Z rozmaitości Czarownika Fabloka - Odsiecz Moderusa: Początek

Mijała właśnie czwarta wiosna, odkąd czarownik Fablok gnił poczciwie w ziemi na niewielkim cmentarzu ogólnym, położonym przy jednej z większych wiosek okolicy. Podawano różne powody zejścia czarownika. Gadali, że otruty, że serce nie wytrzymało, czasami po miejscowych gospodach i karczmach niosła się plotka, że banda małoletnich wieśniaków spod ciemnej gwiazdy obdarzona magicznym prochem, skradzionym od wiedźm bagiennych, pojmała i zaciukała na hejnał jakiegoś domorosłego czarodzieja. Nikt tak naprawdę nie wiedział, jaka była prawdziwa przyczyna zgonu, a po jakimś czasie wszyscy całkiem już zapomnieli, że był kto taki jak Fablok. I tak się sprawy miały przez cztery wiosny.

 

                                                                      ***

 

Czeladnik magiczny Moderus zasiadł przy stole w dobrze sytuowanej gospodzie, gdzie zakaz było wpuszczania awanturnych brudasów i wszelkich wieśniaków. Kiedy do stolika przyszła hojnie obdarzona przez naturę kelnerka, czeladnik, zamiast zawiesić wzrok na jej wypornych balastach, zaczął dopytywać. Bowiem nie przybył w te strony Moderus, by zaznać ciała przygodnych lejdi ani smaku browca dobrze schłodzonego.

– Tak bez zamówienia? Co pan, kto pan? Proszę wpierw o rachunek poprosić – oburzyła się kelnerka.

Moderus był przygotowany na taki obrót spraw. Znał bowiem jednego z tutejszych bywalców. Jegomość zastrzegł, że okoliczne kobieciny dobre w łożu, ale i pyskate w gadce są.

– Masz tu, niech ci służy, durna. A teraz gadaj jak katarynka.

Czeladnik w ścisły kanion międzybiustowy wprowadził złote monety najwyższego kruszcu. Widywane w takich gospodach jeno jak jakiś możny pan zawita.

Kelnerka od razu zmieniła ton rozmowy i jakaś taka się zrobiła ładniejszą, a to z buzi, a to od tyłu. Ale Moderus ponownie przemógł prostą, chłopską rządzę na rzecz wyższej sprawy.

– W okolicy macie multum cmentarzysk. Szukam jednego grobu, czarownika. Pochowali gdzieś w okolicy, ale niech diabli nadadzą, nie wiem gdzie.

Kelnerka pomyślała, potrząsnęła biustem sowicie, a potem rzekła:

– Idź do kowala. On będzie wiedział.

– A cóż to kowalowi po takiej wiedzy, że ją trzyma dla siebie?

– Mi to za jedno. Ja tylko pytam ludzi co do żarcia, a jak kto chce, puścić za winklem się dam.

To powiedziawszy, kelnerka odeszła, a Moderus niewiele więcej rozmyślając, wstał od stołu i wyszedł z gospody w poszukiwaniu tutejszego kowala.

 

 

Wyglądało, że kuźnia znajdowała się po drugiej stronie wiochy. Szedł więc Moderus głównym traktem, mijając zapadłe lepianki, z których wystawały zamroczone głodem twarze dzieciarni. Niektóre warczały na Moderusa, inne wypinały kościste pośladki, ale większość po prostu gapiła się tępo.

Kuźnia nie była duża. Kowal siedział akurat przed wejściem i ciężko sapał z zamkniętymi oczami. Kiedy Moderus podszedł bliżej, zerwał się kowal jak pacnięty biczem.

– Kogo niesie?

– Moderus, czeladnik wiedzy magicznej. Jesteś kowalem?

– A nie widać?

– Wolę mieć pewność.

– Jestem. Czego ci potrzeba?

– Tylko informacji.

Kowal zmierzył przybysza groźnym wzrokiem.

– Kto cię nasłał? – zapytał oschle.

– Nikt. Sam jestem i sam odejdę, jak dowiem się tego, po co przyszedłem.

Aby nie skończyło się na czczym gadaniu, Moderus zawczasu wyjął kolejną porcję złotych monet. Był to cały dobytek pewnego znajomego łowcy smoków, który polecił Moderusowi, aby ten zaopiekował się złotem na czas kolejnej wyprawy na smocze jaja. Łowca już nie wrócił.

– Chcesz mnie przekupić, łachudro?

– Tylko przekonać, że nie mam podłych zamiarów.

– Gadaj, czego chcesz, łachmyto.

Moderus zaczął więc od początku. Sprawozdanie było długie, ale kowal słuchał go uważnie.

– Znałem go. Fablok. Tak. Wiem, że pochowali. Byłem przy tym.

– Chcę tylko znać miejsce. To wszystko.

– A nie chcesz znać prawdy?

Moderus przyglądał się kowalowi dłuższą chwilę. Nie chciał tracić czasu na wyssane z palca bajeczki.

– Nikt nie zna prawdy. Powiedz mi, gdzie go pochowali.

Kowal uśmiechnął się krzywo.

– Cmentarzysko przy bagnach. Za wioską zboczysz z traktu w prawo. Nie chce twoich zasranych monet. Nie chciałem od niego i dlatego nadal żyję.

 

                                                                     ***

 

Ścieżka była kręta, pełen wybojów. W jednym z nich zalegało sporo wody, w którą Moderus nieopatrznie wtargnął, mocząc szatę poważnie. Na tę okoliczność zaczął przeklinać straszliwie wszystko wokoło, ale kiedy zobaczył w oddali, że oto brama cmentarna – uspokoił się czeladnik.

Cmentarzysko było niewielkie, ogrodzone drewnianym płotem z suchych palików. Bramę zbito z bali, podobnie jak łuk, w którym ją zamontowano. Większość grobów była zaniedbana, wyglądały, jakby ich wiek datowano na najmniej setkę. Moderus z trudem odnalazł miejsce pochówku Fabloka. Na niewielkim nasypie położono spory kamień, na którym wyryto imię – Fablok.

Czeladnik Moderus widział się ze swoim nauczycielem ostatni raz pięć wiosen temu. Nie było to spotkanie udane. Panowie wdali się w scysję i rozeszli w nastrojach gniewnych. Od tamtej pory kontaktu nie mieli, a Moderus, po tym jak znalazł robotę w wiedźmowym ogólniaku, przestał myśleć o dawnym mistrzu.

Mimo to ze smutkiem wydatnym i żalem przyjął informację w depeszy od nieznanego autora tejże, iż czarownik Fablok, zasłużony w teorii magicznej i kompletny konował w praktycznym jej wykorzystaniu, zszedł na bliżej nieokreśloną chorobę, po czym zakopany został tak, jak umarł. Miał zresztą, według depeszy zemrzeć w biały dzień na trakcie za wioską. A dziecięca gawiedź widząc to, zaczęła ciało stygnące kopać, gryźć i oddawać nań mocz z kałem.

Czeladnik Moderus podjął więc zamierzenia wyprawowe i na podróż się wyprawił długą. Ale cel osiągnął. Teraz, stojąc przed grobem czarownika Fabloka, nie wiedział zasadniczo co rzec. Gadać tak sam do siebie głupio, sterczeć jak ta kopia w gnoju – nie po czarodziejsku. Zaczął więc się rozglądać po okolicy. Tylko że nie było tam w zasadzie co oglądać. Cmentarzysko graniczyło z lasem, chaszczami i zarośniętym bagnem. Tylko jedna dróżka doń prowadziła, wąska i kręta. Już miał Moderus poczuć się naprawdę nieswojo, kiedy usłyszał czyjeś głosy, a ściślej mówiąc wrzaski i nawoływania. Nie musiał widzieć twarzy, z których dźwięki te wychodziły. Wiedział doskonale – oto zbiry przybyły.

 

                                                                      ***

 

 

 

Było ich trzech. Nie mieli koni, ale silne nogi i na nich biegali od wioski do wioski, rżnęli głupów, kobiety i dzieci. Zostawiali przy życiu inteligentnych, bo takie mieli zasady.

Moderus nie wyszedł im na spotkanie. Trzech zbirów wtargnęło na cmentarz. Kiedy zobaczyli czeladnika, naradzili się szybko i jeden z nich zaczął się drzeć z drugiego końca cmentarza, choć nekropolia nie była duża, raptem dziesięć kroków we wszystkie strony.

– Biada ci czarowniku! Oddaj kosztowności.

– I dziewictwo! – dodał najmniejszy z nich, z widocznym zezem i ubytkiem w szczęce.

Prowodyr zarąbał mu lufę w cymbał, na otrzeźwienie. I już tamten się nie wychylał.

– Oddaj złoto, czarowniku – powtórzył.

Moderus nachylił się jeszcze raz nad grobem Fabloka, a potem spojrzał na zbira.

– Nie mam nic przy sobie. Jestem tu nad grobem bliźniego.

– Nie inaczej. Ale jesteś czarownikiem. A tacy mają forsy jak karczmy dziwek na pęczki!

– Nie ja. Jestem uczniem, nie mam kwalifikacji czarodziejskiej.

– Masz szatę magicznych. Wy się wszyscy w te kiecki ubieracie. Nas nie zwiedziesz.

– Mam trochę złota dobrego kruszcu. Trzy monety raptem.

Pokazał Moderus to, co miał. Zbiry były wyraźnie zasmucone. Licho, bardzo licho.

– Biedaku, zawracasz nam głowę! Za to zginiesz!

Ruszyli we trzech z orężem na Moderusa. Czeladnik stał jak wryty i czekał na pierwszy cios. Zamknął oczy i odliczał sekundy. W końcu zaczęło się robić ich za dużo. Otworzył oczy i zorientował się, iż nikogo oprócz niego na cmentarzysku nie ma. Pusto. Żadnych zbirów. Przeląkł się nieco Moderus, spojrzał na grób Fabloka, ale nie zauważył żadnych niepokojących wycieków ani poświaty magicznej. Nie chciał jednak przebywać tam dłużej. Od swojego mistrza nauczył się jednej ważnej rzeczy: Kiedy masz okazję, nie gardź dorodną kurtyzaną.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • zsrrknight 3 tygodnie temu
    "Ścieżka była kręta, pełen wybojów." - Pełna

    Początek, czyli pewnie będzie kontynuacja. Ogólnie całkiem niezłe. Tak jak w poprzednich epizodach przede wszystkim fajna stylizacja i niezły humor
  • Aleks99 3 tygodnie temu
    Zsrrknight, będzie zapewne, a nawet na pewno. Choć staram się pisać tak aby konieczność zapoznawania się ze wszystkimi epizodami była znikoma

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania