Poprzednie częściMur (TW 02) – Rozdział 1
Pokaż listęUkryj listę

Mur – Część II – Rozdział 13

Każdy następny krok był męką dla duszy. Z trudem opierałem się pokusie, by nie uciec, ale równocześnie doświadczenie podpowiadało, bym szedł dalej. Setki dziur i smród zgnilizny, a w każdej norze owad z obrzydliwą, wystającą głową, czarnymi ślepiami uważnie obserwująca każdy mój ruch, gotowa zaatakować w każdej chwili.

W końcu idąc pustymi korytarzami, dotarłem do wielkiej komory z licznymi jajami.

— Oto wreszcie nadeszło idealne naczynie dla naszego wojownika. Musisz być głupcem, tak po prostu przychodząc tutaj. Czyżbyś pojął, że opór wobec nas jest daremny? Rój jest potężny i nie sposób go pokonać — Na wywyższeniu z ziemi odpoczywała królowa. Nie dało się jej nie zauważyć, była dwa razy większa od robotnicy, a przez jej pękaty odwłok nie mogła poruszać się. Strzegli ją potężni samcy, wprawdzie mniejsi, ale o potężniejszej posturze. Zamiast prymitywnej, kamiennej dzidy w każdej ręce trzymali skalne miecze.

— Geniusza od głupca dzieli cienka granica. Skąd pomysł, że jestem tu, by się poddać? — spytałem, nie spuszczając z niej wzroku.

Jej śmiech zabrzmiał donośnym echem, wywołując gęsią skórkę.

— Żałosny człowieku, czy ty wiesz, przeciwko komu stajesz? Ja jestem królową, jestem rojem. Jeden umysł, jedna myśl. Jest nas tysiące, a ty jesteś tylko jeden, co możesz zrobić? Twa nędzna broń ilu zabije? Dziesięciu, dwudziestu? Jak wiele naszej krwi pochłonie nim stanie się bezwartościowym żelastwem?

— Jakoś nie martwisz się o swoich żołnierzy... — Podsumowałem jej krótkie przemówienie.

— Wy ludzie nie potraficie zrozumieć prawdziwej potęgi. Żyjecie dla jednostki, nie współpracujecie ze sobą, jesteście podzieleni, podczas gdy my żyjemy dla roju. Wasze płomyczki istnienia zostaną zdmuchnięte przez jeden potężny płomień. Staniecie się dla nas pokarmem, który wzmocni rój. — Pochyliła się i z głośnym chrupotem pożarła jedno z małych ciał, leżących koło niej. Wolałem się nie domyślać, do kogo należą.

— Rój, rój... Czy potrafisz coś innego powiedzieć?

— Rój jest wszystkim, bez roju nie ma niczego. Razem zwyciężymy, nawet jeśli stracimy setki, czy więcej jednostek. Wszystko dla chwały roju.

Nie mogłem patrzeć, jak pożera małe istotki, którym zabrano przyszłość. Krew ściekała jej po twarzy, a resztki piętrzyły się pod nią.

— Wiesz, przypominasz mi pewnego wujaszka z bardzo, bardzo dawnych zdjęć, które znalazłem w zapieczętowanym archiwum. Według tamtejszych książek też nie martwił się własnymi stratami. Ze swoją ideą wspólnego zjednoczenia, posyłał tłumy głupich ludzi, którzy niemal z pieśnią na ustach, szli na śmierć. Wprawdzie niedane było go osądzić, jednak historia pamięta go, jako krwawego dyktatora, „papierowego” kata, który tylko podpisem na kartce, decydował o śmierci. Ty również tak skończysz, choć ciebie historia w ogóle nie zapamięta, nie pozostanie kamień na kamieniu.

— Tylko mielisz ozorem. Myślisz, że ta twierdza nie oprze się szturmowi? To, co widzisz, jest tylko częścią kompleksu. Mamy jeszcze podziemia, skrywające całe mnóstwo żołnierzy. Jak długo wytrzymacie, nim przytłoczymy was liczebnie? — Oparła się ciężko o ścianę, nie spuszczając ze mnie wstrętnego wzroku. — Jeśli myślisz, że mnie zabijesz, to się nie łudź. Ów strażnicy są nową generacją, stworzoną dzięki pewnym owocom.

Powoli sięgnęła po kolejny swój ulubiony przysmak. Nie wytrzymałem, sięgnąłem po ukryty rewolwer, którego od dawna nie używałem. Liczyłem, że mimo to zadziała. Odciągnąłem kurek i zacząłem strzelać. Pierwsze dwie kule wpakowałem w głowę strażnika, kolejne trzy w tułów drugiego. Jej wspaniali wojownicy drżeli na podłodze w ostatnich śmiertelnych konwulsjach, królowa całkowicie zaskoczona, nawet nie wydała rozkazów. Był to czas dla mnie, skupiłem w nogach zaklęcie wichru i wzbiłem się w powietrze.

— Wiesz jakie błędy popełniłaś? Pierwszy to nie dałaś wolnej woli żołnierzom, nie da się wszystkiego samemu zrobić, a genialne myśli powstają z powodu indywidualności, a nie rutynie. Drugim i najważniejszym niedociągnięciem było niedocenienie nas. Jesteśmy świadomi swoich słabości i tego, że możemy kogoś stracić lub samemu umrzeć. Dlatego używamy różnych sposobów, by przetrwać, czasem przeraźliwie przerastają nasze wyobrażenia. Oto jeden z nich.

Przebiłem sufit i wyleciałem na zewnątrz. Nie miałem wiele czasu, mrówki zaczęły rzucać we mnie włóczniami. Rozłożyłem ręce w górę i skupiłem w nich manę. Poczułem, jak drobiny eliksiru wchodząc z nią w reakcje, morze płomieni zaczęło gromadzić się z czterech stron. Podobne do niepokornej bestii czekało na moje rozkazy, szkląc piasek pod sobą. Już tutaj czułem ten żar, który smolił końcówki włosów i czerwienił skórę.

Wzniosłem się jeszcze wyżej i machnął dłońmi w kierunku mrowiska. Niszczycielski żywioł idealnie uderzył w cel, skupiłem się jeszcze bardziej, by wypalić wszystko, aż do końca podziemi.

— To jeszcze nie koniec, durny człowieku! — Doszły do mnie wrzaski królowej. — Może i ten rój ginie, jednak nasz czas jeszcze się nie skończył. Moja córka was zniszczy, ja byłam tylko małą burzą, ona stanie się huraganem zniszczenia. — Roześmiała się ponownie i tak trwała, póki ogień całkowicie jej nie spalił. Była niesamowicie wytrzymała, zważywszy, że temperatura topiła wszystko dookoła. Robotnice nawet nie poczuły, jak zostały zwęglone.

Ledwo żywy ze zmęczenia zmierzałem w stronę Almy, czekającej w lesie. Wyczerpany ległem pod drzewem, wpatrując się w łunę pożaru.

— Wiesz, że to było ryzykowne? — spytała, nie kryjąc zdziwienia.

— Tak wiem, ale dzięki temu dowiedziałem się o istnieniu podziemi i mogłem je również spalić.

— Panie Kira i Freja nie będą zadowolone.

— Czego oczy nie widzą, tego duszy nie żal. — Tak powiedziałem, chociaż przeczuwałem, że i tak się dowiedzą.

— Wracamy, czy nadal chcesz się napatrzeć na swoje dzieło? — spytała ironicznie.

— Ognia mam dosyć i tak wyglądam, jak spieczony rak. — Z pomocą mikstury w torbie, którą noszę od czasu ostatniej śmierci, odzyskałem energię i wraz z Almą ruszyliśmy w drogę z powrotem.

Wyczułem drobną zmianę w jej zachowaniu, jakby nienawiść została przykryta lekkim podziwem. Po paru dniach wróciliśmy do wioski, nikt nie zadawał pytań, wiedzieli, że nadejdzie czas, gdy im wszystko opowiem. Zostawiłem Almę z moimi żonami i ległem ciężko do łóżka. Efektem ubocznym mikstury jest ogromne zmęczenie, gdy minie jego efekt, ociężały zapadłem w głęboki sen.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Ozar 14.08.2019
    Hm tak powiem trochę za łatwo poszło z tym rojem. Oczekiwałem większej i bardziej krwawej walki. To można było lekko przeciągnąć tak mi się wydaje, bo tak czytający może odnieść wrażenie, że twój bohater jest jak Bóg i sam może wszystkich wrogów zabić. Może i tak jest, ale ja bym trochę to przeciągnął. 5 i czytam dalej.
  • krajew34 14.08.2019
    Łatwo poszło, ponieważ już wcześniej przygotował zaklęcie, to tak jakby podłożyć ładunki wybuchowe i ściskać w ręku detonator. Królowa przeliczyła się, a od próżności do głupoty niedaleka droga.
  • Nefer 03.09.2020
    Istotnie, poszło bardzo łatwo, co w sumie oznacza zmarnowanie potencjału dramatycznego sceny, którą przygotowywałeś przez kilka rodziałów, takie marnotrawstwo fabularne. Rozmowa z królową trochę naciągana, nadto rój kojarzy się bardziej z pszczołami, a tutaj mamy przecież do czynienia z mrówkami (to, że mrowiska posiadają podziemne korytarze, to nic nowego i nie trzeba było wchodzić do środka, aby to sprawdzać). W zakończeniu pojawia się kolejna nielogiczność: użycie eliksiru bardzo oslabia bohatera, ale skutki tego ujawniają się dopiero "po kilku dniach". Kilku dniach wędrówki przez dżunglę, którą odbył bez większych problemów. Sporo literówek. Natomiast dobre dwa szczegóły: porównanie królowej roju i jej absolutnej władzy do Stalina oraz zabawna uwaga o "niezadowoleniu" pań Kiry i Freji z poczynań małżonka. (-:

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania