Poprzednie częściPisane przy kawie #1

Pisane przy kawie #7

Tęskniąc za złotym śpiewem słońca

Kołyszą mną fale brunatnych liści

Biegnących po horyzont bez końca

O minionej słodyczy nucą suche kiści

 

Relikwie z dnia gdy wyryliśmy serce

Na dębie silnym niczym niedźwiedź

Zawiązaliśmy w węzeł nasze ręce

Po czym nastała dusz spowiedź

 

Czując na pomarszczonej skórze

Smak tamtych dni tonę w ich echu

Ledwo łykając jesienne powietrze

Z dala słysze tętent ostrza w ruchu

 

Krzyk burzy jak w torturach męki

Błysk rys zaświatów nadaje glebie

Gdzie pomnik wrośnięty na wieki

W zimie ślad jak po wyrwanym zębie

 

Bezmiar wspomnień mnie porywa

Stare rany do krwi rozdrapuje chłodem

Najgłębiej skryta nie chciana wypływa

Własna pamięć zostaje mym wrogiem

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania