Poprzednie częściSmak zemsty - prolog

Smak zemsty- rozdział 36

To już szczyt wszystkiego! Co ona sobie wyobraża u cholery? Caroline jeszcze nie ochłonęła po porannej kłótni z siostrą. Poszło, jak za dawnych czasów, o łazienkę. Barbara pluskała się w wannie ponad godzinie i Carol musiała wziąć tylko szybki prysznic, bo w przeciwnym razie spóźniłaby się do pracy. A musiała wcześniej wyjechać, żeby uniknąć korków. Nawet nie zdążyła zrobić makijażu. Postanowiła zrobić to w firmie. Stojąc naprzeciw lustra i robiąc się na bóstwo usłyszała jakieś kroki. Za jej plecami stanął Patrick.

– Witaj piękna! – Uśmiechnął się szelmowsko. – Co to za mało czasu miałaś w domu?

– Jeszcze ty mnie denerwuj!

– A cóż to? Wstałaś lewą nogą? Zaraz poprawię ci humor. – To powiedziawszy chwycił ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie. Pocałował ją władczo. Jego ręce powędrowały do jej kształtnych pośladków.

– Zwariowałeś! To damska toaleta. Jeszcze ktoś mógłby tu wejść! – Odepchnęła go gwałtownie od siebie.

– Boisz się? Myślałem, że lubisz ryzyko. To jest takie podniecające.

– Nie dla mnie – odparła. – Lepiej będzie jak najszybciej stąd wyjdziesz. Po tym co wczoraj zrobiłeś powinnam trzasnąć cię w twarz. Pokazać ci ślad jaki zostawiłeś?

– Nie histeryzuj! – skwitował Patrick i odsunął się od kochanki. – Ciesz się, że tylko na tym się skończyło. Twoja twarzyczka jest w nienaruszonym stanie. Co ci w ogóle przyszło do głowy, żeby nasyłać jakiś zbirów na Miriam nie konsultując tego ze mną? Musiałem cię ukarać! – Ścisnął ją mocniej za ramię. Syknęła z bólu. – Nigdy więcej nie działaj za moimi plecami. Czy wyraziłem się jasno? – Puścił ją i szybko wyszedł z toalety.

– Idiota! – Carol ostatni raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Kiedy przekonała się, że jej wygląd nie budził żadnych zastrzeżeń wyszła.

Oboje nie wiedzieli, że w toalecie jest ktoś jeszcze i że słyszał całą rozmowę. Z kabiny wyszła Jasmine. Uśmiechnęła się do siebie. Podejrzewała, że Caroline jest dziwką. Ale że aż taką? Zrobiło jej się żal Claudii. Ta dziewczyna nawet nie podejrzewała, że jej ukochany i przyjaciółka sypiają ze sobą. Co powinna zrobić z tą wiadomością? Powiedzieć? I tak nikt jej nie uwierzy. Postanowiła wykorzystać ten news w inny sposób, ale jeszcze nie wiedziała w jaki.

 

Flor nie wiedziała dlaczego zgodziła się na spotkanie z Fredem. Po tym co jej zrobił. Ale postanowiła wysłuchać to co miał do powiedzenia. Siedziała w ciemnym kącie sali pijąc filiżankę kawy. Rozglądała się wokół gdy do stolika podszedł jej szef i usiadł naprzeciw niej. Spojrzał nieśmiało w jej twarz.

– Dziękuję, że zechciałaś się ze mną spotkać – powiedział.

– Sama nie wiem, czy dobrze zrobiłam – odparła chłodno.

– Rozumiem twój żal. Masz prawo być na mnie zła. Ale chcę, żebyś wiedziała jedno: nie wierzę, że odpowiadasz za śmierć Juana Luny.

Florencia spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.

– Więc po jakiego licha zawieszałeś mnie w obowiązkach? Nic z tego nie rozumiem.

– Nie miałem wyjścia – odrzekł bezradnie rozkładając ręce. – To nie był mój pomysł. Rozkaz wyszedł z góry. To prowokacja. Musieliśmy to zrobić, aby prawdziwy zdrajca był mniej ostrożny.

– Wiesz kto nim jest?

– Tak – odrzekł Fred. – Nie patrz tak na mnie. Nie mogę ci powiedzieć kto nim jest, zrozum mnie. Nawet nie powinienem z tobą o tym rozmawiać. Gdyby ktoś się dowiedział, że złamałem przepisy mógłbym mieć poważne kłopoty.

– Więc dlaczego mi to mówisz? – zapytała Florencia.

– Bo cię lubię i wiem ile dla ciebie znaczy ta praca. Na pewno te oskarżenia mocno cię zabolały. Jeszcze raz cię przepraszam. Ale jak już mówiłem nie miałem wyjścia. Od początku nie podobał mi się ten pomysł.

Florencia przez chwilę siedziała w milczeniu. Odetchnęła z ulgą. Fred okazał się w porządku facetem. Mógł nadal milczeć i nic jej nie mówić o prowokacji. Ale postąpił inaczej narażając swoją karierę. Była mu bardzo wdzięczna za szczerość. Nie każdego stać by było na taki gest. Kamień spadł jej z serca. Już wiedziała, że nie jest już podejrzewana, ale nadal nie mogła wrócić do pracy. Trzeba całą sprawę doprowadzić do końca.

– Dziękuję ci, że mi o tym powiedziałeś. To dla mnie bardzo ważne.

– Domyślałem się jak się możesz czuć i dlatego zdecydowałem się wszystko ci wyznać. Mam tylko do ciebie prośbę: zachowaj to dla siebie. Nikt nie może o tym wiedzieć. Nawet George. To dla dobra śledztwa.

– Rozumiem. Nie obawiaj się. To zostanie między nami.

 

Caroline omal nie padła trupem, kiedy zobaczyła Miriam przed swoim biurkiem, kiedy przechodziła obok. Przystanęła na chwilę. To jakiś żart, myślała. Przecież miała zniknąć na zawsze. Jasmine widząc jej bladą twarz uśmiechnęła się lekko do siebie. Podeszła do niej i z troską w głosie zapytała:

– Co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.

Caroline ciągle milczała. Starała się powstrzymać wściekłość. Co za idiotka ze mnie! Straciłam mnóstwo kasy. Trzeba było samej ją załatwić, a nie wynajmować jakiegoś półgłówka.

– Dobrze się czujesz? – Usłyszała pytanie swojej rywalki.

– To nie twoja sprawa!

– Nie spodziewałaś się, że ujrzysz mnie żywą. Zrobiłam ci niespodziankę!

– Nie mam pojęcia o czym mówisz.

– Lepiej nie udawaj – odparła Jas świdrując ją wzrokiem. – Dobrze wiem, że wynajęłaś zbirów żeby mnie sprzątnęli. Wszystko mi wyśpiewali. Zastanawiasz się, jak to możliwe, że nie wącham kwiatków od spodu. Oświecę cię, żebyś nie musiała wytężać swego tępego umysłu. Znam kilka niezłych chwytów. Tyle teraz zbirów na świecie czyhających na bezbronne kobiety. – Umilkła na chwilę. – Nie rozumiem tylko jednego. Co ja ci przeszkadzam? Co ci zrobiłam?

Caroline już dłużej nie kryła się ze swoimi zamiarami. Nie było sensu. Miriam i tak ją przejrzała.

– Domyśl się skoro jesteś taka bystra. Nic ci nie świta?

– David.

– Tak. Masz się od niego odczepić raz na zawsze! Widzę jak na ciebie patrzy i jak ty się do niego mizdrzysz. Masz go zostawić w spokoju! On jest mój!

– David nie jest niczyją własnością – odparowała Jasmine. – Ma prawo spotykać się z kim chce.

– To ja będę o tym decydować. Uważaj lepiej, bo...

– Bo co? – Jas drwiąco się uśmiechnęła. – Naślesz kolejnych zbirów? Nie dam się zastraszyć. – Odeszła. Usiadła przy swoim biurku i zaczęła pisać coś na komputerze.

Caroline zacisnęła pięści. Musiała jakoś pozbyć się tej wiewióry. Ale jak? To nie będzie takie łatwe jak jej się na początku wydawało, przyznała w duchu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania