Poprzednie częściZnaki, cz. 1

Znaki, cz. 6

Nie było sensu biec korytarzem w stronę zamkniętego wyjścia. Musieli z powrotem wejść do sali. Omietli latarkami ściany z malunkami. Okazało się, że na żadnej z nich nie było widać złowrogiej postaci. Malowidła zniknęły!

Ich oczom ukazało się zielone światło z przeciwległego korytarza. Obejrzeli się jeszcze raz za siebie. Wejście, którym przeszli pozostawało zamknięte. Nie było rady - musieli iść w kierunku zagadkowej łuny.

Trzej astronauci przeszli salę bez trudu, po czym wkroczyli do wąskiego korytarza. Świecili pod nogi, aby nie wpaść w jakąś pułapkę. Zielonkawa poświata zbliżała się do nich z każdym krokiem. W pewnym momencie McAllen spostrzegł na ścianie korytarza jakiś rysunek.

- Tutaj jest coś namalowane - powiedział i zatrzymał się. Stenson i Morris poszli w jego ślady.

- Wąż - stwierdził Dave - I to nie jedyny. Kapitan poświecił latarką po drugiej ścianie, a także suficie i podłodze. Rysunki były tak realistyczne, że trzej astronauci odruchowo cofnęli się. Łeb każdego węża był opierzony, pysk szczerzył kły. Przy łbie węża znajdującego się na podłodze widniał napis. Nie były to hieroglify egipskie. McAllen przeciągnął po napisie swoim urządzeniem. Po chwili na ekranie ukazały się słowa: "Otwarte serce Słońca". W tym momencie poświata przed nimi zmieniła kolor. Widzieli jak słońce wpada przez otwór do piramidy. Światło zachęcało do wyjścia na zewnątrz.

- Świeci jasno, ale jakoś inaczej - powiedział z zaniepokojeniem Stenson. - Kolor światła nie jest naturalny. Otwór faluje.

Falowanie powietrza w wyjściu z piramidy uspokoiło się. To co zobaczyli po drugiej stronie sprawiło, że jednocześnie jęknęli.

- Boże... - wydobył z siebie Morris.

Na zewnątrz stały ludzkie postacie, prawie nagie. Ich brązową skórę zdobiły tatuaże, głowy przerażające pióropusze, a ręce i nogi opaski z piór. Na piersi zwisały złote amulety i naszyjniki w kształcie znanego astronautom węża. Niektórzy z nich mieli pięknie zdobione szaty. Ten, który stał najbliżej wyjścia trzymał długi, ostry nóż. Nikt z nich nie miał hełmu, oddychali świeżym powietrzem! Stali nieruchomo i wpatrywali się z napięciem w otwór w piramidzie.

Stenson, McAllen i Morris dali krok do tyłu, ale usłyszeli z głębi piramidy dźwięk trąb. Postać z nożem krzyknęła coś dramatycznie do swoich ziomków i wszyscy jak jeden mąż upadli z twarzami do ziemi. Jakaś potężna siła uderzyła astronautów w plecy i wepchnęła w oświetlone słońcem wyjście. Dave znalazł się tuż obok człowieka z nożem, który kulił się i trząsł. Za plecami czuł obecność McAllena i Morrisa. Zszokowany rozejrzał się wokół. Stali na górze wysokiej piramidy, ale nie egipskiej. Była płaska na szczycie, a wieńczyła ją dodatkowa prostokątna budowla z której...wyszli.

Spojrzał w dół. U podnóża piramidy falowało setki tysięcy ludzi, którzy histerycznie piszczeli i krzyczeli. Stenson w tym momencie nie wiedział jeszcze na jakiej jest planecie, dopóki nie spojrzał w niebo i nie pociemnił obrazu w hełmie. Zobaczył blisko Słońca Księżyc. Byli na Ziemi!

Kapitan obejrzał się w prawo. Dopiero teraz dostrzegł starca siedzącego na złotym tronie. Jedyny człowiek, który nie upadł w pokłonie. Cała postać ubrana była w złoto. Nagle wstał i podszedł do nich. Ukłonił się i powiedział coś w niezrozumiałym języku. Wszyscy trzej pomyśleli o tym samym i włączyli przyciski w hełmie z translatorem mowy.

Osobnik z nożem wstał i podszedł do starca, nie podnosząc głowy. Podał wodzowi pięknie zdobiony nóż, z rękojeścią w kształcie łba węża.

- O bogowie! Przyjmijcie ten dar - powiedział donośnie starzec. Na te słowa wszyscy na szczycie piramidy wstali.

W pierwszej chwili astronauci myśleli, że darem jest nóż. Nie wiedzieli jak bardzo się mylili.

W tłumie powstało zamieszanie, jakiś gwar i szloch dziecka. Dwóch uzbrojonych ludzi wprowadziło małego chłopca. Miał on związane ręce. Przejął go starzec i postawił przed Stensonem.

- Bogowie, to nasz dar dla was. Niech jego krew obmyje naszą obolałą ziemię - powiedział ozłocony wódz.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nim trzej astronauci zrozumieli o co chodzi, malec już leżał plecami na małym, kamiennym ołtarzu. Starzec trzymał nóż w powietrzu i chciał zabić chłopca. Stenson wyjął laser i trafił wodza w ramię. Ten wypuścił nóż i upadł jęcząc. Wszyscy stojący blisko tubylcy rozpierzchli się w przerażeniu. Ktoś krzyknął:

- Bogowie się gniewają!

Nastała kompletna cisza łamana tylko przez spazmatyczny szloch chłopca. Dave podszedł w stronę ołtarza i podniósł nóż, po czym rozciął więzy na przegubach dłoni dziecka. Mały wstał i patrzył jak zahipnotyzowany na ubranych w białe kombinezony i hełmy przybyszy. Stenson musiał myśleć szybko, aby zapewnić chłopcu bezpieczeństwo, bo ci dranie mogą znowu próbować go zabić. Wziął dziecko na ręce i zapytał o imię. Nie miał pojęcia czy ten go zrozumie. Jakież było zaskoczenie, kiedy Dave i jego towarzysze usłyszeli:

- Cautemoc, panie.

Stenson spojrzał się na McAllena i Morrisa. Na ich podświetlonych pod hełmami twarzach, widniały od dawna utracone uśmiechy.

Dave podszedł do schodów piramidy. Uniósł chłopca wysoko i powiedział bardzo głośno w stronę setek tysięcy ludzi na dole:

- To nasz wybraniec! Tylko on ma prawo z nami mówić, kiedy ponownie wrócimy!

Tłum zafalował, z gardeł ludzi wydobyły się piski i krzyki, ponieważ bogowie przemówili w ich języku. Tumult zamienił się w jeden okrzyk powtarzany dziesiątki razy:

- Wybraniec! Wybraniec! Wybraniec!

Stenson stał tak jeszcze z chłopcem przez chwilę, po czym postawił na nogi i wziął za rękę. Podprowadził go w stronę swoich towarzyszy.

- To dla ciebie - podał dziecku nóż. - Na pamiątkę naszego spotkania.

Cautemoc wziął prezent, pokłonił się nisko i powiedział:

- Dziękuję panie.

Dave widział na twarzy chłopca zmieszanie, chciał on o coś zapytać, ale bał się.

- Mów śmiało - zachęcił go.

- Panie, czy jeszcze wrócicie?

- Nie wiem Cautemocu. Nas też ogranicza czas, ziemia i niebo - odpowiedział Stenson. Chłopiec uśmiechnął się. Morris dotknął ramienia kapitana i pokazał palcem na pistolet laserowy. Dave'owi nie trzeba było dwa razy powtarzać.

- Chcesz Cautemocu postrzelać z naszej broni? - zapytał chłopca, którego oczy zrobiły się wielkie z przejęcia. Mały pokiwał szybko głową na zgodę. Stenson dał mu pistolet, nakierował na ołtarz i pokazał gdzie nacisnąć. Cautemoc wystrzelił szybką serię w kamienną bryłę, z której po chwili nic nie zostało. To samo zrobił ze złotym tronem. Kiedy ten symbol władzy zniknął w niebycie, ranny starzec głośno jęknął. Wódz podniósł się i zaczął uciekać. Morris strzelił mu w nogę. Ten zachwiał się i upadł na schody, po czym stoczył się na sam dół wprost w objęcia tłumu.

Rozległ się głośny dźwięk trąb, a z otworu w piramidzie wydobyło się zielonkawe światło.

- Musimy się rozstać Cautemocu. Żegnaj - powiedział Dave.

- Dziękuję wam. Żegnajcie - odpowiedział chłopiec i upadł na twarz przed astronautami.

Morris i McAllen wchodzili już w poświatę. Stenson obejrzał się jeszcze za siebie i spojrzał na Słońce. Właśnie zakrywał je Księżyc.

Następne częściZnaki, cz. 7 Znaki, cz. 8

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Vespera ponad rok temu
    Laserowe pistolety masz mocniejsze niż w moim uniwersum, u mnie nie dałoby się laserówką rozwalić kamienia w ten sposób. Poza tym widzę, że Gwiezdne Wrota na pełnej, dobrze :) Trafili na Ziemię, ale to przeszłość czy przyszłość, ciekawe, ciekawe... I znów kwestia astronomiczna: zdaje mi się, że Księżyc nie jest widoczny blisko Słońca przed zaćmieniem - przynajmniej przy ostatnim częściowym tak było, ale rozumiem, że tu fakty ustępują na rzecz pokazania lokacji - bohaterowie od razu rozpoznali swój, ziemski Księżyc, no i ogólnej epickości sceny.
  • Bugenhagen24 ponad rok temu
    " zdaje mi się, że Księżyc nie jest widoczny blisko Słońca przed zaćmieniem" - w hełmie miał pociemnienie, gdzie wyraźnie widział Księżyc jakby była noc . Normalnie nikt gołym okiem nie zobaczy księżyca blisko słońca.
  • Vespera ponad rok temu
    Rzeczywiście, jest o pociemnieniu, tylko mi musiało samo w oczach pociemnieć przy czytaniu :)
  • Bugenhagen24 ponad rok temu
    Vespera Lasery mocniejsze niż u ciebie :) Najnowsza technologia przyszłości :)
  • Vespera ponad rok temu
    Bugenhagen24 U mnie do grubszych spraw są karabiny i działa plazmowe, laserówki to taka broń osobista.
  • Bugenhagen24 ponad rok temu
    Vespera Ciężko nosić działo plazmowe u pasa ;)
  • Vespera ponad rok temu
    Bugenhagen24 Musiałoby paść ofiarą daleko posuniętej miniaturyzacji.
  • MKP ponad rok temu
    "Wejście, którym przeszli było nadal zamknięte. Nie było rady - muszą iść w kierunku zagadkowej" - żeby uniknąć tego było, proponuje "pozostawały zamknięte..." i musieli a nie muszą, chyba że zaznaczysz, że to czyjeś myśli

    "Dave musiał myśleć szybko, aby zapewnić chłopcu bezpieczeństwo, bo te dranie mogą znowu próbować go zabić." - bo ci dranie mogli - czas teraźniejszy się wkradł.

    "Nastała ogromna cisza łamana tylko przez" - nie wiem czy ogromną to dobre określenie na ciszę: kompletna, głęboka już nawet lepiej brzmi.

    "Na ich podświetlonych pod hełmem twarzach, " - hełmami

    Obiecałeś tyle błędów a tu posucha?? Czuję się oszukany??
  • Bugenhagen24 ponad rok temu
    Dziękuję :) Mało błędów, bo coraz lepiej mi idzie :P

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania