Z rozmaitości Czarownika Fabloka - Wiocha ofiarna

 Wiocha to była zapuszczona, a ludzie w niej skarlali cieleśnie i moralnie. Chaty ulepione z czego popadło, zapadające się w sobie, ustawione w dwóch rzędach, pomiędzy którymi biegła droga, - błotnista, pełna nieczystości i fekaliów nie tylko zwierząt. Fablok był przekonany, że tamten wieśniak nie pochodził stąd i nie był ichniejszy. Niewiele miał wspólnego ze zgarbionymi brudasami powłóczącymi nogami o krzywych nosach i twarzach wychudzonych do granic. Wszędzie smród, pełno much, a w jednym miejscu, na skraju wsi, oddalonym nieco od zabudowań mieszkalnych ulokowali wieśniacy placyk ogrodzony drewnianym płotem z jedną furtką od strony lasu. Stamtąd najgorsze zapachy dochodziły, lecz czarownik nie miał zamiaru sprawdzać, czemu tak się dzieje. Zamiast tego, zważając na wszędobylskie fekalia, przeszedł przez wioskę i dotarł do położonej mniej więcej na środku studni. Zaczerpnął z wyskrobanego w bali poidła wody, a kiedy zimny płyn muskał jego przełyk, czarownik czuł, jak siły powoli wracają. Zmierzchało, więc nie było rozsądnym iść dalej od tak. Postanowił Fablok przenocować w wiosce, choć wieśniacy już odkąd tylko pojawił się na trakcie w polu ich widzenia, poczęli mamrotać coś, wytykać palcami, a zgraja przygłupich bachorów biegała w rozsądnej odległości, próbując znienacka obrzucić nieznajomego gównem.

Czarownik usiadł na pniaku leżącym obok poidła. Starał się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z tubylcami. Wszyscy wyglądali jak stworzeni z jednej gliny – słabej i cuchnącej. Jeden jednak mieszkaniec tej opuszczonej przez wszystkich bogów wiochy zdawał się uchodzić za człowieka bardziej oświeconego. Podszedł do czarownika, nie wiadomo skąd, ale wyglądał na godnego.

– Czego tu szukasz, czarowniku? – zapytał.

– Skąd ci do głowy przyszło, że jestem czarownikiem?

– Przeczucie, ono nie zawodzi mnie nigdy.

– Idę przed siebie, ale zmierzcha i schronienia na noc szukam.

Tubylec wyglądał na niepocieszonego.

– Złą noc wybrałeś, czarowniku, aby tu zostać.

– Czy to oznacza, że mam udać się w marsz z miejsca?

– Jeśli taka twoja wola. Jeśli zaś naprawdę potrzebujesz schronienia, chodź do mnie, ale ostrzegam, ta noc nie będzie zwykłą.

Wieśniak zaprowadził czarownika do swojej chaty, tak samo biednej jak pozostałem, z jednym tylko pomieszczeniem, w którym na środku tlił się żar niedogaszonego ogniska. Tubylec zaryglował drzwi, zasunął zasuwę na otwór okienny i usiadł po drugiej stronie pomieszczenia, naprzeciwko gościa.

– A więc, co takiego niezwykłego stanie się tej nocy?

– Po co ci to wiedzieć? Idź spać, czarowniku, a rankiem ruszaj w drogę.

Fablok niechętnie ułożył się na zimnej klepce, pod głową mając wypchany suchą trawą worek.

– Składacie ofiarę bóstwom? – zapytał, chcąc w ten sposób wymusić na tubylcu zamiary wioski w nocy.

– Jeśli tak to nazywasz, owszem. Ale nie ja. Oni.

– Nie jesteś tutejszy?

– Nie, mieszkam tu od dawna, ale przybyłem z innych stron.

– Jesteś bardziej oświecony niż oni.

– Są pod wpływem tego, co mieszka w Jarze, a co wysysa z nich zdolności myślenia. Każde kolejne pokolenie jest durniejsze od poprzedniego.

Fablok aż na powrót usiadł z ciekawości.

– Czy to jakiś stwór?

– Nic mi nie wiadomo o nim.

– A ofiary?

– Jak na wędrowca zadajesz dużo pytań. Skoro i tak jutro znikniesz, na co ci ta wiedza, krnąbrny czarowniku?

Czarownik ugryzł się w język przy odpowiedzi, która gdyby padła, byłaby kolejnym pytaniem. Zamiast tego spojrzał jeszcze raz po wnętrzu chaty, starając się przy tym nie darzyć gospodarza wzrokiem odrazy.

– Biedne włości, ale własne – wyjaśnił, jakby czytając ze spojrzenia czarownika. – Kiedyś nie miałem nic, dlatego teraz każdy skrawek własnego miejsca jest dla mnie cenniejszy niż najcenniejsze kruszce.

– Skoro już mnie zaprosiłeś na nocleg…

– Nie obiecuj sobie po tym nic wielkiego, czarowniku. Jestem łaskawy dla potrzebujących. Ty na takiego mi wyglądałeś, ot i cała sprawa.

– Myślę, że przebywasz w tej wiosce wystarczająco długo, żeby powiedzieć mi coś o tutejszych zwyczajach.

Gospodarz przełknął ślinę i spojrzał na gorejące ostatkiem sił ognisko.

– Nie mam z tym nic wspólnego. Ale skoro chcesz, użyj magii i wyciągnij ze mnie wszystko.

– Nie będzie potrzeba.

– Owszem, jeśli pragniesz wiedzieć więcej – będzie.

 

                                                                    ***

 

Nie przypuszczał, że zasnął, dopóki nie otworzył ponownie oczu. Wszędzie jedynie ciemność, zapach spalonego dawno drewna. Czuł narastający, pulsujący niczym podziemne cieki wodne ból w skroniach. Ciągle był w chacie, słyszał gwar dochodzący z zewnątrz. Dźwignął się z klepki i omackiem odnalazł rygiel drzwi, Otworzył je i ujrzał wieśniaków maszerujących w blasku pochodni na drugi koniec wsi. Tak samo skarlali, zgarbieni i cuchnący szli gęsiego, trącając biegające wokoło bachory. Kilkoro z nich wtargnęło pod nogi tłumu, a ten nie bacząc na przeszkody, zdeptał małe, głupiutkie ciałka, z których jęk bólu wydobywał się cicho, wręcz niezauważalnie w gwarze przeraźliwych okrzyków.

Czarownik począł iść za tłumem, lecz w rozsądnej odległości. Wszyscy zatrzymali się tam, skąd najgorszy smród we wsi brał swój początek. Wieśniacy ustawili się w półkolu i czekali. W końcu nadeszła postać, ludzka, znajoma Fablokowi. Czarownik rozpoznał w niej gospodarza chaty, w której miał nocować. Ten nie zauważył swego gościa, za to począł wyciągać z ogrodzonego poletka martwe ciała dzieci, napuchnięte, sine i pełne robactwa wszelakiego.

Fablok obserwował to przedstawienie z żywym zainteresowaniem. Niebo, choć nocne jaśniało girlandami gwiazd. W końcu o to mężczyzna, unosząc ciało martwe, zaryczał niczym najgorsze monstrum plugawe i w jednej tylko chwili napęczniał, zwiększył swój rozmiar po czterykroć, a twarz swą zamienił w paszczę usianą zębiskami, z sączącą się pomiędzy nimi śliną. Jednym kłapnięciem pożarł martwe dziecko i znowu zaryczał. Fablok na to cofnął się o krok. Wiedział dobrze, że należy się natychmiast wycofać, jednak dziwny traf, a może i licho jakie, kazało mu stanąć naprzeciw bestii.

– Tak ugościłeś, łotrze?

Monstrum skupiło uwagę na czarowniku.

– Myślałeś, że prześpię całą noc w nieświadomości?

Stwór zaryczał doniośle, a kilkoro wieśniaków upadło na krzywe kolana, mamrocząc coś pod nosami.

– Odejdź – rzekł chrapliwym, jedno rozumianym głosem stwór.

– Dużo oczekujesz jak na taką plugawą łachudrę!

Fablok odepchnął dwie młode kobiety, które zbliżyły się do niego, chcąc odciągnąć uwagę, aby bestia mogła zaatakować w dogodnym momencie. Obie upadły twardo na ziemię. Były słabe, jedynie strach dawał im siły.

Monstrum chwyciło kolejnego trupa i rzuciło nim w stronę czarownika. Fablok uchylił się zwinnie przed przeszkodą, która trafiła w zgraję tubylców, po czym rozpadła się wydzielając wszędobylski odór od którego wielu poczęło rzygać i mdleć.

Oślepiający blask zaklęcia osłonowego na moment ogłuszyło bestię, która jeszcze przez kilka kolejnych chwil zawodziła i próbowała na nowo odzyskać ostrość wzroku. W tym czasie Fablok zaszedł stwora od tyłu, uprzednio stwarzając z prochu tysiącletnich rycerza bez skazy sztylet. Nim zamierzał zgładzić potwora. Zamachnął się, lecz zanim broń zatopiła się w cielsku wroga, ramię czarownika powstrzymane zostało przez wieśniaków. Ci rzucili się na Fabloka niczym na dzikiego zwierza. Choć słabi, w grupie mieli przewagę i wytrącili sztylet z dłoni czarownika. Fablok ogłuszył tubylców kolejnym zaklęciem, ale bestia była już na nowo gotowa do ataku i nie wahała się ani chwili. Na początku zerwała na strzępy stojących jej na drodze chłopków. Ich ciała w kawałkach rozrzuciła wokoło. Pozostali tubylcy zaczęli łapać szczątki swoich pobratymców i zjadać surowe, krwiste mięso, jakby miało ono niesamowite właściwości. Fablok widział w oczach stwora nieprzebyty gniew, każdy kolejny krok był przepełniony większą furią.

– Nie odejdzie! – zaryczało monstrum, gdy Fablok znalazł się w zasięgu jego paszczy.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Aaronier0O 9 miesięcy temu
    Tekst jest intrygujący i dobrze napisany, z wyjątkiem kilku drobnych błędów stylistycznych. Czuć napięcie i strach, szczególnie podczas sceny transformacji gospodarza w potwora. Język jest zróżnicowany i obrazowy, co pomaga w pełni zanurzyć się w przedstawionym świecie.
    Oceniając, tekst zasługuje na pochwałę, z pewnymi poprawkami dla doszlifowania języka i stylu - w kilku miejscach zauważam pewną niezręczność stylistyczną oraz brak przecinków, które by ułatwiły czytanie. :)
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    Bardzo mi miło za odwiedziny i dobre słowa. Poprawki oczywiście będą. Dziękuję ;)
  • Bettina 9 miesięcy temu
    Nie odejdzie...nie.
  • Bettina 9 miesięcy temu
    :)
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Sympatyczny tekst. Z kategorii "przygoda fantasy" - sprawnie napisane i poprowadzone narracyjnie. Całość na plus. Pozdrawiam :)
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    Miło mi, dziękuję :)
  • MKP 9 miesięcy temu
    Kupiłeś mnie pierwszym akapitem.
    Uwielbiam dobre opisy.

    "Zamiast tego, zważając na wszędobylskie fekalia, przeszedł przez wioskę i dotarł do położonej mniej więcej na środku studni." - przenieś studni po do, bo teraz z tekstu wynika że coś jest po środku studni. 😎😎

    "Zaczerpnął z wyskrobanego w bali poidła wody," - tu podobnie: wody przenosimy po zaczerpnął.

    " a zgraja przygłupich bachorów biegała w rozsądnej odległości, próbując znienacka obrzucić nieznajomego gównem" - słodkie bąbelki.

    Dokończę sobie po pracy😉😉
  • Vespera 9 miesięcy temu
    Podobne to do starych klasycznych opowiadań fantasy, a napisane tak, że prawie czuć smród gówna przez ekran.
  • MKP 9 miesięcy temu
    Dokładnie, czyli dobrze napisane:)
  • Sufjen 9 miesięcy temu
    MKP Tak, to jest dobrze napisany tekst.
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    efekt jak najbardziej zamierzony, byle z takimi tekstami nie przesadzać, bo potem trzeba monitor czyścić :)
    Dziękuję za odwiedziny
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    Sufjen dziękuję :)
  • MKP 9 miesięcy temu
    "biednej jak pozostałem" - jak pozostałe
    "Oślepiający blask zaklęcia osłonowego na moment ogłuszyło bestię," - ogłuszył
    "uprzednio stwarzając z prochu tysiącletnich rycerza bez skazy sztylet" - tu coś nie zagrało, ale ciężko mi to poskładać: autor będzie wiedział lepiej.

    "Pozostali tubylcy zaczęli łapać szczątki swoich pobratymców i zjadać surowe, krwiste mięso, jakby miało ono niesamowite właściwości." - aż ciarki przechodzą po plecach.
    Masz talent do horrorów trzeba ci przyznać.
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    Wszelkie sugestie i poprawki oczywiście wezmę pod uwagę, cieszę się, że tekst się mimo wszystko spodobał. Miło mi :)
  • MKP 9 miesięcy temu
    Aleks99 Te drobne błędy to pierdołki - taka ilość nie zaburza odbioru dobrego tekstu;)
  • Aleks99 9 miesięcy temu
    MKP w takim razie cieszę się jeszcze bardziej :)))
  • Bettina 9 miesięcy temu
    Rozprawianie się z iluzją.
  • 00.00 tydzień temu
    Mocno odurzająca część wstrętem, ale nie straszna. 😁
    "pozostałem" dotczy jednej osoby.
  • Aleks99 tydzień temu
    Wstrętna jak okolica akcji ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania