TW – Dzień Maroka! – "Pan Mróz"

Postać: Pan Mróz

Miejsce: Sklep wędkarski

Zdarzenie: Bitwa na ołówki

 

Był taki czas, gdy jego osoba wzbudzała w ogarniętej ciemnotą intelektualną mieścinie powszechny szacunek. Wzór, na którym swoje życie chciały oprzeć tłumy. On o tym dobrze wiedział i potrafił to wykorzystać, wycisnąć ostatnią kroplę korzyści bez względu na cenę. Obrzydliwie poważany i w takim samym stopniu bogaty. Był ich władcą absolutnym. Posiadł ich umysły. Stali się pionkami w rekach obsypanego pieniędzmi szaleńca z obsesją na punkcie bieli. Wszystko, o czym sobie zamarzył, musiało być barwy alpejskiego śniegu, w których zakochał się przed laty. Potrafił burzyć domy, żeby robić miejsce na swoje nowe ogrody. Lament zrozpaczonych rodzin nie robił na nim wrażenia a ludzie i tak wierzyli w słuszność jego działań.

Mówiono o nim Pan Mróz. Zimna i cyniczna kreatura niezdolna do uczuć, egzystująca na cierpieniu biedoty, której możliwości intelektualne nie pozwalały na przeciwstawienie się tej zimnej dyktaturze. Wymarzeni poddani. Wpatrzeni w niego jak w obrazek, koniecznie biały na tle gór. Ale to już jednostronnie piękna przeszłość. Lud z każdym kolejnym rokiem zdawał się mądrzeć. Kolejne pokolenie uodporniło się na jego cwane zagrywki. Władza, którą posiadł malała w zastraszającym tempie. Którejś gwieździstej nocy jego śnieżnobiała willa przy głównej ulicy spłonęła. Pan Mróz uszedł z życiem dzięki swojemu lokajowi, który w porę wyprowadził go z walącego się w płomieniach domu. Sam spalił się żywcem, próbując na rozkaz uratować kolekcję białych futer. Ten cios zadany z niewiarygodną precyzją był decydujący. Kolejne lata kształtowały nowe poglądy i wartości społeczności owego miasteczka. Ludzie nie wracali już do przeszłości, żyjąc dniem dzisiejszym. Słuch po Panu Mrozie zaginął i nic nie wskazywało, że to ulegnie zmianie aż do tego zwykłego z pozoru poniedziałku po przeszło dekadzie.

Słońce górowało na widnokręgiem od kilku godzin. Miasto jeszcze zaspane mimo dopiero dźwigało się, wchodząc w rytm szarej codzienności. Tylko nieliczni żwawo podążali głównymi ulicami do pracy lub po bochen świeżego chleba. Na przedmieściach panowała jeszcze błoga noc i jedynie sklep wędkarski tuż na granicy miasteczka otwarty czekał na nowych i stałych klientów. Właściciel — starszy facet z charakterystyczna trójkątną łysiną wygrzewał się na werandzie obok wejścia w swym ulubionym bujanym fotelu.

– Dzień dobry, już otwarte? - usłyszał przez senne opary. Gdy zorientował się w sytuacji, w momencie poderwał się na równe nogi i pobiegł za ladę.

– No przecież, że otwarte. Jak nie jak tak.

– Nic nie wspomniałem, że jest zamknięte, ale mniejsza o ten detal. Ja w sprawie wędki.

– Wędki? A no tak, wędki. Sklep wędkarski to i wędki muszą być — Po jego karku spłynęły ciurkiem krople potu.

– To chyba oczywiste — Jegomość ubrany w śnieżną kreację wzbudził w sprzedawcy pewne podejrzenia, ale jego krótka pamięć uniemożliwiła dokładne rozpoznanie.

– To o co chodzi dokładnie. Naprawa, wymiana, a może jakaś bezcenna rada?

- Słyszałem, że ten sklep ma renomę w całym mieście.

– Yyy..no tak to prawda. Jestem właścicielem i mogę to potwierdzić.

– Chodzi mi o wędkę. Jestem kompletnym amatorem, jeśli chodzi o wędkowanie, ale czuje, że to jet to. To jest moja muza, której chce się oddać bez reszty — wygłosił.

Nagle sprzedawca doznał gwałtownego olśnienia. Stanął jak wryty i nie potrafił spuścić oczu z twarzy rozglądającego się po sklepie faceta.

– Pan Mróz...to on — wyszeptał do siebie.

– Jakoś nie mogę znaleźć odpowiedniej dla siebie. To zbyt ciężka praca jak dla mnie.

Właściciel pośpiesznie zaczął przeszukiwać szuflady pod ladą.

– Gdzie to jest? Kurna...

– To chyba nie jest samoobsługowy hipermarket. Co za fatalna obsługa — jęknął.

– Ty zimny skurwielu — rzucił właściciel. - Po dekadzie masz czelność wracać tu. Miałeś zdechnąć samotnie na bagnach. Każdy tego chciał, a tymczasem ty tu wracasz.

– Pamiętasz mnie. Zrobiliście największy błąd w waszym durnym żywocie, przepędzając mnie.

– Błędem było pozostawienie cię przy życiu — Facet wyjął spod lady świeżo zaostrzone ołówki techniczne i niczym rozjuszony byk ruszył w jego stronę.

Walka rozpoczęła się niczym epicka szarża husarii. Żadna ze stron nie odpuszczała. Mróz bronił się swym białym, wysadzanym diamentami ołówkiem, który zawsze nosił przy sobie. Straty każdej ze stron był równe. Nikt nie opuszczał. Śnieżna sowa kontra wściekły szczupak. Bo oszklonej gablocie spływały wąskie stróżki krwi, która tryskała wszędzie. Ostateczny cios zbliżał się coraz szybciej. Która ze stron sięgnęła po zwycięstwo? Czy Pan Mróz znalazł swoją dożywotnią Muzę, czy może skończył jako wypchana ozdoba sklepowa leniwego właściciela?

Tego wszystkiego dowiecie się państwo po reklamach.

________________________________

 

Linki:

– oryginał – http://www.opowi.pl/zalegle-tw-20-8-pan-mroz-a43654/

– idea TW 3.0 – http://www.opowi.pl/tw-30-a-czy-ty-posiadasz-wyobraznie-a44044/

– wątek na forum TW 3.0 – http://www.opowi.pl/forum/tw-30-w1079/

– najlepsze teksty TW – http://www.opowi.pl/trening-wyobrazni-najlepsze-teksty-a44045/

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania