Poprzednie częściMur (TW 02) – Rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Mur – Część III – Rozdział 6

Jego dzień zaczął się jak zwykle. Obudził się w podwodnej wiosce, następnie zjadł śniadanie. Był radosny, w końcu ojciec miał go zabrać do kamieniołomu. Wioska wciąż rosła, a brakowało surowców, w tym zaklętego kamienia. Zawsze powtarzał, że to zbyt niebezpieczne miejsce dla małego dziecka. Dzisiaj się to zmieniło, właśnie ukończył osiem lat, wychowanie przechodziło z rąk matki na ojca.

Pożegnał się z rodzicielką i ruszył na dach, by w spokoju dopłynąć do brzegu. Osada Białych Niedźwiedzi nie leżała tak głęboko pod wodą, jak inne w tej okolicy, dlatego łatwo było dostać się na powierzchnie.

Zaczerpnął świeżego powietrza i spojrzał w kierunku ojca, czekającego na lądzie. Wskoczył do wody, delektując się chłodną wodą. Nic nie wskazywał na tragedie, nie usłyszał nawet późniejszego strzału.

Poziom wody zaczął stopniowo opadać, aż nie zostało nic z przezroczystej cieczy. Carlsson spoglądał zdziwiony, nie wiedząc, co się właściwie stało. Zawołał do ojca, ale nie dostał odpowiedzi. Powoli zbliżał się do niego, z trudem brnąc w błocie. I wtedy nadeszło piekło. Ze strony naprzeciwko wylała się fala ludzi w czerwonych zbrojach, w dłoniach dzierżyli miecze i tarczę, a za nimi w szeregu stali inni z długimi lufami w dłoniach.

Wioska nadal ospała próbowała stawiać opór, wojownicy zmieniali się w postać zwierzęcą, chwytali za broń. Wszystko zmierzało ku dobremu końcowi, agresorzy nie mieli szans przeciwko bestioludziom, padali, jak muchy. Przynajmniej tak mogło się wydawać. Niebo zakryło morze dziwnych okrągłych kształtów, spadające wprost pod nogi wieśniaków. Sekundę później wybuchły, zabijając albo raniąc każdego w zasięgu. Do całego tego zamieszania dołączyły wystrzały z krańców pustego zbiornika wodnego. Zapanował chaos, działający na korzyść nacierających.

Chłopak z drżącymi nogami obserwował, jak jego krajanie są zabijani jeden po drugim. Wróg nie cofał się mimo ogromnych strat, jakby wyniszczenie plemienia miało być najważniejszym celem za wszelką cenę. Zobaczył, jak jeden z wojaków wyciąga z domu jego matkę.

— Uciekaj Carl! — krzyknęła do niego, nim ostrze dwuręcznego miecza przebiło jej ciało. Mając wciąż w głowie ostatnie słowa rodzicielki, zaczął biec, ile sił w nogach. Zmienił się, nawet w niedźwiedzia, nic to jednak nie dało. Koło niego zaczęły świstać pociski. Odwrócił przerażony głowę i zobaczył czterech jeźdźców galopujących za nim, w ich dłoniach błyszczały dziwne krótsze rury. Przyspieszył, rezultatem pośpiechu było niezauważenie zbocza. Potknął się i pokoziołkował w dół, raniąc ciało o wystające kamienie. Dotarł cały, choć brudny i pełen otarć. Napastnicy nie mieli zamiaru zaprzestać pościgu. Ruszyli za nim, para goniących zbyt szybko zareagowała i spadając, skręciła sobie karki. Tylko ich truchła dotarły do celu. Pozostało jeszcze dwóch. I tak pościg trwał, aż nie trafili na nas.

Okryłem Carlssona, wyciągniętym z plecaka Frei kocem.

— I co teraz? Nasza droga krzyżuje się z tymi wariatami. Nie wiemy, ilu trzeba zabić, by móc przejść dalej. — Kira jak zwykle myślała prostymi kategoriami.

— Zostańcie tu z chłopcem. Ja podkradnę się i zobaczę co się tam dzieje. Bez żadnego "ale". Jeden człowiek przekradnie się swobodniej niż cała trójka.

Dziewczyny skinęły potakująco głową. Przychodził taki czas, że ktoś musiał wydawać jasne rozkazy.

Najpierw sprawdziłem konie zabitych. Bogate i zdobione siodła, przy których wisiały szable. Na ich rękojeściach także dostrzegłem wzory i klejnoty. Czy Inkwizycja była aż tak pełna siebie, czy tylko nie doceniała przeciwników? Na ich czele musiał stać dobry wódz, nawet gwardziści pomimo swej elitarności znacznie odbiegali od pierwowzorów w armii. Dumni i pyszni, pełni aroganci, zapatrzeni ślepo w idee fałszywego kościoła. Nie reprezentowali pełnej miłości Bogini. Jak zwykle coś pięknego padło ofiarą przyziemnego zysku i egoizmu. Ręka sama pchała się do broni, gdy w jej imię, mordują i krzywdzą niewinnych. Nie czuję wobec nich litości, zło schowane pod płaszczykiem dobra. Teraz przyszła kolej na zabitych, za wiele przy sobie nie mieli. Cały dobytek przewozili na wierzchowcach. W oczy rzucił się tylko rewolwer. Mniej celniejszy od pistoletu na maksimum osiem pocisków, za to posiadał o wiele większą siłę ognia. Fanatyk nie będzie bawił się w podchody i natychmiast zaatakuje przeciwnika, rzadko który celuje.

Używając magii wiatru, pobiegłem w stronę zgliszcz, w połączeniu z zaklęciem nauczonym w lesie, działałem niczym duch. Bezgłośny, szybki i morderczy. W kilka minut dotarłem na miejsce. Dół, dawniej zapełniony po brzegi wodą, teraz mieściły się tu tylko ciała, między którymi chodzili żołnierze z włóczniami, gotowi do ciosu, zauważając choćby odruch. Widok na pole bitwy, czy raczej maskarę był znacznie bardziej krwawy, niż opisywał to dzieciak. Przerażenie zabija pamięć. Dostrzegłem dzieci porozrywane toporem, kobiety poprzebijane włóczniami, mężczyzn zamordowanych gradem kul, nie zauważyłem zabitych czerwonych. Widocznie im pogrzeb się należał, cóż za hipokryci.

Przemknąłem dalej, nie czyniąc ani odrobiny hałasu. Skryłem się w chacie, by nie dostrzegł mnie patrolujący wartownik. Smród krwi i innych równie "aromatycznych" substancji uderzył w nozdrza. Odwróciłem się, krzywiąc się z odoru. Na ścianie przybita grubymi gwoździami, wisiała cała rodzina. Ojciec, matka i ich potomstwo. Twarze wykrzywione były z bólu i strachu, a na ciałach widniały wszelakie obrażenia. Córka i jej rodzicielka dodatkowo miały podwiniętą dolną część garderoby. Potwory, dziewczynka miała może dwanaście, trzynaście lat. Ogromny gniew napełnił mnie aż po czubki palców, wojna stanowiła antonim sprawiedliwości i miłości, jednak takiej makabry nie można niczym usprawiedliwić.

Wzmocniłem się magią i wyjąłem krótszy miecz, odwiązałem linkę, na razie zadziałam po cichu. Wyszedłem przez okno, ledwo unikając drewnianych resztek. Chwyciłem broń ostrzem do dołu i zatykając usta strażnikowi, a następnie jednym uderzeniem przebiłem jego serce. Z chęcią zobaczyłbym tę minę, uwielbiałem, jak łowca staję się zwierzyną. Zmiażdżenie czyjegoś ego, cudne uczucie. Powoli upuściłem stygnącego, najchętniej wyrzuciłbym go, niczym zwykłego śmiecia, szybko pozbyłem się tej pokusy. Po kolei eliminowałem każdego agresora w wiosce. Śmiertelny wiatr niósł im ostateczne rozwiązanie. Wystarczyło kilka minut, by krew atakujących, zmieszała się z zastygniętą krwią obrońców. Oby szatan okazał się mniej łaskawy ode mnie.

Usiadłem na kamieniu, lekko dysząc, mogłem już wracać, ale postanowiłem zminimalizować ryzyko. Oczyściłem klingę i wyciągnąłem katanę, Zapewne znów zostanę zrugany przez dziewczęta, ale nie zamierzałem uciekać przed ewentualnym pościgiem. Wtargnąłem do obozu, likwidując każdego na swojej drodze. Durnie nawet nie wiedzieli, co się dzieje. Zadźwięczały dzwony alarmowe, tylko głupiec przeoczyłby taką ilość martwych w obozowisku. Powoli kierowałem swe kroki w stronę ogromnego namiotu, w tych ciemnościach i chaosie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Żaden nie pomyślał, że to właśnie ja, sam ich zaatakowałem. Moja dusza radowała się z bezradności i strachu wroga.

Wreszcie dotarłem, ci strażnicy wyglądali inaczej, biła od nich dyscyplina. Idealnie, wreszcie jakieś wyzwanie. Przywiązałem ponownie linkę do noża i zamachnąwszy się nim, cisnąłem w stronę jednego z gigantów. Zablokował tarczą, ale nie zauważył niczego więcej. Największy błąd, dzięki magii wyskoczyłem dość wysoko w górę i wylądowałem za nim, lina była napięta. Pociągnąłem za nią, używając znacznej siły, sztylet wyleciał z osłony i znalazł się tuż obok odsłoniętej szyi, teraz wystarczyło zmienić jego kierunek i ostrze zagłębiło się w miękkiej tkance. Olbrzym złapał się za gardło, na to czekałem. Kolej na następnego.

Jedna chwila i znalazłem się tuż przed nim, machnąłem mieczem, celując w lukę gardy. Zdążył zblokować ciecie, ale mimo to raniłem go. Nie miałem czasu, by bawić się z nimi. Odskoczyłem i zmieniłem linę na żyłkę przy krótkim ostrzu. Zrobiona z włosia jednego z niebezpiecznych zwierząt niedaleko mojej wioski, przejawiała ogromną ostrość, zachowując przy tym niezwykłą cienkość. Musiałem uważać przy jej używaniu. Rozhuśtałem broń i zatoczyłem nią koło. Ranny uniknął tego, ale jego towarzysz stracił głowę. Ponowiłem atak i tak parę razy. Wróg trzymał się ciągle na nogach, zdenerwowany po prostu silnym kopnięciem posłałem go do wnętrza namiotu.

Ruszyłem za nim, mym oczom ukazała się narada, której przewodniczyła piękna blond włosa pani oficer. Gdy tylko mnie zobaczyła, nie wahając się, wydała rozkaz zabicia. Weterani ruszyli na mnie, nie zamierzałem dać się zabić, używając maksymalnej koncentracji i wyłączenia bólu, po kolei rozprawiałem się z nimi. Nie ostał się ani jeden. Blondynka z głośnym sykiem wyciągnęła broń.

— Szykuj się barbarzyńco na śmierć. Kordelia Rosenward szybko z tobą skończy. — Z gracją zaatakowała mnie. W jej ruchach dostrzegłem piękno i kunszt, musiała wiele trenować. Jednak dworskie parady ni jak miały się do prawdziwej walki. Zgarnąłem garść piachu i sypnąłem w jej oczy. Nogą podciąłem tak, by upadła. Stopą nacisnąłem jej na brzuch, teraz już nie wstanie. Jej oczy błyszczały nienawiścią i pogardą, jakim praniem mózgu musiała zostać poddana?

— Wstrzymaj się narwańcu. — W drzwiach stanęła Freja i Kira wraz z chłopcem.

— Co wy tu robicie? — spytałem, cały czas bacznie obserwując szlachciankę. Osoba na takim stanowisku, patrząca z perspektywy pospólstwa, los bywa okrutny dla arogantów.

— Spóźniałeś się, więc ruszyliśmy za tobą. Miałyśmy przeczucia, a właściwie Lwica miała, że robisz jakieś głupstwo. I nie myliła się. Coś ty sobie myślał, atakując samemu?

— No właśnie, też chciałam powalczyć. —Włączyła się Kira.

— Eh. — Chwyciła się za głowę Freja. — Z kim ja żyje i podróżuje? Nieważne. Nie zabijaj jej. Moje moce duchowe mówią mi, że to twoja ostatnia żona.

— Chyba żartujesz? — Ta żmija pod mymi stopami nie mogła być połączona z nami nicią przeznaczenia.

— Wiem, jak się czujesz, ale duchy nie kłamią. Jej los jest mocno związany z nami. Jeśli nie uratujemy jej duszy, sprowadzi na świat rzekę krwi. Cała płonie w nienawiści, niszcząc również siebie.

Kordelia nie zrozumiała z tego ani słowa, przynajmniej tak myślę. Ciągle zapominam, że nie wszyscy rozumieją mowę bestioludzi.

— Jak ją puszczę, zacznie siekać wszystkich dookoła.

— Uspokój się. Rzucę na nią zaklęcie pan-sługa. — Freja zdjęła z ramion torbę.

— Nie słyszałem o tym zaklęciu. A zresztą, czy nie musimy uciekać? Nie wyczyściłem całego obozu. — Skierowałem ostrze ponownie w stronę gardła blondynki.

— Spokojnie. My zrobiłyśmy to za ciebie, nawet ten mały pomagał. Jego zwierzęca forma jest naprawdę wielka. A co do zaklęcia nie jest już stosowane, zarówno po stronie ludzi, jak i u bestioludzi. My nie mamy niewolników, a twoja rasa ma inne sposoby. Do tego będę potrzebować twojej krwi Shadow. Nie bój się, wystarczy odrobina, ja sama wszystko poprowadzę.

Niezbyt to wszystko mi się podobało, nigdy nie ufałem czarodziejom, zawsze coś knuli za plecami. Freja mimo to była moją żoną, musiałem choć raz zmienić swoje podejście.

— Niech ci będzie.

Wyjęła swój mały nożyk i rozcięła mi palec, w międzyczasie Kira trzymała w mocnym uścisku, ciągle wyrywającą się Kordelię.

— Na stary prawach wiąże nas przysięga, ty będziesz mym sługą, ja twym panem. — Chwyciła mnie za dłoń i zrobiła kółko wokół jej szyi. Pozostawiałem za sobą strużkę krwi, która formowała się w sznur. — Nie podniesiesz na mnie ręki, nie rzekniesz złego słowa, spełnisz każde me życzenie, nie będziesz protestować. Od teraz należy do mnie, nie śmierć nas nie rozłączy, nie boskie prawo. Wszystko zależne ode mnie będzie, los twój w moich rękach. — Freja skoncentrowała magię w swoich palcach i dotknęła rany, wypalając ją. W tym momencie pojawiła się obroża na szyi Kordelii i pas łączący ją do mnie.

— Czy to już zawsze będzie widoczne? — Dość dziwnie to wyglądało.

— Nie, to tylko oznacza, że wszystko udało się. Widzisz, znika, dziewczyna również straciła przytomność. Lepiej ruszajmy dalej, kto wie, czy nie prosili o jakieś uzupełnienia.

Zarzuciłem nieprzytomną na ramię i ruszyliśmy jak najdalej od obozu. Chłopiec podążał za nami, nie mieliśmy serca zostawić go w tym miejscu podwójnej kaźni.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Krajew sorry. Mógłbyś mnie odblokować na lolu? Nie chcę by poszedł na marne. Nie obrażaj sie
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Nie chcę by tekst poszedł na marne
  • krajew34 25.06.2019
    Słowa raz powiedzianego nie cofnę, me usta pozostaną zamknięte, a uszy głuche. Idź w pokoju strudzony wędrowcze i wracaj do swych spraw.
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Krajew przepraszam. To już się nie powtórzy.
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Gdybyś ty mi coś takiego napisał to bym się nie obrażał i nie blokował.
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Zobacz, co ci odpisałem w przeprosinach
  • krajew34 25.06.2019
    Szanowny czytelniku, komentując pod moim tekstem prosiłbym odniesienia do niego, wszystkie komentarze nie robiącego tego, traktuje jak spam, nawet ich nie czytając. Prosiłbym o uszanowanie mojego zdania i nie tworzenie nadsytuacji włączając to moją osobę. Mam nadzieję, że w moich tekstach znajdziesz coś dla siebie. Pozdrawiam.
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Po co to robisz?
  • Canulas 25.06.2019
    Tomek Bordo, żle. WIęcej dramatyzmu. Napisz: Co ja Ci zrobiłeeem, że mnie tak traktujeeeszzz.

    Cholera, żeby móc napisać to, co wyżej, musiałem przeczytać. W sensie - wypadało. Powiem, że dialogi na plus. Długie kreski są. I Freja :) Jest schludniej.
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Canulas zamknij się
  • krajew34 25.06.2019
    Canulas jedyny plus całej sytuacji :)
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    krajew34 nie żal ci całej naszej pracy nad serią nad którą tyle pracowaliśmy i teraz została zostawiona w połowie?
  • krajew34 25.06.2019
    Tomek Bordo tak jak wcześniej pisałem, proszę odnosić się do tekstu, inaczej uznam to za spam i zgłoszę do moderacji. Jeśli nie planujesz czytać mej twórczości, grzecznie proszę o opuszczenie sali. Decyzja o rozwiązaniu współpracy zapadła z przyczyn wielokrotnie złamania warunków umowy, obrazy oraz brak odpowiedniego progresu z drugiej strony. Decyzja jest ostateczna, wszelkie zastrzeżenia proszę zachować dla siebie, gdyż i tak nie zmienią nic. Życzę dużo szczęścia serii "Cienie Przeszłości", może pan wrzucić brakujące rozdziały na opowi.pl, mam nadzieję, że dalsze przygody Helmuta Wolfa będą nadal cieszyć pod nową kuratelą. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru. W przypadku nagminnej aktywności z pana strony, wniosę sprzeciw do administracji. Pozostawiam nasze kontakty na neutralnym poziomie.
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Tak jak ty nie postępuje żaden ale to żaden przyjaciel. Co do Cieni Przeszłości - dobrze wiesz że nie będę umiał pisać tego tak jak ty.

    A Mur - Część III Rozdział 6? Sam tekst jest niezły ale z racji że przez autora źle mi się kojarzy postanowiłen nie oceniać w ogóle.
  • krajew34 25.06.2019
    Dzięki za twoją opinie. Życzę powodzenia z twoimi tekstami.
  • krajew34 25.06.2019
    Dzięki za twoją opinie. Życzę powodzenia z twoimi tekstami.
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Nie wiem czemu dobrze mi życzysz skoro mnie zablokowałeś na lolu

    Nienawidzę cię
  • Tomek Bordo 25.06.2019
    Żegnam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania