Poprzednie częściNocne Bestie ~ Rozdział 1

Nocne Bestie ~ Rozdział 12

Curyło uderzył piętami w bok konia, po czym wszyscy ruszyli kłusem w kierunku bitewnej wrzawy. Towarzyszył im strach, pewność siebie i chęć zabijania. Bogowie Chors i Weles wspierali ich, niosąc okrzyki gniewu z siłą wiatru. Po chwili, bez namysłu przeszli w galop – kilka lat w siodle nauczyło ich bezbłędnie oceniać odległości. Musieli jedynie wykalkulować, w jaki sposób najlepiej dopaść wroga i zadać mu śmiertelny cios.

Kharim i Daraq uderzyli w sam środek ludzkiej kotłowaniny, szukając dowódcy Waragów, który dopiero zorientował się, co się dzieje. Gdyby pozwolili mu przeżyć, wywołana przez niego wojna pochłonie setki tysięcy istnień. Nie mogli się zawahać. Nie dziś.

Twarz Kharima rozjaśnił uśmiech, gdy staranował pierwszego z wrogów, łamiąc mu kręgosłup w chwili, gdy ten próbował stawić czoła kolejnemu atakowi. Trzymając wierzchowca jedną ręką za grzywę, ciął mieczem wrogów, którzy padali wokół jak muchy. Tylko dwukrotnie powstrzymał się przed użyciem ostrza, obawiając się utraty klingi, którą podarowano mu przed walką – w pierwszym przypadku zdzielił jakiegoś bezimiennego wojownika rękojeścią, w drugim, stratował grupę wojowników, którzy starali się utrzymać wątły szyk. Niepowstrzymany przez nikogo, parł do przodu, osłaniany przez dwudziestu zaprzysiężonych Daraqowi wojowników. Nie musiał oglądać się za siebie, by wiedzieć, że są tuż za nim. Ich obecność zdradzały oczy Renegarta, które nerwowo błądziły z lewej na prawą stronę. Niewątpliwie ich złowieszcze, wykrzywione w szerokim uśmiechu twarze wróżyły dla niego szybką śmierć. Być może również w tej samej chwili dotarło do niego, że wszędzie wokół leżą przebite strzałami ciała jego towarzyszy. Ta bitwa była dla niego przegrana.

Raptem dowódca Waragów stanął w rozkroku i wyciągnął w kierunku Kharima zakrzywione ostrze. Jego oczy nie zdradzały strachu, malowały się w nich jedynie złość i rozgoryczenie – wszystkie wysiłki jego wojowników spełzły na niczym. Awar nie przyjął wyzwania. Razem z Curyło wiedzieli, że martwy się im nie przyda, a puszczenie go żywego byłoby obrazą dla tych wszystkich, którzy zginęli z jego ręki.

Kharim spojrzał przeciwnikowi w oczy, lecz ujrzał w nich tylko strach o własne życie. Chyba wystarczy, pomyślał. Adrenalina spowodowana walką już puściła i mógł w końcu racjonalnie myśleć. Niezauważalnie uśmiechnął się i rzucił broń. Miał już dość zabijania.

Postawa Awara zmusiła Renegarta do refleksji. Gdzieś za górami na północy właśnie rodził mu się syn. Jeśli pójdzie w ślady ojca, nic dobrego z tego nie wyjdzie — powiedział do siebie w duchu i również odrzucił broń.

— Jak ci na imię? — spytał.

Wokół zrobiło się cicho. Tylko pojedynczy wojownicy myszkowali po trupach, zabierając przydatne rzeczy. Lekki wiatr przybrał na sile, lecz słowa były zrozumiałe.

— Kharim — odpowiedział wojownik.

— To już koniec. Prawda?

— Tak — westchnął. — Chyba nic tu po mnie. Ścigałem cię przez pół kraju, a teraz, gdy przed tobą stoję, czuję...

— Zawód? Odrazę? ...

— Obojętność — dokończył.

Warag opuścił głowę.

— Opuścisz Yerez i nigdy nie wrócisz — rzekł Daraq, zeskakując z wierzchowca. — Jeśli powrócisz, zginiesz.

— Wrócę do domu — powiedział ze spokojem, dosiadając jedynego, ocalałego wierzchowca.

— Czekaj! — rzucił Kharim, za nim wojownik zdążył ściągnąć wodze. — Ile mają lat?

— Dwanaście, siedem i trzy. Mam nadzieję, że czwarte będzie chłopcem.

— Powodzenia.

Popędził konia, ruszając na spotkanie z losem.

~~~♤~~~

— Nic ci nie jest? — zapytał Kharim, widząc, jak przez ogrodową bramę wychodzi, podpierany przez Mirenę mężczyzna.

— Bywało gorzej — odparł, ciężko siadając na trawie. — Grunt, że jestem cały. A gdzie Renegart?

— Wypuściliśmy go.

— Że co?! — Przeszywający ciało ból powstrzymał go od zamiaru wstania.

— To koniec. Dla nas i dla niego. Nigdy się już nie spotkamy, więc puśćmy to w nie pamięć.

— To, co teraz? — zapytała Mirena, ocierając rany Łowcy.

— Odszukam ciało Rivi i wrócę z nim na Pogranicze. Wy możecie odejść. Dziękuję wam. Za wszystko.

— Twoja żona żyje — odparł Niodo. — Jest zamknięta w świątyni. Pośpiesz się, a jeszcze zdążysz ją ocalić.

— A co z wami?

— Zapewnimy im dobrą opiekę — wtrącił Curyło, odsyłając swoich ludzi machnięciem ręki. — Zabierzemy was do Bastionu i ugościmy. Ty też przyjedź, jeśli zechcesz.

Nie doczekał się odpowiedzi. Awar obrócił wierzchowca i ściągnął wodze. Popędził traktem, muskany chłodnym wiatrem i z sercem wypełnionym nadzieją. Gdy znalazł się na wzgórzu, pomachał towarzyszom i zniknął.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Khartus 16.02.2016
    Dzięki za anonimowe 1. Komuś się nudzi.
  • Akwus 20.02.2016
    Popadasz w chaos :( Ile osób bierze udział w tej walce setki? Skoro za Awarem jedzie dwudziestka i przebijają się przez zastępy przeciwników? Potem nagle walka się kończy, część biorących w niej udział już szabruje ciała, a Renegart zaczyna pogawędkę z Kharimem. No i na koniec tego nikczemnika po prostu puszczają po wymianie kilku zdań.

    Totalnie nie łapię tej części :(

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania