Poprzednie częściNiebezpieczny układ [2]

Niebezpieczny układ [30]

Ania

 

Przemek znów przepadł na całą noc. Dostała od niego tylko jedną jedyną wiadomość, w której napisał, że nie wraca i ma na niego nie czekać; później telefon został wyłączony. Naprawdę myślała, że teraz gdy już odrobinę ochłonął i chociaż w niewielkim stopniu oswoił się z myślą, że będzie ojcem, to znów zacznie się starać i będzie tak, jak na początku ich znajomości.

Dochodziła trzecia rano i nie mogła znaleźć sobie miejsca w ich wspólnym mieszkaniu. Wciąż miał wyłączony telefon. Dotknęła dłonią brzucha i pogłaskała się po nim.

-Zrobimy tacie niespodziankę - szepnęła - co ty na to?

Wiedziała, gdzie mieści się jego firma, bo kiedyś zabrał ją tam pod pretekstem zabrania ważnych dokumentów. Wejścia do budynku strzegło dwóch ochroniarzy, ale jeżeli powie im, że jest żoną ich szefa, to na pewno ją wpuszczą; w przeciwnym razie będą mieli do czynienia z Przemkiem, który nie będzie się cieszył ze złego traktowania jego żony.

 

Wysiadła z taksówki, dwie ulice wcześniej chcąc się przejść i zaczerpnąć świeżego powietrza. Pierwsze tygodnie ciąży podobno zawsze były najgorsze, ale nie myślała, że aż tak. Przyzwyczaiła się już do mdłości i wymiotów, ale zawroty głowy były okropne.

Gdy była już przy drzwiach od firmy, tak jak myślała, podszedł do niej ochroniarz i zmierzył ją spojrzeniem.

-Kim jesteś? - celował do niej palcem - nie próbuj robić nic głupiego.

W odpowiedzi machnęła ręką i uśmiechnęła się.

-Właściwie to ja jestem…- nie bardzo wiedziała, czy ma mówić, że jest żoną faceta, do którego należał cały ten gmach - żoną.

Ochroniarz w odpowiedzi zaśmiał się.

-Wiesz dziecino, ilu mężczyzn ma żonę? - zakpił - nawet ja ją mam.

Poczuła, jak czerwieni się na twarzy. Powinna być dokładniejsza i precyzyjna.

-Jestem żoną Przemka - odparła lekko speszona - właściciela.

Oczy ochroniarza rozszerzyły się i urosły.

-Przepraszam - teraz to on się plątał - wiedziałem, że szef bierze ślub, ale nie powiedział z kim.

Wzruszyła ramionami.

-Nic się nie stało - odparła z pewnością siebie - mogę wejść do środka?

Mężczyzna rozejrzał się wokół siebie i lekko pochylił w jej stronę.

-Przykro mi - szepnął konspiracyjnie - ale w budynku nie ma żywej duszy. Co tam będziesz robiła sama? Zwłaszcza że jutro a właściwie już dziś jest niedziela.

Ręką potarła czoło. To musiała być pomyłka. Przemek na pewno był w środku i siedział w swoim gabinecie, ciężko pracując. Gdzie indziej mógłby być?

-Jesteś pewny? - zapytała z lekkim przejęciem.

Ochroniarz znów odwrócił się za siebie i skinieniem głowy przywołał drugiego ochroniarza znacznie tęższego i wyższego od siebie.

-Michał - zagadnął - robiłeś przed chwilą obchód po budynku?

Olbrzym kiwnął głową i założył ramiona na piersi.

-Taa - bąknął - a co, jakiś problem?

Pierwszy mężczyzna pokręcił przecząco głową.

-Nie - rzekł - prezes był u siebie?

Olbrzym uśmiechnął się i chrząknął głośno.

-Gdyby był - odparł chłodno - jego auto stałoby przed firmą, przecież na piechotę nigdy nie chodził. A tak serio, to czemu się wypytujesz? Lalka ma jakiś problem?

W jednej chwili poczuła się jak idiotka. Okłamał ją. Nagle zabrakło jej słów i tchu. Jej nogi stały się dziwnie miękkie, a w uszach potwornie zaczęło piszczeć.

 

Powoli otworzyła oczy i z trudem podniosła się do pozycji siedzącej. Nad jej łóżkiem stał mężczyzna ubrany w biały fartuch i patrzył na nią z uwagą.

-Jak się pani czuje? - zapytał, zanim zdążyła zapytać, gdzie jest - pamięta pani coś?

Ręką dotknęła swojego czoła; potwornie bolała ją głowa.

-Pamiętam, że byłam pod pracą mojego męża - szepnęłą - później już nic.

Siwy mężczyzna pokiwał ze zrozumieniem głową i delikatnie usiadł w jej łóżku.

-Spokojnie - jego głos wciąż był łagodny - straciła pani przytomność. Wie, pani gdzie jesteśmy?

Znów pokręciła głową. Chciała przełknąć ślinę, ale nie mogła. W ustach jej zaschło i musiała się czegoś napić.

-Wody - jęknęła - chce mi się pić.

Lekarz podał bez słowa szklankę z wodą i cierpliwie czekał, aż wypije całą do dna.

-To jak? - zagadnął - powie mi, pani gdzie jesteśmy?

Odstawiła pustą szklankę na stolik leżący obok.

-Nie wiem - spuściła głowę - przepraszam.

Starszy mężczyzna położył dłoń na jej dłoni i delikatnie ścisnął palce.

-Proszę się nie przejmować - pocieszył ją - w pani stanie omdlenia są całkiem normalne. Mam wpuścić męża do sali? Od kilku godzin krąży po korytarzu, nie chcąc odpuścić.

Przemek tu był? Nie mogła ukryć radości spowodowanej tą informacją. Może się minęli? Zobaczył, że nie ma jej i rozpoczął poszukiwania, a w międzyczasie dostał telefon od tych ochroniarzy?

-Tak - szepnęła - niech wejdzie.

 

Przemek

 

Była u niego w firmie. Czyżby podejrzewała, że ją okłamuje? Nie, to nie było możliwe. Gdy wszedł do domu i jej nie zastał, początkowo myślał, że może poszła się przejść i za chwilę wróci; ale gdy po godzinie nadal jej nie było, zaczął się martwić i wtedy dostał telefon od swoich dwóch zaufanych ludzi, że zemdlała i wezwali do niej pogotowie.

-Aniu - jęknął, gdy tylko ją zobaczył - nic ci się nie stało?

Dziewczyna wyglądała na słabą; była blada i miała mocno podkrążone oczy.

-Poszłam do ciebie - odparła - chciałam ci zrobić niespodziankę, poszłam do twojej pracy, ale ochroniarze powiedzieli, że nie było cię tam w ogóle. W takim razie gdzie byłeś?

Jasna cholera! Zaczęła się domyślać. Jeszcze moment, a odkryje całą prawdę. Będzie musiał być znacznie bardziej ostrożny, a najlepiej, jeżeli przestanie spotykać się z Pauliną. To nie mogło dobrze się skończyć.

-Tak - zaczerpnął głęboko powietrza - okłamałem cię. Nie byłem w firmie przez całą noc. Jeżeli chcesz wiedzieć, to tak naprawdę jeździłem samochodem bez celu, chciałem sobie to wszystko poukładać, jakoś przemyśleć, co dalej. Jesteś zła?

Przecząco pokręciła głową i wyciągnęła do niego ręce. Chciała, żeby ją mocno przytulił.

-Wystarczyło mi powiedzieć - odparła - nie musiałabym wtedy wychodzić z domu i nie zemdlałabym. Wystraszyłeś mnie.

Zrobiło mu się głupio. Paulinie udało się go zatrzymać i przekonać by został z nią. Gdyby wtedy jej nie posłuchał i wrócił do domu, nie musiałby kłamać, a teraz nie siedzieliby w szpitalu. Grał na dwa fronty, igrał z ogniem i najgorsze było to, że z każdą obietnicą składaną własnej żonie, czuł się coraz gorzej. Pociąg fizyczny miał nad nim zdecydowaną przewagę.

-Przepraszam - bąknął pod nosem - pozwól, że wyjdę na chwilę. Muszę pilnie zadzwonić.

 

Od dobrych kilku minut starał się dodzwonić do swojej kochanki. Wyszedł z wynajętego dla nich mieszkania, kiedy spała.

-Nareszcie - warknął, gdy w końcu odebrała - co tak długo?

Usłyszał tłumione ziewanie.

-Dopiero wstałam - tym razem ziewnęła - stało się coś?

Przewrócił oczami, bezsilny i bezradny w stosunku do jej bezmyślności. Powinna się domyślić, że skoro dzwonił do niej, w biały dzień to jest to, coś ważnego. Zwykle kontaktowali się wieczorami.

-Anna jest w szpitalu - syknął - a my musimy się spotkać i porozmawiać. Tak dłużej to nie może wyglądać.

Oczami wyobraźni widział zachwyt malujący się na jej twarzy. Parę razy mówiła mu o porzuceniu Ani, argumentując to tym, że z nią będzie mu lepiej. Za każdym razem jednak odmawiał. Z jakichś przyczyn ciągnęło go do Anny i na samą myśl, że mógłby jej więcej nie zobaczyć, coś bolało go w środku.

-Jasne - odparła wyraźnie zadowolona - za dwie godziny w naszej knajpie?

Szybko wyraził zgodę i rozłączył się, nie dając jej szans na powiedzenie czegoś jeszcze. Jedyne, w czym była dobra, to łóżko.

 

Siedział naprzeciwko radosnej i uśmiechniętej Pauliny, obracając filiżankę w dłoniach. Paplała coś bez sensu o tym, jak bardzo jest szczęśliwa, odkąd jest jej, a on szukał w głowie odpowiednich słów. Gdy je w końcu znalazł, przerwał ten bełkotliwy monolog.

-Zamknij na moment buzię - rozkazał - i posłuchaj mnie.

Dziewczyna od razu zrobiła to, co chciał.

-Umówiłem się z tobą - zaczął - nie po to, by rozmawiać o przyszłości, którą chcesz ze mną zbudować, ale o tym, że podjąłem decyzję - słowa wypływały z niego - nie chcę już dłużej tego ciągnąć. Kiedy dowiedziałem się, że Ania jest w szpitalu i wylądowała tam przeze mnie a w zasadzie przez nas; zrozumiałem, że to ona jest dla mnie najważniejsza. Dodatkowo wszystko utrudnia fakt, że chyba domyśla się prawdy, a ja nie chcę stracić rodziny. Rozumiesz?

Twarz kobiety spochmurniała, a on poczuł się, jakby ponownie rozmawiał z Julią. Jej twarz dokładnie tak samo się zmieniała, gdy kończył ich relację. Dlaczego to zawsze tak właśnie musiało wyglądać? Czemu nie przyjmą z godnością jego słów?

-Mówisz poważnie? - podniosła głos - ty cholerny dupku! Sypiałeś ze mną, rozkochałeś mnie, a teraz mówisz, że to koniec? Ot, tak? Zostawiasz mnie dla niej?

Bez słowa pokiwał głową.

-Co mam ci jeszcze powiedzieć? - warknął - że jest mi kurwa przykro? Nie, nie jest. Było nam razem dobrze, ale nic do ciebie nie czuję. Mieszkanie jest opłacone z góry na rok i możesz tam mieszkać, jeżeli oczywiście chcesz.

Dziewczyna podniosła się ze swojego krzesełka, pochyliła w jego stronę i uderzyła w twarz.

-W dupie mam twoje mieszkanie - warknęła - nienawidzę cię.

Zanim zdążył zrozumieć, co się właściwie stało, Pauliny już nie było. Wyszła tak szybko, jak przyszła. Czy było mu z tym źle? Nawet przez sekundę, w najmniejszym nawet stopniu. Nie sądził również, że mogłaby polecieć do Ani i o wszystkim jej opowiedzieć; ona również w końcu ryzykowała utratą przyjaciółki. O ile to w ogóle była jeszcze przyjaźń. Wciąż się nad tym zastanawiał i po każdym wieczorze spędzonym z Pauliną zadawał sobie tylko jedno pytanie „która przyjaciółka zrobiłaby coś takiego drugiej przyjaciółce?”. Odpowiedź przychodziła prawie tak samo szybko, jak zadawane samemu sobie pytanie. Żadna, chyba że była tak zepsuta i pozbawiona kręgosłupa moralnego, jak właśnie Paulina.

 

Wracał do domu z poczuciem wygranej. Udało mu się zakończyć romans i naprawdę sądził, że to już koniec jego ekscesów miłosnych, tylko nie wiedział jeszcze, że to nie koniec, a najgorsze miało dopiero nadejść.

 

ROZDZIAŁ JEDENASTY

 

Ania

 

Czas leciał nieubłaganie. Była już w piątym miesiącu ciąży, brzuszek z dnia na dzień, powiększył się i teraz głaskała się z czułością po uwypukleniu. Paulina z nieznanych jej powodów zerwała z nią kontakt; przestała odbierać telefony, nie odpisywała na wiadomości oraz przestała wpadać z niezapowiedzianą wizytą. Przemek natomiast zaczął więcej czasu spędzać w domu, nie pracował już po godzinach i na nowo odnaleźli wspólną nić porozumienia. Czuła się naprawdę szczęśliwa i spełniona. W końcu miała dom i rodzinę, o której marzyła.

-Aniu - Przemek wszedł do salonu wyraźnie ucieszony - masz ochotę na małą wycieczkę?

Odstawiła patelnię z przygotowaną dla nich kolacją i popatrzyła na niego z uwagą. Wycieczka? Dochodziła godzina dziewiętnasta, niby gdzie chciał jechać o tej godzinie?

Czasami był naprawdę nieprzewidywalny.

-A gdzie? - zapytała zaciekawiona - wiesz, że jest już późno?

Mężczyzna machnął ręką i prawie podskakiwał w miejscu.

-Nie marudź - zarządził - tylko tak, czy nie.

Kiwnęła głową na znak zgody, nie mając właściwie niczego do stracenia.

 

Jechali samochodem w kierunku miasta. W poprzednim tygodniu zdała prawo jazdy i walczyła sama ze sobą, by, nie zapytać się go, czy mogłaby prowadzić. Przemek natomiast jakby czytając jej w myślach, zagadnął od niechcenia.

-Jak tam twój kurs na prawo jazdy?

Odwróciła twarz w kierunku szyby i uśmiechnęła się.

-Zdałam za pierwszym razem - szepnęła, prawie niesłyszalnie - a czemu pytasz?

Wrzucając kierunkowskaz, rzucił luźno.

-Ostatnio z konta robiłaś im przelew.

Westchnęła cicho. Dotąd nie przeszkadzało mu to, że robiła przelewy. Nawet wtedy, gdy były to potężne kwoty z powodu remontu jej starego mieszkania. W ostatniej chwili podjęła decyzję, że teraz skoro Miłosz nie żyje, wcale nie musi sprzedawać mieszkania w obawie, że ktoś nieproszony mógł ich odwiedzić. Postanowiła je wynająć.

-To chyba nie jest problem? - odparła po dłuższej chwili - przynajmniej do tej pory nie przeszkadzało ci to.

Przemek uśmiechnął się tylko.

-Żaden - rzekł - tylko skoro już je masz, tak jak zresztą chciałaś, to może mogłabyś się pochwalić, czego cię nauczyli.

Czy to była zachęta do tego by poprowadziła jego wóz? Uważała, że prawo jazdy zwłaszcza teraz naprawdę jej się przyda. Przecież nie mogła za każdym razem mówić o wizycie lekarskiej.

 

Dotarli na miejsce kilka minut po dziewiętnastej. Mężczyzna od razu zaprowadził ją do sklepu z akcesoriami dla noworodków. Nie mogła ukryć wrażenia, jakie zrobiło na niej to miejsce. Było prawie jak z bajki.

-Podoba ci się? -zapytał - pomyślałem, że to już czas kupić coś dla naszej córki.

Na ostatniej wizycie po długich naradach poprosili o zdradzenie płci. Właściwie to jej na tym bardziej zależało. Miała już dość ciągłego obstawiania syn czy córka. Chciała wiedzieć, na czym stoi.

-Podoba się? -z wrażenia ciężko było jej mówić - tu jest pięknie. Ceny również pewnie są piękne.

Przemek pokręcił głową i przeciągnął dłonią po włosach z łobuzerskim uśmiechem.

-Bierz to - rozkazał - co chcesz. Wiesz, że mnie stać na to.

Wiedziała, aż za dobrze. Od kiedy dał jej pełny dostęp do konta, widziała jego imponujące wpływy i naprawdę czasami się zastanawiała, dlaczego do tej pory był sam i z nikim po śmierci Samanty nie chciał się związać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania