Poprzednie częściNie wszystko stracone

Nie wszystko stracone cz.7

W końcu za bardzo się bała, żeby wskakiwać na miękki fotel. Agata, siadając na nim, zawsze myślała o tym, jak bardzo płakała, kiedy Magda uciekła na dobre. Dziewczynka miała wtedy jedenaście lat i żałowała, że sama nie może też uciec.

- Wyglądasz ślicznie, Agatko - powiedziała Natalia, kiedy woda w czajniku się zagotowała i postawiła przed gościem pyszne ciastka. - Chyba wreszcie porządnie się odżywiasz. - Nie zauważyła ironii tkwiącej w tym, że kobieta tak chuda jak ona upomina córkę z powodu szczupłej figury.

To jest odpowiednia chwila, by powiedzieć mamie o ciąży, pomyślała Agata. Co nie znaczyło, że mama pojedzie z nią do Warszawy, żeby być przy niej i mówić o wszystkich tych rzeczach, o których matka mówi jedynej córce spodziewającej się pierwszego dziecka.

- Trochę przytyłam - przyznała Agata.

Niemal nieświadomie jej dłonie zsunęły się, by pogłaskać nieznaczną wypukłość na brzuchu. Była maleńka, tak maleńka, że nie zauważał jej nikt poza Agatą, która patrzyła na swoje odbicie przy każdej okazji i dziwiła się, jak pełne wydają się jej piersi, do tej pory raczej mało widoczne. Wstała, żeby pomóc matce.

- Nie ruszaj się Agatko, sama to zrobię. Ty jesteś zajęta sklepem.

Tak więc Agata siedziała i obserwowała, jak matka biega, wyjmując z szafek naczynia. Ustawione były w idealnym porządku, jak pod sznurek. Uchwyt każdego kubka znajdował się pod tym samym kątem, każdy garnek stał identycznie, ponieważ tak lubił Jakub Romanowski.

Nigdy nie podniósł skarpety ani nie załadował pralki - wszystko robiła jego żona.

Kuchnia wciąż jest brzydka, myślała Agata. Jaskrawożółte szafki, nieprzyjemne linoleum w czarno-białą kratkę i najtańsza z możliwych tapeta: kremowa, z kawałkami drewna. Chodziło o to, by ją pomalować, nadając indywidualny charakter. Oczywiście nadal była kremowa jak wtedy, gdy rodzina się wprowadziła. Farba to strata pieniędzy, tak twierdził ojciec, a matka nie odważyła mu się sprzeciwić.

Agata myślała o przyjemności, jaką sprawiło jej malowanie sklepu. Radość, z którą otwierała cudowne pojemniki z lawendową emulsją. Obserwowanie, jak emulsja pokrywa ścianę po każdym regularnym pociągnięciu pędzla, rozmyślanie o przyszłości, którą to oznacza, satysfakcja z urządzenia pomieszczeń dokładnie tak, jak sobie wymarzyła. Jej matka nigdy czegoś takiego nie zaznała. Żyła w domu, który nie zmienił się ani na jotę, odkąd wprowadziła się tutaj jedenaście lat temu.

Był ciepły, słoneczny dzień i Agata chętnie zjadłaby lunch na dworze, ale nie było tam odpowiedniego miejsca. Taras z popękanymi płytkami i bez stołu odpadał. Jeśli nie wywloką mebli z kuchni, będą musiały usiąść na trawie.

- Weźmy koc, mamo - zaproponowała Agata. - Zjemy lunch koło róż.

Kiedy rozłożyły koc, poprosiła mamę, żeby pokazała jej kwiaty. To była mała grządka, ale Natalia zasadziła kilka odmian róż i nawet przymocowała kratę do muru, żeby miały się po czym piąć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania