Poprzednie częściMyśliciel z dachu – dobro 🖤

Myśliciel z dachu – kosmos 🖤

Kosmos

 

3 lata później

 

Przemył twarz wodą, spojrzał w lustro. Tym razem na pewno nie da rady ukryć podbitego oka. Co powie? Że po ciemku wpadł na latarnię?

Prychnął cicho na samą myśl o latarni. La-ta-rnia. Laaataaarnia.

Nie minął mu nawyk zastanawiania się nad słowami, robił to na każdym kolejnym kroku. Codziennie.

– Paul? Żyjesz? – Usłyszał głos Alexa. – I tak zobaczą.

I będą załamani. Tego nikt nie powiedział na głos, ale byli świadomi awantury, jaką pani Rose i jej mąż wyrządzą na widok kolejnego lima pod okiem. Przecież chłopcy z ich sierocińca mają być grzeczni, nawet ci, którzy regularnie chcą się mścić.

No bo hej, Paul miał pełne prawo się mścić.

– Wyłaź, im prędzej tym lepiej.

No tak, czym on się przejmuje? Będzie czuł się winny, owszem, ale inni nigdy nie czują się winni. Nikt prócz niego nie odczuwa poczucia winy.

Wyszedł i usiadł na łóżku ustawionym pod ścianą, które zaskrzypiało pod jego ciężarem. Czasami się zastanawiał, czemu jeszcze nie uciekł, a później sobie przypominał jak uciekał parę lat temu i dlaczego ma teraz dach nad głową. I jedzenie też miał, chociaż pomidory już dawno mu zbrzydły. Ale tak to jest, jak żywiciele mają plantację pomidorów. Makaron w sosie pomidorowym, zupa pomidorowa... Nie, nie. Miał się bardzo dobrze. Dach, jedzenie i szkoła. Jeszcze dwa lata.

Jeszcze dwa lata, Paul, a później wrócisz do antykwariatu. I może Kayl...

Nie, nie wracaj.

– Wiesz co mnie zastanawia? Dlaczego ty się nimi przejmujesz? Przecież...

– Doskonale wiesz, że połowa z nas już dawno by nie żyła. Gdyby nie oni, może byłoby gorzej. – Zawsze odpowiadał tak samo.

– To kosmos.

Tak, to był kosmos. Wszystko i nic wrzucone do jednego gara, przyprawione chaosem i wymieszane bezradnością.

– Wybiła szósta.

Szósta oznaczała posiłek, a co za tym idzie – konfrontację z gospodynią. Zeszli po drewnianych schodkach łudząco podobnych do tych w antykwariacie i ustawili się w kolejce po swoje talerze.

Gdy przyszła pora na Paula, starał się nie podnosić głowy. Nic to nie dało, pani Rose wydająca posiłki przy większym stole od razu zauważyła fioletową plamę na twarzy chłopaka.

– Paul Brooks – rzuciła chochlę na blat i chwyciła go za brodę. – A co to jest? Gdzieś ty się znowu szwendał, dziecko, kto ci to zrobił? Kto cię pobił się pytam!

Nie spojrzał jej w oczy.

– Przepraszam – mruknął.

– Nie proszę cię, żebyś przepraszał, tylko żebyś powiedział kto ci podbił oko.

– Nie stąd – szepnął ledwie słyszalnie.

– Co to ma niby znaczyć? Nie z sierocińca? Tak?

Pokiwał głową.

– Nie z sierocińca – powtórzył.

– Poproszę cię na rozmowę później, po jedzeniu. Jeszcze rano tego nie było!

– Dobrze.

Odebrał swoją porcję i usiadł w najdalszym rogu jadalni. Nie znosił spojrzeń innych chłopców, chociaż był na nie skazany przez szacunek, jakim go darzono. Był najstarszy i najlepiej doradzał. Czego chcieć więcej?

* * *

 

Budynek sierocińca była małą, dwupiętrową kamienicą wciśniętą miedzy inne ceglane mury i brudne okna.

Brudne okna, jak w mieszkaniu ojca. Znów wracał. Wróci za dwa lata, nie powinien teraz. Nie teraz. Nieeeeee. NIE. N-i-e. Nnnn. Iiiiiii. Eeeeee. Hm, zabawne.

Kolejną noc spędzi pewno na szwendaniu się po mieście. Rankiem skryje się przed ludźmi przywożącymi pomidory z plantacji na przedmieściach, a później wkradnie się na śniadanie. Taki plan miał zawsze. Nocami świat był tu pusty i cichy, niemalże lekki. Paul lubił ciszę, kojarzyłam mu się z tamtym życiem w dużym mieście. A przecież tam na ulicach było głośno, więc nie wiem czemu on akurat tak kojarzył.

Ale czasem było też niebezpiecznie, na przykład w szkole. Budynek nie robił wrażenia, tak samo jak uczciwość i uprzejmość nauczycieli, uczniów zresztą też. Często stawał w obronie tych młodszych dzieci i – tak jak tego dnia – obrywał za to u pani Rose.

Martwiła się, traktowała ich bardzo dobrze i najzwyczajniej w świecie bała się o zdrowie chłopców. Małżeństwo zawsze zadziwiało dobrocią. Paulowi wstyd było kolejny raz pokazywać się w tym stanie, chyba zbyt się przywiązał.

– Znowu uciekasz? – zagadnął Alex.

– Wychodzę.

Nie-na-wi-dził kłamstwa, tak samo jak pojęcia „ucieczka”. Paulowi źle się kojarzyło. Więc w ramach kompromisu mijał się z prawdą, a to coś zupełnie innego niż szachrajstwo.

St. Paul Street.

– Mogę z tobą? Proooszę... – Przeciągnął samogłoskę.

Alex był rok młodszy, ale w sierocińcu państwa Rose przebywał od szóstego roku życia, czyli długo dłużej niż Paul, który spędził tu nieco mniej niż trzy lata. Trzy lata były ogólnie stosunkowo małą liczbą, w porównaniu z innymi osieroconymi chłopcami.

– Chodź. Ale nikomu nie powiesz – zastrzegł go Paul i kiwnął głową w stronę okna.

Wymykał się prawie codziennie i cała akcja mogła wydawać się dość trudna, lecz tak naprawdę cała sztuka polegała na zwinnym skoku z parapetu pokoju sypialnianego, na parapet kamienicy umieszczonej zaraz obok. Dwa budynki dzieliła może pół metrowa szpara łatwo dająca się pokonać, Paul musiał jednak stosować się do trzech zasad. Pierwsza; nie patrz w dół. Dwa piętra to jednak troszeczkę wysoko. Druga; zaraz po przeskoczeniu złap się rynny. Trzecia; nigdy się nie wahaj i wszystko rób bardzo szybko. W przeciwnym razie staruszka śpiąca za tamtym oknem mogłaby się gwałtownie zbudzić.

Po chwyceniu rynny wystarczyło zręcznie się podciągnąć i jedną nogą stanąć na wystającej cegle, a rękami oprzeć się o kant dachu. Krótkie odepchnięcie i już siedziało się na krawędzi, między życiem a śmiercią. Między przepaścią a gruntem.

Stamtąd rozciągał się widok na mały rynek, ratusz i ludzi włóczących się po nocach. Przy świetle ulicznych latarni nie zawsze można było dostrzec gwiazdy, lecz niebo i tak nie mówiło. Ciemność nad głowami chłopców rozciągał się tak jakby na zawsze, lecz nic nigdy nie powiedziała.

Na zawsze. Na-za-wsze. Na-za-wsze było dziwne. Na, za, wsze. N-a-z-a-w-s-z-e.

Wsze, wsze, wsze, wsze, wsze, wsze, wsze, wsze, wsze. Na, na, na, na, na, na, na. Za.

– Paul, skąd się wziąłeś? – spytał Alex. Leżeli patrząc w ciemne niebo.

Nikt prócz samego Paula nie wiedział skąd jest. To nie było ważne.

– Nie lubię wracać do tamtych...

– Zrób to raz, a już nigdy cię nie poproszę – przerwał mu chłopiec. – No weź, to nie takie straszne, Paul.

Paul westchnął. Właśnie, że było straszne. Nie chciał, nie musiał, a Alex teoretycznie nie powinien pytać.

– Mieszkałem w dość dużym mieście – zaczął wbrew sobie. Dlaczego mówił? – Wychowałem się bez matki, zmarła zaraz po narodzinach mojej młodszej siostry. Miałem wtedy dwa lata.

Cichy głos w jego głowie podpowiadał, że to zły pomysł. Że będzie trudno. Ale to przecież oczywiste, że będzie trudno. W końcu mówił o tamtym życiu. Minęły tylko trzy lata i jednocześnie aż trzy lata. Czy da radę opowiedzieć swoją historię w całości? Jeszcze nigdy tego nie zrobił. Nawet w myślach nigdy nie przedstawił swojego życia za jednym razem. Dlaczego? Bał się. Dlaczego się bał? Bo było za trudno? Dlaczego było za trudno?

– Tata był, ale go nie było. Non stop pijany, często nie wracał do domu. Może gubił drogę, a może...

Gardło zacisnęło mu się na chwilkę. Przełknął ślinę i dzielnie mówił dalej:

– ...Może nie chciał wracać? Nie wiem, nigdy nie pytałem. W pobliżu był tam taki antykwariat.

Odchrząknął, musiał zrobić przerwę na zebranie się w sobie. Sama wzmianka o zegarmistrzu dużo go kosztowała.

– ...Prowadził go pan...

Jeszcze raz.

Zamknął oczy i wziął głęboki wdech.

– Prowadził go pan Harris, zegarmistrz. Takie dwa w jednym.

Powiedział. Sukces? Nie, złamanie przysięgi złożonej sobie trzy lata temu. Miał o nim nie mówić, nie myśleć, nie pamiętać. Tak było napisane w liście.

– Jadłem u niego, on kupował mi wszystkie rzeczy i ogólnie był najbliższy. W zamian ja przychodziłem po szkole i pomagałem. Bardzo to lubiłem. Jednego dnia...

Prawie się uśmiechnął.

– Jednego dnia do antykwariatu przyszła niska dziewczynka. Miałem trzynaście lat. Jak się okazało była wnuczką pana Harrisa. To było dziwne, nigdy nie mówił, że ma rodzinę, tym bardziej dzieci. A tu bum, nagle przychodzi jakaś brunetka i podaję się za jego wnuczkę. Wystraszyłem się, że poświęci jej całą uwagę i zostanę sam. Spanikowałem, prawdopodobnie trochę za bardzo. Ale zawarliśmy z panem Harrisem umowę, ja i Kayleigh mieliśmy być traktowani równo. Kayle jest rok młodsza, więc świetnie się dogadywaliśmy. Znajomość przerodziła się w przyjaźń. Chyba, tak to rozumiem. Ale... – Przełknął ślinę. – Nadszedł taki dzień...

Nie mógł dalej. A może mógł?

Spróbował powiedzieć coś parę razy, nie udało się. Odczekał chwilkę.

– Kayle przyszła, chciała rozmawiać z panem Harrisem. Powiedziałem, że wyjechał do brata, a ona mi odpowiedziała, że jej dziadek nie ma brata. Ale on mi mówił, że pojechał do brata! Okłamał mnie. Szukaliśmy go, ale znaleźliśmy tylko list.

Mieszały się w nim różne emocje. Złość, smutek, tęsknota i poczucie winy. Łzy zebrały mu się pod powiekami.

– Odszedł, a ja trafiłem tutaj. Nie jestem pewien, czy żyje.

Trochę minął się z prawdą.

Nie chciał zdradzać szczegółów, nie musiał. Długo była cisza, leżeli wpatrzeni w niebo. Nic nadzwyczajnego.

– Twój ojciec lał?

– Nie.

Alex odwrócił wzrok od gwiazd i podciągnął rękawy trochę za dużej koszuli w kratę.

– Mój tak. – Delikatnie dotknął każdą z kolejna podłużną bliznę. Ciągnęły się aż do łokcia. – Aż w wieku czterech lat nie zabrali mnie z domu. Niecałe dwa lata w tamtym sierocińcu. W sumie nie wiem, takie to było jakby publiczne czy coś. Byłem mały, nie pamiętam. Później z niewiadomego powodu przenieśli mnie tutaj. Może tamto to było tylko takie „na chwilkę”? Nie wiem.

Paul nie wiedział w sumie, jak tu trafił. Tak po prostu wyszło. Był wtedy w pewnego rodzaju amoku, nie zwracał szczególnej uwagi na otoczenie. Nikt nie próbował z nim rozmawiać, bo nie było kontaktu. Żadnej nici porozumienia. Aż znalazł przyjaciela. Z Alexem znalazł wspólny język.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Po pierwsze, tekst jest niespójny i chaotyczny. Autor skacze od jednego tematu do drugiego, nie rozwijając żadnego z nich. Nie wiemy, kim jest Paul, skąd pochodzi, co go boli, co go cieszy, co chce osiągnąć. Nie wiemy, jak wygląda sierociniec, w którym mieszka, jakie ma relacje z innymi chłopcami i opiekunami. Nie wiemy, co się dzieje w szkole, kto go bije i dlaczego. Nie wiemy, co to jest antykwariat, kto jest Kayl i dlaczego Paul chce do niego wrócić. Nie wiemy, co to jest kosmos i dlaczego jest tak ważny dla Paula. Nie wiemy, co autor chce nam przekazać tym tekstem i jak ma się on do tytułu.

    Po drugie, tekst jest pełen błędów ortograficznych, interpunkcyjnych i stylistycznych. Autor nie stosuje się do zasad pisowni, nie używa przecinków, kropek i wielkich liter tam, gdzie trzeba. Autor nie dba o poprawność gramatyczną, nie odmienia słów, nie zgrywa czasów i trybów. Autor nie dba o poprawność leksykalną, używa nieodpowiednich słów, powtarza je, nie łączy ich logicznie. Autor nie dba o poprawność stylistyczną, używa kolokwializmów, wulgaryzmów, skrótów, niejasnych metafor. Autor nie dba o poprawność kompozycyjną, nie dzieli tekstu na akapity, nie wprowadza czytelnika w sytuację, nie rozwija akcji, nie buduje napięcia, nie podaje źródeł informacji.

    Po trzecie, tekst jest nudny i nieoryginalny. Autor nie zaskakuje czytelnika niczym nowym, nie budzi jego zainteresowania, nie wzbudza jego emocji. Autor opisuje banalne i oczywiste sytuacje, nie pokazuje ich z innej perspektywy, nie dodaje im głębi i sensu. Autor nie tworzy ciekawych i wiarygodnych postaci, nie nadaje im indywidualnych cech, nie pokazuje ich rozwoju i zmian. Autor nie tworzy ciekawego i wiarygodnego świata, nie nadaje mu szczegółów, nie pokazuje jego zasad i konsekwencji. Autor nie tworzy ciekawej i wiarygodnej fabuły, nie nadaje jej celu, nie pokazuje jej konfliktów i rozwiązań.
  • Sandra 5 miesięcy temu
    Uuuu... W końcu się doczekałam!

    "Po pierwsze, tekst jest niespójny i chaotyczny. Autor skacze od jednego tematu do drugiego, nie rozwijając żadnego z nich." – taki mam styl, no cóż, życie. Jestem bardzo chaotyczną osobą.

    "Nie wiemy, kim jest Paul, skąd pochodzi, co go boli, co go cieszy, co chce osiągnąć. – Wcale nie. Dobrze wiemy, co chce osiągnąć. To Twoja wina, bo nie przeczytałeś poprzednich części 💁🏽‍♀️

    Kayleigh. To dziewczyna. Płeć żeńska. Spoko, AI nie ogarnia.

    Przekaz jest w poprzednich i następnych częściach. Kosmos to to nad nami, nazywane też niebem, ale spoko. Nie każdy jest w stanie zrozumieć.

    TYTUŁ TO WENA, NI MUSI SIĘ MIEĆ

    Jestem człowiekiem, popełniam błędy. Uczę się. Szósta klasa podstawówki nie pozwala mi aktualnie na ogromne osiągnięcia. Zastanowiłabym się też, co znaczy "tam gdzie trzeba". Jestem wolnym człowiekiem, mogę sobie stawiać przecinki gdzie chcę.

    Czasy i tryby – ja nie osiągnęłam nawet pełnoletności

    Nie wiem co znaczy "leksykalny"

    Mamy mózgi, każdy na swoją skalę i logika jest dla każdego czymś innym. Ja mam swoją, Sztuczna Inteligencja ma swoją ;)

    Nie wiem, gdzie twoje AI znalazło wulgaryzm, ale okej. Żyjemy w 21 wieku, każdy przeklina.

    Nie każda metafora jest zapisana w słowniku, którego, Wojtku, korzystasz.

    Dobra, wiesz co? Przesadziłeś z akapitami. Teraz jestem na 100% pewna że to AI. Ale dokończę, o zaczęłam.

    A po co ci, do cholery jasnej, źródła informacji! Dobra, AI potrzebuje to do spełniania swojej funkcji. Nie komentuję.

    OOOO... odezwał się ten z oryginalnymi tekstami.

    Jestem dziewczyną. Autorka. Feministka. AI może przynajmniej nauczyć się rozróżniać płcie.

    Wiecie co? Czekałam na ten komentarz pod moim tekstem, żeby zobaczyć co AI ma o mnie do powiedzenia, ale zawiodłam się głupotą człowieka, który to stworzył. Typowo książkowy przykład nudy. Współczuję i żałuję człowiekowi, który postanowił napuścić nam na portal takie badziewie. Teraz jestem pewna.

    nie pozdrawiam :)
  • Sandra 5 miesięcy temu
    Albo wiesz co? Krócej. Ogranicz się do NIE komentowania więcej moich teksów. Taki krótki komunikat AI powinno zrozumieć.
  • Tjeri 5 miesięcy temu
    Wlazłam za komentem. Przeczytałam kawałek tekstu i to co pod nim.
    Najpierw to drugie — nie przejmuj się, z tego co widzę ten użytkownik nudzi się i wobec niemożności napisania tekstu, który kogoś zainteresuje, próbuje mieszać w kotle w ten sposób...
    Co do tekstu — przeczytałam tylko fragment, bo widzę, że to część większej całości, ale jeśli naprawdę chodzisz do szóstej klasy, to ja Ci szczerze gratuluję. Aż miło popatrzeć.
  • Sandra 5 miesięcy temu
    Użytkownik wyżej to AI. Już sobie udowodniłam.
    A co do tej drugiej sprawy – tak, naprawdę i dziękuję bardzo :) Staram się. Dziękuję w ogóle za przeczytanie 😊
  • Tjeri 5 miesięcy temu
    Sandra
    Przeczytałam tylko fragment, ale zajrzę do Ciebie jeszcze
  • Narrator 5 miesięcy temu
    Sandra, nie bądź tak surowa. Grzegorz nie miał jeszcze w życiu kobiety. Daj mu chociaż nadzieję…😊
  • Sandra 5 miesięcy temu
    😉
  • o nim pseud 5 miesięcy temu
    Do dwunastolatki piszesz... ty kretynie!!!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania