkiem były oczy, ledwo widoczne spod powiek. Omiatały przestrzeń wokół siebie poszukując szpary w zbitej masie ciał. Krążąc po elipsie źrenice przywodziły na myśl obieg planety wokół słońca.

Powstałe iskry podpalały we wszystkich lont współzawodnictwa, w przedziale zrobiło się gorąco jak w saunie. Pasażerowie łypali na siebie podejrzliwie, w obawie, że być może konkurentem jest współpasażer stojący obok, bliżej drzwi i jak wysiądzie pierwszy, to dotrze prędzej do miejsca pracy, czym zaskarbi sobie uznanie szefostwa oraz otrzyma promocję do wyższego szczebla. Ludzie pracowali w kilku miejscach jednocześnie, nie kojarzyli zazwyczaj swoich twarzy. Dlatego wszyscy pchali się jak najbliżej drzwi, torując sobie drogę łokciami lub na co mogli pozwolić sobie niżsi, przepełzając między nogami stojących na klęczkach. Czyhali na okazje jak sprinterzy przy starcie niskim na wystrzał. Zaimplementowana rywalizacja rozszczepiała jaźń. Z jednej strony wymuszona kurtuazja wykrzywiała ich twarze prewencyjnie w dobrotliwym uśmiechu, bo nikt nie wiedział, kto okaże się jutro czyim szefem, zarazem obnażając kły. Szlifowane ciągłym poczuciem zagrożenia jak osełką. Gotowe były niczym karmione nienawiścią do właściciela zwierzę zerwać się ze smyczy i skoczyć do gardła.

Do ludzi czekających na okazję, by prześlizgnąć się bliżej wyjścia należał staruszek przypominający kreta. Który musiał dziarsko udowadniać bez przerwy, że jest nie mniej efektywny w robocie od młodszych. Inaczej zostałby uznany za niebieskiego ptaka. Z urzędu zostałby skazany na przemiał. By wspierać byłych obywateli w pracy jako mydło.

Gdy tramwaj się zatrzymał, a masa ludzi zaczęła się rozluźniać, staruszek dał w nią nura znikając. Na następnym postoju wysiadał Aureliusz, niechętnie sięgnął po swoją torbę przygotowując się do opuszczenia tramwaju. Wysiadłszy miał wrażenie, że podeszwy kleją mu się do chodnika. Odruchem wymiotnym zareagował na widok staruszka oplatającego jego nogę jak gigantyczna guma balonowa. Podczas próby przedostania się bliżej drzwi wyjściowy staruszek został bestialsko stratowany i zdeptany jak karaluch. Aureliusz oderwał staruszka od nogawki spodni jak zaschłego strupa i postawił na nogi. Staruszek był niski, do tego zgarbiony. Ledwo mu sięgał do klatki piersiowej. Aureliusz zamierzał wezwać karetkę, ale staruszek wydał z siebie dźwięk zgniatanej puszki wyrażający sprzeciw, bojąc się natychmiastowej wywózki do zakładu mydelniczego. Zanim odszedł ledwie o własnych siłach, Aureliusz wyciągnął z torby papierową torebeczkę z pieniędzmi. Podał je staruszkowi obrzydzeniem jakby były zgniłymi jajami. On podziękował i odszedł przypuszczając, że w środku jest jedzenie. Aureliusz odetchnął pozywając się winowajcy dysonansu poznawczego.

 

--------------------------------------------------------------------------------------

Dziękuję jeżeli przeczytałeś fragment, który należy do nieco większej całości. Zamieszczam go, bo jestem ciekawy opinii innych i czy tekst rezonuje z odbiorcami. Pragnę streścić jedynie zamysł całego opowiadania dla kontekstu. Historia rozgrywa się w niedalekiej dystopii, w której kultem jest praca, a wszelkie czynniki mogące pogorszyć u ludzi jej efektywność są redukowane. Na przykład przeżywanie żałoby. Na odpoczynek w tym świece mogą pozwolić jedynie wąskie elity u władzy, krzepiące w ludziach przekonanie, że jeżeli będą odpowiednio długo oraz ciężko pracować dostąpią podobnego zwolnienia z jej obowiązku.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Narrator 30.05.2021
    Temat ciekawy, bo na czasie i dotyczy większości ludzi. Tylko ja nie nazwałbym tego „Kult pracy” (który mieliśmy już wiele lat temu), ale „Dehumanizacja” lub „Odczłowieczanie”. Kult to gloryfikacja pracy, stawianie jej na piedestale życia, dehumanizacja to pozbawianie pracownika cech ludzkich, zamienianie go w bezwolną maszynę. Co jest tego celem? Oczywiście maksymalizacja profitu. A na co komu ten profit? Temu samemu człowiekowi, żeby zażywał rozkoszy życia, których odmawia innym. Tak ja to widzę, ale możliwości jest wiele.

    Zanim odpowiem na twoje pytania, sam mam kilka:
    - Jak długo czasu upłynęło do napisania do niniejszej publikacji?
    - Czy jesteś zadowolony z rezultatu? Albo
    - Czy uważasz, że można by ten sam temat przedstawić lepiej, tylko jak na razie nie widzisz sposobu?
  • Vincent Vega 30.05.2021
    Dziękuję bardzo za przeczytanie.
    Całość liczy dwadzieścia stron, a zamieszczony fragment to jedynie półtorej strony z końcówki. Piszę to z małymi przerwami miesiąc, a z rezultatów cóż nawet kiedy mnóstwo ludzi mnie pochwali, to nie jestem zadowolony. Dlatego zdecydowałem się opublikować fragment ( robinie tego z całością to bez sens, ze względu na długości) by sprawdzić czy komuś sam zamysł się spdoba.

    Motywem głównym, który ma opisywać problem jest wątek ubogiej kobiety, która jest w żałobie po śmierci ukochanej. Zostaje przez pracodawcę ze względu na spadek wydajności zgłoszona do urzędu. Tam mają jej wyczyścić wspomnienia o ukochanej, by mogła lepiej pracować. Kobieta nie może się z tym pogodzić, usiłuje przekupić urzędnika by tego nie robił, bo wspomnienia o ukochanej to jedyne, co ją trzyma przy życiu. W ostateczności urzędnik się zgadza za pieniądze pozbawić ją życia. Będzie to dla niego bezpieczniejsza opcja, w tekście jest również opis dlaczego.
  • Narrator 30.05.2021
    Vincent Vega Ten scenariusz bardzo mi się podoba. Jest tu miejsce na wiele ciekawych, dramatycznych scen. Ale tu właśnie pies pogrzebany, bo każdą scenę można opisać na nieskończenie wiele sposobów, ale tylko jeden sposób jest najlepszy. Cała sztuka, żeby go znaleźć. To jak szukanie igły w stogu siana, albo typowanie wygranej kombinacji w lotto. Jedni to widzą od razu, ale takich geniuszy jest niewielu. Reszcie pozostaje ciężka praca kilofem.

    Powyższy fragment zawiera wiele mocnych, kontrastujących porównań. Zakładam, że o to właśnie ci chodziło, lecz dla mnie jest to zbyt intensywne. Na przykład to zdanie: „Siedział sztywno jakby go wbito na pal, ...”. Siedzenie to bardzo pospolita czynność, spędzamy na niej jedną czwartą życia. Z kolei nie przypominam sobie kiedy ostatni raz kogoś wbito na pal. Dlatego porównanie jest moim zdaniem zbyt szokujące. Zwłaszcza, że nic nas do takiego szoku nie przygotowuje. Z przerębli od razu wrzucasz czytelnika w rozgotowany olej. Może dobre do horroru, ale to opowiadanie przecież nim nie jest.
    „Siedział sztywno jakby go przyspawano do krzesła”
    „Siedział sztywno jakby siedzenie było jedynym zajęciem jego życia” i w tym stylu.

    Druga sprawa to wiele abstrakcji. Na przykład to: „Zaimplementowana rywalizacja rozszczepiała jaźń.” Przepuściłem przez translator Google, wyszedł kompletny bełkot. Rozumiem, że chodziło ci o zachęcanie bądź zmuszanie ludzi do rywalizacji, skutkiem czego utracili świadomość kim są i czego naprawdę pragną. Ale użyłeś takich słów, że musiałem zatrzymać się w tym miejscu na dłużej. To tak jakbyś wiózł mnie z Warszawy do Krakowa przez Szczecin. Dojechałem, ale wyczerpany tą długą podróżą, a zmęczenie to najgorsza rzecz jaką można zafundować czytelnikowi.

    Napisawszy to chciałbym zaznaczyć, że moje własne możliwości w pisaniu prozy są bardzo ograniczone. Od czasu gdy wiele lat temu wyjechałem z Polski mało rozmawiam po polsku, czytam jeszcze mniej. Ze współczesnych autorów najbardziej lubię Tokarczuk, ponieważ o złożonych, niekonwencjonalnych zagadnieniach potrafi pisać w sposób niezwykle prosty i zajmujący. Właśnie takie pisanie podoba mi się najbardziej.

    Moja rada: Napisz to jak najlepiej potrafisz, potnij na rozdziały i opublikuj na tej stronie. Na pewno dostaniesz wiele konstruktywnych komentarzy. Przynajmniej będziesz wiedział co poprawić. Pozdrawiam i życzę powodzenia :)
  • Vincent Vega 30.05.2021
    Narrator Dziękuję bardzo za drogo cenne rady jak tylko skończę całość, to opublikuje. Pozodwiam serdecznie :)
  • Morus 30.05.2021
    Ostatnie zdanie to już kompletny odlot, Vincenzie, ale ogólnie cały tekst ok, w miarę zrozumiałe jest to co chciałeś przekazać. Zgadzam się też większością uwag mojego przedpiścy, znakomitego krytyka literackiego, Narratora, który wypunktował słabości bardzo zgrabnie. Mimo tych uwag, tekst ogólnie przypadł do gustu, choć faktycznie tytuł jakby niedadekwatny do całości. Pozdr.
  • Vincent Vega 30.05.2021
    Dziękuję bardzo, zmienię końcówkę. Zapraszam serdecznie już teraz na zapoznanie się z historią od początku, jak tylko ją skończę i zacznę publikować. Pozdrawiam:)
  • Tekst czytało się przyjemnie, mimo kilku błędów.

    Jeśli pytasz o to, czy tekst rezonuje z odbiorcami - mnie osobiście ten temat nie bardzo interesuje. Sporo podobnych opowieści już czytałem a niektóre dziedziny współczesnego świata już takie są. Optymalizacja jest słowem-kluczem, która sprawia, że najsłabsze ogniwa są eliminowane i zastępowane lepszymi. Osobiście, jeśli taki temat poruszasz, to wolałbym, żeby było to coś bardziej oderwanego od rzeczywistości.

    Nie mogłem też uwierzyć w człowieka, który odrzuciłby szansę na odejście od wyścigu szczurów, ale to może dlatego, że, jak piszesz, to fragment z zakończenia. Nie znam całej historii, więc wydaje mi się to mało wiarygodne.
  • Vincent Vega 09.06.2021
    Dziękuję bardzo za komentarz, każdy jest dla mnie wart tyle, co rubin. Przeprszam, że późno odpisuje na komentarz. Pozdrawiam serdecznie:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania