Nocne Bestie ~ Rozdział 1

Kiedy o północy rozszczekały się psy, Kharim zerwał się na równe nogi.

Zawsze miał lekki sen, więc bez trudu oprzytomniał. Długie lata życia w przygranicznych lasach nauczyły go ostrożności.

Saska i Roco były rozwścieczone. Z pewnością nie zareagowały tak na wycie wilka dobiegające z głębi boru. Nie wygrażały też wiewiórkom czy kunom kryjącym się w cieniu drzew, otaczających dziedziniec. Złowrogie szczekanie mogło oznaczać tylko jedno — zbliżające się zagrożenie.

— Kharim? — Rivi usiadła na łóżku, wypatrując męża w półmroku. — Czemu nie...

Urwała, widząc wyraźny gest Kharima. Otuliła się niedźwiedzią skórą i przestraszona obserwowała, jak mąż klęczy przy palenisku w środku izby. Do wygasającego już ognia wrzucił garść szyszek i świerkowych gałęzi. Dmuchnął w żar. Wyskakujące płomienie oświetliły wnętrze chatki, a na ścianach zatańczyły niewyraźne cienie. Pięcioletni Durin wysunął głowę spod przykrycia. Z wiszącej kołyski dało się słyszeć głos płaczącej Iris. Rivi wyskoczyła z łóżka i biorąc niemowlę na ręce, przycisnęła je do nagich piersi.

Szczekanie psów stawało się coraz bardziej zajadłe. Z zagrody za domem dobiegało beczenie wystraszonych owiec. Kharim podniósł włócznię opartą o słup nośny i podszedł do drzwi.

Ujadanie zmieniło się w bolesny skowyt.

Kharim zaklął chrapliwym głosem, odbił rygiel i kopniakiem otworzył drzwi. Podmuch chłodnego powietrza rozniecił płomienie. Mężczyzna przeskoczył nad pełgającą po polepie plamą jasnego światła i wybiegł w lewo, w stronę zagrody z owcami.

— Roco! — krzyknął — Saska!

Do bramy brakowało mu kilku sążni, kiedy nagle się o coś potknął i o mały włos nie upadł.

— Roco? — Schylił się i sięgnął ręką tam, gdzie powinien być łeb.

Namacał jedynie lepki kikut szyi.

Natychmiast zrozumiał, jak bardzo się pomylił. To nie był ryś ani głodny niedźwiedź tęskniący za świeżą baraniną, to nie było żadne dzikie zwierzę. Z pewnością głowę Roco od reszty ciała oddzieliła ostra klinga. Kharim rozejrzał się z przerażeniem i mocniej ścisnął drzewie włóczni.

— Keglaaaar!

Dziki ryk poraził go aż do szpiku kości. Kharim uskoczył w bok i błyskawicznie się skulił.

Na dziedzińcu zadudniły kopyta cwałujących koni. Mrok wypluł czarną postać jeźdźca. W uniesionej ręce zabłyszczała stal.

Mężczyzna momentalnie zareagował, próbując włócznią zepchnąć napastnika z siodła. Jednak szybki manewr wierzchowca i cios zakrzywionym, jednosiecznym mieczem odrzucił jego broń na bok. Klinga dosięgła czoła Kharima, ześlizgnęła się po głowie i odcięła połowę prawego ucha. Przenikliwy ból i ciepło tryskającej krwi były ostatnimi rzeczami, jakie czuł. Upadł niczym martwy, podczas gdy huk kopyt i złowrogi śmiech oddalały się w kierunku domu.

~~~♤~~~

Durin, głośno szlochając, wyskoczył spod skór, przeszedł bosymi stopami po glinianym klepisku i szybko wdrapał się na łóżko matki. Roztrzęsiony, wtulił się w nią i bez ruchu obserwował otwarte na oścież drzwi.

Tętent kopyt umilkł przed domem. Zadźwięczał kantar, ktoś z przytupem zeskoczył na dziedziniec. Z ciemnego prostokąta drzwi wynurzyła się czarna postać w wilczym płaszczu, grubej wełnianej sukmanie i szpiczastej czapce, podbitej kożuchem. Po ostrzu trzymanej w ręce szabli spływała rubinowa łza.

Rivi skuliła się w kłębek i jeszcze mocniej przytuliła dzieci. Dobrze wiedziała, kim jest nieproszony gość. Czarne włosy, charakterystyczna długa broda, brak widocznych kości policzkowych, szeroka szczęka i zwalista, ale prężna sylwetka. Warag.

Mężczyzna ostrożnie przeszedł przez próg i uważnie rozejrzał się po izbie. W końcu jego wąskie przymrużone oczy zatrzymały się na Rivi.

Przez chwilę przyglądał się jej z zaciekawieniem, następnie obejrzał się i krzyknął coś w ciemność w niezrozumiałym dla kobiety języku. Zamiast odpowiedzi rozległ się złowieszczy chichot i odgłos zbliżających się kroków.

Warag znów spojrzał na kobietę i okrutnie się uśmiechnął. Serce Rivi podeszło do gardła. Kiedy mężczyzna zbliżył się do łóżka i wyszczerzył swoje żółte zęby, wiedziała, co się zaraz wydarzy.

~~~♤~~~

Ocknął się niemal natychmiast, choć miał wrażenie, że ciemne prądy nieświadomości całą wieczność niosły go przez pustkę. Ostry, paraliżujący ból i zimny powiew wiatru przywrócił mężczyznę do rzeczywistości. Przez dłuższą chwilę nie mógł myśleć o niczym, bo prawa strona twarzy piekła jak przypalana ogniem. W końcu dotarło do niego, co się stało. Przeszły go lodowate dreszcze.

Pomimo że prawe ucho miał zlepione krwią, zaczął odróżniać dźwięki. Niedalekie beczenie stada owiec zagłuszyło tętent niespokojnych koni. "Nie ruszyli moich owiec" - przeszło Kharimowi przez myśl.

Kiedy ostrożnie obrócił się na prawy bok, wyraźniej usłyszał dźwięki dobiegające z domu. Ponad zduszone łkanie dzieci przebijał się przerywany krzyk Rivi, któremu towarzyszyły głośne, regularne, męskie okrzyki. Zakipiała w nim krew.

— Rivi! — krzyknął chrapliwie i namacawszy w błocie swoją włócznię, spróbował wstać.

To był błąd.

Jeden z mężczyzn stojących w zagrodzie krzyknął ostrzegawczo i zwinnie przeskoczył ogrodzenie. Kharimowi udało się już prawie klęknąć, kiedy mocny kopniak rzucił go z powrotem w błoto. Skulił się w lepkiej brei, z trudem łapiąc oddech. Warag schylił się nad nim, coś warknął i chwycił go za włosy. W dłoni ściskał nóż. Kharim w duchu zwrócił się do przodków, by przyjęli między siebie jego duszę.

Coś zadźwięczało w powietrzu. Warag, który pozostał w zagrodzie, wydał z siebie cichy jęk i upadł w błoto zmieszane z owczym gnojem.

Mężczyzna, który trzymał Kharima, zawahał się, spojrzał w kierunku kompana i zawołał go.

W odpowiedzi usłyszał beczenie owiec.

Warag puścił niedoszłą ofiarę i zwrócił się w kierunku domu. Jednak, zamiast krzyknąć, bezgłośnie padł w błoto ze sterczącą z gardła strzałą.

Kharim, którego kolana i dłonie zanurzone były w błocie, obejrzał się za siebie. Poniżej linii drzew, na samym skraju dziedzińca stała czarna jak węgiel zjawa. Jedną ręką trzymała łuk, drugą sięgała do przewieszonego przez plecy kołczana. Robiąc kilka kroków naprzód, zakapturzona postać podeszła do mężczyzny i pomogła mu wstać.

— Nie bój się — powiedziała nienaturalnie spokojnym głosem. — Ilu ich jest?

— Naliczyłem sześciu — wycedził Kharim, wskazując grotem włóczni na drewniane drzwi, zza których nie dobiegały już żadne dźwięki. — Rivi!

~~~♤~~~

Nagle na dziedziniec wybiegło czterech pozostałych, którzy nie mogli sobie odpuścić przyjemności zgwałcenia bezbronnej kobiety. Na widok tajemniczej zjawy, dwóch z nich dobyło szabli i zasłonili dowódcę, silnego i tęgiego chłopa, który z małą pomocą przewiesił kobietę przez siodło.

Nieznajomy zasłonił sobą Kharima i przyklęknął na jedno kolano, dobywając strzały. Ostrożnie napiął cięciwę i wstrzymał oddech. Jeden błąd mógł kosztować ich życie.

Powietrze stawało się coraz cięższe. Nadlatująca chmara kruków zagłuszyła wszelkie myśli i zwierzęce odgłosy. W głowie łucznika zadzwonił niesłyszalny dzwon.

Puścił cięciwę.

Świszcząca strzała przecięła powietrze i bez żadnego oporu przebiła serce, nadbiegającego Waraga. Przeciwnik zacharczał i tocząc czerwoną pianę z ust, padł martwy w błoto.

Pozostali stali w bezruchu, próbując zrozumieć, co się przed chwilą stało. Na widok martwego towarzysza, dreszcz przeszedł im po plecach. W ułamku sekundy doskoczyli do wierzchowców i ściągając wodze, zmusili je do cwału. Gnając na oślep, minęli drewnianą chatę i wjechali między drzewa, utrudniając tym samym nieznajomemu kolejny strzał. ~~~♤~~~

Pod osłoną nocy, zniknęli w cieniu drzew.

Kharim, wciąż oparty o włócznię, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Postępując kilka kroków w przód, zatoczył koło i padł nieprzytomny w mieszaninę błota, krwi i owczego gnoju.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • elenawest 20.01.2016
    Genialne! Z przyjemnością przeczytam dalsze części, a teraz daję ci 5 ;-)
  • KarolaKorman 20.01.2016
    ,, kolumnę nośną'' - Kolumna raczej kojarzy się z betonem, marmurem i tym podobne. Tu zamieniłabym na słup nośny.
    ,, który z małą pomocną przewiesił kobietę '' - pomocą
    Ciekawe jak potoczy się dalej ta historia, 5 :)
  • Lukas 20.01.2016
    Zostawiam zasłużone 5 :)
  • Akwus 24.01.2016
    Mógłbym się czepiać samej końcówki sceny walki (łucznik miałby nadmiar czasu nim wskoczyli na konie, zmusili je do galopu i skryli się za chatą), ale po co się czepiać, skoro całość mi się bardzo podoba :D Doskonałe wprowadzenie. od razu chcę być z bohaterem.

    Daję maks i czytam dalej.
  • NataliaO 17.02.2016
    No, no tekst zaciekawia. Wprowadziłeś całkiem nie źle mnie do swojej historii. Tytuł przykuwa uwagę.Przyjemnie się czytało tekst, 4:)
  • Khartus 17.02.2016
    Dzięki Wielkie za odwiedziny.
  • Początek jak dla mnie wyrwany z kontekstu. Potem jest nieco lepiej, ale też historia nie powala.
    Dialog taki wymuszony, jakby był dodany ze względów przymusowych. Opisy są całkiem dobre.
    Dam 3.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania