Poprzednie częściMur (TW 02) – Rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Mur – Część III – Rozdział 17

Uciekliśmy z jednego piekła, by trafić do następnego. Musiałem nieźle zdenerwować Bogini, tak dawno nie miałem pod górkę.

— Już nas opuszczasz Profesorze? Czyżby nasza gościnność nie przypadła uczonemu do gustu? — Słowa, niczym paskudne, owrzodziałe monstrum wypełzły z ust króla na złotym tronie. Sama jego postura sprawiała, że niewolnicy z trudem dźwigali to przeklęte cielsko, a gdzie tu jeszcze zmieścić jego ego?

— Wybacz królu, jednak nasz kontrakt zakładał zmodernizowanie twojej armii i wyposażenia obronnego, co właśnie uczyniłem. Tu kończy się nasza współpraca — Schulz pewnie i z diabłem tak by rozmawiał. Być może powinien bardziej zglebić sztukę dyplomacji.

— Kontrakt? Nie rozśmieszaj mnie marny człowieczku. To ja tu jestem władcą i to ja powiem, kiedy skończymy. — Głośno zarechotał, cały trzęsąc się. Biednych tragarzy prawie przycisnęło do ziemi. Marny i straszliwy ich los. — Ja tu rządzę, jestem głową tego miasta, moimi kończynami są wojownicy, kręgosłupem mieszkańcy, a dupą niewolnicy. A ty śmiesz oponować?

Naukowiec chciał coś powiedzieć, lecz powstrzymałem go.

— Umów należy dotrzymywać, w przeciwnym razie nigdy nie zbudujesz swej pozycji, szczególnie na arenie międzynarodowej. — Wyszedłem przed swoich i spojrzałem na niego. Pewnie sądził, że za wieloma wojownikami jest bezpieczny, ach słodka naiwność. Jeśli nie zmieni swojego zachowania, szybko przekona się o swoim błędzie.

— Odwagi ci nie brakuje młokosie. — Zaczął wpatrywać się we mnie obślizgłymi ślepiami. — Jednak to ja jestem prawem i wszystkim. Interesuje mnie tylko Lazurowy Gród, reszta może zginąć w męczarniach.

— Przepuść nas, a nikomu nic się nie stanie. — Ciągle miałem nadzieję, że w tym tępym rybim móżdżku znajdzie się, choć iskierka rozumu i odpowiedzialności za poddanych.

— Zabijcie ich, zostawcie tylko Profesora, reszta jest zbędna. Szybko, nudzę się, a żarcie stygnie. — Machnął dłońmi, jakby odpędzał muchy i rozsiadł się, by w spokoju obserwować masakrę. Uzbrojony tłum ruszył z okrzykiem na nas.

Ogromny gniew zapłonął w mej duszy, ile już żyć zostało zmarnowanych, ile potencjału świat już nie ujrzy. Kiedy to wreszcie się skończy? A teraz stoję przed jednym z tych głupców, a krwawa rzeka nadal wzrasta w swe wody, nie zmierzając do wyschnięcia. Moja litość dobiegła końca, zamierzałem uczynić wbrew wyszkoleniu, uniosłem miecz i przelałem do niego nie cząstkę many, ale jej pokaźną ilość. Cały czas wpajano mi, że jako wojownik z magicznym talentem nie mogę być, jak młot, muszę przypominać skalpel, używając najmniej mocy o największej gęstości. Pojedyncze szybkie ciosy, nie ataki obszarowe, mogące pozbawić mnie energii w najgorszym momencie.

Niesiony wszechogarniającą wściekłością, machnąłem bronią, posyłając cięcie wiatru. Wytworzone ostrze przebiło wszystkie szeregi, korytarz to idealna pułapka do tego, uśmierciło nawet tragarzy, a król z panicznym krzykiem spadł na podłogę. Ciężko dysząc, spoglądałem na swe dzieło zniszczenia, kawałki ciał walały się dosłownie w każdym kącie, jęki umierających powoli gasły, a ciepła posoka stygła, malując na nowo wystrój.

Ruszyłem powolnym krokiem w stronę próbującej powstać maszkary, parodia króla i satyra władcy. Oręż metalicznie piszcząc, tarł o podłogę. Podniosłem go w górę, szarpiąc za ubrania.

— Nie waż się! Nie waż się — kwilił jak prosiak. Duma prysła, niczym bańka mydlana, ukazując jego tchórzliwe, prawdziwe oblicze. — Jestem król...

Nie dałem mu dokończyć, wbiłem ostrze aż po wylot, rozkoszując się niknącym strachem, gasnącym w oczach. Jedna świnia mniej, z szaleństwem w głowie, rozejrzałem się za następnym celem.

— Shadow, już po wszystkim. — To głos Kiry przywrócił mnie do rzeczywistości. Odwróciłem się do nich, niesamowicie zmęczony. Nigdy nie chciałem ujrzeć tego, co widziałem w ich zwierciadłach duszy. Strach i niedowierzanie. Potwór zabijający potwora, gdzie tu sprawiedliwość? Powoli osuwałem się na podłogę, nawet nie wiedziałem, czy którakolwiek zechce mi pomóc. Wszakże mimo łączących nas więzi, wystarczy tylko odpowiednie dramatyczne wydarzenie, by przeciąć je na zawsze. Czułem, jak lecę w kierunku podłogi, już szykowałem się do twardego spotkania. Zamiast tego otuliły mnie ciepło i delikatność.

— Już w porządku, nie jesteś sam, odpocznij. — Nie sądziłem, że usłyszę takie słowa od mej ognistowłosej żony, a ta niemal infantylna bliskość działała kojąco.

— Zaśnij i odpędź swe troski. Nie musisz sam radzić sobie z tą pochłaniającą duszę ciemnością. Jesteśmy tu z tobą i dla ciebie. — Teraz Freja, czyżbyś Bogini wiedziała o tym od początku? Czy nie potrzebnie wątpiłem? Mrok zajął świadomość, a sen przyćmił zmysły.

Obudziłem się jakiś czas później, gdy słońce łaskotało swym promieniem twarz.

— Twój organizm potrzebował mocnego odpoczynku chłopcze. Już dawno nie widziałem takiego kamiennego snu. — Znajomy głos Profesora obudził mnie już w pełni.

— Gdzie jesteśmy? — spytałem jeszcze półprzytomny.

— Jakiś dzień, dwa od Lazurowego Grodu. Srebrnowłosa i Ognistowłosa siedzą na przodzie, tajemnicza blondynka tylko cały czas wpatruję się w ciebie, a Wodnika wysłałem na zwiady.

— To jednak jedzie pan z nami. — Usiadłem, rozmasowując zbolałe mięśnie, konsekwencje zbyt wielkiego użycia many.

— Po zabiciu króla i tak nie miałbym tam niczego do roboty, zresztą samo miasto już praktycznie nie istnieje. — Smród tytoniu wypełnił otoczenie, pomyśleć, że jeszcze w dawnych czasach sam wypalałem po parę paczek dziennie.

— Jak to nie istnieje? — Nie mieściło się w głowie, by taka wielka osada mogła zostać zniszczona, a jeśli nawet, to przez kogo?

— Może zacznę od początku. — Zaciągnął się fajką i wypuścił kłąb dymu. — Po tym, jak ich monarcha odszedł, mówiąc delikatnie, oczekiwaliśmy zdecydowanego oporu reszty. No wiesz, niczym w tandetnych powieściach, ginie szef, banda dokonuje zemsty. Stało się wręcz odwrotnie, w mieście wybuchła panika. Wielcy wojownicy biegali ze strachem od domu do domu, nie wiedząc, co robić. W międzyczasie wielka nowina dotarła do niewolników i innych z nizin. Powstała fala przemocy, rekiny mordowały w obronie własnej jednego, dwóch, ale oponentów było coraz więcej, Rosły stosy ciał, budynki zaczynały płonąć, buntownicy uszkodzili śluzę, więc obywatele mogli tylko pomarzyć o zalaniu i zakończeniu konfliktu. Nie czekaliśmy, po której stronie ułożą nasze ciała, w bitewnym, a raczej morderczym rozgardiaszu zarekwirowaliśmy wóz i wpakowaliśmy tam nieprzytomnego ciebie, następnie sami wsiedliśmy i pomknęliśmy ku wolności. Niektórzy z niewolników i „hodowlanego bydła” zamiast krwawej pomsty wybrali ucieczkę, tworząc lodowy most na wodzie. Nie wyobrażasz sobie, ile dziewczyny miały problemu z prowadzeniem końmi po takiej nawierzchni. No, ale udało się. Gdy już byliśmy w znacznej odległości, która mimo to pozwalała na dokładną obserwację, zatrzymaliśmy się, by sprawdzić twój stan i czy nie ma ewentualnego pościgu. W tym samym momencie, jak nie huknęło i nie zagrzmiało, cały kompleks wyleciał w powietrzu, dotąd nie wiemy, co spowodowało eksplozję. Nie kojarzę, by istniały zasoby jakieś niebezpiecznej substancji, składowanej przez króla. Po Lazurowym Grodzie nie pozostał kamień na kamieniu, tylko jak okiem sięgnąć woda. Najbardziej jednak nieprawdopodobne było wypłynięcie ślepego, olbrzymiego rekina. Nie wiadomo, jakim cudem przetrwał. — Skończył swą opowieść Profesor. Podziękowałem za obszerną odpowiedź i wróciłem do swoich myśli.

Ślepy, olbrzymi rekin. Niebezpieczny wojownik przetrwał, sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Powoli ułożyłem się z powrotem na dnie wozu, wciąż czułem osłabienie. Wracaliśmy do domu, oby z rozwiązaniem naszych kłopotów, a nie wizją tragicznej przyszłości.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • JamCi 15.07.2019
    Jednym tchem.
  • krajew34 15.07.2019
    Dzięki za wizytę.
  • Ives 15.07.2019
    Przerost formy nad treścią. cyt:"wypełzły z obrzydliwych, grubych ust króla na złotym tronie." Niepotrzebny "złoty tron". Dalej: "...nasz kontrakt zakładał zmodernizowanie twojej armii i wyposażenie obronnego, " -mało przejrzyste. "Biednych tragarzy prawie przycisnęło do ziemi, marny i straszliwy ich los." Los ich przycisnął? Tak wynika z budowy zdania. Po poprawkach "da się czytać".
  • krajew34 15.07.2019
    Dzięki za wizytę.
  • Ives 15.07.2019
    krajew34 - George Lucas też tak zaczynał.
  • krajew34 15.07.2019
    Ives każdą wskazówkę zapisuje sobie w głowie, więc powoli, ale to powoli się rozwijam. Miło, że jeszcze nikt nie nazwał tego grafomanią.
  • krajew34 15.07.2019
    Zacząłem pisać od poprzednich wakacji, nadal dużo pracy przede mną.
  • Ives 15.07.2019
    krajew34 Każdy lichy utwór można nazwać grafomański. A kto może ciebie obrazić? "Orły" tu nie piszą :-)
  • Ives 15.07.2019
    krajew34 lata pracy. Tolkien "Władców Pierścieni' pisał chyba 15 lat - a Goethe "Zbójców" ponad 30 lat.
  • Something 15.07.2019
    Ives "Zbójcy" są autorstwa Schillera.
  • Ives 15.07.2019
    A jednak Wertera czytał pan i Zbójców:
    "Człowiekowi temu można by pomóc". Chapeau bas!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania