Poprzednie częściMisja: Tulipan - prolog

Misja: Tulipan - część 13 - epilog

Tuula słyszała ich rozmowę i przestraszyła się. 'Nasz najlepszy człowiek zginął' – dotarło do niej. – 'Mamy odcięte tyły. Trzeba szybciej iść do przodu.'

Wstała zza skrzyni i na moment zamarła. Przed nią stał wrogi żołnierz. To był On. Jej ukochany. W zwolnionym tempie widziała jego twarz, jak obracała się wraz z całym ciałem w jej stronę. Nie nacisnęła spustu – nie potrafiła. To było silniejsze od niej.

Nagle zdecydowała. Nie myślała, tylko zadziałała instynktownie. Zaatakowała psionicznie. Potężnym uderzeniem przebiła obronę Obcego i wdarła się do jego wnętrza. Wykorzystując wszystkie swoje umiejętności rozsadziła go i dostała się do miejsca, w którym zniewolone były resztki jestestwa jej mężczyzny. Uwolniła go i osłoniła swoją mocą.

W tym momencie jeden z techników rzucił się na plecy jej ciała i wbił jej nóż w szyję. Jak przez mgłę dotarł do niej ból, lecz ona była ponad nim. Zjednoczyła się ze swoim ukochanym, będąc ponad swoim i jego ciałem. Była Potęgą. Z wściekłością natarła na pozostałych Obcych, czując ich przerażenie. Przecięła na pół jednego z nich, napawając się jego śmiercią. Inne istoty uciekały od niej – niewiele było istnień potrafiących prawdziwie zabić, a ona tego dokonała.

Druga z nich właśnie się zbliżała. Tuula dostrzegła coś czy kogoś silniejszego i wspanialszego od niej, zmierzającego w jej stronę. Wyzwoliwszy się z ciała, zerwała z genetyką. Przestała być chroniona naturalnym pancerzem. Była Potęgą, lecz Herra, pan tego terenu, był potężniejszy. Wszystkie jego części opadły na nią, przytłoczyły ją i wchłonęły, jej siłą wzmacniając swoją.

 

- Biegiem do statku! – krzyknął kapitan do Ety i ruszył przed siebie sprintem.

Oboje byli już na dole i widzieli, jak jeden z techników skacze na plecy Mieleen i ją zabija. Markus oddał serię w ostatniego żyjącego żołnierza i wypluł kilkanaście pocisków w skupisko „bezbronnych” oficerów. Dając z siebie wszystko pomknął wraz z Etą przez obóz, dążąc do otwartej platformy zrzutowej fregaty.

- Czemu oni się cofają? – zdziwił się Alus, patrząc na wrogów, którzy wcale im nie przeszkadzali, tylko kryli się pośród skrzynek.

'Uciekajcie, głupcy!' – dotarło do nich.

- To Tuula! – zorientował się pilot.

- Ona nie żyje! – krzyknął kapitan. – Ratuj siebie!

Wskoczył na rampę i podał rękę Ecie. Gdy ten się wahał, wciągnął do na górę i potrząsnął nim.

- Podporuczniku Alus! – Spojrzał mu się prosto w oczy. – Biegnijcie do kabiny i zamknijcie te cholerne wrota!

Pilot nadal miał trochę zamglony wzrok i nie wykonał polecenia. Markus potrząsnął nim.

- Tak jest! – odparł oprzytomniały pilot i ruszył szybko do sterowni.

Todistejta obrócił się i strzelił w nadciągających wrogów. Broń zapiszczała wieszcząc brak amunicji. Szybko przeładował i ciągnąc palcem po spuście rozwalił głowy dwóm technikom wdrapującym się na platformę. Spojrzał na zapasowe magazynki i nic nie ujrzał.

'Niedobrze' – pomyślał.

'Dorwać ich! Nie mogą wystartować!'

'Zamknij się, idioto' – kazał kapitan i już więcej nie słyszał poleceń Herry. – 'Czegoś się nauczyłem na tej skale' – stwierdził z lekkim zadowoleniem, po czym zabił następnego pachołka Tyrana, biegnącego wprost na jego broń.

'Idą prosto w objęcia śmierci na jedno jego słowo' – zauważył ze strachem i podziwem dla wrogiego przywódcy. – 'Ma posłuch.'

Wypluwając kolejną serię, kątem oka dojrzał kilka osób z granatami w rękach, szybko zmierzających w jego kierunku.

- Eta, szybciej – mruknął, przestraszony nie na żarty. Osłony skafandra mogły spowolnić i zneutralizować kulę pistoletową, lecz wybuchu granatu już nie.

- Już jestem, kapitanie – zameldował pilot. – Który to był przycisk..., dobra mam – rampa zaczęła się podnosić.

Markus ujrzał czyjeś ręce uczepione krawędzi platformy. Wróg zaczął się wciągać do góry i Todistejta widział już głowę i część korpusu. Ściana statku była tuż tuż.

'Ostatni moment' – pomyślał. Nacisnął spust i posłyszał znajomy pisk. – 'Bardzo niedobrze' – uświadomił sobie, lecz od razu się rozchmurzył – na ostatnim odcinku rampa przyśpieszyła i przepołowiła napastnika.

- Idę do „maszynowni” – poinformował Alusa. – Szykuj się do startu.

Wspiął się po drabinie na wyższy poziom. Żeby oderwać od powierzchni prawie każdy współczesny okręt nie wystarczał sam pilot; potrzebna była także osoba do obsługi osłon magnetycznych, używanych zarówno w trakcie lotu do niwelowania mniejszych zagrożeń, jak i podczas startu czy lądowania. Na szczęście obsługa osłon polegała zaledwie na ustawianiu paru parametrów na komputerze, co nie było zbyt skomplikowane – szczególnie dla kogoś, kto znał dany statek od poszewki – czyli kapitana.

Markus wszedł do „maszynowni” i siadł w fotelu specjalisty ds. bezpieczeństwa. Tutaj znajdował się tak zwany „drugi mostek” – z tego miejsca miał kontrolę praktycznie nad całą fregatą, wyłączając sterownie.

- Startuj! – zakomenderował, włączając elektromagnesy.

- Jest pierwsza w górę! – padła odpowiedź i Kolendra zaczęła się unosić.

- Na mój rozkaz druga – patrzył na wskaźniki wysokości i przyciągania. – Czekaj... – Skupił się na falach aktywnościowych reaktora. – Dobra, dawaj! – W szczycie możliwościowym przestawił moc z pięćdziesięciu procent na trzysta i poczuł, jak przeciążenie wciska go w fotel.

'Pełna szczelność' – odczytał komunikat inteligentnego asystenta. – 'Herra i jego podwładni dotarliby do Matki' – pomyślał z niepokojem. – 'Na szczęście nam się udało i to my lecimy, a oni zostali.' – Odetchnął z ulgą.

- Zaraz będziemy na orbicie – zameldował Eta.

Markus podziękował Bogu za opiekę. Jeszcze wczoraj szczerze wątpił w powodzenie brawurowego planu odbicia Kolendry, lecz akcja się udała. 'Straciłem kilku żołnierzy, lecz ocaliłem ludzkość. Czegoś takiego jak wydarzenia na Fałdowcu jeszcze nikt nie grał. Będę miał co opowiadać' – zaśmiał się w myślach, po czym nagle go zmroziło. – 'Jeśli ktokolwiek mi uwierzy... Na pewno. Są przecież nagrania z kamer wewnątrz statku, z zewnątrz fregaty no i z naszych dwóch skafandrów. Admiralicja przejrzy całą dokumentację i jeszcze może order mi przyzna...' – zadumał się.

'Twoje rozkazy zabiły dwóch wiernych tobie ludzi, a w dodatku wielu innych, którzy po prostu nie byli sobą' – odezwał się głos w jego głowie – 'A ty myślisz o odznaczeniach i tytułach?' – Markus przestraszył się, że to może znowu przywódca „klasztornych” go męczy, lecz nie – to były jego własne myśli. Niespodziewanie wspomnienie „głosu sumienia” coś mu uświadomiło.

- Eta! – krzyknął.

- Kapitanie? – zdziwił się pilot.

- Gdzie jesteśmy?! – zapytał z przerażeniem na twarzy.

- Weszliśmy na orbitę – padła odpowiedź.

- Ciągle przyśpieszasz?

- Owszem, do pewnego pułapu muszę, kapitanie.

- To przestań. – Przyzwyczajony przez kilka ostatnich dni do nagłych zwrotów akcji Alus od razu wykonał polecenie.

- Można spytać dlaczego, kapitanie? – spytał Eta. – W ten sposób będziemy cały czas krążyć wokół Fałdowca. Przypominam, że w okolicy jest dość dużo asteroid – możemy skończyć jak Tulipan.

- Wiem, pamiętam – odparł w roztargnieniu Todistejta. – Muszę coś sprawdzić i zaraz będziemy lecieć dalej.

- Co musi pan sprawdzić, kapitanie? – spytał.

Nie otrzymał odpowiedzi, więc ponowił pytanie:

- Kapitanie?

- Są tu. – Ledwo dosłyszał szept wypowiedziany przez dowódcę.

- Kto? – Przestraszył się nie na żarty.

- Oni – odpowiedział Markus grobowym głosem. – Obcy. Podwładni Herry, bądź jakiś fragment jego samego.

- Co?! Jak?! Czemu?! – Nie umiał uwierzyć.

- Przed chwilą zrobiłem szybki wypad z umysłu i poczułem Ich – tłumaczył Todistejta.

- Jakim cudem...?

- Popatrz na ściany. – Głos Markusa nie wyrażał żadnych emocji. – Widzisz te znaki?

- Nie może być...

- Tak – potwierdził jego przypuszczenia dowódca. – To miejsce, gdzie się ukryli. W statku. Udało im się częściowo przystosować Kolendrę do życia i teraz są na TUTAJ. Tak jak przebywali na Fałdowcu, tak teraz egzystują na fregacie.

- Przybyliśmy za późno...

- Nie. Oni i tak by tutaj byli. Byłoby ich mniej, lecz by byli. Zostało nam jedno.

Dlaczego mi się to dzieje? Jestem zwykłym pilotem. Chcę normalnie żyć. Jeszcze wspaniałe lata przede mną. Jakaś kobieta, może dzieci...

- Skieruj okręt na asteroidę i go zniszcz! – rozkazał kapitan. – Ja wyślę wiadomość do admiralicji opisującą wydarzenia, których świadkami byliśmy.

'Ech, Tuula zginęła, ale znalazłbym inną. Jest przecież wiele kobiet w wojsku, niekoniecznie tą jedyną musi być psioniczka...'

- Powiem im, żeby nikt nie przylatywał na tę przeklętą planetę – tłumaczył Markus. – Nałożymy na T-45 lockdown i Herra nigdy nie przejmie władzy nad naszą cywilizacją.

'Dopiero co kilka lat temu się odnalazłem. Po latach niewoli uzależnień na Ziemi wyrwałem się na wolność. Jako pilot byłem prawdziwie wolny...'

- Wykonaj polecenie! – ostrzej nakazał dowódca.

'Kosmos to moje spełnienie. Latając, jestem prawdziwie sobą. Kocham Kolendrę. Nie chcę umierać w niej, odnalazłszy wreszcie siebie...'

- Odpalaj silniki! Zrób zwrot i skieruj nas na przeszkodę! – krzyczał Todistejta. - Wyłączyłem osłony! MUSISZ to zrobić!

'Nic nie muszę. Nie masz żadnej władzy nade mną teraz. Jestem panem swojego życia...'

'Jak i całej ludzkości' – posłyszał wewnątrz własnego umysłu. – 'Ty nie MUSISZ. Ty POWINIENEŚ. I zrobisz to, bo jesteś dobrym człowiekiem. Nie postawisz swojego życia ponad miliardy innych istnień.'

'Nie? Przecież Oni mi nie zagrażają. Co mnie obchodzą inni. JA chcę ŻYĆ. Bo JA w końcu zacząłem ŻYĆ.'

Włączył silniki, lecz nie zmieniał wcześniej wpisanych danych: cel - Statek Matka.

- Eta, proszę – drżącym głosem mówił kapitan. – Nie każ im umierać. Podporuczniku, postąp jak mężczyzna!

'W końcu zacząłeś ŻYĆ, więc w pełni świadomy będziesz mógł poświęcić swoje ŻYCIE. Twoja ofiara będzie pełna. Nie możesz zawieść kapitana.'

'Gówno mnie on obchodzi.'

'Zrób to dla Tuuli. Poświęciła się, by Ludzie przetrwali.'

'Poświęciła się dla mnie, dla naszej drużyny. A może zginęła, nie pragnąc tego...'

'Poświęciła się, by ocalić WSZYSTKICH. Nie możesz zaprzepaścić tego. Zmieniaj kierunek!'

Nagle Eta szarpnął dźwignię i obrócił okręt.

- W asteroidę będzie mi ciężko wycelować, kapitanie – odezwał się. – Uderzę w Fałdowca i zakończę to raz na zawsze.

- Masz moją zgodę – Markus podziękował Bogu za słuszną decyzję podjętą przez Alusa.

Zawrócili. Ten manewr wyczerpał całe pozostałe im paliwo, lecz z dość dużą prędkością wracali na planetę.

'Komunikat poszedł, jest szanse że przed uderzeniem otrzymam odpowiedź' – podsumował Todistejta. – 'Osłony dezaktywowałem już wcześniej, przy uderzeniu zginiemy na pewno.'

Pomyślał o całym swoim życiu i stwierdził, że spędził je godnie i może umierać. Zawsze starał się wybierać tak, by jak najmniej osób ucierpiało. Jego przywództwo było służbą, czego może część nie dostrzegała. Stawił czoło trudnemu wyzwaniu i wygrał, ratując ludzkość. Może odejść w pokoju.

Nagle zechciało mu się pożegnać z Alusem. Taką bardziej tradycyjną drogą. Zdjął hełm i wcisnął przycisk na konsoli komunikacyjnej, by połączyć się z pilotem systemem wewnątrzokrętowym. Nie udało mu się. Powtórzył operację. Nadal nic. Zaczynali się nadpalać, wchodząc w atmosferę.

Nagle przypomniał sobie o sytuacji sprzed kilku dni. 'Silne pole psioniczne przeszkadzało w pracy czujników, gdy przylatywaliśmy tutaj. Teraz wyłączyłem osłony, więc nawet system komunikacyjny nie działa...'

- Nie! – krzyknął. – Zatrzymaj nas! – wydał niemożliwy do wykonania rozkaz.

'Wewnątrzokrętowy system komunikacyjny teraz nie działa, bo jesteśmy zbyt blisko Fałdowca...' – uświadamiał sobie, widząc zbliżającą się szybko powierzchnię. – 'Jak blisko byliśmy, gdy wysyłałem komunikat do admiralicji? Czy on dotrze? A jeśli nie? Jaki jest następny krok procedury ewakuacyjnej? Przyślą tu załogową jednostkę czy nie będą ryzykować utraty kolejnych ludzi i wszystko zbada bezzałogowa sonda? I czy...'

Upadek Kolendry wyrył duży krater, zabijając wszystkich pozostałych na Fałdowcu ludzi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • andrew24 2 tygodnie temu
    Super,
    Pozdrawiam serdecznie 5*
    Miłego dnia

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania