Wtajemniczona, 15.
Sześć dni do końca sierpnia. Dziesięć dni od mojego pacałunku z Luckiem. No i wreszcie... Dziesięć dni od wejścia na inny etap naszej znajomości.
- Jedziemy do centrum kupić książki do szkoły- Dorothy weszła do salonu, akurat gdy siedziałam na kolanach u Lucka i oglądałam telewizję- Jedziecie z nami?- uśmiechnęła się na nasz widok
- Chcesz jechać do miasta?- spytał
- Tak, siedzę w domu prawie miesiąc- westchnęłam
- Wyjerdżamy jutro o dziewiątej- poinformowała nas i wyszła
Zapadło milczenie.
- Do szkoły?- spytałam w końcu
- Nie rozumiem twojego pytania?- spojrzał na mnie zaskoczony
- Wy chodzicie do szkoły?
Luck popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- A niby czemu mielibyśmy nie chodzić?
- Bo jesteście- wykonałam nieokreślony gest
- Wilkami?
Kiwnęłam głową.
- A co to ma do naszego wykrztałcenia?- spytał- Dzieci wiedzą, że nie mogą się ujawnić i tyle. Dyskrecja!
- Ale... to... takie...
- Jakie?- uniósł brew
- Dziwne- dokończyłam
Luck zaśmiał się.
- Zauważ, że byłaś porwana przez wampiry, a teraz siedzisz na kolanach wilkołaka! To nie jest dziwne?
- Może trochę- wlepiłam wzrok w rękę, która jeszcz niedawno była w usztywnieniu
Luck zaśmiał się ponownie i pocałował mnie. Długo i słodko.
- Gotowa?- spytał następnego dnia rano
- Podekscytowana- zaśmiałam się
Wyszliśmy z kuchni trzymając się za ręce.
- Vicky!- ucieszyła się Anastasja na mój widok i podbiegła do nas- Jedziesz z nami?
- Oczywiście. Jak mogłoby być inaczej?- mrugnęłam
- Masz ładne buty- wskazała na białe szpilki- Mamo... Kupisz mi takie?
- Nie- odparła Dorothy- Wsiadaj!
- Mogę jechać z Luckiem?- poprosiłam
Dorothy westchnęła.
- Luck? Weźmiesz do auta tego chochlika?
- Mogę wziąść- zaśmiał się i poszedł przełożyć fotelik do swojego czarnego Mercedesa
- Pojadę z wami- zaświergotała
- Widzę- zaśmiałam się
- Idziecie?- spytał Luck i usiadł za kierownicą
Zajełam miejsce z przodu i ku mojemu zdziwieniu, do auta wsiadł jeszcze dwóch fcetów.
Spojrzałam pytająco na Lucka.
- Ochrona, może nas ktoś zaatakować- wyjaśnił i przekręcił kluczyki w stacyjce
Ruszyliśmy.
Przed nami jechał samochód z Dorothy, Charlsem, Vasylim i Marit, a za nami wóz z ochroną. W piętnaście minut dojechaliśmy do centrum, zatrzymaliśmy się przed jakąś galerią handlową.
- My idziemy na zakupy- powiedziała Dorothy- A wy co zamierzacie zrobić?
- Może pójdziemy na lody- zaśmiał się Luck
- Spotykamy się tu punkt szesnasta!- obwieściła i z całym ,,przedszkolem" weszła do galerii
Ochroniarze poszli za nimi.
- Zostaliśmy bez przyzwoitek?- zaśmiałam się
- A potrzebujemy ich?- zażartował Luck- Co szósta osoba jaką zobaczymy to nasi ochroniarze
Opadła mi szczęka, a te zachichichotał.
- Chodź do parku!- wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą
Usiadliśmy na ławce.
- Będziemy siedzieć i patrzeć się na siebie?- spytałam, a później dostałam odpowiedź
Luck pochylił się i pocałował mnie.
- Możemy robić coś innego- zaśmiał się przy moich ustach
- Nic z tych rzeczy, Panie Wilku! Obiecałeś mi lody- odepchnęłam go delikatnie
Wzniusł oczy do nieba .
- Idziesz ze mną?- spytał
- A wiesz jakie lody mi kupić?- zaśmiałam się i wstałam z ławki
Podeszliśmy do budki z lodami.
- A więc? - Luck zerknął na mnie rozbawiony
- Czekolada- odparłam
Stanął w dość pokaźnej kolejce.
- Zmieniłam zdanie, sam sobie tu stój- powiedziałam po chwili
Pocałował mnie krótko, a ja poszłam w stronę ławki, na której wcześniej siedzieliśmy.Usiadłam na niej, a słońce dosięgnęło mojej twarzy. Zerknęłam po chwili na zegarek. Ile można kupować lody?
Westchnęłam, a później była już tylko ciemność.
Luke, czy Alex? Który lepszy? :)

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania