Poprzednie częściNie wszystko stracone

Nie wszystko stracone cz.2

Morelka, mruknęła do siebie, zamykając drzwi kabiny. Moja mała morelka. W toalecie zawsze przeżywała moment strachu, czy nie zobaczy krwi na papierze. Tym razem nie zobaczyła. Morelka była bezpieczna.

Kiedy Agata wcześniej rozmyślała o swojej przyszłości, nie widziała w niej miejsca dla dzieci. Poznała mnóstwo wspaniałych rodzin żyjących w harmonii jak Aleksandra, Urszula i Joanna ; zawsze jednak czuła, że ta droga nie jest dla niej. Aby zbudować szczęśliwą rodzinę, trzeba z niej pochodzić - to takie proste. Co gorsza ludzie wybierają rzeczy, które znają, tak pisano w poradnikach samopomocowych. Autorzy dodawali wprawdzie, że możesz przeżyć życie inaczej, jeśli włożysz w to wiele pracy, ale Agata wiedziała, że się mylą. Nie uciekniesz od tego, co w sobie masz.

A ona miała to, co w nią włożono, gdy była dzieckiem i nastolatką. Strasznie pragnęła zatrzymać morelkę, choć równocześnie... maleńka, przerażona cząstka w niej chciała, by konieczność podejmowania decyzji została od niej odsunięta, by krew jednak się pojawiła. Żeby morelka wymknęła się z jej wnętrza i żeby Agata nie musiała wybierać.

Mały budynek z lat siedemdziesiątych na drugim końcu Warszawy nigdy nie wydawał się Agacie domem, podobnie jak wiele innych budynków, w których przez lata mieszkała, kiedy ojciec wlókł ich po całym kraju w ciągłym poszukiwaniu takiego warsztatu, gdzie w pełni go docenią. Dorastając, Agata zrozumiała, że taka praca nie istnieje, ponieważ w ograniczonym umyśle ojca tkwiło przekonanie, że nikt nigdy go nie docenia. W rzeczywistości nadmierna gwałtowność i egocentryzm przeszkadzały mu cokolwiek osiągnąć. Filip Sadowski był beczką prochu i nikt nie potrafił przewidzieć, kiedy stanie w płomieniach.

Wjeżdżając na podjazd koło bujnego żywopłotu, który nigdy nie widział sekatora, Agata uświadomiła sobie, że nie czuje najmniejszego przywiązania do tego miejsca. Sąsiednie posesje były pięknie utrzymane; wyobrażała sobie, że ich mieszkańcy nie znoszą rozdzielającej ich ruiny, nic jednak nie potrafili na to poradzić, tak samo jak Agata. Ojca nie interesowało malowanie domu, porządkowanie ogrodu, strzyżenie trawy, przycinanie żywopłotu. To były zajęcia dla "głupców".

W oczach ojca wiele osób było głupcami. A jeśli nie głupcami, to osiągnęli sukces, ponieważ mieli szansę. Byli związani z ludźmi u władzy. Znali kogoś ważnego. Urodzili się w bogatej rodzinie. Jaką nadzieję mógł mieć biedak taki jak on, z licznej rodziny, którego pozbawiono należnego spadku? Żadnej, ot co. Nie zamierzał grać według ich zasad. Nie on, nie Filip Sadowski. Zrobi to po swojemu, wielkie dzięki, i do diabła z nimi wszystkimi.

Parkując przed domem, Agata przyjrzała się wysiłkom mamy, która próbowała jakoś upiększyć mały ogródek. Przed drzwiami stały dwie donice z iglakami - mama wyraźnie o nie dbała, bo wypuszczały zdrowe srebrzystoniebieskie igły. Trawnik zarośnięty był chwastami. Pod ścianą stała stara kosiarka, jakby ojcu pewnego dnia wpadł do głowy pomysł przystrzyżenia trawnika, a potem nagle zmienił zdanie. Mogła sobie wyobrazić, jak mówi, "A jaki w tym sens?", i wychodzi. Do kumpli, tam, gdzie go docenią.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania