nstyl /64/ - Polowanie - Rubinowy O!🧣
🧣w temacie: polowanie na szalik 🧣
Tadzik Włoski wypadł z chałupy taki jak wstał – czyli w pidżamie, z nałożoną na
łysiejącą łepetynę szlafmycą. Była wiosna, ale na zewnątrz słonko przyjemnie
złociło skórę i nagrzewało wyziębnięte pośladki. Tadzik, wpierw nałożywszy
styrane trzewiki, popędził do sołtysa. A było to w dzień sobotni, o szóstej rano.
W chałupie została żona Tadzika i Jonasz, miejscowy włóczykij, który przyniósł
gospodarzowi pewną nowinę.
Do sołtysa droga była długa i kręta. Tadzik najpierw ile sił w nogach pędził
prostą do pierwszego skrzyżowania, za nim truchtem biegł jeszcze trzysta
metrów do kolejnego, a potem już spacerem z jęzorem wywieszonym na
brodzie i czerwonymi polikami, kolejne pół kilometra pokonał z mozołem, aż
stanął pod świeżo malowaną bramą sołtysa.
A ten akurat obrządek przy trzodzie kończył i wychodził z obory. Jak zobaczył
Tadzika, zdziwił się bardzo, ale podszedł do bramy, cuchnąc gnojem i potem.
– A co ty, Tadzio, na rauszu? – zapytał.
Tadzik nadal dyszał ciężko, złapał się za szpros bramy i tak schylony jeszcze
długą chwilę przytomniał ze zmęczenia.
– A daj spokój, Władek, daj spokój. Nie uwierzysz. To sukinkoty, urzędasy, psia
ich mać, jak ojca swego kochałem, niech mu ziemia lekką będzie, na wieki
wieków.
Tadzik zdał relację, co mu włóczykij Jonasz przyniósł. I choć sołtys z natury
inteligentny bardziej niż durny, złapał się za maciejówkę, zrzucił ją z głowy i
popędził do chałupy. Tam wyjaśnił żonie, co zaszło, a potem wrócił i razem z
Tadzikiem udali się nieopodal do budynku wiejskiej świetlicy i OSP, gdzie
znajdował się dzwon alarmowy.
W drodze Władek zwierzył się z jeszcze gorszej niż u Tadzika dyspozycji formy
fizycznej w biegach dystansowych.
Kiedy w końcu trafili pod rzeczony budynek, sołtys ze zmęczenia konał, Tadzik
nie co mniej, więc on zaczął bić w dzwon. I tak jak przystało na przeznaczenie
rzeczonego kawału żelastwa, wielu ludzi ze wsi przybyło pod budynek w
niedługim czasie.
Wtedy sołtys zbabrał głos.
– Zebrani… mam… dla was… eeehhh… ohhhhh… urzędasy…
– Tadzik, weź ty roztłumacz, bo my niczego nie pojmujem – zawołał ktoś z
grupy.
Sołtys dyszał ciężko, ale zdołał dać znak Tadzikowi, aby ten mówił. Więc Tadzio
wyśpiewał wszystko.
– Będzie polowanie. Urzędasy z gminy podjęły decyzję. Na piśmie! – zagrzmiał.
– Będą nam polować na psy!
Wśród zgromadzonych zaczęły się nerwowe rozważania, gwar wzmagał się na
sile.
– A czemu na psy, a nie na teściowe? – zapytał Laluś, czyli Wojtek, co nikt nie
wiedział, jak ma na nazwisko, ale wołali nań Laluś.
– Stul morda, Laluś! – uciszył go Tadzio.
– Nie damy się! Idziemy na gminę!
Tłum podchwycił hasło i uwierzcie, że za pół godziny zmobilizowana, uposażona
w broń dziabiącą, kłującą i uderzającą, tłuszcza zaczęła pochód ku budynkowi
gminy. Kiedy przechodzili obok chałupy Tadzika, żona jego – Jagoda, wybiegła z
podwórka i zatrzymała pochód. Wraz z nią na drodze tłumu stanął listonosz
Zenek, z poczty.
– Tadzik, Tadzik, ofermo! – krzyknęła Jagoda. – Pokaż się!
Tadzik wyległ z grupy.
– Czego nas blokujesz, babo? Nie widzisz, że my w słusznej sprawie.
– Co ci ten dureń Jonasz nagadał? Mów mi!
Tadzik zmieszał się. Spojrzał w stronę sołtysa, ale ten udawał, że go nie widzi.
– No jak to, co? Że nam na psy będą polować. Odstrzał zrobią, sukinkoty!
– Tobie powinni odstrzelić, tę zadrę co w portach nosisz! Jak ci powiedział,
słowo w słowo gadaj!
Więc Tadzik zaczął gadać.
– No, że będzie polowanie na szariki.
Szarikiem zaś mieszkańcy wioski i nie tylko tej jednej określali w okolicy
owczarki niemieckie i inne mieszańce podobne do nich, a które najczęściej
występowały na gospodarstwach.
Jagoda złapała się za czoło, jakby miała dostać gorączki.
– Analfabety się posłuchał. Jakie szariki, ośle? Szaliki. SZALIKI. Bo w pogodzie
nadają powrót zimy i w markecie przy gminie będzie promocja.
Jagoda pokazała ulotkę, którą miał przy sobie Jonasz, a której nie pokazał
Tadzikowi.
Wszyscy po kolei z tłumu brali świstek i czytali.
POLOWANIE NA SZALIKI. 20% TANIEJ NA WSZYSTKIE MODELE SZALIKÓW I
CZAPEK ZIMOWYCH. OFERTA OBOWIĄZUJE DO WYCZERPANIA ZAPASÓW!!!
Złość tłuszczy była jednak nadal silna, musiała więc znaleźć ujście. Obrali sobie
więc za cel Tadzika. I już lico jego czuło niemal smak kolejnych ciosów, kiedy oto
znowu niezawodna Jagoda wtargnęła między wódkę a zakąskę i tym pierwszy
uraczyła zebranych. Mieli bowiem z Tadzikiem kilka połówek przygotowanych
już na święta Wielkiej Nocy.
Po zakrapianym śniadaniu grupa zgodnie wybrała się na polowanie szalikowe,
gdzie i tak nie obyło się bez krwi i złamanych nosów.
Komentarze (14)
O kacza zupa! Normalnie Wejście Smoka ¬‿¬
Drga treścią i akcją🧣↔Trudno rzec?→ZielonoMi/Poncki?🧣
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania