Obserwator Opowi 1/2021
Obserwator Opowi, wydanie 1/2021, luty.
SPIS TREŚCI:
1. Kącik kulinarny
2. Kilka słów na temat polskiego horroru
3. Recenzja "Śniegu"
4. Spoza Opowi. Kino niezależne
5. Styczniowa relacja z Pitolenia
6. "Skąd się wzięła nazwa Opowi?"
7. Wywiad z Johnny2x4
~ Kącik kulinarny ~
Soczewica z kurczakiem lub z tuńczykiem (do wyboru)
Przepis ten jest łatwy, a potrawa przyjemna i zdrowa. Jej głównym składnikiem jest czerwona soczewica, która jest prosta do przyrządzenia i jest smaczna. Na tle innych soczewic jest najszybsza w przyrządzeniu.
Całą potrawę wykonujemy na patelni. Trwa to około pół godziny.
Składniki:
1 cebula
1 marchewka
szklanka czerwonej soczewicy
ćwiartka czerwonej papryki
ząbek czosnku
czarny pieprz
sól
łyżka stołowa keczupu (opcjonalnie)
Do tego: grillowany filet z kurczaka lub pół puszki tuńczyka (np. tuńczyka w oleju)
Jak zrobić fileta? Może zdradzę kiedyś!
Zabieramy się za robotę!
Całość wykonujemy pod przykryciem na niedużym ogniu.
Na początek smażymy na oleju miękko pokrojoną w piórka i lekko osoloną cebulkę. Kiedy cebula jest prawie miękka, dodajemy pokrojoną paprykę. Kiedy papryka zmięknie, dodajemy startą marchewkę. Niemal od razu wrzucamy soczewicę (bez moczenia) i dolewamy do tego szklankę wody. Dodajemy pieprzu czarnego jedną sporą szczyptę. Ja lubię pieprz! Daję też szczyptę chili, dwie szczypty przyprawy warzywnej (bez glutaminianu sodu) i łyżkę stołową keczupu. Mieszamy. Przykrywamy. Mieszamy. Duszenie takie trwać powinno około 10 minut, aż zauważymy, że wody już jakby brakuje, bo soczewica zaczyna przywierać do patelni. W tym momencie sprawdzamy smak potrawy i możemy przyprawić solą, jeśli uznamy, że jej brakuje. Wyłączamy ogień pod patelnią i w tym momencie możemy dodać przeciśnięty przez praskę czosnek. Dajemy go dopiero teraz, bo czosnek podgrzewany traci swoje walory. Mieszamy.
Soczewica jest gotowa!
Podajemy na talerzu z pokrojonym w paski lub kostkę grillowanym kurczakiem lub tuńczykiem z puszki. Dodatki zagrzeją się ładnie, jak je położymy na wierzch soczewicy.
Dla wegetarian można zjeść samą przyrządzoną soczewicę bez dodatku.
Niebo w gębie!
Przygotował: Ant
~ Kilka słów na temat polskiego horroru ~
Polski horror literacki rozwija się bardzo sprawnie, ale można go spotkać głównie w „undergroundzie”, a nie na półkach w Empiku. Przeglądając ofertę niszowych wydawnictw skupionych na tematyce grozy, można zauważyć jak bogaty w różnorodne podgatunki jest to rynek. Wydawnictwo IX oferuje pozycje autorów zupełnie w Polsce nieznanych lub zapomnianych, którzy tworzyli w początkach XX wieku, takich jak Aickman, czy Meritt, ale także polskich autorów, dopiero debiutujących w gatunku. Wydawnictwo Dom Horroru to domena prozy bardziej ekstremalnej, dla miłośników horrorów spod znaku gore, ale miłośnicy bizarro fiction i weirdu też znajdą coś dla siebie. Phantom Books Horror oferuje spory zbiór książek z gatunku weird fiction, takich jak na przykład wydawane corocznie antologie „Sny Umarłych”. Najpopularniejszym wydawnictwem spośród tych królujących w horrorze wydaje się być Vesper, który nie tylko wznawia Lovecrafta i innych klasyków, ale także oferuje coś dla miłośników polskiej literatury, na przykład „Dunkel” i „Ćma” Jakuba Bielawskiego, czy „Inkub” Artura Urbanowicza.
Czym w ogóle jest weird fiction? To gatunek, który był najpopularniejszy w początkach XX wieku, kiedy tworzyli tacy autorzy jak Lovecraft, Machen, czy Howard. Można powiedzieć, że to relikt dawnych czasów, ale tak jak współcześnie odżywa powieść gotycka, za sprawą Joanny Pypłacz tak weird zwłaszcza w Polsce przeżywa prawdziwy renesans. Co roku debiutują nowi pisarze, skupiający się właśnie na tej bardzo niszowej formie przerażania czytelnika. Wszystko zaczęło się od antologii weird fiction „Po tamtej stronie”, a skok popularności nastąpił po pojawieniu się na scenie Wojciecha Guni i jego zbioru opowiadań „Powrót”, a także wydania „Teattro Grotesco” Thomasa Ligottiego. Obaj autorzy wzorując się na Kafce i Schulzu bardzo mocno skupiają się na stworzeniu niepokojącej atmosfery oraz poczucia dziwności i wyobcowania poprzez umieszczenie bohaterów w groteskowej wersji rzeczywistości, w której czają się naprawdę potworne istoty i nic nie jest takim, jak się początkowo wydaje. Weird fiction to osadzone w atmosferze niesamowitości utwory, pokazujące, że poza fasadą rzeczywistości kryje się inny świat, który czasem przenika się z naszym, choć pozornie tego nie zauważamy. Skupia się na budowaniu klimatu grozy i niepokoju, powolnej narracji, a także obecności licznych odniesień filozoficznych. Pierwszy sezon serialu HBO „Detektyw” umiejętnie wplata w narrację elementy weird fiction, nie tylko poprzez osadzenie akcji często w upiornych odludnych miejscach, ale także poprzez liczne cytaty jednego z bohaterów wyrwane wprost z prozy Ligottiego, czy nawet bardziej bijące po oczach odwołania do „Króla w żółci” Chambersa.
Polski horror literacki odżywa, zainteresowanie gatunkiem rośnie, ale wciąż jest to nisza, do której trafiają, głównie ci, którzy chcą szukać.
Z opowijskiego podwórka to najnowsza miniatura Tankreta „Jestem wolny” udanie wprowadza w klimat groteski i niepokoju, tak ważny dla gatunku weird fiction, a także horroru w ogólności. Polecam.
https://www.opowi.pl/jestem-wolny-a66193/
Przygotował: Fanthomas
~ Recenzja "Śniegu" ~
„Śnieg” – recenzja opowiadania
Jeżeli celem recenzji jest poinformowanie czytelnika o tym czy warto jest zapoznać się z danym dziełem czy nie, to ta raczej nie będzie dobrze spełniać tej funkcji. Ponieważ zamierzam rozbić analizowany materiał na części, co na pewno negatywnie wpłynie na jego potencjalny odbiór. Wszakże, jeżeli ktoś oczekuje wstępnego odradzenia lektury lub jej rekomendacji, to jak najbardziej mogę uczynić to drugie. Opowiadanie mimo pewnych wad czyta się przyjemnie, a jego niektóre elementy, sugerują pewną myśl, z którą dzieło najpewniej było tworzone. To tyle ile mam dla potencjalnego czytelnika „Śniegu”, a kolejne akapity stanowią już raczej część dla zaznajomionego z tekstem lub dla tego co go czytać nie zamierza.
https://www.opowi.pl/snieg-a65820/
Zarys fabularny opiera się na letniej wycieczce w góry, która zostaje przedłużona z dwóch tygodni do niecałego roku, przez pana Amarylisa, który zapragnął odnowić relacje ze swoimi rodzimymi Karkonoszami. Zostając tam sam bez żony i dzieci poznaje nowych ludzi w pensjonacie, w którym teraz przyszło mu rezydować. Po ponad dziesięciu miesiącach hartowania swego organizmu główny bohater decyduje się wziąć udział w wielkim maratonie. Jednak, gdy w czasie biegu nastaje noc, spotyka on wcześniej poznanego w pensjonacie Niemca. Obcokrajowiec wydaje się, że oszalał i zabija się on na jego oczach. Następstwem tego jest spotkanie przez protagonistę drugiej osoby, Węgra, który tym razem w irracjonalnych warunkach wyjawia mu prawdę o świecie. Pan Amarylis, wszakże budzi się po tym wszystkim leżąc na śniegu i dokańcza bieg. Mężczyzna po tym wraca do domu oraz do swego zwyczajnego życia z rodziną, jednak spokój jego ducha na końcu ulega zachwianiu poprzez otrzymanie pocztą pewnego przedmiotu, który niezaprzeczalnie kiedyś należał do samobójcy.
Sama historia jest niestety najsłabszą stroną tego dzieła. Dla czytelnika łatwiejszą opcją jest przyjęcie przebiegu wydarzeń niezaburzającego logiki świata, który opiera się na tym, że główny bohater po śmierci Niemca utracił zwyczajnie przytomność, a tajemnicza wizja była po prostu snem. Nic nie sugeruje, że wspomniany kilka razy wcześniej w utworze Węgier jest jakąś istotą wyższą, która bez powodu uświadamia przypadkowych turystów o prawdzie tego świata. Nic też nie łączy się fabularnie z tym co stało się w finale. Co skutkuje w tym, że czytający nie ma powodów, by w to wszystko wierzyć. A końcówka dzieła nadal stanowi dla mnie swoistą zagadkę. Nie wiem jak złota trąbka miała nam zakomunikować, że to wszystko co się wydarzyło było prawdą. Jedynym wytłumaczeniem, dlaczego wywołała ona aż takie emocje u głównego bohatera, jest to, że on sam tak jak wyparł potworną wizję z Węgrem z umysłu, to podobnie uczynił z samym samobójstwem kolegi, a ów otrzymany przedmiot przypomina mu o odrzuconej prawdzie. Nie łączy się to w żaden sposób z przesłaniem dzieła, a wręcz je przysłania Wydaje się to niepotrzebnym silnym zakończeniem, w opowiadaniu które takowego nie potrzebowało. Całe dzieło nie zyskuje na niczym, nieważne czy uzna się, że to wszystko się wydarzyło naprawdę, czy też było to urojeniami spowodowanymi przez pewne lęki protagonisty.
Bo tak, „Śnieg” mimo swej miałkości fabularnej przedstawia pewną myśl, która niestety tylko połowicznie odpowiada tytułowi. Jest nią obdarcie naszej ludzkiej rzeczywistości ze znaczenia, poczynione przez coraz większe ludzkie zrozumienie świata. Zrozumienie świata, które ukazuje nam, jak bardzo jesteśmy nieznaczący w ogólnym rozrachunku niezmierzonej wielkości kosmosu. Ustami Węgra wypowiedziane są słowa dotyczące zatarcia znaczenia naszych decyzji, które bądź co bądź zawsze podejmujemy, a i tak nie mają większego wpływu w ogólnej skali. A na samym początku, w lekko nieudanej wypowiedzi, jest zawarte to, jak nauka obdarła ludzi z ich wyjątkowości poprzez zabranie Ziemi z centrum wszechświata. To wszystko można skompresować w postaci strachu przed ogromem kosmosu i oraz w lęku spowodowanego przez świadomość o swojej znikomo znaczącej egzystencji. Fobię tę zdaje się posiadać protagonista, w którym za każdym razem, gdy usłyszy on o „wiecznym śniegu”, drga pewna struna trwogi. Stąd pewnie tytuł: „Śnieg”, ponieważ motyw wieczności idzie niemal w parze z przedstawioną w opowiadaniu wizją wszechświata.
Jak wspomniałem, czytało się historię całkiem miło, atoli nie zmienia to liczby moich zastrzeżeń do użytego języka i samej formy wypowiedzi. Gdzieniegdzie w nawiasach pojawiają się pewne mocno zdystansowane od całej opowieści komentarze. Zawierają one w sobie dużo charakteru. Na tyle dużo, że w czasie śledzenia przebiegu zdarzeń pojawiła się w mojej głowie myśl o tym, że owe wtrącenia mogą należeć do jakiejś postaci ze świata przedstawionego, która na końcu okaże się wszystko opowiadać. Jednakże, w istocie tak nie jest, a jedyną opcją jaką mi zostało założyć to taka, że z immersji ponownego czytania.
Ciekawą również materią, są pewne obce słowa wplecione do wypowiedzi obcokrajowców. Zabieg ten urozmaica już całkiem dobrze napisane dialogi, jednocześnie nie osamotniając czytelnika nieznającego na przykład języka niemieckiego, ponieważ ten łatwo się domyśli o co chodziło poprzez kontekst samej wypowiedzi. Ze wstawkami angielskimi jest już większy problem. Poza używaniem go przez pewnych maratończyków, jest on również czasami wykorzystywany przez narratora w celu wywołania uśmiechu, nawet jeżeli sytuacja nie jest do tego zbyt adekwatna. Poza tym, w pewnym momencie postać Węgra używa w swojej wypowiedzi i słowa „lady” i słowa „baby” oba w kontekście do dwóch kobiet (w tym to pierwsze jest użyte, świadomie bądź nie, niegramatycznie). Nie dość, że oba wyrażenia można przeczytać przewrotnie w innym języku niż to oryginalnie planowano, co kompletnie zmienia ich znaczenie, to wątpliwym jest to, by obcokrajowiec użył w jednym zdaniu określenia „baby” w kontekście polskiego, swojskiego narzekania na niewiasty oraz angielskiej wstawki „lady” implikującą jego nieznajomość innych określeń na płeć przeciwną.
Poza tym że w tekście pojawiają się pewnie dziwne określenia takie jak „czapka z zająców”, a nie z zająca lub „brawurowa krucjata”, w kontekście nazwy maratonu, to w opowiadaniu pojawia się pewien osobliwy błąd merytoryczny. Sam nigdy nie byłem w Karkonoszach, ale coś mi zaskrzypiało, gdy usłyszałem, że pan Amarylis miną właśnie Ślężę. Może swoją trasę zaczynał on w Sudetach, a kończył w Karkonoszach? Kto wie? Na szczęście to jedyny taki błąd w tym dziele.
Po rozpatrzeniu wszystkiego, to mimo bolączki jaką była fabuła opierająca się w finale o irracjonalne wydarzenia, które nawet w świecie fikcji nie udają, że mogłyby się wydarzyć, to widzę w tym pewną myśl przewodnią, która niestety może lekko umykać przez zatarcie tego co jest prawdziwe a co nie. Dlatego właśnie pytanie co mogło być prawdziwe a co nie, szkodzi temu dziełu razem ze zakończeniem ze złotą trąbką. Jednakże widzę w samej autorce ogromny potencjał na rozwinięcie sposobu przekazywania myśli, zachowując jednocześnie swój styl. Dlatego z przyjemnością zapoznam się z innymi jej publikacjami oraz będę wyczekiwał następnych.
Przygotował: K6-2440
~ Spoza Opowi. Kino niezależne ~
"Gusła" recenzja
Gusła, produkcja niezależna, rok 2020, Scenariusz i reżyseria - Paweł Thomas.
Po niegdysiejszych niezależnych produkcjach Bodo Coxa, ciężko było znaleźć coś godnego w rodzimym kinie niezależnym, w pełnym metrażu.
Wg św. mnie, istniał sobie jakby stan stagnacji na gruncie. Stany bywają jednak zmienne, a przyroda nie lubi pustki, wystarczy się rozglądać.
Czyniąc to, udało mi się wypatrzeć film Gusła. Horror komediowy z 2020 roku, przy którym można się bać, śmiać itd a po zmiksowaniu wszystkiego, po prostu bardzo dobrze bawić od początku do końca.
Akcja:
Właściciel lombardu, który ma tyle wspólnego z uczciwością, co kościół katolicki z ubóstwem, wskutek rozmowy z klientem doznaje olśnienia. Wpada na pomysł jak łatwo i szybko zarobić a przy tym dobrze się zabawić.
Wszystko zdaje się układać po myśli, choć droga do celu bardziej niż po maśle, wiedzie przez cierniste krzewy, to jednak nagroda zdaje się nie ominąć bohatera i jego znajomych.
Niestety, życie nie jest łatwe i wszystko rodzi się w bólu. Niekoniecznie wychodzi i mimo, że wciąż zdaje się, iż być może choć krętą ścieżką i nie bez wysiłku po drodze, to finał będzie zgodny z początkowym założeniem - lecz niekoniecznie.
Po trudzie nie zawsze można odpocząć a przewidywalność zdarzeń, nie jest tu ani trochę oczywistością.
Ścieżki fabuły wyprowadzają bohaterów z metropolii, na odludzie, gdzie czeka ich nieznane pod różną postacią.
Alkohol, krew, pot, narkotyki i zło, które uwzięło się na bohaterów. Na każdym kroku, zdarzenia zaskakują, zaufanie do siebie nawzajem staje się koślawą sprawą, szansa na happy end maleje z każdą chwilą i żeby wyjść z sytuacji cało, trzeba się natrudzić, pokonując koszmar.
Początek trochę mi się dłużył, ale po kilku minutach byłem wciągnięty aż do kresu, gra amatorska nie skażona profesjonalizmem ma swój swój urok, przy czym nie da się z całą pewnością stwierdzić, że aktorzy grają gorzej niż zawodowcy. Nie ma gry pod publikę i uproszczeń, jak w codziennej porcji telenowel.
Film nawiązuje do komercyjnego kina grozy, ale bije je na łeb, kiedy odbiorcą jest jednostka jak ja, choć fakt, że to zawsze kwestia gustu.
Osobiście jestem pod urokiem, chyba nawet trochę w zachwycie. Muzyka może nie z mojej bajki, ale tak dobrze wkomponowuje się w obraz, że w połączeniu jest absolutnie git. Polecam każdemu undergroundowcowi, świrom, dziwakom i artystom - to zdecydowanie film kierowany do tych grup odbiorców, ale nie wykluczone, że usatysfakcjonuje również przeciętnego oglądacza.
Film udostępniony za free w serwisie YouTube, Warunkiem jest zalogowanie w celu potwierdzenia pełnoletności.
Trajler: https://www.youtube.com/watch?v=QcFJPakgeAI
Film: https://www.youtube.com/watch?v=3J8_-iScbhw
Żeby mieć pełny obraz fabuły i zrozumieć ją do końca, należy obejrzeć kontynuację losów bohaterów w filmie Lewizna.
Przygotował: Yanko Wojownik 1125
~ Styczniowa relacja z Pitolenia ~
Pitolenie, czyli wątek off top, na luzie i namiastka czatu w jednym, na portalu opowi.pl
Ludzie piszą tu najczęściej o wszystkim, czyli o niczym, trafiają się jednak godne uwagi dyskusje, spostrzeżenia, ciekawie zapodane informacje, przepisy kulinarne, sprawdzone (podobno) sposoby na samobójczą śmierć, linki do serwisów zewnętrznych, filmiki z YouTube itd.
Przepowiednia głosi, iż wraz z zaistnieniem setnego wątku tej serii, objawi się administrator serwisu we własnej osobie, celem wypowiedzenia się. Niektórzy wiążą z tym pewne nadzieje, jednak tymczasem po prostu można pisać, nie podniecając się albo właśnie to robiąc, gdyż bycie podnieconym, może być trendy.
W nowy rok 2021 weszło pitolenie numer 79, zastąpiło je 80 (LXXX), i 81, pod koniec stycznia zaistniał wątek 82.
Dominującym było pitolenie 81 i o nim najszerzej, to na jego łamach zaiskrzył pomysł reaktywacji gazetki opowijskiej, choć nie na początku.
Pitolenie 81, zaczynało się hucznie, na wstępie zalśniły widły i pochwały dla szatana.
Pisano o trendach na snopowiązałkę, która mieści się w damskiej torebce i o kieszonkowym cepie (nie nunczaku). Oraz, że dobrze mieć przy sobie własną słomę do butów, jeśli ma się adekwatne pochodzenie.
W atmosferze przyjaźni i zrozumienia, pozytywnych oddziaływań wzajemnych i podawania pomocnych dłoni, m.in.:
Korygowano na łamach opowiadanie o prawdopodobnym zabarwieniu erotycznym, dozowane bardzo ostrożnie przez autorkę.
U pewnego pana zaistniał szok, wskutek kontaktu z awatarem pewnej pani.
W tym i kolejnym pitoleniu, także:
Tradycyjnie przyrządzano kurczaka:
Celina 2 tygodnie temu
Oślizgły, świecący, paskudny kurczak z hipermarketu. To trujące świństwo.
Stawiano fachowe diagnozy:
yanko wojownik 1125 2 tygodnie temu
Że Onyx jest trochu wariatką, to ja nie przeczę...
Witano się:
Clariosis 2 tygodnie temu
Witam. :)
Przepowiadano przyszłość:
Ant 2 tygodnie temu
Póki ludzie się nie zaszczepią to będzie jak jest
Rozmawiano o zwierzętach:
Szpilka ponad tydzień temu
Prawda, widziałam w zoo miniaturki świnek, szamały jabłka we własnym gnoju.
Zadawano pytania:
Margerita godzinę temu
czy dobrze?
Rozmawiano z ptakiem:
Angela 2 godz. temu
Czemu płaczesz paniesowo?
Odkrywano przenośnię:
Akwadar 2 godz. temu
o, kuźwa... Metafora?
Chwalono wzajemnie:
SwanSong 26 min. temu
Wszystko źle. Bez emocji, bez czegoś, co zaciekawia. Jak wypracowanie pierwszaka.
Wyrażano pragnienia:
Ellie Victoriano 21 min. temu
Jeeeeść
Pisano o czymś:
Pan Buczybór 9 min. temu
nic a nic
Interesowano się:
Orchid.Solma 7 min. temu
Z kim się bijecie?
Grano w gry towarzyskie:
TheRebelliousOne przed chwilą
Targówek - nie graj kartą płciową...
Aktywnie udzielali się m.in. : Akwadar, Angela, Alienator, Ant, Antoni Grycuk, Ellie Victoriano, fanthomas, IgaIga, Kocwiaczek, Liv12365, Margerita, Mess, pansowa, Pan Buczybór, Onyx, Shogun, Targówek, TheRebelliousOne, yanko wojownik 1125.
Okazjonalnie wpadli: angelika czekała, Baba Szora, Clariosis, Grzegory, Kavita, marok, Szpilka, SwanSong i inni.
Nie omieszkał nękać userów, opowijski demon, najbardziej znany jako Celina lub Bogumił, aktywny także z legionu kont.
Nie przeciągając, nie idąc w nadmiar treści, tu relacja się kończy, zainteresowani znajdą aktualne pitolenie wśród aktywnych wątków na forum, wystarczy wejść i być. Pytający mniej zbłądzą, a ciekawi więcej się dowiedzą. Parafrazując klasyka - uws uws.
Przygotował: Yanko Wojownik 1125
~ "Skąd się wzięła nazwa Opowi?" ~
Nie wiem czy ktoś się kiedyś zastanawiał, skąd wzięła się nazwa Opowi. Po długich przemyśleniach doszedłem do wniosku, że owa nazwa musi być jakiegoś rodzaju skrótowcem, tylko od czego? Oto kilka moich pomysłów:
Olśniewający
Portal
Ostoi
Wypisywania
Irracjonalności
Oaza
Pisarskiego
Odprężenia
W
Izolacji
Ocean
Przesadzono
Onirycznych
Wykrzykniętych
Idei
Obszar
Przeznaczony
Ostentacyjnemu
Wygłoszeniu
Inwokacji
Obraz
Powszechnego
Oburzenia
Wybrykami
Internautów
Okolica
Pośrednio
Obrastająca
W
Indywidua
Ogromna
Pomyłka
Ostała
W
Internecie
Otoczenie
Pozwalające
Obserwować
Wytwory
Innych
Oraz mój ulubiony akronim:
Odmiana
Poszukiwania
Olśnienia
W
Imbryku
Przygotował: K6-2440
~ Wywiad z Johnny2x4 ~
W naszej redakcji witamy pisarza kreatywnego, pełnego pasji i z wyobraźnią. Dziś o pisaniu i nie tylko, opowiedział Johnny2x4.
Onyx: Skąd bierzesz inspirację do tekstów?
Johnny: Hmm… najczęściej z obserwacji ludzi i ich zachowań. Także z własnego życia, które pozostaje dla mnie skarbnicą wielu tematów - dla przykładu teatr, reżyserowanie, aktorskie wyzwania, świat filmów, styczność z sektami czy innymi ugrupowaniami religijnymi. To wszystko ma wpływ na moje teksty i dobór tematów. Niemniej, najbardziej liczy się napotkana ludzka twarz i historia, która się za nią kryje.
Onyx: Co skłoniło Cię do pisania?
Johnny: Pasja, powołanie i chęć opowiedzenia historii, która w jakiś sposób jest dla mnie ważna. Moje motywacje zawsze były czysto ideowe: podzielić się z drugim człowiekiem tym, co mnie porusza i częstokroć boli w dzisiejszym świecie.
Onyx: Czy wierzysz w tak zwaną "wenę twórczą"?
Johnny: Wierzę w moc wyobraźni. Jak duża kreatywność, tak dużo możliwych tematów do poruszenia. Wena może i istnieje, ludzie częstokroć nazywają w ten sposób przypływ chęci do pisania - zdania płyną. Tymczasem wystarczy pisać to, co się w danym momencie czuje.
Onyx: Uchylisz rąbka tajemnicy i zdradzisz plany pisarskie na przyszłość?
Johnny: Nie mam konkretnych pisarskich planów. Prowadzę korektę swojej książki filozoficznej, która wymaga pilniejszej uwagi. Dłubię przy książce dla dzieci. No i piszę scenariusze na potrzeby swoich produkcji filmowych.
Onyx: Co uważasz za najtrudniejsze w pisaniu, a co przychodzi Ci najłatwiej?
Johnny: Najłatwiej przychodzi mi kreowanie historii i rozwiązań formalnych na potrzeby danej opowieści. Najciężej jest odrzucić pewne rzeczy, które pokochałeś, a są obiektywnie zbyteczne dla historii.
Onyx: Jesteś aktorem. Czy jako dziecko marzyłeś o tej pracy?
Johnny: Nie. Nigdy nie wiązałem z tym przyszłości. Jako dziecko marzyłem, by zostać archeologiem, tudzież filologiem polskim.
Onyx: Kiedy się odbył i jaki nosił tytuł Twój pierwszy spektakl?
Johnny: "Zupełnie inna Bajka" w reżyserii Johna Whitewooda. Premiera odbyła się 16 marca 2016 roku, jeśli dobrze pamiętam. To był mój pierwszy, poważny spektakl, do którego się dostałem po ciężkiej pracy.
Onyx: Dziękuję bardzo za ciekawą rozmowę
Przygotowała: Onyx
~
Redakcja: Onyx
Komentarze (78)
1. Fajny przepis. Widać, że Ant pisał xd
2. Mam deja vu... Czy Fantomas nie publikował już gdzieś tego artykułu? Horrory ogólnie mnie nie interesują, ale doceniam - solidna publicystyka.
3. Recenzja, która nie jest recenzją... Szacun za wzięcie na warsztat niszowego tekstu nieznanej prawie w ogóle autorki, ale nie była to przyjemna lektura. Zbyt chaotyczne i za mało konkretne jak na mój gust.
4. To już było serio ciekawe, choć nieco niechlujnie napisane. Fajny tekst, zachęca do obejrzenia filmu, choćby po to, by sprawdzić, co autor recenzji miał na myśli xd
5. No, najlepsza część tego wydania. Uśmiechnąłem się parę razy.
6. Takie trochę na zapchanie rubryki. Dość pomysłowe, acz niespecjalnie interesujące dla czytelnika. W gazecie papierowej możnaby bez żalu przejść na następną stronę...
7. Meh wywiad... Nie dość, że koleś nieaktywny od pewnego czasu na stronie, to i sama jego postać w ogóle nieciekawa. No i pytania takie trochę zbyt "bezpieczne". Możnaby coś więcej wyciągnąć.
Noo powiedzmy, że dość udany debiut. Chaotyczny, z błędami tu i ówdzie, z niekoniecznie zawsze ciekawą treścią, ale najważniejsze, że jest, że będzie i że w następnych wydaniach może, a nawet musi być lepiej.
Na gazetach ogólnie się nie znam, ale jedna rada: wolałbym, żeby nicki autorów były przed artykułami. Lepiej od początku wiedzieć kogo się czyta...
Pozdro
Błędy to głównie zasługa jednego z piszących :(
A co się tyczy skrótowców, to dopiero teraz się zorientowałem, iż sam miałem więcej zabawy w ich tworzeniu, niż gdybym na przykład czytał podobne, tylko że napisane przez kogoś innego. I do tego widzę, że objętościowo mocno zapycha to miejsce, prawie niczego nie wprowadzając. Dzięki temu może wpadnę na pomysł czegoś lepszego, co czytać się będzie równie miło jak mi to tworzyć.
Co do recenzji - lepiej zrobić o filmie mało znanym, żeby zachęcić do jego obejrzenia. Filmy znane zresztą wiele osób obejrzało.
Dziękujemy bardzo za komentarz
No - wstęp faktycznie przeoczenie, powinien być. Jest uwaga, to będzie na przyszłość.
Pozdrawiam Naczelnych i pismaków
Fragmenty z pitolenia... przecież czasami jest wesoło, dowcipnie, czemu to niewykorzystane, tylko jakieś mało istotne elementy?
To portalowa gazetka, więc jakieś fragmenty opowiadań, uznanych za dobre byłyby niezłą reklamą... jest film, o którym nikt nic nie wie.
Nawet ''gównoburze'' opisane z polotem można z zainteresowaniem przeczytać.
Być może kolejny numer będzie przełomem, czego życzę Redakcji.
Jakbyś czytała dokładnie, byś wiedziała, kto jest ?
Onyx, takie info powinno być w jednym miejscu. Kup chociażby jakiś ''dziennik codzienny'' i sprawdź.
Gazeta Obserwatora
Obserwator Lokalny
Obserwator Ludowy, zatem nie tylko L'Osservatore Romano ?
Poza tym za dużo ''obserwatora'' w życiu publicznym, żeby jeszcze na Opowi. Można coś fajnego wymyślić. Jest Was tam trochę w składzie, więc myślcie.
A tam - nie daje..., ona jest dobra, ale dla mogę nie pisać gdy atmosfera jest zagęszczona.
Elli, sorry, ale nie chce mi się z tobą kopać. To nudne...
A teraz spadam ?
Pozdrawiam ciepło :)
Na razie to taka "zakładowa broszurka", ale też nie powinna ta gazetka być za długa.
Życzę wielu ciekawych tematów, pomysłów i czytelników.
Pozdrawiam redakcję i pomysłodawców :)
Karkonosze są właśnie w Sudetach, to jedno z pasm Sudetów, zresztą najwyższe ze wszystkich. A Ślęża jest pod Wrocławiem, więc na pewno poza Sudetami właściwymi biegnącymi raczej wzdłuż granicy z Czechami, i odległość jest dość duża, choć geografowie, sam nie mam zielonego pojęcia dlaczego zaliczają Ślężę do Sudetów. To tak jakby Kopiec Kościuszki zaliczać do Tatr.
to czytało się wesoło.
Poza tym recenzje wg mnie powinny dotyczyć jakichś w miarę znanych tekstów lub takich, które poruszyły czytelników, i to wcale nie chodzi o ilość komentarzy. Takie moje zdanie.
A poza tym dobrze, ale bez szału, ale powoli, nie od razu Rzym zbudowano.
Pozdrox.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania