Poprzednie częściMisja: Tulipan - prolog

Misja: Tulipan - część 6

'W waszej kulturze' - tłumaczył Obcy - 'najlepszym odpowiednikiem byłoby słowo klasztor. Odizolowaliśmy się od świata, by rozwijać się. Poznawać w odosobnieniu. Gdy przyleciał pierwszy wasz statek, stwierdziliśmy, że chcemy was zbadać, mieć. Doznać. Zaatakowaliśmy i przejęliśmy ciało komandora Lihavoitu. Uciekliśmy nim tutaj, poza granicę Tyranów.'

'Trzeba wam wiedzieć, iż całe państwo Herry Huonno (tak nazywa się istota, która zawładnęła Skymindem) jest ogrodzone barierą, a po ataku dodatkowo je wzmocnili od naszej strony. Mogliście zauważyć to w znakach na powierzchni bądź galaretowaniu waszej istoty myślnej.'

'Faktycznie'– bez sensu wtrącił Alus.

'Teraz podwładni Herry Huonno przerabiają statek, by cały był pokryty symbolami – ich przywódca ma zamiar zamieszkać właśnie na waszej fregacie, zamiast w którymś z ciał.'

'Jest to możliwe?' – zastanawiał się Todistejta.

'Owszem. Przecież cała nasza planeta pokryta jest takimi znakami. One są jak budowle: można je wznosić i niszczyć, mieszkać w nich oraz - w przypadku waszych ciał i pojazdu – poruszać się.'

'Naszych ciał?' – nie zrozumiał Eta.

'Tak. Jesteście jedynymi platformami ruchomymi w naszej rzeczywistości, dlatego tak was cenimy i chcemy posiadać. My możemy się przemieszczać, ale w wymiarach umysłowych. Używając waszych ciał, możemy przekroczyć każdą barykadę, nagiąć wymiary.'

'Trochę jak teleportacja' – dopowiedziała Mieleen.

'Herra Huonno chce zrobić to samo z waszym statkiem, a potem odlecieć nim i zaatakować waszą cywilizację. Zabierze na pokład dużą liczbę swoich podwładnych, następnie uda się do waszej ojczyzny i będzie przejmować władzę nad kolejnymi istotami ludzkimi.'

'Potworne' – wyrwało się pilotowi.

'Realne' – wtrącił kapitan. – 'Ile czasu zajmie mu przerobienie Kolendry?'

'Mniej więcej tydzień czasu ziemskiego.'

'Dwie rzeczy mnie zastanawiają' – odezwał się dotąd milczący Jarkko. – 'W sumie to więcej, ale na razie zapytam o dwie: Po pierwsze co stało się z Legionem – czemu nagle tak dziwnie zaczął się zachowywać i musieliśmy go zastrzelić. A po drugie, to dlaczego akurat nas nikt nie przejął, w przeciwieństwie do reszty załogi?'

'Porównaj to do obiektów. Każdy z ludzi jest fortecą, mającą odpowiednio wysokie mury. Nie wiem od czego to zależy...'

'Najnowsze badania Wyższej Akademii Psionicznej wskazują uwarunkowania genetyczne' – wtrąciła Tuula.

'A więc każdy z ludzi ma mury, które bronią dostępu do jego umysłu. Lecz nie ważne jak są one wysokie, zawsze da się wlecieć górą. Wy macie też dach. Nie umiemy was zbadać czy zdobyć – możemy tylko odbierać lub wysyłać komunikaty. Dzięki temu w ogóle możemy rozmawiać. Jednak nie jesteśmy w stanie was przejąć.'

'Nie odpowiedziałeś na pierwsze pytanie' – naciskał żołnierz.

'Nastąpił... bunt. Część Istot przebywających w klasztorze dostrzegła możliwości, jakie niosło za sobą posiadanie ciała komandora. Nim opanowaliśmy sytuację zdobyli tamtą platformę, a kobieta musiała ją zniszczyć.'

'Nie wyrażaj się tak o żywym człowieku!' – zdenerwował się Markus. – Zresztą, koniec tej dyskusji – powiedział na głos.

- Kurde, ale odjazd – Eta nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą zostało powiedziane. – Tylu głosów to ja dawno nie słyszałem.

Popatrzyli się na niego z niesmakiem.

- Czy słyszą, co mówimy? – kapitan zapytał psioniczkę.

- Nie – otrzymał zwięzłą odpowiedź. – Jeśli nie chce pan im czegoś powiedzieć, to nie usłyszą. Są w stanie odbierać wiadomości, ale nie zaglądać do środka mózgu – chyba że pan świadomie im na to pozwoli.

- A więc dobrze drużyno, słuchajcie. – Popatrzyli na niego uważnie. – Nie ufam zbytnio Obcym, ale kilka rzeczy powiedzieli istotnych: Za taką uważam na przykład informację o planach Herry. Wiemy, że mamy kilka dni czasu. Dlatego teraz prześpijmy się – gwiazda wokół której krąży ta cholerna planeta zachodzi powoli za horyzontem – a jutro opracujemy plan zdobycia statku i ucieczki.

- Chwila, nie kumam do końca – Eta jak zawsze był trochę do tyłu z odbiorem rzeczywistości. – Tkwimy na jakiejś kupie gruzu sunącej przez kosmos i kombinujemy, jak odbić statek z rąk naszych kumpli, których kontrolują niewidzialne ufoludki?

- Pięknie to ująłeś – pochwaliła Mieleen.

- Nie wydaje wam się czasem, że zwariowaliśmy? – Popatrzył się na nich niepewnie.

- Jak tak uważasz, proszę, wracaj na Kolendrę. Droga wolna. – Markus machnął ręką mniej więcej w kierunku stacjonowania fregaty. – Sprawdzisz przynajmniej, czy nie zapomnieli, którą stroną trzyma się karabin.

Zaśmiali się. Napięcie, trwające od opuszczenia statku Matki, lekko zelżało.

- Ej ty, znaczy... kapitanie – zmieszał się Alus.

- Słucham, podporuczniku? – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo, co wzbudziło salwę śmiechu ze strony psioniczki. Dowódca skarcił ją ostrym spojrzeniem.

- Nie moglibyśmy gdzieś przenieść tego truposza? – zapytał pilot. – Nie śmierdzi, ale tak jakoś nieprzyjemnie spać w jego towarzystwie.

- Oczywiście, dziękuję, że zgłosiłeś się na ochotnika do tego niewdzięcznego zadania – odparł Todistejta.

- Ale ja zostałem postrzelony! – oburzył się Eta.

- Masz na sobie awaryjny skafander pokładowy klasy B – zauważył Markus. – Oznacza to, iż taka mała dziurka w przeciągu kilku minut zostanie załatana. Od walki koło Tulipana minęła mniej więcej godzina. Do roboty!

Alus z głośnym westchnieniem podniósł się z gruntu aby wykonać polecenie.

- Pomożesz mi? – spytał z nadzieją żołnierza.

- Jasne – odparł tamten.

Chwycili ciało komandora za noga i odciągnęli je za następne wzgórze – tak, by nikt go nie widział. Gdy to robili, kapitan szukał najmiększego kawałka skały w okolicy a Mieleen usiadła na szczycie pagórka, podziwiając zachodzące „słońce". Wszyscy tego dnia wiele doświadczyli, lecz każdy przeżywał to w swój sposób.

'Warty' – uświadomił sobie dowódca. – 'Ale ze mnie idiota. Zapomniałem o ustaleniu wart. Czy Herra może zarządzić nocny atak na „klasztor"?' – rzucił w przestrzeń.

'Byłoby to bez sensu' – padła odpowiedź. - 'Bo tutaj mielibyśmy przewagę – moglibyśmy przejąć część z jego „ludzi". Śpij spokojnie. Jeśli coś by się działo, obronimy was.'

'Yhy. Myślisz, że zaufam ufoludkowi i to takiemu, którego znam tylko jako głos w swojej głowie?' – pomyślał do siebie. – 'Mylisz się.'

Po kilku minutach wrócili „grabarze". Powiedział im, że pierwszą wartę weźmie pilot, drugą psioniczka, trzecią on a czwartą żołnierz. Jarkko, usłyszawszy rozporządzenie, położył się na ziemi i zasnął. Eta za to podszedł do Tuuli i usiadł koło niej.

- Dziwne – zaczął po chwili milczenia. – Na Ziemi, a potem na statku Matce, dzień trwał 12 godzin. Przyzwyczailiśmy się do tego. A tutaj osiem godzin i już ciemno. Niefajnie, co nie?

Kiedy dalej się nie odzywała, wpatrzona w horyzont, zagadnął znowu:

- Wiedziałaś, że Fałdowiec jest mniej więcej tak samo blisko swojej gwiazdy jak staruszka Ziemia?

- Tam się urodziliśmy, tu zginiemy. – Nie odwróciła się, jakby mówiła do kuli chowającej się za horyzontem.

- Ciekawe.

- Ciekawe – powtórzyła bezwiednie.

- Miałaś kogoś bliskiego tam, na Tulipanie? – Spojrzał na nią uważnie.

- Tak – odpowiedziała cicho.

Nie przerywał jej, bojąc się że jak coś powie, to zawsze zamknięta w sobie psioniczka nigdy więcej się przed nim otworzy. Chwilę później odezwała się znowu:

- Był żołnierzem – kontynuowała. – Chronił ludzi. Walczył w imię tych, co nie potrafią sami się obronić. Ruszył w kosmos, widząc w tym nadzieję dla ludzkości. – Po jej policzku spłynęła łza.

- Kochałaś go?

Skinęła głową.

- Był taki... wspaniałomyślny – mówiła łkając. – Całkowicie oddany mi i sprawie, której służył. A teraz co?! – wybuchła. – Opanowany przez potwory nawet nie zawahał się przed strzałem do mnie!

- Spokojnie. – Oparł jej głowę na swojej piersi i przytulił. – Wszystko będzie dobrze. Uciekniemy z tej planety.

- Akurat. – Odepchnęła go. – Te stwory są inteligentniejsze niż myślisz. Zresztą, co o nich wiesz. – Wstała. – Czas się położyć, noc krótka, a jutro również czeka nas ostra jazda. – Odeszła kilka kroków, lecz odwróciła się. – Miłej warty – dodała zjadliwie.

- Nawzajem... – odparł do pleców odchodzącej kobiety.

Patrzył, jak układa się na ziemi i próbuje zasnąć. W skafandrze była trochę mniej ponętna niż bez, lecz dla Alusa i tak przewyższała wszystko inne pięknością.

- Ech – rozejrzał się wokół. W końcu jego wzrok spoczął na wielokolorowym horyzoncie. – Czemu wszystko musi być takie skomplikowane? – Podziwiał przeplatające się kolory i zastanawiał nad życiem.

'Urodziłem się na Ziemi, ale jej mieszkańcy mnie odrzucili. Nie pasowałem do społeczeństwa, które interesuje się tylko sobą – wszyscy skoncentrowani na przyjemności, tym , co IM się należy.' – Eta uświadamiał sam przed sobą, dlaczego tak naprawdę się tu znajduje i co nim kieruje. - 'Ja byłem inny. Chciałem poznać głębiej, przeżyć bardziej. Zatraciłem się w grach, to było jedyne co mi wychodziło – granie. Widząc kiedyś ulotkę, zachęcającą do podjęcia kursu pilota i objęcia takiego stanowiska na statku kosmicznym, stwierdziłem, że to dla mnie. To była słuszna decyzja – uświadomił sobie. Wielobarwne niebo przypomniało mu wieczór, gdy po zdanym celująco egzaminie siedział w swojej kawalerce i podziwiał podobnie wspaniały zachód słońca. – Załapałem się na Kolendrę. Po miesiącach treningów w naszym układzie zostaliśmy włączeni pod pieczę dowódców Statku Matki. Naszym zadaniem była eksploracja odległych planet. Czasami zastanawiam się, dlaczego się na to zgodziłem...'

'Gdybyś nie wziął udziału w tej misji, nie byłoby cię tutaj.' – Wzdrygnął się, odbierając obcy komunikat. – 'Bez ciebie kapitan nie uniknąłby zderzenia, tak jak wcześniej komandor. Jesteś tam, gdzie powinieneś być.'

'Wydawało mi się, że nie możecie czytać nam myśli' – Podrapał się w zadumie po głowie.

'Przecież mówiłeś do wszystkich wokół' – zdziwił się nieznany rozmówca.

- Kurde – przeklął pod nosem, patrząc na leżącą kilkanaście metrów dalej Tuulę.

'Może nie umiesz jeszcze tego kontrolować. Twój umysł powoli przyzwyczaja się do innej rzeczywistości, stąd umiesz z nami rozmawiać, lecz nie wiesz, jak tym sterować.'

'Coś w tym jest' – stwierdził pilot. – 'A ty kim jesteś?' – zapytał z zaskoczenia.

'Mówię w imieniu kilku członków „klasztoru"' – tłumaczył. – 'Chcemy wam pomóc.'

'Czemu?'

'Do „klasztoru" trafiają osoby, które pragną spokoju. Chcą mieć czas na poznawanie siebie, innych i otoczenia. Reszta świata jest zabiegana: walczy o władzę, buduje fortece i inne cuda techniki. My staramy się nie ingerować w rzeczywistość. Jednak wraz z przylotem pierwszego z waszych statków to rzeczywistość weszła w naszą przestrzeń. Żeby zachować pokój musimy doprowadzić do stanu, jaki trwał tutaj przed waszym przybyciem.'

'Jak chcecie nam pomóc?' – zastanawiał się. – 'Nie potraficie przecież nawet przejść granicy.'

'Sami nie. Z twoją pomocą, a właściwie w tobie, już tak.'

'We mnie?' – zaniepokoił się.

'Jeśli otworzysz przed nami swój umysł, wejdziemy do niego. Nie zajmiemy wiele miejsca – upchniemy się w jednym malutkim fragmencie twojego mózgu, którego i tak nie używałeś. Kiedy ty przekroczysz fortyfikacje, zaatakujemy na nich. Unieruchomimy lub przynajmniej utrudnimy funkcjonowanie kilku wrogom – wtedy z łatwością się ich pozbędziecie.'

'Pomysł świetny, jedno mi się tylko w nim nie podoba – chcecie wejść do mojej głowy! Skończę jak komandor Lihavoitu' – przeraził się. – 'Nie, nie ma bata – nie puszczę was do środka. Nawet nie wiem jak to zrobić.'

'Wytłumaczymy ci...'

'Nie!' – przerwał potok napływających słów. – 'Dziękuję, ale jak chcecie pomóc, to róbcie to sami. Ja nie pomogę wam w pomaganiu nam. To bez sensu!'

'Bez twojej zgody nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Będziecie zdani wyłącznie na siebie.'

'Damy sobie radę' – odparł.

'Odpocznij, zastanów się nad tym. Jakbyś zmienił zdanie, będziemy w pobliżu.'

'Muszę się pilnować – mówił w myślach sam do siebie. – Nie chcę przecież skończyć jak komandor.'

'Teraz, to musisz pilnować obozu...'

'Zamknijcie się!' – wrzasnął na obcego.

Odpowiedź nie nadeszła, więc albo ufoludek dał sobie spokój, albo Eta w końcu nauczył się odcinać od wszechświata i nie odbierać ani wysyłać niechcianych komunikatów.

Popatrzył na śpiących towarzyszy niedoli. I stwierdził, że też z chęcią by się przespał. Pozostał jednak czujny przez następne półtorej godziny. Jak przewidywał przełożony „klasztoru", nic się nie działo. O odpowiedniej porze obudził psioniczkę. Nie wydawała się zła na niego. Po życzeniu jej spokojnej warty położył się w losowym, miarę równym miejscu. Jednak pomimo przeżyć poprzedniego dnia i zmęczenia wartą przez ponad półgodziny przewracał się z boku na bok, próbując znaleźć najmniej niewygodną pozycję. W końcu się poddał.

'Nigdy więcej' – postanowił sobie. – 'To jest moja pierwsza i ostatnia noc w kombinezonie na litej skale.'

'Może to jest twoja ostania noc w ogóle? Kto wie, co jutro się wydarzy...' – dotarł do niego przekaz od Tuuli.

'Kurwa' – stwierdził elokwentnie.

Odpowiedział mu tylko ledwo dosłyszalny śmiech.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania