Listy nie do wysłania-list dwudziesty pierwszy
20.11.2017r.
Najdroższy mój,
spadł śnieg, ale rzewny deszcz go zalał i prawie się spóźniłam. Standardowo: weszłam zaspana, powiedziałam "cześć", udawałam, że Cię nie widzę i po przebadaniu wszystkiego spojrzałam na Ciebie-i widzę, że się uśmiechasz.
Nie było wielkiego wzruszenia, ale na co mi wielkie wzruszenie, kiedy mam pewność, że - jeju! - Ty na mnie czekasz! Jeszcze niedawno nie mogłam nawet wyobrazić sobie siebie przy Tobie, a dziś biję się z niemocą dotknięcia Ciebie i ucałowania, co zdjęłoby powłokę Platona. Jesień zatruła mi serce, lecz ostatnio na szczęście bezboleśnie, bo jestem spokojna, tak na błogo. Potrzebuję Cię, lecz mówię o sobie jako o szczęśliwej, bo nawet jak Cię nie ma, to czuję, jakbyś poniekąd był. I wszystko staje się proste.
Byłam dziś u kosmetyczki i pomalowałam sobie paznokcie na wrzos, choć klientki ostatnio wybierały ciemne kolory; z głośnika pobrzmiewały ciche melodyjki na tle rozmowy. I za oknem padał deszcz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania