Poprzednie częściTanaga - Nadzieja Rozdział 1 cz1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Tanaga - Nadzieja Rozdział 2 cz1

Otworzył szeroko oczy. Miał na sobie tylko spodenki, jedną nogę pod śnieżnobiałą kołdrą, druga wisiała bezwładnie z łóżka. Patrzył w sufit, czuł jak jego serce chce wyrwać się z piersi. Z pokoju obok znów słychać było jęki i obijanie łóżka o ścianę. Przewrócił oczami i położył się na bok, podkładając kołdrę pod głowę. Nie mógł zrozumieć tego snu. Był dziwny i ekscytujący zarazem. Niemal czuł zapach żelu pod prysznic, którym była opatulona - limonka z bergamotką. Była dziwna, inna niż dziewczyny, które spotkał dotychczas. Młoda, niewinna, tak bardzo intrygująca. Pocałował ją, była delikatna, jej usta smakowały malinami. Poczuł jak na samo wspomnienie pobudza się, pragnął jej, chociaż wcale nie znał.

Z ciężkim westchnieniem wstał, zamknął drzwi do pokoju brata, by jęki choć trochę się uciszyły i poszedł pod prysznic. Włączył zimną wodę i wszedł pod strumień. Zachłysnął się powietrzem, jednak po chwili przyzwyczajony do temperatury, pozwolił sobie aby jego myśli i emocje uspokoiły się. Stał dłuższą chwilę pod lodowatym strumieniem, próbując zrozumieć to czego doświadczył.

Bez humoru i energii ubrał się, poszedł do kuchni. Wyjął z lodówki jogurt, awokado, jabłko i grejpfruta. Pokroił awokado i jabłka w paski, grejpfruta obrał ze skórki i również pokroił. Na patelni uprażył delikatnie plastry jabłka, na boku talerza rozprowadził jogurt. Później na przemian układał produkty, a gdy skończył zaczął robić omlet. Nie żałował bazylii, soli i pieprzu. Ułożył omlet obok tego co już zrobił, wyłączył kuchenkę, wyjął sztućce i usiadł do stołu by zjeść.

Chciał chwili spokoju, by pomyśleć i rozbudzić się po prawie w ogóle nieprzespanej nocy. Znów zaczął dokuczać mu ból głowy, jednak wizja dobrego jedzonka napawała go niewielkim optymizmem.

- Dzień dobry panu - piskliwie rzuciła Nikhita wchodząc do kuchni.

- Dla kogo dobry, dla tego dobry - odpowiedział nie patrząc nawet na nią.

- Ktoś tu bez humoru dziś. - Zaśmiała się.

- Logiczne biorąc pod uwagę jak darłaś mordę przez całą noc. - Rzucił opryskliwie, spoglądając na nią - Kurwa, ubrałabyś się chociaż.

- Wiem, że mam piękne ciało, nie musisz się wstydzić. - Rzuciła radośnie, podchodząc do niego i przejeżdżając paznokciem po jego policzku. Wstrząsnął nim dreszcz obrzydzenia.

- Masz ciało jak reszta dziwek chodzących po Gaji. Od takiej jedynie uciekać i zabieraj te łapy ode mnie - odpowiedział, zaciskając zęby i odpychając rękę dziewczyny.

- Jesteś dziwakiem.

- Wolę być dziwakiem, niż sprzedajną kurwą. Jesteś jedynie kolejną głupią zabawką mojego brata.

- Nie prawda! - krzyknęła oburzona - Daemon mnie kocha!

- On nie kocha nikogo poza sobą.

- No i tutaj się zgadzamy braciszku - powiedział radośnie Daemon, wchodząc do kuchni - A ty wypierdalaj się ubrać, suko.

- Ale Daemon… - zaczęła zszokowana.

- Raz, głucha jesteś? - powtórzył, a Nikhita powstrzymując płacz uciekła do pokoju - A ty co? - spytał, skupiając uwagę na bracie - Zaruchałbyś to może w końcu byłby z ciebie mężczyzna.

- Nie jestem tobą. Na szczęście… - dopowiedział pod nosem.

- Coś ty powiedział?

- Nic, nic braciszku - powiedział wstając od stołu - Baw się dobrze, ja dziś na szczęście stąd wybywam. - Poklepał go po ramieniu, odłożył naczynia i skierował się do pokoju.

- Jeszcze tutaj wrócisz smarkaczu. - Rzucił za nim Daemon.

- Niedoczekanie. Niedoczekanie braciszku - powiedział do siebie.

Zatrzasnął drzwi od pokoju za sobą i rozejrzał się po nim. Zostało mu parę rzeczy do spakowania. O piętnastej miał pociąg z Klerku, tam właśnie był umówiony ze swoim najlepszym przyjacielem Mikailem. Doczepił się do niego trochę na gapę, gdy on miał plan. Chciał pojechać do Wini, miasta kucharzy i karzełków. Nie byli groźni, mali, pulchni, ubóstwiający to co kochają - jedzenie. Czuł, że tam w końcu spełni marzenia. W Gaji zamiłowanie do gotowania nie było w cenie. To miasto ociekające seksem i fałszem, gdzie im gorszym jesteś człowiekiem, tym lepiej. Męczył się tu, od dziecka miał przeświadczenie, że urodził się w niewłaściwym miejscu. Tak rozmyślając dopakował resztę swoich rzeczy, posprzątał po sobie pokój i wyszedł.

Dzień był pochmurny. W jego mieście rzadko było widać słońce, o ciepłych dniach nie wspominając. Otulił się szczelniej płaszczem, zarzucił torbę na ramię i poszedł w stronę stacji Klerk. Był niczym wyrwany z innego świata, przechodząc ulicami. Co parę metrów mijał grupkę mężczyzn dealujących dragami, albo dziewczyny, które były prawie że nie ubrane, a co oznacza godność już dawno zapomniały. Szedł między tymi ludźmi, nie zwracając na nich uwagi, wiedział, że już za chwilę uwolni się z tego koszmarnego snu i tylko o tym rozmyślał. Cieszył się, że w tym całym syfie znalazł kogoś kto, podobnie jak on, był pokrzywdzony życiem w Gaji.

Dotarł na umówione miejsce dwadzieścia minut przed odjazdem. Rozejrzał się wokoło, ale nigdzie nie zauważył obecności Mikaila. Oparł się jedną nogą o murek, położył torbę obok stóp i jeszcze raz zerknął na zegarek. Wyjął papierosy z kieszeni płaszcza, włożył sobie jednego do ust i po chwili poszukiwań odpalił go zabytkową zapalniczką, którą otrzymał od dziadka. Zaciągnął się zabójczym dymem, odprężył. Był spokojny, dzieliło go niewiele od przygody, od nowych perspektyw. Cieszył się, że zostawi to miasto i swojego brata daleko za sobą. Wciąż paląc, zamknął oczy i odrzucił głowę do tyłu. Wrócił wspomnieniami do dzisiejszego snu. Do tajemniczej blondynki, którą miał przyjemność pocałować. Limonka i bergamotka… wciąż wyraźnie czuł ten zapach, pamiętał smak jej ust i przenikliwe spojrzenie jasnych oczu. Jasnych, nie niebieskich, zielonych czy szarych, po prostu jasnych, bliżej nieokreślonych. A później jej przerażenie i pobudka.

Nagle poczuł wyraźne szturchnięcie w ramię i przelatujący obok znajomy zapach trawki. Otworzył oczy zdezorientowany i ujrzał Mikaila.

- Księżna. Ruszaj dupsko, nie słyszałeś komunikatu, spóźnimy się. - Rzucił krótko i pobiegł jak strzała.

Chłopak podniósł torbę, wyrzucił papierosa, który już dawno zgasł i pobiegł w stronę właściwego peronu. Gajanie mieli jedną przydatną cechę, potrafili bardzo szybko biegać, nikt nie był w stanie im dorównać na całym świecie. Zaraz po szybkości znajdowały się kły, jednak to nie było tak bardzo imponujące biorąc pod uwagę fakt, że Gajanie byli również najlepszymi mordercami. Tutaj również mało kto mógł z nimi konkurować.

By dotrzeć na odpowiedni peron musieli po drodzę minąć jeszcze dwa oraz kasę biletową. Mikail był na przodzie, mijał już ostatni peron, gdy czekoladowy chłopiec znalazł się dopiero na pierwszym z nim. Jednak ten uśmiechnął się tylko pod nosem i przyspieszył tempa. Po drodzę wpadł na staruszkę, szybko wrócił się, pomógł jej pozbierać bagaże i niemalże nie zauważony rzucił szybko “przepraszam” i pobiegł dalej. Gdy dotarł do odpowiedniego pociągu i przedziału, Mikail był już w środku. Rozsiadł się jak pan, zarzucił nogę na nogę jak luzak i patrzył z wyższością.

- Oj kolego, kolego. Starzejesz się - powiedział radośnie, na co dostał jedynie torbą po głowie - Ej, ej, ale nie wolno bić.

- Robić sobie debila z przyjaciela też nie wolno, a jednak to robisz.

- No wiesz ty co, poczułem się urażony - odpowiedział, teatralnie biorąc rękę pod brodę i szeroko otwierając usta - Ty mi lepiej powiedz o czym tak rozmyślałeś?

- O niczym. - Stwierdził krótko, delikatnie się rumieniąc.

- Tak, tak, tak mi mów. Czy ja ci wyglądam na twojego brata? Mam zdecydowanie większy iloraz inteligencji - powiedział i zaczęli się oboje śmiać.

 

…gdzieś pomiędzy jawą, a snem…

 

Wysuszyła włosy, uczesała i ułożyła, wedle swojej fantazji. Pomalowała brwi, oczy i usta, uśmiechnęła się do swojego odbicia. Przekręciła się przed lustrem, podziwiając swoje odbicie z każdej strony, coraz bardziej i częściej pojmując, że nie jest już małą dziewczynką. Uśmiechnęła się ponownie, puściła oczko do odbicia i wyszła z łazienki. Pożegnała się szybko z Marcusem, po drodzę zabierając tosta ze stołu i wyszła naprędce do pracy.

Ubrana w sukienkę w kwiatki zbiegła po schodach, otworzyła drzwi od klatki. Uderzył w nią letni wiatr, było ciepło. Dzieci bawiły się w fontannach, młodzież jeździła na deskorolkach, rolkach, rowerach, Było radośnie, miała dziś dobry humor, rozpierała ją energia. Dzisiejszego dnia czuła, że może wszystko i żadna przeszkoda nie stanie jej na drodzę. Dotarła do klubu w ekspresowym tempie, podeszła do drzwi i na chwilę przed nimi się zatrzymała. Miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuję. Jej radosna twarz odbijała się w szybie w drzwiach, na chwilę, na malutki moment, ujrzała twarz kogoś innego. Przystojnego, młodego mężczyzny, z niebieskimi oczami i czekoladowymi włosami. Weszła do środka i uprzejmie przywitała się z ochroniarzami.

- Dzień dobry, Nel…

 

…przystanek Berdan…

 

- Nathan, Nathan! - Próbował go dobudzić, jeszcze chwila, a nie zdążą wysiąść - Nathan!

- Nel?

- Co? - zdziwił się - Romeo, rusz się, bo wysiadamy. Ostatni gwizdek!

Otworzył szeroko oczy, zdezorientowany całą sytuacją. Mikail szarpał go za ramię, gdy on w ręce trzymał swoją torbę. Kto mu ją dał? W ostatniej chwili wyskoczyli z pociągu, na rozgrzany słońcem, upalny Berdan. Stał otępiały, gdy pociąg ruszył dalej w swoją podróż. Był upał, niemiłosierny upał. Jako mieszkaniec Gaji nie był przyzwyczajony do takich temperatur i słońca. Czuł się źle. Po chwili walczenia ze sobą, podbiegł do najbliższego śmietnika i zaczął wymiotować. Opadł bezwładnie obok, usiłując wyjąć z torby butelkę wody.

- Trzymaj. - Podał wodę, patrząc z troską na przyjaciela - Wiem, że Gajanie słabo znoszą słońce, ale żeby aż tak? - zaśmiał się mimowolnie.

Mikail nigdy nie potrafił być długo poważny, choć za jego wesołym usposobieniem zawsze kryła się troska o najbliższych.

- Czep się Bidu - odpowiedział złamanym głosem, jednak z wdzięcznością przyjął pomoc kumpla i nieznacznie uśmiechnął się w podzięce.

- Uuu ktoś tu jest zły. Tak po nazwisku do mnie? Nie ładnie, nie ładnie - chrząknął, po czym dodał - Kim jest Nel? - Nathan zakrztusił się wodą. Spojrzał na przyjaciela i wzruszył ramionami - Chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz kim jest dziewczyna, przez którą prawie nie wysiedliśmy?

- Nie wiem. Wczoraj mi się przyśniła, był to… to było dziwne. Byłem u siebie, ale jakby w ogóle mnie tam nie było, byłem u niej, ale nie do końca. - I podczas gdy ruszyli w drogę, Nathan zaczął opowiadać swoją historię.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi rok temu
    Akcja zaczyna nabierać tempa. Coś czuję, że to wszystko nie będzie takie jednoznaczne.
    Ciekawy fragment→ wplot, między jawą a snem. I dialogi, takie ludzkie:)
    To jeno kilka sugestii, wiesz bez czego?:)
     
    ''Czuł, jakby serce chciało wyskoczyć z piersi
    Bez humoru i energii, założył ubranie i poszedł do kuchni.
    ...pozwolił sobie aby jego myśli i emocje wygasły.
    ...załóż chociaż coś na siebie.
    - No i tutaj jesteśmy zgodni, braciszku
    ...choć jego wesołe usposobieniu, zawsze było pełne troski o najbliższych"
    Pozdrawiam?:)
  • Kavita rok temu
    Dekaos dziękuję za wizytę. Wciąż pracuję nad tekstem, jednak cieszy mnie, że się podoba :) Miłego wieczoru

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania