Poprzednie częściTrybiki (Fragment)

Trybiki - część IV - Pokój Nr 13

Aureliusz posprzątawszy zerknął na zegarek wiszący na ścianie wskazywał pięć minut po drugiej w nocy, prędko spakował dokumenty do swojej wysłużonej torby, której pasek na ramię nie raz musiał zszywać samodzielnie. Styrany miał wrażenie, że ramiączko torby jak zęby wbija mu się w bark, a jej ciężar wbija go w podłogę.

Ostatecznie dał za wygraną, nie mógł przypomnieć sobie niczego o czym śnił, frustrowało go ta myśl, odkąd się przebudził, przez nią czuł się fantomem ze szkła pękającym pod naporem niewiedzy. Nie miał pojęcia, dlaczego akurat tej nocy niemożność przypomnienia sobie głupiego snu ćwiartowała mu serce na drobne kawałeczki, zrzucał to na karb przepracowania.

Planował wyjść tylnymi drzwiami, lecz nie zdołał by wytrzymać presji pęcherza, aż do powrotu do domu, a toaleta mieściła się nieopodal frontowego wejścia. Po skorzystaniu z łazienki szedł korytarzem zanurzonym w przesączające się przez szklany front gmachu blade promienie księżyca. Ogumione ramy okien w kształcie sześciokątów, zespolone ze sobą przywodziły na myśl ogromny plaster miodu. Aureliusz drepcząc z daleka zauważył, że przy kontuarze nie ma pana Romka, ochroniarza z nocnej zmiany. Była tam jedynie świecąca jak reflektor nocna lampka, rzucająca na ścianę gigantyczny cień krzesła, którego przerywane oparcie przypominało paszczę rekina. W cieniu siekaczy wisiały oprawione plakaty wychwalające produktywność, , zawierające hasełka “Im wcześniej wstaniesz, tym więcej dostaniesz”, “Zamiast wzdychać w nocy, wstawaj wcześniej do roboty”. Po kilku krokach zaczął słyszeć stłumione jęki, spod szpary jednych drzwi o numerze trzynaście na lewo od Aureliusza wylewało się światło. Sekundę potem ktoś pociągnął za klamkę.

-O…. to ty Marabut, przysnęło się?- zapytał rozbawiony ochroniarz z plamami czerwieni na twarzy, gdy zauważył opuchnięte i podkrążone oczy Aureliusza - właź na moment rozerwiesz się.

Aureliusz domyślał się jaki proceder wbrew regulaminowi ma miejsce w pokoju trzynaście i bał się, że jakimś cudem poszkodowana może zreflektować się jak została potraktowana przez urzędników i wnieść skargę, a któryś z uczestniczących w skandalu może sypnąć na drodze postępowania, że Aureliusz był wówczas przy tym obecny i nie zareagował, wręcz wziął w tym czynny udział, zamiast niezwłocznie poczynić odpowiedni donos na karygodne zachowanie kolegów z pracy. Jednakże nim zdążył zaoponować, ochroniarz silnym pchnięciem wrzucił go do środka. Tam pierwsze, co zarejestrował Aureliusz zanim odzyskał równowagę, była unosząca się mgiełka gorzkiej whisky uderzająca po nosie. Kiedy stał już na prostych nogach dostrzegł przy oknie lekarza w średnim wieku. Pochrapywał wtulony w teczkę leżącą na parapecie, będąc destylatorem aromatu przepełniającego pomieszczenie. Kitel miał wygnieciony, na kołnierzu popielatej koszuli kalejdoskop plam, których nie dało się wywabić należycie, tworzył abstrakcyjny wzór. Spodnie z grubego materiału nogawkami niczym kloszem przykrywały zabłocone lakierki, mogły niegdyś z całą pewnością uchodzi za źle dopasowane ja na wiotkiego lekarza, lecz obecnie świetnie wpisywały się w panującą modę oversize.

-Opary nie szkodzą na aparaturę- zapytał zgromadzonych w środku, ochroniarz w tym czasie zamknął za nimi drzwi

- Nie sraj ogniem Marabut, sprzęcik nowy pierwsza klasa. Nawet na wypadek trzęsień ziemi zamontowali w nim… zamontowali...- Vincentowi opadła szczęka, gdy na moment wrócił spojrzeniem na monitor, na którym kobiece ręce powolnie rozpinały sweterek dla siedzącej na niej okrakiem piegowatej blondynki.

- … aparatura ma w sobie jak by to powiedzieć…

- Amortyzatory- wyręczył go ochroniarz

Vincent przytaknął wpatrzony w monitor powieszony na ścianie bacznie śledząc akcję rozgrywającej się na nim sceny, zaświeciły mu się oczy, oblizał usta, płomienny rumieniec prześlizgnął po jego kartoflanej twarzy werbując armię krwinek i delegując je do dolnej partii ciała.

-Chodzą słuchy, że masz spore szanse dochrapać się szerokiego biurka- rzekł ochroniarz zwracający się do Aureliusza wskazując wskazującym palcem wyższe piętro. Przysiadł na parapecie obok lekarza, wyrywając piersiówkę zaciśniętą w jego owłosionej łapie. Lekarz zamruczał i przewrócił się na drugą stronę. Aureliusz stojąc wciąż przy drzwiach zamierzał wyjść lada moment, słowa ochroniarza po nim spełzły. Czuł jak maleje z wydechem niczym przedziurawiona opona.

-Z rana mówiłeś mi to samo, co jest grane?- marszcząc brwi dopytywał Vincent, który zareagował spóźniony na słowa ochroniarza. Oderwał się od monitora łypał to na Romka, to na Aureliusza.

-Ekh… decydują między wami, ale nie jestem pewny czy dobrze usłyszałem, miewam problemy ze słuchem- odpowiedział półgębkiem ochroniarz zażenowany swoją głupotą. Teatralnie przeczyścił małym palcem ucho, pociągnął długi łyk z piersiówki. Romek facet w średnim wieku o aparycji bobasa z pojedynczym, srebrnym lokiem dyndającym mu przed czołem, miał problemy z trzymaniem języka za zębami. Nabawił się tej ułomności za szczeniaka, nie należał ani do najatrakcyjniejszych z swoją jajowatą głową, ani do najinteligentniejszych, często nie łapiąc puent najprostszych dowcipów. Świadom własnych ułomności, by mieć jakiekolwiek powodzenie w towarzystwie, a zwłaszcza u płci przeciwnej nadrabiał braki gadulstwem. Jak kameleon wędrował od paczki do paczki znajomych, na przemian plując na jednych, przytakując drugim, dzięki czemu zawsze wiedział, co w trawie piszczy, z czasem w jego okolicy stało się oczywistością, że kto chciał zaczerpnąć garści informacji lub być na bieżąco z najświeższymi ploteczkami, udawał się do Romka, który obsługiwał z przyjemnością zainteresowanych jak kelner w restauracji z gwiazdką Michelin. Łechtało to jego ego, zaspokajając głód potrzeby, aby być komuś potrzebnym.

Vincent doskoczył jak rozdrażniony wąż do Aureliusza, który trzymał klamkę i był blady.

 

---------------------------------

 

Dziękuję za przeczytanie, jeżeli masz ochotę podzielić się swoją opinią, to bardzo proszę. Jest to czwarta część tekstu, który nie był pisany z myślą o podziale na fragmenty, sądzę, że jest to warte odnotowania. Zachęcam do zapoznania się z pierwszą częścią opowieści :)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Narrator 20.06.2021
    Aureluisz i Vincent obracają się w obdartej ze złudzeń rzeczywistości, gdzie wszystko jest jakie jest, albo nawet gorsze. Jeśli to właśnie chcesz przekazać, to ci się udało.

    Zabawne, obrazowe porównania, n.p.: „...którego przerywane oparcie przypominało paszczę rekina...”

    Zbyteczne dwa razy „wepchnąć”:
    „Jednakże nim zdążył zaoponować, ochroniarz silnym pchnięciem wepchał go do środka” ) ->
    „Jednakże nim zdążył zaoponować, ochroniarz silnym pchnięciem wrzucił go do środka”

    Podobny błąd odmiany co w poprzednich częściach:
    „Dla Vincenta opadła szczęka,” -> „Vincentowi opadła szczęka,”
  • Vincent Vega 20.06.2021
    Dziękuję za komentarz. :)
  • Vincent Vega 19.08.2021
    Zapraszam serdecznie do skończonej wersji pod linkiem; https://www.wattpad.com/story/281061576-trybiki
    Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania