Z dziennika wariatki poza sezonem grzewczym

Kwiecień 28, 2020 17:20

Wczoraj przyszło „TO”. Było po dwudziestej pierwszej chyba, już, już zasypiałam. TO położyło się obok za moimi plecami. Poczułam silny nacisk i niesamowity lęk, jaki może się wyzwolić na punkcie obcego w łóżku. TO jest mocne, przybiera postać silnego mężczyzny. TO czasem gwałci, dotyka w intymne miejsca, ściąga kołdrę. Wyzwala silny lęk. Pojawiło się w tej postaci dwa lata temu w okolicach maja.

Kiedy dwa lata temu opowiadałam o TO siostrze, powiedziała że naczytałam się wierszy i działa w ten sposób moja wyobraźnia. Lekarka stwierdziła co innego: – To nie wyobraźnia, pani Agnieszko, to choroba, pani choroba.

Siostrzenica z Gdańska powiedziała, że to może być paraliż przysenny. Że w tym paraliżu człowiek właśnie doświadcza ciężaru, ktoś obok leży, ściąga kołdrę . – „To choroba twoja, ciociu” – zakończyła.

– Posłuchaj, nie jesteś nawiedzona, twoja choroba sprawia, że przychodzą do ciebie dusze – powiedział kiedyś przyjaciel Edo.

 

Nie wiem kiedy TO po raz pierwszy się odezwało... Może już w szkole podstawowej, gdy z koleżanką nie nauczyłam się recytować wiersza o ptaszkach.

Polonista mieszkał w długim, drewnianym baraku obok szkoły. W jego domu było mnóstwo kapci i butów. Wówczas TO szepnęło:

- Tutaj leżą buty z Oświęcimia.

Później TO przyszło, gdy mama dostała zawału. Była wczesna jesień. Spałam u kuzynki, której sąsiadką była pani od gruszek. Pani od gruszek zmarła kilka lat wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach. Przyjaźniła się bardzo z moją babcią. We wsi mówili, że zatruła się czadem, bo w kuchni leżały zdechłe kurczaki.

Był piękny jesienny poranek. Słońce wzeszło i przebijało przez gołe gałęzie jesionów. Już miałam skręcić do furtki, gdy nagle na podwórku pani od gruszek zobaczyłam kobiecą postać. Sunęła powoli do drogi. Ubrana była jak pani od gruszek w pomarańczowy serdak, ciemną spódnicę do połowy łydek i kozaki. Na głowie miała zieloną chustkę. Włoski na moim przedramieniu uniosły się, poczułam dotkliwe zimno prawie na całym ciele. TO szło w tym samym kierunku, co ja. Gdy doszłam do kobiecej postaci, spojrzałam szybko w jej stronę i niemal zamarłam z przerażenia, takiego widoku się nie spodziewałam: pod zieloną chustką zobaczyłam zupełnie czarną twarz. Zaczęłam szybko biec do domu. Po kilku metrach, gdy poczułam się bezpieczniej, odwróciłam się, ale „zjawy” już nie było.

Na studiach, gdy zostałam sama z bólem i cierpieniem po śmierci mamy, TO też się odezwało. Bałam się panicznie zmarłego ojca, bałam się brata, i innych mężczyzn.

To był lęk trudny nawet do opisania. Może świadkowie opisaliby wszystko na podstawie wyglądu, żałosnego zresztą wyglądu: Kobieta w wieku dwudziestu kilku lat. Chuda, ślady wyczerpania, w czarnym polarze, w podartych dżinsach. W oczach obłęd, bardzo smutna twarz. Włosy w nieładzie – krótkie ciemnobrązowe. Zagubiona w rzeczywistości, zaginiona w chaosie własnych spostrzeżeń, w głębokiej rzece omamów i urojeń. Wysyła pioruny na miasto, które jej nie chce. W torbach, walizkach innych ludzi widzi bomby, za którymi ukryła lęk.

TO „późniejsze bardziej cielesne” nie przychodziło za dnia, tylko wieczorami, albo w nocy słyszałam jak biega po dachu, czy po kuchni. Dopiero, gdy zapalałam światło, TO odchodziło.

– Co to za diabeł, który boi się światła?! Pierdol go! A jak cię gwałci, to mu powiedz, że szybko dochodzisz – mówił pewien kolega.

TO czasem się odzywa, na przykład wczoraj... Przeważnie ma czarne barwy. To mój koszmar, mój diabeł. Chyba powiem mu: „spierdalaj”, spróbuję. Gdy przelewam TO na papier, robi mi się jaśniej, podobnie, jak w wierszu Marcina Orlińskiego z tomu :”Środki doraźne”

Kwiecień 28, 2020 21:13

 

Napisał dobry kolega. Opisałam mu przypadek TO.

– Agnieszka, to mi wygląda na...

– Na schizofrenię?

– Tak, Agnieszko, tak. Musisz koniecznie skontaktować się z psychologiem.

– Myślę, że prędzej psychiatra pomoże. Potrzebne chyba jakieś leki na to świństwo.

– Chyba tak, ale koniecznie powiedz o tym swojej psycholog. Ona doradzi, co dalej z tym zrobić. – – Na pewno wymaga to leczenia, da się wyjść.

– Okej. Mam mieć z psychologiem spotkanie ósmego.

– Agnieszka, proszę skontaktuj się jak najszybciej z psychologiem!

– TO mnie prowokuje, Marku. Wstydzę się tego TO. On mnie dotyka w intymne miejsca. Czuję obce ciało obok, wszystko czuję. Boję się TO!

– TO Agnieszka jest niebezpieczne, ono może Ci nakazać inne rzeczy robić. Dzwoń do psychologa. TO odpuszcza Agnieszko, jak się go posłuchasz.

– Straszne. Strasznie smutno mi.

– Nie bój się, dasz radę, tylko skontaktuj się z psychologiem.

Zadzwoniłam do psycholog, do pani Ani. Kazała zapisywać momenty „nakręcenia”, „zdenerwowania”, ale „przed”, zanim to mnie całkowicie dopadnie. Czyli nie „po” a „przed”. Wywaliłam przed nią wszystko. Opowiedziałam o nerwach z powodu butów młodego, że dziecko nie chce się uczyć, że nie jest sumienne. Opowiedziałam o „TO”. Kazała zapisać się do psychiatry prywatnie, jeśli TO znowu przyjdzie. Ucieszyła się, że piszę.

Później znowu pisałam z dobrym kolegą. Na jego oko to musiałam mieć niemiłe przeżycia jeśli chodzi o seks. Odpisałam, że w dzieciństwie byłam świadkiem scen obscenicznych, że mama całe życie zdradzała ojca. Ja to wszystko widziałam! Na sianie, w zbożu, w krzakach, w sanatorium pod prysznicem. – Marku, mama bardzo mnie skrzywdziła.

– Wiem Agnieszko, jesteś Elektrą, nie idź tą drogą – napisał.

– A może Marku ja jestem podobna do matki i gdzieś to wypieram. Zauważ, że w moim życiu dużo mężczyzn i nie ułożyłam sobie i tak życia z tym jedynym.

– Tak, coś w tym jest i to z punktu psychologii, i z punktu biologii. Musisz dbać o swoje zdrowie, nie wkręcać się w sprawy, które spowodują cierpienie.

 

Kwiecień 29, 2020 23:05

 

Pełno we mnie wzorów niepokoju i strachu namacalnego. Momentami jestem jak słoje drzewa. Jestem jak drewno. Pocieszam się jednak, że drewno to nie skóra, nie odrośnie. Więc może mój niepokój też będzie mieć kres... Potrzebuję spokoju.

 

Maj 02, 2020 00:41

 

Tuż przed północą napisałam do dobrego kolegi, że myślę o nim.

– Agnieszko? – odpisał.

– Bardzo ciebie lubię i w wyobraźni zobaczyłam jak w miasteczku w hotelu robimy co nieco, czyli małe fiku miku. W ubraniach. Bez ciąż, bez zobowiązań, tak żeby porozmawiać i pobawić się troszkę.

– Oj, to by nie wyszło, bo ja bym musiał...

– Co byś musiał?

– Wsadzić i rozebrać cię. Niestety od seksu odwykłem.

 

– Ja też odwykłam, ale rok temu w wakacje szczytowałam, czyli leki nie mają tu znaczenia.

– Agnieszko, teraz trudno mi cokolwiek w tej zarazie powiedzieć.

– Powiedzmy, że się spotkamy w wakacje i mnie mocno, porządnie zerżniesz, okej? Jak w filmie „Niewierna”

– Dobrze, ale nic nie obiecuję. Może się uda.

– Osobiście wolałabym na tobie leżeć. Lubię czuć całe ciało mężczyzny, wszystko, pierś, brzuch, penisa, uda, łydki. Absolutnie wszystko. Taki kontakt ma dla mnie wymiar nie tylko fizyczny, ale też duchowy. Lubię poza tym dominować. Czyli ja na mężczyźnie – pokrywam go całą sobą, bym go czuła albo on cały na mnie.

– Oj na jednej pozycji by się nie skończyło.

– Myślę, że seks z normalnym, zdrowym w miarę facetem to coś cudownego. Tylko musi być też odpowiedzialność. Rozumiesz?...

– Oj rozumiem, spokojnie. Ale cię wzięło, Agnieszko.

– Bardzo cię lubię i chcę cię wycałować i się kochać.

– Być może się spotkamy, zobaczymy co będzie po pandemii.

– A teraz idź spać, bo musisz się wyspać.

– Dobranoc łobuzie, no łobuz jak nic.

– Uwielbiam, jak do mnie mówisz „łobuzie”. To dość czuły komplement.

 

Czerwiec 18, 2020 20:42

Ukryli się za ścianą lasu poeci współcześni.

Spomiędzy drzew, jak ze szczelin, wychodzą sarny. Przywieram do kory, by mogły swobodnie przejść. Robi się ciemno! Co będzie?!

Czekam na innych, których noszę jak orzechy w brzuchu. Niedługo urodzę. To będzie żołądź. Potem dopuszczę się zdrady z innym drzewem.

Czerwiec 19, 2020 08:49

Czasem trzeba się przenieść, jak koleżanka, która ucieka od mieszkania pokrytego pleśnią. Czasem trzeba przysiąść w innym miejscu. Przenieść ławkę stojącą w krzakach, by lepiej zobaczyć chmury, gwiazdy i księżyc. Nie boję się przenosin.

Uczę się malować twarze. Chwilowo wychodzą karykatury: gruby kolega jeszcze bardziej gruby, tylko twarz syna nadal szczupła, bliska i wyraźna jak moja dłoń. Maluję w ukryciu. Gdy więcej w pobliżu ludzi, ręka mimowolnie drży. Nie chcę tego za bardzo okazywać, nie wszyscy lubią takie drżące dłonie. Gdy poszłam na rozmowę kwalifikacyjną do biblioteki narodowej, podałam dłoń kierownikowi, z którym chciałam się przywitać. Wyjął z kieszeni protezę, nastąpiła chwila konsternacji.

Tomasz a Kempis pisał, żeby nie być za bardzo w dobroci pewnym, bo nie wiadomo, ile w tej dobroci wytrwasz. Taka dłoń proteza jest jak dziecko autystyczne – wystarczy przytulić niewidoczność.

Dziś koleżanka poczuła chyba zazdrość. Jej córka nie dostała, jak mój syn, czwórki z matematyki. Powiedziałam, że młody poprawiał całe półrocze, a jej córka do poprawy nie podeszła. Musimy walczyć do końca. Musimy walczyć.

Ostatnio utkwiłam w kolorach. Postanowiłam pomalować nimi skrzydła helikoptera. Gdzie polecę? Nie wiem. Oby tylko nie było więcej wypadków.

Zobaczyłam na facebooku rzeźbę. Pół kobiety bez głowy, siusiającej w leciutkim rozkroku. Nie mam nic do rzeźby. Sama nieraz gubiłam głowę.

Czerwiec 19, 2020 16:58

Wypadłam z krwiobiegu. Z krwiobiegu prozatorskiego. Kropla po kropli szły wiersze.

Wczoraj się bałam. Przyszła potworna wichura, a wraz z nią burza. Bałam się, jak kotka Burcia mojego dobrego kolegi. Bardzo.

Czerwiec 19, 2020 18:29

Nabrały kolorów pory i selery po burzy. Sałata nieco większa i mocniejsza. Marchew, buraczki przerwane. Upał. Smaży się dzień jak mucha na patelni. Skwierczy. Promienie słońca niczym odpryski wchodzą w moje włosy. Czuję, że mogę być jeszcze jasna niczym wiersze Joanny Wicherkiewicz.

– Jaki był pani tata? Znowu to samo pytanie od psycholożki.

– Widzi pani, tata siedział w ciągniku. Pojazd nie mógł ruszyć. I tak z bratem napieraliśmy na koła z tyłu. Pchaliśmy, ile się dało, z całych sił! Tak niemal przez całe życie. Aż wyrosły nam garby. Czasem wystają mi skrzela, jak u ryby na piasku, ale staram się nikomu o tym nie mówić.

Czerwiec 20, 2020 15:57

Pewna poetka pisze, że jej wiersz wszystko zniesie. A gdybym tak powiedziała: twoje wiersze wszystko zniosą. Są jak rozpieszczona przez rodzica stara panna. Wiem. To by była nadmierna złośliwość, jak ocenianie, czy ktoś jest gruby bądź chudy.

Chyba nie ma dzieł, które wszystko zniosą. Może wiele, ale nie wszystko. Pokonają żywioły i czas. Twój tomik przez miesiąc będzie cieszyć się popularnością przez kilka miesięcy, potem zapomną. Tak samo jest z nami. Słowa będą dalej przekazywane, jak w domu z przeciekającym dachem. Trzeba tylko znaleźć suche miejsce, suchą półkę. Tam położysz swoje dzieło, położysz siebie z pieczątką ostatniego słowa na ustach. Paweł Podlipniak pisał, że śmierć to miejsce, nie czas.

Jesteśmy w ciągłym poszukiwaniu miejsc. Niektóre wymagają osuszających drenów, inne nawodnienia, i cokolwiek zrobimy, to zawsze będzie sprowadzać się do poszukiwania. I to jest z jednej strony nasza nędza, z drugiej zaś wielkość.

Czerwiec 20, 2020 16:10

Dawno temu byłam liściem tataraku zasłaniającym piękny staw z nenufarami. Dziś się obnażam.

Brud za paznokciem, jako brud codzienny, i ten niewidoczny, w środku. A teraz rzuć. Jeśli nie dźwigasz, jak ja kamieni wewnątrz, wyceluj we mnie cegłą, bowiem potrafi ze mnie wyjść potwór. Uważaj. Wypatroszy. Wypatroszy cię. Gdy się pospieszysz, urodzę kamień. Będzie śliski jak ryba wydobyta z mułu. Prześliźnie się przez twoje palce i spoczniesz na nim. Ziemia się zatrzęsie. To będzie oznaczało, że jestem wolna. Poza jądrem.

Dziś zadzwonił eks. Krzyczał.

– Pycha tobą kieruje! Nic więcej. Idziesz w złym kierunku!

Wrzeszczał. Wrzeszczał i tak rozlała się pustka po polach. Umarły we mnie kuropatwy, na chwilę.

Czerwiec 20, 2020 17:21

Biegną ku mnie ciała dawnych kolegów. Zaczynamy grać w piłkę nożną.

Eks stoi za ogrodzeniem. Woła: – Głupi! Głupi biegają za piłką!

Czasem wypada być niepoważnym, by nie schylić się do poziomu błazna, który jest za bardzo poważny. Taki błazen najczęściej ma jedno oko, a to, które mu zostało, też zaczyna szwankować.

Jedno jest pewne – ze mnie poplątany kłębek. Kłębią się myśli. Muszą mi wyrosnąć mocne dłonie, by dokończyć to dzierganie piórem, które wiatr wyrwał z martwego ptaka.

Czerwiec 21, 2020 03:27

Odzywają się braki. Jestem jak sito, a może durszlak, przez który przelatują soki. To taki brak zdecydowania, brak wyboru między tym, co na durszlaku a pod nim. Czy wybrać, mocną treść, twardą konsystencję czy może sok – ciecz? A jeśli utonę?

Wychodzę nad ranem na schodki. Siadam i cieszy wzrok zieleń; studiuję w dłoniach kształt liści. Latem jestem podobna do sosen i świerków. Zielone igły trzymają się mocno. Może jeszcze kiedyś zakwitnę? Przestanę być zwykłym durszlakiem. Dziury, pełno dziur we mnie. Co jeszcze przeleci? Nie wiem. Albo trzeba je zatkać. Tak też można.

Co zrobić z eks, by nie krzyczał?

Wyślę mu list. Do koperty włożę trochę ziemi z podwórka, kilka świerkowych igieł, parę maleńkich kamieni, listek paproci oraz stokrotki. To wszystko, co mam. Czasem zamiast słów trzeba podać materię, coś namacalnego.

Rozcieram w palcach wilgotną ziemię. Ładnie pachnie.

 

Czerwiec 21, 2020 16:00

 

Ktoś powiedział, że perły przynoszą nieszczęście. Zabobon. Eks wyrywał w dniu ślubu perłę za perłą z mojego bukietu. To nas nie ocaliło, ale eks wyleczył się z przesądów. Oglądam na fejsie zdjęcie pewnej śpiewaczki – żony i spełnionej matki. W uszach ma perły.

 

Niektórzy zarzucają mi egotyzm. Nawet jeśli zaglądam do obcych głów, spotykam siebie. O czym pisać na wsi pełnej traw i pól? Wiem. Wszystko ma znaczenie. Nawet obrzydliwe skrzypce, jakimi są pękające pod stopami ślimaki. To chyba jedyna obok disco polo muzyka, której unikam.

Dlaczego piszemy? Bo ciągle ktoś lub coś nam przeszkadza. Bez przeszkód nie ma rozwoju. Gnuśniejemy, gdy mamy wszystko podane.

Nocą szczekającym psom przeszkadzają inne psy.

Nam przeszkadzają różne dźwięki. Mój pies urwał się ze smyczy. Poleciał głupek w pola i wyje do ptaków. Taki pies żyje we mnie. Jest przeszkodą. Czasem jest też krzyk dziecka. Czyli sami sobie przeszkadzamy.

 

Czerwiec 21, 2020 16:59

I znowu dziś burza, tyle że apogeum. Chyba. W deszczowej mgle świerki, sosny, brzozy i jaśmin straciły twarze. W takiej mgle nie ma mowy o twarzach. Bałam się, jak kotka Burcia.

Martwiłam o kwiaty jaśminu, które z daleka przypominają perły. Bałam się nawet o szkodliwe kolumny tui, ale też o warzywa. To nie był zwykły, ale mocny deszcz. Takiego w życiu nie widziałam.

Szynka w lodówce rozsiewa zapach. Czuć kminek, jałowiec, czosnek i pieprz ziołowy. Ale jak można piec, gdy wokół grzmoty?!

Listki warzyw przywarły do ziemi, u sałaty lekko skręcone. Mam nadzieje, że grad jej nie podziurawił. Tak się starałam, jeśli chodzi o pielęgnację.

 

Czerwiec 21, 2020 17:10

Pada. Płacze niebo, płaczą warzywa, przygięte od nadmiaru kropli do ziemi. Rzodkiewka przechyliła się na bok. Bardzo. Tylko zielony szczypior cebuli wytrwale stoi prosto, o dziwo. Jemu zawierucha nic nie zrobiła. Może dlatego, że cebula jak niebo wywołuje, szczególnie w czasie krojenia, płacz. Może cebula to siostra deszczu: i tu krople, i tam.

Kto by zastanawiał się nad tym wszystkim. Zrywamy sałatę, rzodkiewkę, kapustę. Jemy pomidory i inne warzywa, rośliny. Codziennie ktoś lub coś umiera, by inni mogli żyć. Jesteśmy. Tak, jesteśmy mordercami. Każdego dnia coś zabijamy.

 

Czerwiec 21, 2020 18:10

Tym deszczem nie należy się tak przejmować. Jeszcze rośliny ożyją, jeszcze w powietrzu będzie pląsać Łazarz.

 

Czerwiec 22, 2020 09:33

Czasem w dzień podwórko znaczą ruchliwe czarne punkciki wron. Podfruwają z kawałkami gałązek do komina. Strach pomyśleć co będzie, gdy rozpocznie się sezon grzewczy. Gdy jest kilku rożnych właścicieli komina, to nie jest dobrze. Zwłaszcza, jak trafi się dziki pod postacią czarnego ptaka. Czasem nasze uszy, mózgi, oczy wystawiamy na działanie czarnego.

Czarne są wierzeje mojej obory, jak czarne oczy głodnego dziecka. Ale od czasu do czasu widzę tam tatę – widzę w szumie wiatru, w przeciągu, który porusza starymi drzwiami. Czasem słychać klaśnięcie. Czarne są chmury i nasze charaktery, które wyzwalają grzmoty.

 

Czerwiec 22, 2020 10:05

Młody dziś oddaje podręczniki. Codziennie z czegoś się rozliczamy, przed kimś, przed sobą. Mamy własnego kierownika; dajemy mu zadania, pracę, plany do realizacji. I zadajemy sobie pytanie: Co dziś zrobiłam? Jedna mała rzecz...

Taki własny kierownik to wbrew pozorom niełatwa sprawa.

W sklepie trzeba mieć maseczki. Przez kilkanaście dni sklepowa nie upominała. Podobno kontrolę robią i sklepikarze kary płacą. Już za dobrze nam. Już, już robi się niedobrze. Znieśli obostrzenia, bo wybory. A wirus krąży.

 

Czerwiec 22, 2020 10:27

Rozlał się mój atrament, wokół czarne rzeki, czarne wstęgi pól. Tylko miejscami plamy zieleni przerzedzają ten smutny obrazek. Wielkie kamienie to szczyty gór, z których widać patchwork niższych partii.

Marzyłam w dzieciństwie, że będę pisać, ożywię rzeczy martwe. Dziś spoglądam na rower i myślę:

 

Chodź mój koniu przepiękny, pojedziemy na wichrowe wzgórza, poszukamy Heathcliffa.

 

Czerwiec 22, 2020 10:43

 

Może nie mam lekkiego życia. Nogi w betonie to nic dobrego. Ale ręce mam mocne, rozkrzewione niczym gałęzie starego drzewa, i umysł niesie daleko cichą pieśń wiatru.. 17:34zerwiec 22, 2020 17:34.

Rzeczywistość, jak rybi szkielet, leży pod płotem. Dotykam omszałych sztachet niczym świętych relikwii. Wszystko się zmieniło, mniej szarości, wokół ludzie gdzieś pędzą, tylko dom po cioci, sprzedany przez mamę, nadal szary. Może dobrze... Przecież nie będę w nim mieszkać, ja – stojąca z wmurowanymi w beton nogami.

Ten świat raczej się nie zmieni, żadna zaraza, ani strata, niczego nie da. To musiałoby dotknąć wszystkich. I co? Kto by o tym później napisał?

Ale niewykluczone, że jakiś kot policzy ofiary: pkb, stopień bezrobocia, zgony.

Od ości do ości.

 

Czerwiec 22, 2020 19:49

 

Wykończę się! Syn bez pozwolenia wziął telefon, ten wypadł mu na schodach i w dolnym, prawym rogu wyraźne linie i mała dziura. Wykończę. Znowu się nakręciłam...

Lubił robić zdjęcia chmurom. Tłumaczyłam, gdy pożyczał, żeby uważał. Dziś po raz pierwszy nie spytał i po telefonie. Słyszę głosy, rozsadzają głowę:

Pani Agnieszko, jak tam lektura transgresji? Jak transgresje? Jakie wnioski? Jak transgresje? Jak transgresje?

No, tak dzwonię. Chciałam się dowiedzieć, jak twój telefon. Tak dzwonię, tak dzwonię, tak dzwonię, tak dzwonię.

Wiesz, ona pisze tylko o starości i wyobcowaniu. Ona pisze o starości, kwiatkach, i ptaszki muszą być, ptaszki muszą być, ptaszki muszą być.

Nie mam siły. Kaput. Język na brodzie. Stary kapeć ze mnie. Nie potrafię nawet pozmywać. Wykończona jestem.

Za karę syna wyrzuciłam do pielenia jabłoni.

Ciasto drożdżowe stygnie. Mój mózg chyba się zagotował, napęczniał jak to ciasto, i tylko głosy:

No, on od małego nie szanował rzeczy i teraz są tego efekty. Nie szanował rzeczy, nie szanował rzeczy, nie szanował.

Nieeeee!!!

Chyba poczytam coś dobrego. E. Dickinson nie mogę znaleźć. Wezmę Grochowiaka. Tylko gdzie ta Emily?

 

Czerwiec 22, 2020 22:37

 

Bliski człowiek, ten, który nazywa mnie jaskółczym umysłem, przed chwilą napisał, że z Janion to jednak bardziej skomplikowana sprawa. Prawdą jest, że w szóstej klasie musiała siedzieć po raz drugi, z tego, co wiem. I bliski człowiek napisał, że ona jest skomplikowana! No! Łobuz! Jak mógł dać lizaka i tak zaraz zabrać?! Tfu! Na psa urok! Chlust święconą wodą na diabła! Ale obłaskawił, obiecał zadzwonić w czwartek. Jeszcze porozmawiamy o Janion.

Tak sobie myślę i myślę. Są takie świnie chodzące po świecie. W PRLu liczne przywileje, mordy u koryta... A tu raptem chodzi taka świnia z tamtych lat i pieprzy farmazony o patriotyźmie, Bogu i kościele. Nagle się nawrócił. Oportuniści!

Moja ciotka kiedyś powiedziała: – Twój tata się mylił. Chodziliśmy z wujkiem do kościoła. Ja bałam się dyrektora. Nawet nie wiesz, co w pracy przeżywałam, kochana.

Świnie zawsze były i będą. Będą towarzysz(yły). Taki człowieczy los.

Do drugiego znajomego przychodzą zmarli i z nim rozmawiają. Znajomy ma brata, ale o zmarłych bratu nie mówi, bo się boi, że spotkają go kraty.

Podobno jego nieżyjący ojciec siada w kuchni i popija herbatkę z cytryną.

Pytam, czy na serio on tak pije tę herbatę i doradzam znajomemu, aby policzył saszetki i zważył cytrynę oraz cukier.

Śmiejemy się.

 

Czerwiec 22, 2020 22:47

Znajomy opowiada, że pewna bogata właścicielka kamienicy z wielkiego miasta przychodziła do jego mamy krawcowej. Mama szyła bogatej stroje, a pani rozebrana do bielizny, delektowała się swoim ciałem i siedząc wytwornie na krześle, powtarzała z dumą: – No nic, tylko pieścić i pieścić.

 

Czerwiec 22, 2020 23:05

Około trzynastej zadzwoniłam do pewnej biblioteki. Przedstawiłam się grzecznie i zapytałam o Zafona.

– Czy to się pisze przez fał? – usłyszałam po drugiej stronie.

Dobrze, że nie powiedziała Dawid przez fał! Ręce opadają. Ciągle to samo. Wujek, ciocia, brat, szwagierka, siostra , syn, córeczka, siostrzenica. Ludzie! O, ludzie!

 

Czerwiec 22, 2020 23:34

A teraz na dzikich polach kventiaxu odpływam...

 

Czerwiec 23, 2020 18:55

Dziś przyjechało kilku mężczyzn w pomarańczowych kaskach przyciąć świerki pod linią napięcia, wzdłuż mojego ogrodzenia. Dwa z nich pokiereszowali – zbyt mocna to była przycinka. Teraz wyglądają jak małe dziewczynki, którym za krótko przystrzyżono włosy. Co zrobić... Najpierw szło dobrze, ale przy czwartym świerku, tuż obok dziewczynek, nastąpiła zmiana: zaczął ścinać jakiś młody, chudy facet i dziewczynom się dostało.

Niektórzy to mają, oprócz braku doświadczenia, ewidentny brak wyobraźni. I stoją płaczące dziewczynki, że grzywka za krótka, i za uszami wygolone. A chudy za uszami nie ma. Tak to jest na tym świecie.

Synku, świat jest niesprawiedliwy.

 

Przyjechała przyjaciółka. Przywiozła słoik frużeliny truskawkowej. Takich cudów jeszcze nie jadłam. Wypożyczyła na moje nazwisko Zafona i Murakamiego w pobliskim miasteczku.

Młody jest na wieczorku pożegnalnym siódmej klasy. Dziś przed południem trenował przekazanie sztandaru, taka próba przed zakończeniem roku szkolnego. Szczotka robiła za sztandar. Teraz odpoczywam. Czytam "moja" Romana Honeta.

Honet lekki nie jest, tak samo jak Norwid, ale wolę Romana. Cóż za wyobraźnia. Nie nadążam za mnogością rekwizytów. Ale to nic. Taka głupia przyjemność sado-maso. Przypomina mi Julię Fiedorczuk. Trzeba ich czuć, szczególnie "Psalmy" Fiedorczuk. Tak więc mam Murakamiego z biblioteki "Kafka nad morzem" i "Cień wiatru" Zafona. Podobno ludzie „kafką” zachwyceni. Przyznam szczerze, że za prozą współczesną nie przepadam. Śp. Poeta, Marek Kołodziejski, pisał, że życie jest zbyt krótkie, aby tracić czas na czytanie marnych książek. Marek czytał przeważnie poezje i eseje. Szczególnie zainteresowany był poezją lingwistyczną. Zobaczę, co mi z tego Murakamiego wyjdzie...

Marzą się czasy, gdy mieliśmy ciągnik, było więcej ziemi. Mama sprzedawała truskawki, kapustę. Czego ona nie miała. Na podwórku mnóstwo ptactwa. Nawet indyki, gęsi i perliczki odzywały się donośnie. Jednym słowem prawie jak u Pana Tadeusza.

Mama mówiła: – Dziś kukuś (czyli ja) przyjeżdża. Muszę narobić pierogów.

A teraz co? Wrrrrroooooonnnnyyyyy.

 

Czerwiec 23, 2020 19:24

Dzień ojca. Napisałam o nim wiele. Więcej niż go znałam, niż miałam z nim do czynienia. Nie przychodzi od lat. Trudno. Młody zadzwonił do taty rano z życzeniami.

Po południu kuzynka jechała z piwoniami na cmentarz. Stałam przy płocie. Powiedziała: – Cześć.

Gdy wracam ze sklepu, odprowadza mnie do domu zapach piwonii z mojego ogródka. Stara, dawna odmiana po mamie. Teraz takich piwonii raczej nie ma. Owszem, ładne, jakieś dziwne mieszanki, ale takie jakieś bezzapachowe, bez mocy.

 

Czerwiec 23, 2020 19:39

Tata to historia. Tata to olbrzymi świerk w moim ogrodzie. Fundamenty. Piwnica. Marzenia o pokoju mieszkalnym na górze. Marzenia o pokoju w ogóle.

Trociny i stary dach, i jego pieśń codziennie nad ranem. Tata to moc i ukojenie, rozłożyste jesiony.

 

Przez podwórko przeszło wielu ludzi. Podwórko – mapa wgłębień i bruzd. Wzlotów, upadków. Podwórko to stary człowiek z dzieckiem przyciśniętym do piersi. Mapa mgieł, szepty murów. Taniec, zieleń i biel. To schody przed domem, i ja na nich, mała, z szeleszczącymi od piasku truskawkami.

– Co by pani powiedziała tacie? – gdzieś odzywa się głos psycholożki.

– Nic. To jest chyba szczęście... – Nic, a po nim kilka łez w ukryciu.

 

Czerwiec 24, 2020 21:09

 

Przed południem pojechałam z przyjaciółką do pobliskiego hipermarketu.

Po sklepie zaczęła biegać chuda kierowniczka. Weszła nawet między regały, tam, gdzie stałam z wózkiem. Istna osa – pss, pss, pss. Nie dość, że maseczki, w których ciężko oddychać, to jeszcze osa lata po sklepie. Coś podobnego? Już się zaczęłam obawiać, że dosiadły mnie urojenia ksobne (niewykluczone). Gdy zbliżałam się do półki z pieczywem, mimochodem zerknęłam na latającą. Oparła się o jedną z zamrażarek i zaczęła mnie obserwować. Brr... co za dziwne uczucie.

Zawsze, odkąd sięgam pamięcią, byłam na celowniku. W Warszawie, gdy mieszkałam u cioci Zosi, miałam podobno trzech kochanków, a w rzeczywistości byłam dziewicą.

Umierałam też kilka razy. Podobno dopadła białaczka, bo chuda i blada. Innym razem przyszyto łatkę psychicznej, gdyż uprawiałam biegi. I wciąż jakieś bzdury, wymyślone historie.

– Wyróżniasz się w tłumie – powiedziała kiedyś z uśmiechem koleżanka, której nie lubiłam. Hmm...

Gdybym nie popełniła tylu błędów, może nie znalazłabym się tu, gdzie jestem. A gdzie?

Teraz moim podłożem jest góra popiołu. Okropna to góra. Łącznikiem są zwykłe wiadra. Codziennie ją powiększam.

W podstawówce byłam bardzo dobra z rosyjskiego. Teraz bym wybrała inną szkołę średnią. Może byłabym tłumaczką w jakiejś gazecie, korektorką w redakcji... Ech... można pomarzyć. Iluzja.

 

Czerwiec 26, 2020 16:04

Boję się, że w dobie pandemii wiele pism literackich straci poczucie sensu. Kultura i turystyka z gastronomią chyba najbardziej cierpią.

– A jak mleczarnię zamkną, bo kierowca zachoruje, to mleko do rowu trzeba będzie mi wylać. Ja też się boję! – powiedziała koleżanka rolniczka.

 

Wiatr unosi firanki w kuchni i w pokoju. Tańczą w moim skromnym domu. Młody pojechał do taty na parę dni. Czasem fajnie się rozstać, poczuć tęsknotę i nabrać dystansu. Do wszystkiego.

Jestem właścicielką niespokojnego umysłu. Tu i tam lecę. Czasem zapukam, gdzieś zawołam. Ale w redakcji pewnego pisma mam przechlapane, bo zadałam pytanie, czy mają jakiegoś kozła z jajami od prozy. Sama sobie potrafię zaszkodzić, a przecież kultury nigdy dość! Chyba pycha mną zawładnęła, gdy to pisałam. Albo głupota...

 

Czerwiec 26, 2020 16:23

Może i niewiele osiągnęłam, bo cóż to za sztuka stanąć na górze z popiołu. Szczególnie, gdy jest twarda i zbita pod wpływem promieniowania słonecznego czy mrozu. Ale znam szept murów na moim podwórku, lubię słuchać szumu wiatru w gałęziach sosen i świerków oraz śpiewu ptaków.

Kogucia muzyka nad ranem wywołuje rozrzewnienie, tylko już samotna ze łzami nie siadam na parapecie, jak w dzieciństwie. Teraz otwieram szeroko drzwi pierwszym promieniom słońca. Porywa śpiew koguciej muzyki niczym preludium Chopina.

Czasem myślę, że mam piękny umysł, innym razem na głowie widnieje kołtun z piętrami emocji, różnych myśli – taki nietypowy kołtun, bo kolorowy, niemal jak tęcza. To taka moja skaza poniekąd, chyba nauczyłam się z nią żyć. Dziś zobaczyłam na głowie kokon. Może powstanie motyl: piękny, ulotny, a czasem lekkomyślny.

 

Czerwiec 26, 2020 16:39

 

Dziś na zakończenie roku przyjechał eks. Powiedział, że słucha Jezusa, a Jezus kazał upominać brata, który źle kroczy. Powołał się na ewangelię wg św. Mateusza – rozdział osiemnasty, wers piętnasty.

Mówię żeby czytał dalej.

– A po co?! – on na to.

– Czytaj! – krzyknęłam. Zaczął o świadkach.

– Aha – mówię. – Czyli trzeba wspomóc się innymi, żeby czegoś dowieść? Przecież to słabość, a z drugiej strony poczucie wyższości i dwulicowość na siłę coś udowadniać i szukać wspomożycieli.

– Idź, idź, szatan przez ciebie przemawia! – krzyknął.

Uff. Teraz odpoczywam. Od młodego, od eks. Zawsze, gdy przyjeżdża, nie może obyć się bez rozmów religijnych niestety i polityki.

 

Ukrop na dworze. Wieczorem zrelaksuję się przy pieleniu.

 

Czerwiec 26, 2020 16:47

Muszę popracować nad sobą, bo chyba za dużo krytykuję, jęczę niemal. Tak, wiem, jest wciąż góra z popiołem, z której wiatr podnosi drobinki. Szare ziarenka unoszą się w powietrzu, dotykają oczu i nieraz trudno cokolwiek ujrzeć.

 

Czerwiec 26, 2020 16:55

Dziś zadzwonię do bliskiego znajomego, który nazywa mnie jaskółczym umysłem. Jeszcze trzeba opielić sosenkę kalifornijską i piwonie. Zwiędły. Takie można już dotykać, jak prawdziwą staruszkę, której nic i nikt nie dotknie. Młoda zawsze obawia się o urodę, opinię kolegów, koleżanek. Najlepiej mają staruszki – dotyczy to kobiet, jak i mężczyzn – z dziecięctwem w środku. Ich serce i umysł wrażliwe. Wrażliwe, a zarazem twarde jak drewno jesionu. Choć nierzadko są to serca targane złym losem, płaczące, jakby były jeszcze świeżym, mokrym drzewem.

 

Od dzieciństwa ze mnie taka mała – stara. Nie jest tak, że mi łatwo. Choroba naprawdę czasem bardzo przeszkadza w czynnościach życia codziennego, ale walczę, i "łaskawa wypuszczam skowronka z rękawa".

 

Czerwiec 26, 2020 18:29

Odnośnie świń – chodzą po świecie i spoglądają na płaczących. One wiedzą, że mokre drzewo jesionu najłatwiej się tnie. Przechodzą do ataku. Z takimi świniami jednak trzeba uważać: są bardzo inteligentne i potrafią wbić kły niczym dzik.

 

Czerwiec 27, 2020 07:33

Wczoraj późnym wieczorem zadzwonił syn.

– Burzy nie ma i nie było – powiedziałam.

– Skąd wiesz, że chciałem zapytać o nią?

– Ja wszystko wiem – uśmiechnęłam się.

 

Nie ma burzy. Nie ma eks. Nie ma burzy.

Ale porównał mnie z szatanem. Lekka przesada.

Nie zadzwoniłam do bliskiego znajomego. Miałam odpłynąć na pokładzie jego słów? Przykro by mu było, gdybym nagle zaczęła ziewać. Po pieleniu nie miałam już sił. Oczy się kleiły. Nawet nie mogłam poczytać „Kwartalnika artystycznego”.

Młodego nie ma. Ugotowałam gar młodej kapusty. Na trzy dni obiad z głowy.

Trzeba pamiętać też o złomie. O złomie słów. Przycinać, gdzie się da i kroić jak masło nożem

Czerwiec 27, 2020 08:06

Weszłam na pewien portal psychologiczny. Kliknęlam na ikonkę " katharsis " . – Nie! – krzyknęłam – To patologia! Dziękuję bardzo.

 

Czerwiec 27, 2020 09:39

Najgorsze są poprawki, jesli chodzi o tekst, ten szlif i dopieszczanie. Choć z tym ostatnim trzeba uważać, by nie przedobrzyć, nie stracić ducha i stylu. Ale też najgorsze poprawki są te życiowe. Dociera smutna prawda o mizerii życia.

 

Czerwiec 27, 2020 09:46

Słońce wyszło. Mocne. Nici z pielenia. Moje leki nieładnie się zabawiają z promieniami słonecznymi. Zachodzi dziwny proces. Twarz moja robi się czerwona na słońcu. To tak, jakby ktoś powiedział, spoglądając na popołudniowe słońce: - Patrz jaki piękny zachód mamy.

Przez wiele ograniczeń przeskakuję jak przez płotki, ale nie wszystkie pagórki daje się pokonać. Teraz najbardziej boję się o przyszłość, o pracę, ale też boję się ciężkiej pracy fizycznej. Zawsze byłam delikatna i wątła

 

Czerwiec 27, 2020 11:54

Są wiersze głębokie jak oceany, w nie spadają jak kropla po kropli cudowne wersy: podpływam do nich. Ale są też teksty kałuże.

Gdziekolwiek bym się znalazła na dnie oceanu, czy w kałuży, z maleńkiej łodzi poeci wyrzucają linę, której desperacko się chwytam.

 

Czerwiec 28, 2020 16:23

 

Nie wyobrażam sobie świata bez ludzi. Wchodzę w różne interakcje. Czasem zaiskrzy jak między rybami, szczególnie piłami. Czasem powiew chłodu. Ten najbardziej boli, bardziej niż milczenie - złoto, ale też dziecko pogardy. Chłód przenika do szpiku kości. Boli. Najmocniej.

Dobry znajomy powiedział, że nie będzie rozczulać się nad poezją współczesną, bo nic dobrego nie znalazł. Jego zdaniem dobra poezja zakończyła się na Broniewskim, a... i jeszcze Grochowiakiem się zachwyca. Szkoda.

 

Syna nie ma. Ale w myślach czuję jego zapach, czuję jego obecność.

Dostał perfumy ostatnio od taty na dzień dziecka. Już się goli i sam umie wiązać krawat - bardzo porządnie. Na czternaście lat to i tak nieźle.

Widzę go jak zdejmuje bieliznę ze sznurka, gdy prasuje koszule, czyści piec i piecze ciasto, albo kosi trawę.

 

Czerwiec 28, 2020 16:38

 

Moja góra z popiołu nie jest do końca taka przeciętna.

Wiadra służą. Czasem schylam się nad nimi i słyszę głos:

– Niech pani krzyczy, pani Agnieszko. Niech pani krzyczy.

To jest jak z chorym dzieckiem w szpitalu. Matka nie powinna zabraniać mu krzyczeć.

 

Czerwiec 28, 2020 17:04

 

Ziemio – matko moja. Przesypuję cię z dłoni do dłoni.

Rozcieram. Jeszcze wiele miejsc nieprzekopanych jeszcze wiele cmentarzy przykrytych lasami. Matko...

 

Czerwiec 28, 2020 19:25

 

Wszystko jest ważne, każda chwila. Kanapka z sałaty, pomidora ze szczypiorem też ważna. Jaka cudna taka kanapka. Jest jak mój umysł czasami. I nagle wszystko staje w gardle, bo widzę śmiertelnie wychudzoną dziewczynkę z murzyńskiej miejscowości. Leży w niebieskiej misce z kończynami w przykurczu. Wszystko staje... w gardle...

 

Czerwiec 29, 2020 10:05

 

Przyszły: " Mordercze ballady" Marty Podgórnik.

Pewnie nie tylko Podgórnik się pojawi w moim pisaniu; powstaje wiele imion, nazwisk nawet tych, których już się nie pamięta. Rodzą się publiczne dopowiedzenia.

Byłam u sąsiadki. Jej wnuk uwielbia czarną porzeczkę z cukrem. Ja w jego wieku uwielbiałam truskawki z cukrem.

W dzieciństwie zakradłam się na pole truskawkowe sąsiada. Czołgałam się, jak na polu bitwy. Niczego nie znalazłam. Przed Bogiem nie ma niesprawiedliwości. Zapadł zmierzch.

Czerwiec 29, 2020 11:07

Mój syn czasem mówi: - Jak ty sobie poradzisz beze mnie?

Jestem jak pies przywiązana łańcuchem do rzeczywistości syna. W naszym domu on jest panem. Czasem pozwala mi pobiegać daleko.

 

Czerwiec 30, 2020 20:23

Nie jest dobrze. Dziś dostałam przykrą wiadomość na fecebooku. Nikt jeszcze tak mnie nie wyzwał. Przyszedł zły. Włożył drewnianą łyżkę do mojego gardła. Zaczęłam krzyczeć i pluć krwią. Napęczniałam niczym balon. Całą mną zawładnął lęk. Bałam się, jak kotka Burcia dobrego kolegi. I nagle poleciałam wysoko, wysoko pod sufit. Straciłam grunt pod nogami.

Zaczęło schodzić powietrze powoli. Panika osiągnęła apogeum. I tak oto dziś upadłam na drewnianą podłogę. Tylko to nie ciało wpierw, a dusza bolała. Muszę uważać. Chyba za bardzo się odkrywam. W sieci dużo nieleczonych świrów.

Brat wczoraj przyjechał. Zaraz go odwiedzi kolega.

Brat powiedział: "Kolega się obronił. Znaczy pracę magisterską obronił. Wreszcie"

 

Czerwiec 30, 2020 20:36

Młody wybrał trzy szkoły. Technikum informatyczne mechatroniczne i liceum o profilu matematyczno informatyczno fizycznym. Ciekawe gdzie się dostanie...

 

Czerwiec 30, 2020 22:26

Mój dom... Przypomina naczynia w układzie krwionośnym. Pokoje kuchnię i inne pomieszczenia wypełniają linie i różne kreski . Czasem wchodzę w kreski i inni mnie nie widzą i ja ich też nie widzę. Płynę po rzece krwi, ale nie tonę.

Gdybym miała możliwość, wybrałabym góry. Tam bym leżała pod gwiaździstym niebem.

 

Czerwiec 30, 2020 23:20

Rogal księżyca uspokaja. Nad brzozami zawisła biała chmurka. Ciekawe kto w niej mieszka...

Czy zawsze musi mnie coś spotkać, dotknąć? Po co? Dlaczego?

Zły przyszedł i strącił w przepaść. Albo to jakiś bardzo zły człowiek albo chory i nie leczony.

 

Czerwiec 30, 2020 23:54

Znowu się pobrudziłam wierszami w necie i on musiał mnie znaleźć.

Wszędzie widzę dzikie wino i powój. Słyszę uspokajające głosy:

- Pani Agnieszko. Niech pani zrobi wdech i wydech. Pani Agnieszko niech pani zobaczy, jaka wspaniała jest piana w misce do zmywania. Woda ciepła, przyjemna; bąbelki piany osiadają na dłoniach. Mają duże, kolorowe oczy. Jak błyszczą cudownie szklanki na suszarce. Ciepło z dłoni rozchodzi się do całego ciała. Teraz jest pani cała ciepła, jak woda w misce. Czy pani czuje ten wspaniały ciepły jeszcze brzeg talerza? Proszę niech pani dotknie szklankę spróbuje włożyć w nią dłoń. Ona jest pani, tylko pani.

 

Pomyślę o czymś przyjemnym. To będzie....

Sernik w kratkę mojej mamy. Z masłem i pysznym tłustym twarogiem. Nigdy nie udało mi się zrobić takiego.

 

Lipiec 01, 2020 05:15

Boże, o Boże, ześlij mi obraz noża tępionego rdzą, ześlij. Schowam go w ukryciu do piwnicy, gdzie w węglu kiełkuje pszenica.

Schowam tak, żeby żadne dziecko nigdy go nie dotknęło...

 

Lipiec 03, 2020 21:36

Mój niespokojny umysł potrafi wiele zarejestrować. Czasem gdy przeglądam się w lustrze, widzę na głowie wiele maleńkich twarzy zamiast loków. Niektóre wykrzywione w sardonicznym uśmiechu, inne smutne, albo też spokojne. Hoduję je jak ptaki. Uwiły we mnie gniazdo.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania