Poprzednie częściSmak zemsty - prolog

Smak zemsty - rozdział 34

Co za kretyni!, pomyślała Jasmine patrząc w boczną szybę, gdzie widziała odbicie zbliżającego się do niej uzbrojonego mężczyzny. Myśleli, że nie zauważy jak ją śledzą. Mylili się. Będąc policjantką nauczyła się mieć oczy dookoła głowy. Od razu spostrzegła, wyjeżdżając z parkingu firmy, jakiś obcy wóz. Postanowiła pojechać do rynsztoków, gdzie nikt by ich nie zauważył i gdzie mogłaby się dowiedzieć co oni od niej chcą. Może nawet dojść do starcia. Ale ona nie bała się tych oprychów. Nie z takimi sobie radziła podczas pracy w policji. Ci wyglądali na kompletnych bałwanów. Znała się na ludziach. Na szczęście ubrała się dzisiaj w luźne spodnie. Nie będą krępować jej ruchów. Zastanawiała się kto nasłał na nią tych idiotów. Patrick? Czyżby poznał jej tożsamość? Nie, odrzuciła tą możliwość. Nie wysyłałby jakiś półgłówków tylko sam by ją załatwił. Ewentualnie Simon wykonałby za niego brudną robotę. Więc od kogo oni są?, szukała odpowiedzi.

– No maleńka, odwróć się. – Usłyszała głos za swoimi plecami.

Postanowiła grać rolę przerażonej i zlęknionej dziewczyny. Lekko się uśmiechnęła i odwróciła się. Stanęła twarzą w twarz z mężczyzną o krótkich, ciemnych włosach lśniących od żelu. Jego strój wskazywał na to, że był kompletnie pozbawiony gustu: czarna skórzana kurtka, pod spodem hawajska koszula w wielkie kwiaty, niebieskie jeansy i białe adidasy, a na szyi tandetne złote łańcuchy. Jas powstrzymywała się od śmiechu.

– Śliczna jesteś. – Chciał dotknąć jej twarzy.

Dziewczyna wykorzystała sytuację. Mocno wykręciła mu rękę do tyłu i wyrwała pistolet. Następnie wzięła krótki zamach i uderzyła przeciwnika w splot słoneczny. Napastnik krzyknął w bólu, zgiął się wpół i upadł na kolana. Wszystko działo się w tak błyskawicznym tempie, że drugi z mężczyzn nie zdążył zareagować aby pomóc koledze. Gdy pierwszy szok minął pobiegł w kierunku Jasmine. Po drodze chciał wyciągnąć spluwę, ale nie zdążył, bo dziewczyna przestrzeliła mu kolano i upadł bez ruchu na ziemię. Ból był tak potworny, że z oczu trysnęły mu łzy. Jęknął rozpaczliwie.

– Nie mazgaj się! – krzyknęła Jas. – Chłopaki nie płaczą. A teraz rzuć w moją stronę swoją pukawkę. Tylko bez żadnych numerów.

Napastnik wyrzucił broń. Jasmine podniosła ją, a kiedy się odwróciła, zauważyła że pierwszy z mężczyzn próbuje wstać i uciec. Strzeliła. Kula o kilka centymetrów minęła jego lewe ucho.

– A ty dokąd? Imprezka się jeszcze nie rozkręciła. Pod ścianę, ale już. – Podeszła do zszokowanego osobnika i przyłożyła mu pistolet do skroni. – Kto was nasłał? – Facet milczał jak zaklęty. – Taki byłeś rozmowny, a teraz co? Zapomniałeś języka w gębie? – Skierowała lufę pistoletu do jego krocza.

– Co ty wyprawiasz?

– To co muszę. Mów, albo odstrzelę ci jaja!

– Nie zrobisz tego!

– Chcesz się przekonać? – Odbezpieczyła broń.

Mężczyzna poczuł mocniejszy ucisk na swoim przyrodzeniu. Przestraszył się nie na żarty.

– Dobrze, już dobrze. Tylko błagam, odłóż broń.

– Chyba żartujesz? Nie ma mowy. Gadaj, albo za kilka sekund z twoich klejnotów zostanie krwawa miazga. Liczę do trzech. Raz...

– Nie znam nazwiska.

– Dwa...

– Blondynka, kręcone włosy. Ma na imię Caroline. Więcej nie wiem

– Trzy... – Jas odsunęła broń. Poklepała mężczyznę po policzku. – Grzeczny chłopiec. Nie można tak od razu?

Wymierzyła cios kolanem w brzuch napastnika, a następnie wsiadła do samochodu.

– Dziękuję chłopcy za ekstra zabawę. Wasze pukawki zostawię sobie na pamiątkę. Chyba nie macie nic przeciwko temu.

Zarzuciła silnik. Wycofała auto i wyjechała zostawiając ich samych.

 

Leżała na łóżku wpatrując się w sufit. Różne myśli kłębiły jej się w głowie. Nie mogła zrozumieć, dlaczego została tak niesprawiedliwie potraktowana. Owszem, mógł ją podejrzewać o zdradę. Ona na jego miejscu pewnie też miałaby jakiś podejrzenia. Ale nie miał powodu, żeby zawieszać ją w obowiązkach służbowych. Powiedział, że nie miał wyjścia. Koleżanki i koledzy z pracy także nie mogli zrozumieć decyzji Freda. Solidaryzowali się z nią. Wiedzieli, że prędzej czy później ta sprawa się wyjaśni i Flor będzie mogła wrócić do pracy. Ale ona nie miała pewności, czy będzie tego chciała. Ten brak zaufania i podejrzenia bardzo ją zabolały. Zawsze była uczciwa. Nigdy nie wzięła żadnej łapówki, co niestety zdarzało się w dzisiejszym świecie.

Drzwi lekko skrzypnęły.

– Kochanie, zjedz coś. – George postawił na stoliku tacę z gorącą herbatą i kanapkami.

– Nie jestem głodna – odrzekła Florencia i przekręciła się na drugi bok. Patrzyła nieobecnym wzrokiem w ścianę.

Chłopak delikatnie dotknął jej ramienia. Flor poderwała się raptownie.

– Co się stało? – spytał. – Zrobiłem coś nie tak?

– Nie. Przepraszam, ale chcę być teraz sama. – Wstała i weszła do przedpokoju, gdzie zarzuciła kurtkę i wzuła buty.

– Dokąd idziesz? – George wyszedł za nią.

– Przejść się – odparła. – Świeże powietrze dobrze mi zrobi.

Kiedy wyszła mężczyzna oparł się o drzwi i ukrył twarz w dłoniach.

Boże, tak bardzo chciałbym aby nie cierpiała. To wszystko przeze mnie. To ja jestem zdrajcą, a nie Flor. Jestem draniem!

Wiedział, że znalazł się w beznadziejnej sytuacji. Jakąkolwiek decyzję podejmie poniesie porażkę: jeżeli przyzna się to straci ukochaną kobietę i wolność, a jeżeli ukryje prawdę to nie będzie się różnił od zwykłego przestępcy. Nie ma dobrego rozwiązania!

 

– Może whisky?

– Chętnie – odparł blond-włosy mężczyzna siedzący na fotelu w głębi pokoju – najlepiej z lodem.

Fred Rizon podszedł do barku. Wyjął butelkę trunku i nalał do dwóch grubych szklanek. Jedną z nich podał swemu gościowi.

– Niestety nie ma już lodu.

– Szkoda. – Mężczyzna był zawiedziony ale mimo to skosztował alkoholu.

Rizon swoją szklankę wypił jednym haustem. Nie przeszkadzało mu ostre pieczenie w gardle. Chciał w ten sposób ukoić nerwy.

– Mam wyrzuty sumienia – powiedział, siadając w drugim fotelu. – Nie powinienem...

– Przecież wiesz, że nie było innego wyjścia. Dzięki temu prawdziwy zdrajca będzie mniej ostrożny i popełni błąd. A na to czekamy.

– Może jednak Florencia powinna wiedzieć. Ufam jej...

– Wykluczone! – zaprotestował mężczyzna. – Za blisko jest z nim związana. Mogłaby go ostrzec. Miłość ogłupia.

– Może i masz rację, ale uważam, że ona nie zrobiłaby tego. Nie chcę jej stracić. Jest naprawdę dobra. Po tym wszystkim może nie zechce dla mnie pracować. Wcale bym się nie zdziwił. – Podszedł do barku i napełnił szklankę. – Ciągle nie mogę uwierzyć, że George brata się z przestępcami. Tak mu ufałem.

– Tak jak Ulissesowi? – zapytał mężczyzna opróżniając swoją szklankę.

Rizon odwrócił się.

– A co on ma z tym wspólnego?

– Odkryłem coś. Zajrzyj do teczki, którą ci przyniosłem. Powinno cię zainteresować.

Fred wziął białą teczkę. Przeglądał i przekładał różne dokumenty, marszcząc przy tym brwi.

– Nawet on! – Nie ukrywał wściekłości. – Co się dzieje z tym światem?

– Schodzi na psy i nic na to nie poradzimy.

 

Mogła mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie za swój długi język. Co ją podkusiło do tego, żeby zdradzać Edwardowi o nasłaniu zbirów na Miriam. Bardzo się zdenerwował. Wręcz się wściekł i ukarał ją. Dotknęła swej lewej nagiej piersi. Spojrzała na zaczerwienie. Jutro będzie tu siniak. Niech go szlag trafi! Następnym razem ugryzie się z język zanim coś palnie. Z łazienki wyszedł jej kochanek, już ubrany o gotowy do wyjścia.

– Do wesela się zagoi – powiedział. Nachylił się nad nią i władczo ją pocałował. – Następnym razem nic nie planuj za moimi plecami – wycedził przez zaciśnięte zęby i wyszedł.

Caroline wzięła szybki prysznic, a potem wróciła do sypialni aby poprawić skotłowaną pościel. Rozległ się dzwonek. Poszła otworzyć. W progu stała młoda kobieta o długich, lśniących blond włosach ubrana w kremowy płaszcz sięgający kolan. Jej twarz zasłaniały okulary przeciwsłoneczne.

– Witaj Carol – powiedziała kobieta odsłaniając twarz.

Caroline wybałuszyła oczy. Mało nie wyszły z orbit.

– Co ty tu robisz?

– Kopę lat, nie? – Uśmiechnęła się kobieta. – Nie przywitasz się ze mną, siostrzyczko?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolaKorman 11.10.2015
    Cieszę się z kolejnej części. Wiele się w niej wydarzyło. Zostawiam 5 i lecę dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania