Poprzednie częściZnaki, cz. 1

Znaki, cz. 8

Czerwone piaski Marsa okazały się być grobem dla Morrisa. Stenson i Higgins pochowali ciało kolegi i udali się w fatalnych humorach na Oriona 2. Robertson ocknął się i siedział związany w swojej kajucie. McAllen znalazł swoje miejsce za kokpitem statku, z laserem w dłoni. Noga przestała krwawić.

- Co z nim zrobimy? - zapytał Higgins i głową wskazał w kierunku kajuty Robertsona. - Nie mamy pewności, czy te diabelstwo nie wejdzie w niego ponownie.

- Zajrzyjmy do niego - powiedział Dave.

Stenson i Higgins podeszli niepewnym krokiem do drzwi kajuty. McAllen pokuśtykał za nimi. Czytnik otworzył pomieszczenie i ujrzeli Robertsona spokojnie siedzącego na posłaniu. Wyglądał na przytomnego.

- Wiesz co zrobiłeś? - powiedział do niego Dave. - Zabiłeś Morrisa. Odpowiesz za to.

- Kapitanie, ja nic nie zrobiłem! - krzyknął błagalnie Robertson. - Nic nie pamiętam...

- W piachu leży Morris. Chcesz zobaczyć jego ciało, sukinsynu?! - wrzasnął zdenerwowany Higgins.

Robertson tylko skulił się w sobie. Nic więcej nie powiedział. We trzech wyszli na korytarz i przeszli do kokpitu.

- Wracajmy na Ziemię kapitanie - powiedział McAllen.

Dave jeszcze niedawno słysząc takie słowa wpadał we wściekłość. Teraz nic nie odpowiedział, miał mieszane uczucia. Z jednej strony całym sobą pragnął znaleźć się na błękitnej planecie, ale z drugiej wiedział, że misja nie dobiegła końca. Według zdjęć, to nie jedyna piramida na Marsie.

- Kapitanie... - te słowo wypowiedziane przez Higginsa wyrwało Stensona z zamyślenia.

- Musimy wykonać jeszcze jeden wypad - powiedział dowódca i spojrzał na twarze pozostałych. Zaskoczyło go to, że nie zobaczył na nich zniechęcenia. - Polecimy teraz śmigłowcem i zobaczymy co nas spotka.

 

*

 

Higgins pilotował śmigłowiec, a Dave rozglądał się, wyglądając przez okienko. Dostrzegli kolejną piramidę, leżącą od pierwszej o około dziesięć kilometrów. Kolor, kształt i szczegóły złotego szczytu były takie same, ale różniła się jedynie wielkością.

- Mała jak na piramidę - stwierdził Higgins.

Faktycznie. Jej wysokość to jakieś pięć metry, szerokość dziesięć. Wejście do niej to niska i wąska jama. Stenson rozejrzał się dookoła. Nie było śladu miniaturowego obelisku.

- Wchodzimy - rozkazał Dave.

Zaświecili latarkami i przeszli kilka metrów wąskim korytarzem, który nagle zaczął opuszczać się w dół, jakby pod ziemię. W blasku sztucznego światła dojrzeli schody opadające łagodnie pod piramidę. Stenson świecił po bokach przejścia szukając znaków, progów i rysunków. Dostrzegł to czego szukał. Ściany zdobiły piękne egipskie hieroglify. Ich barwa była tak intensywna, jakby malarz skończył pracę przed minutą. Twarz Higginsa wyrażała zaskoczenie. Kapitan przygotował go na niespodzianki jakie mają ich czekać, lecz mimo to tamten wydawał się oszołomiony. Jedną z takich niespodzianek był dźwięk trąb, który właśnie zabrzmiał.

- Trzymaj się Higgins - powiedział nerwowo kapitan.

Grunt pod ich stopami zaczął lekko drżeć. Przed nimi pojawiło się światło i znajome falujące powietrze. U obu astronautów oddech przyśpieszył, gdy pod drugiej stronie ukazała się sala z sarkofagiem w środku. Na ścianie słabo tliła się pochodnia. Najbardziej zaskakujące było to, co widzieli w miejscu oświetlonym przez pochodnię. Niewielki człowiek kulił się w kącie ze strachu i patrzył cały czas w ich stronę. Postać była ubrana w staroświecki mundur wojskowy, ręką zasłaniała twarz. W tym momencie niewidzialna siła pchnęła Stensona i Higginsa do przodu. Kiedy to się stało, zagadkowy człowiek uciekł przerażony na drugą stronę sali. Po chwili szoku, astronauci zaznajamiali się już z nową sytuacją. Usłyszeli jakieś niezrozumiałe wyrazy w języku, który znali, ale na początku nie skojarzyli.

- To francuski - stwierdził zaintrygowany Dave i włączył translator mowy.

- Kim jesteście i czego chcecie?! - bardziej krzyknął niż zapytał niewielki mężczyzna.

Astronauci zaczęli świecić latarkami po ciele nieznajomego. Jakiż szok przeżyli obaj kiedy w sztucznym blasku dostrzegli bardzo znajomą twarz. Higgins jęknął, a Dave'owi zakręciło się lekko w głowie. Przed nimi stał sam Napoleon Bonaparte. Stenson przypomniał sobie, że francuski generał był kiedyś w Egipcie i spotkało go tam coś o czym nie chciał mówić.

- Przybywamy z innego czasu - zaczął mówić Dave. - Jesteśmy ludźmi tak jak ty Napoleonie.

Na głos swojego imienia generał zbladł jeszcze bardziej.

- Znamy cię doskonale - odezwał się ponownie Stenson zyskując rezon.

- Skąd? Jak? - pytał oszołomiony Francuz.

- Nie chcemy cię skrzywdzić. Uspokój się - powiedział Higgins. Astronauci schowali latarki i podeszli do pochodni, aby Napoleon ich dobrze widział.

- Wasze ciała...falują - odezwał się już spokojniejszym głosem generał. Ta informacja zaskoczyła ich. Pewnie był to efekt tego, że znajdują się w innym wymiarze. Cenna wskazówka i ostrzeżenie, aby nie zdejmować hełmów, bo tak na prawdę fizycznie byli na Marsie. "Jesteśmy na dwóch planetach i w dwóch czasach jednocześnie" - pomyślał kapitan.

- Jak się tu dostałeś? - zapytał go Dave. Generał nie odpowiedział od razu, jakby chcąc zebrać myśli, po czym odezwał się:

- Zostawiłem moich oficerów i wszedłem tamtym wejściem - wskazał na ciemny tunel. Napoleon z każdą sekundą odzyskiwał pewność siebie. - A wy jak tu się dostaliście? Skąd jesteście?

- Już odpowiedzieliśmy na to pytanie. Jesteśmy z innego czasu - stwierdził Higgins.

- Znacie przyszłość? - zapytał wprost generał. Astronauci spojrzeli się na siebie.

- Znamy twoją - odpowiedział Dave.

Napoleon pobladł znowu i powiedział:

- Powiedźcie mi o niej.

- Nie wydaje nam się, aby to było rozsądne - odpowiedział Stenson.

Bonaparte spochmurniał na chwilę i zapytał:

- Wyjawicie choć trochę, przybysze?

Higgins spojrzał na Dave'a, ten kiwnął mu głową i powiedział:

- Będziesz w chwale.

- A kiedy umrę?

- Nie powiemy ci kiedy, ale będzie to daleko od Francji.

Generał spochmurniał po raz drugi i zadał kolejne pytanie:

- Powiedźcie mi o wydarzeniach po mojej śmierci, to chyba możecie zrobić?

- Tak, możemy - odezwał się Stenson.

Powiedzieli mu o najważniejszych wydarzeniach z XIX i XX wieku. Napoleon słuchał uważnie, nie przerywał astronautom, jego oczy wyrażały zdumienie, a czasem strach. Po zakończonej rozmowie kapitan wyjął zza pasa tablet, po czym wyświetlił na nim postać z malowidła ze środka poprzedniej piramidy. W tym czasie generał przyglądał się z zapartym tchem temu urządzeniu. Dave pokazał mu obraz. Bonaparte przez chwilę nie wiedział na co patrzy, po czym nagle zerwał się z miejsca i odskoczył przerażony od astronautów.

- Co się dzieje?! - krzyknął do niego Higgins.

- To on! - odpowiedział przestraszony.

- Kto? - zapytał Dave

- Postać, którą spotkałem niedaleko piramidy w nocy przed bitwą.

Astronauci spojrzeli znowu na siebie, a Napoleon ciągnął dalej:

- Nie mogłem zasnąć i wybrałem się przed północą na przechadzkę. Nagle pojawił się on - generał wskazał głową na tablet. - Wyszedł z ciemności, jakby znikąd. Mówił płynnie w moim języku. Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego, biła od niego potęga.

- Powiedział ci coś? - zapytał Higgins.

- Powiedział mi, abym wszedł sam po bitwie do piramidy. Tam miałem dowiedzieć się jak wygląda przyszłość. Dał mi to - Napoleon wyjął z kieszeni szklanego sfinksa. - To ma przynieść mi szczęście.

- Coś jeszcze mówił? - zadał pytanie zniecierpliwionym głosem Stenson, kiedy zauważył, że Bonaparte popadł w zadumę.

- Jego najdziwniejsze słowa brzmiały: "Przygotujesz świat na moje przyjście".

W tym momencie usłyszeli dźwięk trąb i jakaś siła wciągnęła ich w korytarz, którym przyszli.

Ocknęli się na rdzawym piasku, przy wejściu do małej marsjańskiej piramidy. Dave powiedział do Higginsa:

- Wracamy na Ziemię.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MKP ponad rok temu
    "Czerwone piaski Marsa okazały się być grobem dla Morrisa. Stenson i Higgins pochowali ciało kolegi i udali się w fatalnych humorach na Oriona 2. Robertson ocknął się i siedział związany w swojej kajucie. McAllen znalazł swoje miejsce za kokpitem statku, z laserem w dłoni. Noga przestała krwawić." - ten wstęp bym trochę ubarwił, bo wygląda jakbyś odhaczal punkty z listy: informacje do przekazania.

    "Robertson tylko skulił się w sobie." - nie jestem pewien czy to poprawne stwierdzenie.

    "Polecimy teraz śmigłowcem i zobaczymy co nas spotka." - atmosfera Marsa jest bardzo rzadka, nie wiem czy śmigłowiec byłby możliwy, ale specjalista nie jestem?

    "pięć metry" - pięć metrów

    "Na ścianie słabo tliła się pochodnia. Najbardziej zaskakujące było to, co widzieli w miejscu oświetlonym przez pochodnię." - wystarczy w oświetlonym miejscu.

    Się tam porobiło na tym Marsie?
  • Marek Adam Grabowski ponad rok temu
    Trudno mi się do tego odnieść. gdyż nie znam wcześniejszych części. Może powinienem przeczytać od pierwszego rozdziału? Wydaje się być jednak dobrze napisane. Pozdrawiam bez oceny

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania