Nocne Bestie ~ Rozdział 10
Obóz był rozbity pod skałą gdzieś w lesie – tak by nikt wrogi nie znał jego położenia. Wokół ogniska siedzieli obcy wojownicy i podawali jeden drugiemu bukłak z winem. Mieli dobre humory. Jeden z nich właśnie kończył opowiadać zabawną historyjkę.
– ...a potem stary hrabia zmarł w łóżku kochanki na zawał.
Wszyscy wybuchnęli rubasznym śmiechem.
– Co to za mężczyźni, Cu... ech, Daraqu? Przyjaciele?
– Przyjaciele to bardzo mocne słowo. Wolę określenie... wspólnicy – uśmiechnął się – Zawarliśmy dwustronne przymierze. Oni pomogą mi zabić Renegarta, a ja z kolei zaprowadzę ich do skarbu.
– Nie wiedziałam, że interesujesz się złotem.
– Jeszcze sporo o mnie nie wiesz... Lecz skoro się spotkaliśmy, to wnioskuję, że i ty poszukujesz świecidełek.
– Owszem – zaśmiała się – Ale to rozmowa na inną okazję. Pomówmy o naszym wspólnym celu. Co wiesz o Nocnych Bestiach?
Łowca Nagród nachylił się nad nią. Spojrzał jej w oczy, by przekonać się, czy może jej ufać. Głos miał poważny i nalegający.
– Od tygodnia podążam ich śladem. Wszędzie, gdzie się pokazują, pozostawiają trupy i odór spalenizny. Dwa dni temu najechali przydrożną wioskę. Mieszkańców zamknęli w karczmie, a następnie podłożyli ogień...
– Jak nazywała się ta oberża? – zapytał Kharim, przysuwając się bliżej ognia.
– Pod Smoczym Sercem.
– Byliśmy tam – odparł z lekkim niedowierzaniem. – Ja i Niodo rozmawialiśmy z właścicielem. Jechaliśmy za Waragami, więc to nie mogli być oni.
– Zostawili wilczą czaszkę nabitą na pal. To znak Renegarta.
– W takim razie zdobili nagonkę – oceniła Mirena – Przez ten cały czas, to oni jechali za nami. Łowczy stał się zwierzyną. Wiedzieli, że podróżujecie na wschód. Chcieli, żebyśmy wpadli w pułapkę.
– Jaką pułapkę?
– Wtedy przed świątynią – zaczęła wiedźma, robiąc kilka pociągnięć z bukłaka. – Miałam wizję. Widziałam naszą trójkę, jak wchodzi do środka. Było ciemno, a ja stałam w głównej sali. Zniknęliście. Szukałam was po całym kompleksie, aż natrafiłam na kręte schody. Gdy znalazłam się w piwnicy, ujrzałam obłąkanego Niodo, a ty byłeś przykuty do ściany. Mamrotał coś o naruszeniu świątyni i śmierci w ogniu piekielnym. Potem rozlał jakieś trunki, złapał za pochodnię i złożył z nas ofiarę Keglarowi...
Ucięła, widząc zamyśloną twarz Curyło, który błądził wzrokiem po okolicy. Popadł w zamyślenie. Mirena i Kharim patrzyli na niego pytająco.
– Trafiliście na świątynię boga śmierci – powiedział po chwili, drapiąc się w głowę. – W twojej wizji, wasz towarzysz padł ofiarą halucynogennych ziół, które są bardzo popularne u waragów. Powodują głęboki stan, w którym kapłani kontaktują się z Keglarem, Welesem i Chors. To dobrze, że jej posłuchaliście – zwrócił się do Kharima.
Mężczyzna skinął głową i wskazał na unoszący się dym powyżej linii drzew.
– Jak daleko stąd są Nocne Wilki Renegarta?
– Dzień, może dwa. Wszystko zależy od tego, czy zatrzymali się w świątyni, by odprawić modły.
– Potrzebujemy solidnego planu, by uwolnić Łowcę i moją żonę.
– Najpierw musisz zadać sobie ważne pytanie – Daraq skinął ręką na wojowników, którzy zajęli się oporządzaniem ekwipunku. – Czy poświęciłbyś życie, by ratować ich obu?
Mężczyzna popatrzył na niego z ukosa. Znał odpowiedź na to pytanie, choć nie sądził, że będzie musiał na nie odpowiadać. Rivi była dla niego wszystkim. To dla niej żył i nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało. Z kolei Niodo stał się mu bliski jako kompan i towarzysz podróży. Myśl, że to przez niego spotkały go te nieszczęścia, przyprawiała go o ból głowy. Jednakże nie potrafił skazać bezbronnego człowieka na śmierć.
– Rivi jest dla mnie najważniejsza – powiedział po chwili.
Dobrze więc, pomyślał Curyło i wręczając im nową broń, rozrysował plan posterunku na wilgotnym piachu. Otaczający ich wojownicy podeszli bliżej, by dobrze słyszeć każde, nawet pojedyncze słowo dotyczące akcji. Spędzili tak trzy godziny, stojąc w bezruchu, skupieni na rysowanych przez Daraqa linii i dyskutowaniu o najmniejszych detalach. W końcu, gdy księżyc powoli krył się za wierzchołkami gór, a jasna łuna na wschodzie oświetlała polanę, łowca nagród podniósł się z ziemi, otrzepał ciemnozielony płaszcz i popatrzył na kompanię.
– Chłopcy. Na koń!
Komentarze (3)
http://rozerzuconenaziemie.bloog.pl/
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania