Poprzednie częściNiebezpieczny układ [2]

Niebezpieczny układ [31]

Przemek

 

Czas miał wrażenie, że przyśpieszył. Za dwa tygodnie miały być święta i to właśnie z tego powodu wziął Anię do tego sklepu. Początkowo chciał kupić jej coś z biżuterii, ale po głębszym zastanowieniu się stwierdził, że to, co dla niej przygotował, było zdecydowanie lepszym prezentem. Obserwował ją z lekkim rozbawieniem, jak krążyła po całym sklepie w poszukiwaniu najlepszego łóżeczka, wózka mającego w sobie wszystko, co było niezbędne jej zdaniem i wielu innych rzeczy.

-Poszalałaś - powiedział gdy nareszcie zgodziła się pójść w kierunku kasy - nie myślałem, że będziesz taka rozrzutna.

Spojrzała na niego, nic nierozumiejącym wzrokiem.

-Amelka musi mieć wszystko - powiedziała z uporem - chyba nie chcesz oszczędzać na własnej córce?

Oczywiście, że nie zamierzał oszczędzać. To w końcu była krew z jego krwi; ciało z jego ciała, ale kobieta była w piątym miesiącu ciąży i mieli jeszcze mnóstwo czasu. Okrągłe cztery miesiące.

-Nie wybieraliśmy jeszcze imienia - wyparował - podjęłaś decyzję beze mnie?

Dlaczego Amelia, a nie Diana, tak jak chciał on? To imię na pewno lepiej będzie pasowało niż jakieś podrzędne i mało zapadające w pamięć Amelka.

-Tak, podjęłam - odparła z głową podniesioną do góry - może być jeszcze Łucja, jeżeli wolisz.

Łucja? Teraz dopiero wymyśliła. To była jedna z kluczowych decyzji. Powinna zapytać się go o zdanie.

-A dlaczego nie Diana lub Mia? - nie miał zamiaru odpuścić - nie podobają ci się?

Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się, a on poczuł się, jak idiota.

-Mia jest ładne - powiedziała powoli - ale Diana odpada. Nie chcę, żeby nasza córka nosiła imię zmarłej.

Na końcu języka miał ciętą uwagę o tym, że w takim razie powinni wymyślić nowe imiona, ponieważ każdego dnia umierała jakaś Amelia lub Łucja i to jej wcale nie przeszkadza.

-Zgoda - od bąknął - a teraz jedźmy już do domu.

 

Obudził go głośny hałas dochodzący z salonu. Mimowolnie poszukał ręką Ani, ale nigdzie jej nie było. Z trudem podniósł się z łóżka i poszedł do salonu, skąd dobiegał hałas.

-Co ty robisz? - przetarł ręką oczy - wiesz, która jest godzina?

Jego żona siedziała po turecku na kanapie i siłowała się z otwarciem pudełka od lodów.

-Próbuję otworzyć lody - powiedziała z miną niewiniątka - obudziłam cię?

Westchnął głośno i usiadł przy niej na kanapie.

-Tak - warknął - hałas mnie obudził.

Ania pochyliła się w jego stronę i pocałowała w policzek.

-Przepraszam - szepnęła - ale łyżka wypadła mi z ręki. Nie myślałam, że to jest w stanie cię obudzić.

Mężczyzna wyjął pudełko z kobiecych dłoni i bez trudu je otworzył.

-Chcesz zjeść całe sama? - zapytał - nie podzielisz się?

W odpowiedzi uśmiechnęła się słodko i wzruszyła ramionami, patrząc na niego z ukosa.

-A chcesz? - zapytała.

Bez słowa wstał z kanapy i poszedł po drugą łyżkę. Uwielbiał lody czekoladowe. Ich obecność w zamrażalniku była obowiązkowa.

 

Przegadali resztę nocy, jedząc lody prosto z pojemnika. Miał z nią więcej wspólnych tematów, niż przypuszczał. Dlaczego wcześniej nie widział, że ta dziewczyna ma więcej do zaoferowania, niż tylko piękną buzię oraz apetyczne i kuszące ciało? Rozmawiało mu się tak dobrze, jak kiedyś z Samantą, którą pokochał właśnie za intelekt.

-Jaki ja byłem głupi - szepnął, sam do siebie stojąc pod prysznicem - czemu nie zauważyłem, że odkryłem skarb?

 

Ania

 

Za trzy dni miały być święta, ale jakoś nie umiała wyobrazić ich sobie bez Marceliny. Może do tej pory nie obchodziły ich hucznie, a pod wątpliwą choinką nie zawsze znajdowały się prezenty, ale przynajmniej były razem. Teraz dziewczynka nie chciała z nią nawet rozmawiać. Wciągnął ją skutecznie brudny świat jej ojca, w którym królowały pieniądze i bardzo drogie prezenty. Jak ona tego nienawidziła. Przez wiele lat miał je gdzieś, a teraz nagle chciał nadrobić cały stracony czas? Tego w żaden sposób nie dało się naprawić. Oczywiście, że doceniała starania i skruchę, którą wrażał, ale to wciąż było dla niej za mało. Zasłużył na solidną karę, nauczkę coś, co da mu do myślenia.

-O czym myślisz? - Przemek zaszedł ją od tyłu - jesteś taka daleka ode mnie.

Uśmiechnęła się i spojrzała na niego smutnym wzrokiem.

-Pomyślałam o Marcelinie i moim tacie - westchnęła - wiesz, co on wymyślił?

Mężczyzna popatrzył na nią w oczekiwaniu.

-No mów - jęknął - nie lubię, jak trzymasz mnie w niepewności.

Zaśmiała się gorzko.

-Na święta zabiera ją do DisneyLandu - wyrzuciła z siebie - zwariował.

Ku jej rozczarowaniu mąż tylko machnął lekceważąco ręką.

-Jeżeli tego chce? - zapytał - to dlaczego im bronisz? Niech mała ma coś z życia. Przez lata nie interesował się wami, a teraz jak ma okazję naprawić swoje błędy i oczyścić sumienie to ty mówisz nie. Posłuchaj. Ty za cztery miesiące będziesz miała własne dziecko, nie musisz matkować Marcelinie. Nie wychodź z roli bycia siostrą. Poza tym my dzisiaj wyjeżdżamy do moich rodziców. Zapomniałaś?

Miał rację. Nie powinna robić jej za matkę, ale opiekowała się nią latami, podczas gdy matka była skupiona na zabieganiu o względy własnego męża i zapomniała, że ma dzieci w domu. Dopiero gdy poznała Przemka, zdecydowała się zmusić ojca do opieki nad najmłodszym dzieckiem i to właściwie tylko przez Julię i złamaną nogę.

-Nie zapomniałam - odpowiedziała po chwili zastanowienia - ale to ja się nią zajmowałam i to ze mną spędzała święta, a teraz co? Mamy je spędzić osobno?

Jej mąż wyglądał na zniecierpliwionego.

-A kto zadzwonił do taty i poprosił o zabranie Marceliny do siebie - wypomniał jej - teraz chcesz ją mu z powrotem zabrać? Nie rób dziecku wody z mózgu i pozwól jej tam zostać. Zapewniam cię, że on bardzo dobrze się nią zajmuje. Kilka dni temu przyprowadził ją do nas do firmy i po krótkiej rozmowie z nią zaręczam ci, że jest szczęśliwa. Ma nowe koleżanki, chodzi do nowej lepszej szkoły i w najmniejszym stopniu nie przypomina tego rozkapryszonego dzieciaka, którego poznałem. Daj im spokój. Skup się na nas i naszym dziecku.

Z poddaniem kiwnęła głową. Może faktycznie miał rację?

 

Święta u rodziców Przemka były naprawdę świetnym pomysłem. Nawet nie myślała, że jeden dom jest w stanie pomieścić tyle osób jednocześnie. Co roku zjeżdżała się do nich cała rodzina, a święta naprawdę były rodzinne; takie, jakie sobie wyobrażała. Na stole stały półmiski z rybami, pierogi, wazy z zupą pieczarkową i barszczem czerwonym. Wino czerwone oraz białe. Jednak to, co najbardziej zapadło jej w pamięć to choinka mierząca około dwóch metrów wysokości, udekorowana pięknymi bombkami, w których odbijało się światło lampek. Wszystko było magiczne.

-Aniu - teściowa położyła jej dłonie na ramionach - powiedz mi skarbie, w którym ty jesteś miesiącu ciąży?

Dziewczyna uśmiechnęła się i zerknęła z ukosa na przesłuchującego się im Przemka.

-W piątym - odparła lekko speszona jej zainteresowaniem - powoli zbliżam się do szóstego.

Na swoim udzie poczuła delikatne uciskanie.

-Zbliżamy - poprawiła się - czy mogę skorzystać z toalety?

Jej rozmówczyni przytuliła ją niezręcznie.

-Oczywiście, że tak - była lekko zszokowana - zarówno mój syn, jak i ty jesteście w swoim domu. Nie musisz się mnie pytać o pozwolenie. Jeżeli masz ochotę, możesz sobie zrobić spacer po domu. To powinno ci pomóc oswoić się z nim.

 

Snuła się po domu, podziwiając zdjęcia przedstawiające całą rodzinę. Nagle zamarła. Jedno ze zdjęć przedstawiało Przemka i nieznaną jej dotąd kobietę. Obejmowała go w pasie, a on czule całował ją w czoło. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych.

-To Samanta - Przemek stał za jej plecami - namówiła mnie na tę idiotyczną sesję zdjęciową. Zawsze stawiała na swoim, podobnie, jak ty.

Wpatrywała się w nią jak zaczarowana. Zmarła dziewczyna była naprawdę piękna. Ciemne oczy w ciemnej oprawie oczu, dodawały jej tajemnicy. Pełne usta uśmiechały się do niej, a w jej spojrzeniu czaiło się ciepło. Czasami zastanawiała się, jak wyglądała miłość życia jej męża i teraz już nie musiała, ciekawość została zaspokojona a jedyne, co pozostało to świadomość, że przy niej wypadała blado.

-Była piękna - stwierdziła - kochałeś ją?

Oczywiście, że tak. Nawet nie musiała go o to pytać. Takiej kobiety nie dało się nie kochać i pewnie nawet nie musiała zabiegać o jego miłość. To on zabiegał o nią i każdego dnia musiał bić się z konkurencją.

-Bardziej niż możesz to sobie wyobrazić - odparł z żalem - przy niej, że żyję. Mógłbym nie mieć pieniędzy, żyć w biedzie i ledwo wiązać koniec z końcem; ale sama świadomość, że ją mam, dodawała mi skrzydeł i naprawdę czułem, że mogę wszystko. Jak myślisz, kto był moim największym wsparciem, gdy stawiałem pierwsze kroki w biznesie? Na kogo mogłem liczyć? Kto mnie pocieszał, gdy coś nie szło po mojej myśli? - w jego oczach dostrzegła wciąż tlącą się miłość do niej - Ona, zawsze była przy mnie. Nawet jeżeli trzasnęła drzwiami i nie odbierała telefonu przez kilka dni to i tak zawsze wracała. Do mnie.

Jego słowa poruszyły nią. Chciała zapytać, czy do niej też coś takiego czuje, ale ubiegł ja.

-Ty jesteś ważna - przesunął palcem po zdjęciu - ale tego, co czułem do niej, już nigdy nie poczuję. Wraz z nią umarła część mnie. Przykro mi, jeżeli to cię rani, ale nie czuj się od niej gorsza. Pod wieloma aspektami jesteś prawie tak samo dobra, jak ona. Możemy rozmawiać godzinami i śmiać się z niczego. Rewelacyjnie gotujesz i wiesz, jak poprawić mi nastrój. To ogromnie wiele.

Przełknęła ślinę i zadała mu pytanie, które zaczęło krążyć jej po głowie.

-Kochasz mnie? - zapytała z powagą - chcę to wiedzieć.

Oderwał wzrok od zdjęcia.

-Powiedziałem ci to już - szepnął - na naszym weselu. Jeżeli chcesz, mogę powtórzyć. Kocham cię.

Chciała, żeby mówił jej to codziennie, zwłaszcza teraz, kiedy zobaczyła to zdjęcie i ją. Była zazdrosna o wspomnienia i jej ducha stojącego wciąż pomiędzy nimi. Z trudem powstrzymywała łzy napływające do oczu.

-Ja ciebie też - wtuliła się w jego ramiona - wiem, że nie jestem nią i nigdy nie będę, ale chcę, żebyś był ze mną szczęśliwy. Nigdy nie dam ci tego, co dawała ona, ale zawsze będę przy tobie.

W odpowiedzi chwycił jej twarz w dłonie i pocałował przeciągle i namiętnie.

 

Przemek.

 

Spędzili prawie całą noc, na kochaniu się. Chciał zagłuszyć jej strach, lęk i obawy, że gdy patrzy na nią, widzi inną kobietę. To było niedorzeczne, ale tego chyba właśnie potrzebowała, bo później zasnęła spokojnie w jego ramionach. Nie miała prawa widzieć tego zdjęcia. On w swoim mieszkaniu wszystko skutecznie pochował i pilnował, by niczego nie znalazła. Z samego rana zdjął zdjęcie wiszące od kilku lat na ścianie i zakazał wieszania go. Samanta była już tylko wspomnieniem i nikim więcej. Bardzo długo leczył się z miłości do niej i lizał rany, które teraz boleśnie zostały otwarte. Postanowił zabrać Annę na cmentarz.

-Poszłabyś ze mną w jedno miejsce? - zapytał przy śniadaniu - to dla mnie ważne.

Kobieta skinęła głową. W jej oczach dostrzegł znajomy smutek. Chyba wciąż rozmyślała nad wczorajszą rozmową i tym, co jej powiedział.

-Tak - powiedziała po dłuższej chwili - pójdę z tobą wszędzie.

 

Szli krętą drogą, po bokach porośniętą drzewami pokrytymi zimowym puchem. Uwielbiał tę ciszę, która panowała w tym miejscu. Gdy weszli na dobrze znaną mu ścieżkę, mocniej ścisnął dłoń swojej żony, która szła przy nim w totalnym milczeniu.

-Tylko obiecaj mi, że później - przerwał ciszę - zamkniemy ten rozdział z mojego życia i więcej do niego nie wrócimy.

Dziewczyna odwzajemniła uścisk.

-Obiecuję.

 

Stali nad jej grobem i wpatrywali się w niego. Dziewczyna z czarno-białego nagrobka uśmiechała się do nich, jakby witała się ze starymi, dobrymi przyjaciółmi zupełnie niczego nieświadoma.

-Miała zaledwie dwadzieścia cztery lata - Ania ni to zapytała, ni to stwierdziła - była młodsza od ciebie o pięć lat?

W odpowiedzi skinął głową i zapalił znicz.

-Tak - odparł po chwili - ale dojrzałością biła mnie o głowę. Jej mądrość, spokój i opanowanie niejednokrotnie wyciągały mnie z opresji. Miała bardzo zdrowe podejście do wielu spraw, nie robiła niczego nagle, nie żyła z dnia na dzień, ani nie żyła chwilą. Wszystko musiało być zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Detalistka i perfekcjonistka. To mieszkanie, w którym mieszkasz teraz ze mną, miało być prezentem ślubnym dla niej ode mnie. Chciałem je sprzedać, zacząć wszystko od nowa w innym miejscu, ale gdy pojawił się kupiec; powiedziałem, że go jednak nie sprzedaję.

Po jego wypowiedzi nastąpiła cisza. Analizowała wszystko, co jej powiedział.

-Nie potrafię wyobrazić sobie twojego bólu - gdy w końcu odpowiedziała, jej głos brzmiał spokojnie - ja po śmierci mamy bardzo długo dochodziłam do siebie. Przez większość czasu była skoncentrowana na ojcu, jego zdradach, braku zainteresowania jej osobą i walczyła o to, by spojrzał w nią chociaż raz w taki sposób, jak patrzy mężczyzna na kobietę godną pożądania, ale kochałam ją. Gdy zaszła w ciążę z Marceliną, liczyłam na to, że teraz weźmie się w garść, podejmie próbę walki o siebie, ale zamiast tego pojawiła się depresja i przegrała. Ja nie przegram.

 

To był jeden z najtrudniejszych momentów dla niego. Ich wzajemne wyznania, miał wrażenie, że zbliżyły ich do siebie. Wizyta na cmentarzu przyniosła mu ulgę i gdy już mieli odchodzić od grobu, postanowił się pożegnać.

-Widzisz Sam - mówił sam do siebie, patrząc na zdjęcie - układam sobie życie na nowo. Mam nadzieję, że jest ci dobrze, tam gdzie jesteś. Ja dzięki tej dziewczynie, która stoi przy moim boku, odnalazłem spokój, który został mi odebrany. Wiem, że czuwasz nade mną i chronisz mnie każdego dnia. Zostałaś moim aniołem stróżem i chociaż od tamtych wydarzeń minęły już trzy lata, to jeszcze się z tobą nie pożegnałem. Już na zawsze pozostaniesz w moim sercu, ale to już chyba najwyższy czas. Spoczywaj w spokoju.

Następne częściNiebezpieczny układ [32]

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania