Dave I. Kain - Kraina Fantasmagorii - Baltazar - Rozdział II

Laboratorium badawcze biegłych sądowych, działało na zlecenie sądu najwyższego oraz wysokiego trybunału konstytucyjnego. Każda rzecz znaleziona na miejscu zbrodni, trafiała do biura rzeczy podejrzanie niebezpiecznych bądź przedmiotów zbędnych. Pomieszczenie laboratorium, odwzorowane według oryginalnego pomysłu artysty Franka. Pokój czworo bok, składający się z szerokiego długiego blatu, o gładkiej powierzchni, otoczonego przez szeregi szklanych regałów, a na nich bandę najróżniejszych przedmiotów, dziwów i cudów świata Fantasmagorii, stworzonych ludzką ręką bądź nieludzką łapą. Przed rozpoczęciem badania, najpierw ustalano skład komisji badawczo-rozpoznawczej oraz termin i godzinę z uwzględnieniem, przedziału czasowego na czas dzienny i nocny. Biorąc pod uwagę też takie czynniki jak - dwie przerwy śniadaniowe, lunch i ostatnią wieczerze niektórych świadków. Skład komisji składał się z ośmiu członków. Dwóch członków wysokiej komisji sędziowskiej. Dwóch przedstawicieli partii politycznej, założycieli księgi kodeksu prawa i sprawiedliwości Autopsji. Dwóch członków służb porządkowych, (najczęściej dla picu, ich zdanie mało kiedy odnosiło zamierzony skutek w śród obywateli wyższej rangi) w ramach ochrony świadków, ochrony komisji i mienia znaleźnego. Jednego członka sił zbrojnych Autopsji, najczęściej mianowano najwyższego dowódcę. Był nim generała oddziałów wojsk lądowo-elitarno-desantowych o kryptonimie „LED” , oraz sił specjalnych „SEMP” elitarno-morsko-powietrznych, uzbrojonych po zęby we wszystko co tylko możliwe i niebezpieczne(Nawet uzbrojeni w niepozorną babcie Genię). Ów generał miał gdzieś wszelkie oraz inne kodeksy i prawa, poza swoim prywatnym kodeksem, prawem do wszystkiego. W dodatku ubóstwiał słowo „Dyktator”. Ostatnim członkiem był wiarygodny świadek z miejsca zbrodni.

 

- Witam, wysoką komisje. Moje imię Harold, a nazwisko nic państwu nie powie, w naszych braterskich kręgach mówią na mnie Sędzia Harold Sprawiedliwy. Wraz ze mną jest tutaj również nieco niższy Sędzia, Alwin Kalosz. – Obrócił się i wskazał ręką, stojącego sąsiada obok. Ponętnego czarnowłosego staruszka z długa kędzierzawą brodą i kręconym siwym wąsem.

Przedstawiony nieco niższy sędzia, ukłonił się wszystkim po czym dodał – witam szacownych panów.

 

- Sir Alamutha Duncana, nie muszę państwu przedstawiać. Jego postać jest dosyć znana, nie koniecznie lubiana przez wszystkich członków w naszych kręgach. – Wszyscy spojrzeli na mężczyznę, po przeciwnej stronie stołu, stojącego samotnie ale dumnie w bogato zdobionym mundurze generała z niezliczoną ilością gwiazdek(chyba tylko na niebie jest ich więcej). Ten tajemniczy podstarzały pan o czarnych przystrzyżonych na jeża włosach, wydawał się zbyt pewnie siebie, stał prosto jak na baczność, niczym zadowolony z siebie nadęty paw.

 

- Po waszej lewej, a mojej prawej stronie, chciałbym powitać szanownych panów, Księcia Cezara i Księcia Brutusa, naszych dostojnych obrońców księgi kodeksu prawa i sprawiedliwości Autopsji. – Kontynuował Harold Sprawiedliwy.

Wzrok pozostałych sześciorga mężczyzn, utkwił w punkcie gdzie, stało w miejscu kolejnych dwóch z ośmiorga członków rady. Tamci nie wyglądali jakoś nadzwyczajnie. Smokingi z najwyższej klasy wełny, pochodzących ze zrównoważonej hodowli owiec śródziemnomorskich, nie pasowały kompletnie do wyrazu ich zadowolonych pulchnych twarzy i pasiastych brzuchów. Krawat który przecinał środek białego smokingu jednego z nich, najpewniej w świecie Fantasmagorii kosztował więcej centurionów niż, wszyscy Autopsjanie wydają rocznie na higienę osobistą. (Centurion – najwyższa jednostka monetarna w Autopsji, waluta, bilon).

 

- Witamy członków najwyższej komisji, to dla nas zaszczyt – dodał ten z prawej bodajże Cezar – witamy również szanownego świadka. Chwała Autopsji!

 

- Chwała! – Krzyknął tylko jeden z pozostałych członków komisji, stojący tuż obok. Chyba książę Brutus.

 

-Panie świadek przedstaw się pan. Kim pan u diabła jesteś i co tutaj robi. - Nie wytrzymał Sir Alamuth Duncan tej całej śmiesznej teatralnej sceny z ukłonami i czułościami, w roli głównej sami faceci.

 

- Dobry ko… ko… ko… ko… - Świadek próbował coś odpowiedzieć jąkając się.

 

- Co ko… ko…? No mów że pan jak człowiek, a nie jak drób. - Pozostała załoga wybuchła śmiechem kiedy Sir Alamuth naciskał na niewinnego, znerwicowanego świadka.

 

- Ko… ko… ko… - ewidentnie zaciął się świadek po czym kontynuował – ko… kom… komis… komisyjo!

 

- No wreszcie. Sytuacja uratowana. Już wspólnie z Księciem Cezarem spekulowaliśmy że może zdarzy się cud i szanowny świadek zaraz zniesie tutaj złote jajko. – Kolejny raz publiczność wybuchła gwałtownym śmiechem.

 

- Proszę o ciszę szanownych członków. Dość tych aktorskich wygłupów. Rozpoczynamy! – Zaapelował do wszystkich sędzia Sprawiedliwy.

 

- Panie świadek, w związku z postępowaniem sądowym wobec podejrzanego kota, który wygląda jak średniej wielkości rudy kuc w kapeluszu i okularach, obecnie przebywający w celi więziennej miasta Autopsji. Informuję że rozpoczynamy wieloetapowy proces, zróżnicowanych działań mających na celu zapewnienie, wyczerpującego poznania dowodu zbrodni, jakim jest ten oto przedmiot - wskazał wzrokiem, potem ręką kij, leżący na drewnianym stole do badań - potocznie nazywany kijem bądź podporą -wypowiedział Sędzia komisyjny - podejrzany przedmiot znaleziony na miejscu zbrodni.

 

- Przepraszam że przerywam - wtrącił się Sir Alamuth Duncan - moim zdaniem to całe zdarzenie , które spowodowało że musieliśmy się tutaj wszyscy znaleźć, jak dla mnie człowieka nad wyraz inteligentnego, szanującego czyjeś życie, czas i pieniądze, jest równie ośmieszające co nielogiczne. Panowie oddajcie w me swędzące ręce świadka, a ja osobiście wysłucham jego zeznań! - wypowiedział mężczyzna z wąsem wyglądającym jak czarny przecinek pod nosem.

 

- Absolutnie nie Sir Duncanie, to nie dorzeczne postępować w ten sposób i wbrew trybunałowi konstytucyjnemu! - zaprzeczył wyższy sędzia.

 

- W takim razie zacznijmy albo skończmy to natychmiast… na siódmą mam ważny interes do załatwienia u króliczka… - Dodał książę Cezar.

 

- O wielki Cezarze, to ten dom publicystyczny jeszcze istnieje…? Nasłuchałem się wielu ciekawostek o niebywałych interesach, które tam nie raz zaistniały. – Potarmosił siwego wąsa Brutus.

 

- Dość tego cyrku panowie..! – Ryknął na całe gardło Sir Duncan, od razu przechodząc do sedna - czy ten przedmiot, widział pan na miejscu zbrodni , w rękach winnego? - zwrócił się do nerwowego świadka generał.

 

-Ten podmiot żem tam widział… jak ów podmiot go trzasnął w arbuz… -odpowiedział świadek, którym wyglądał jak turysta z plecakiem.

 

- Panie Świadek, czy jest pan pewny że winny, użył ten oto właśnie przedmiot – wskazał świadkowi palcem leżący nieruchomo, na komisyjnym stole kij, po czym dalej ciągnął zdanie- o potocznej nazwie kij, w celach doszczętnego zniszczenia cudzego mienia niejakiej nadal zaginionej Baby Jagi? - a szkoda, bo aż korci mnie by sprawdzić na kimś kompletny brak mojego sumienia - pomyślał głośno w myślach, generał .

 

- Żem nie jest pewny Sir… – Odburknął trzęsący się świadek .

 

- W takim razie, świadek jest niewiarygodny bądź jest niewiarogodny. Wysoka komisjo, a więc co zrobimy z następującym faktem dostojni panowie? – Wnikliwie wywnioskował jeden z przedstawicieli partii politycznej.

 

- Panie świadek, jako niewiarygodny, niewiarogodny świadek ma pan możliwość otrzymać status niskiego świadka koronnego, bo jest pan niskiego wzrostu, zgadza się pan na taką opcje? –Ciekawy reakcji, pytał Sędzia Kalosz.

 

- O wielka komisyjo, czuje się niewygodnie zaszczuty waszą opozycją! - Ucieszył się prawie niski świadek koronny.

 

- Że jak…? Co pan mówi…?! – Pisnął Książę Brutus.

 

- Komisyjo to zaszczutym być, niewygodnie niskim świadkiem korony dla mnie!

 

- A… znaczy że się zgadza tak? – Zrozumiał Sir Alamuth.

 

- Nadal to dla mnie niewygodne ale tak.

 

- To wspaniale! – wykrzyknął Sir Duncan, któremu niewidoczny kamień spadł z serca prosto na nogę. – Za moment otrzyma pan stosowne dokumenty do podpisania – kontynuował - proszę za mną. – Łaskawie objął świadka koronnego za ramię, wskazując drugą ręką wyjście z laboratorium. – Proszę przodem, tam przedstawię panu warunki pańskiej wygodnej celi. Na wstępie informuje że mamy potwierdzoną gwarancje najwyższej klasy warunków i jakości w mieście, cele są najwyższe, biorąc pod uwagę wzrost przeciętnego Gnolla (Sięgają do pasa). Będzie pan zadowolony, natychmiast rozkażę strażą rozpalić ogień w kominku, będzie panu ciepło - o wiele cieplej niż w piekarniku, pomyślał - bez obaw to tylko chwilowa procedura - wprowadziłem ostatnio – zafascynowany świadek cierpliwie wysłuchiwał, zawziętego w swojej opowieści generała, który kontynuował - dwudziestą czterogodzinną wartę dla strażników, więc proszę mi wierzyć mysz się nie prześlizgnie na zewnątrz obozu… - dodał ostatnie słyszalne słowa dla pozostałych członków, po czym zniknęli za drzwiami w asyście dwóch strażników.

 

- Ciekawy człowiek ten Sir Alamuth Duncan. Czy ktoś mi może coś dobrego o nim powiedzieć? – Zapytał Książę Brutus.

 

- Urodził się w Safadyni , ale słyszałem że jego korzenie sięgają dużo, dużo głębiej... – Zaniepokoił się Sędzia Sprawiedliwy, zaczynając opowieść.

 

- A niech to diabli, piekło…? – Zszokowany Brutus, wzburzył się jak morze.

 

- Nie, nie… Jakiś czas temu został mianowany generałem naszej rzeszy o dziwo diabelskim cudem wygrał. Pozostali trzej kandydaci nagle wyemigrowali wraz z rodzinami z naszego cudownego miasta, podejrzewamy że za chlebem. Dba o więźniów nie lepiej niż o swoja świętej pamięci matkę Safadynkę.

 

- A cóż to się stało z jego świętej pamięci matką Safadynką?

 

- Podobno nagle i gwałtownie udusiła się własnymi gazami. Mały Alamuth ciężko to przeżył, tydzień płakał ze śmiechu. To wydarzenie wzmocniło w nim psychikę i reżim, w tej chwili na śmiech innych odpowiada terrorem.

 

- Naprawdę ciekawy człowiek o wstrząsającej historii – Zakończył końcową analizę Cezar.

 

- Panowie analizę wstępną uważam za zakończona. W tej chwili, jesteśmy bez obecności świadka, rozpoczynamy fazę drugą. Badanie organoleptyczne przedmiotu. Jako narzędzie badawcze użyję swoich własnych dłoni i wzroku, oczywiście przestrzegając pewnych zasad BHP. Użyję do tego skórzanych rękawic - wskazał wszystkim obecnym to o czym mówił sędzia Harold- wzmacnianych skórą licową, najwyższej klasy jakości z wysoką odpornością mechaniczną, odpornych na lekkie zadrapania i pomniejsze drzazgi, jak i okularów roboczych, przeciwodpryskowych, ochronią mój wzrok na czas badania, przed uszkodzeniami mechanicznymi, cieczami, promieniowaniem UV. Narzędzia klasy P2, zgodnie z EN166.1.B. i EN388. Posiadających krasnoludzki certyfikat i atesty zrzeszonej ATOMOWE ULE - czytał - uwaga, zaczynam dotykać, dłońmi przedmiot, który w dotyku przypomina bardzo gładkie drewno - przyjrzał mu się uważnie chwilę, od jednego końca kija do drugiego, najpierw ostrożnie przytknął swój szeroki nochal, wąchając kij kilkakrotnie, potem pokazał wszystkim fioletowy język, którym od razu liznął kawał kija, krzywiąc się przy tym niebagatelnie. Jeszcze zdążył przytknąć weń ucho, czy aby nie wydaje dziwnie podejrzanych dźwięków. Na koniec wykonał nim młynka wokół własnej osi, odkładając go z powrotem na stół do badań.

Wszyscy patrzyli na to jak wryci w ziemię, z oczami pełnymi łez i zaskoczenia.

 

- Eureka! Wszystko już jasne, to było prostsze niż myślałem. Droga komisjo, według mnie to najwyższej klasy najzwyklejszy kawał ustruganego kija, fachowa robota zwykłego ślepego dziada. Choć na drugi rzut oka przypomina przedmiot pochodzenia pozaziemskiego. Jednym słowem, uważam że mamy tutaj do czynienia ze zwykłym kijem albo poważną mistyfikacją pozaziemską.

 

- W jaki sposób pan na to wpadł Haroldzie?

 

- Wrodzona intuicja, połączona nićmi synaps z bujną wyobraźnią. IQ ponad najniższą przeciętność, ukończone najwyższe studia królewskie. Ot cała filozofia i prawda szacowni panowie.

 

- Jestem pod wielkim wrażeniem, pana wrodzonej inteligencji, panie Haroldzie Sprawiedliwy. Nie wpadł bym na to nawet gdyby mi płacono za wykonywaną pracę – dodał książę Cezar.

 

- Kolejny sukces Cezarze.

 

- Nazwał bym to ciągiem, ciągłych nieprzerwanych sukcesów.

 

- Cezarze, pańskie dzisiejsze spotkanie u króliczka nadal aktualne?

 

- Ależ oczywiście panie Alwinie, już miałem zaproponować… może zechcą panowie zostać partnerami w moim dzisiejszym interesie? Dziewczynki będą prze mile zaskoczone obecnością, tak szacownych panów.

 

- Wchodzimy w to Cezarze! A co z notatką dochodzeniową? – Wydał z siebie jednym tchem niższy sędzia Alwin.

 

- Notatka nie zając… może poczekać. Powiemy najwyżej że… Hum. Wiem! Na obradach będzie nas reprezentował Sir Alamuth Duncan, on wystosuje wobec setek pytań niepodważalne, niezaprzeczalne kontrargumenty.

 

- Genialne Haroldzie! Jest pan prze genialny!

 

- Zatem chodźmy panowie, tak wielki interes jak dziś, nie może dłużej czekać! – Radosny jak skowronek wykrzykiwał Cezar.

 



 

Po kilkunastu minutach, odór zelżał, a starzec odzyskując przytomność, przypomniał sobie całą wcześniejszą sytuację. Głównie pamiętał ciemność, będąc ślepym za dużo widzieć nie można. Słyszał różne dźwięki poniekąd kumkanie dziwnego gatunku żaby chyba z rodziny ssaków naczelnych.

 

- Re ,Re kum ,kum!

 

Wtedy wpadł na genialny pomysł z wykorzystaniem naiwnego gada.

 

- Żabko no choć! Żabciu do nogi! Choć tutaj do pana! – zawołał.

 

- Re kum. Re!

 

- Uwolnij swojego kochanego pana! Żabciu szybko ratuj pana!

 

- Kum, kum, kum, Re! - Odpowiedziała żabcia.

 

Prośby do mało inteligentnego zwierza, z rodziny ssaków naczelnych przyniosły nieoczekiwany, zaskakujący skutek. Żaba która wydawać by się mogło nie rozumie ludzkich słów, skacząc w ciemności przyniosła w pyszczku pęk metalowych kluczy. Ślepy starzec natychmiast otworzył kłódkę, przesuwając rygiel, drzwi swojej celi, wydostał się na zewnątrz, w ciemność która widział. Bez swojego kija Samobija poruszał się wolno i po omacku, w ostatnim momencie unikając upadku na leżącym sztywnie, nieprzytomnym drugim strażniku. Nawet odzyskując wzrok nie dostrzegł by pozycji w jakiej leżała ofiara brutalnego ciosu króliczej łapki, kuląc się w pozycji bocznej embrionalnej, dłońmi chronił zawartość cennego dla mężczyzn krocza. Kiedy starzec kolejny raz uniknął upadku, wyczuł obecność żaby obok swoich stóp.

 

- Kum ,kum ,Re ,Re!

 

- Uciekaj wstrętna żabo! – Wybuchł emocjonalnie celując na oślep kopniakiem w ciemność, akurat wtedy kiedy żaba próbowała się wytłumaczyć .

 

- Re! Re! Re! Re! Re! - Kumkając uciekła w pośpiechu .

 

Żaba niestety coś upuściła, ów przedmiot podniósł ślepy starzec. Takowym przedmiotem były okulary kociego rozmiaru, nie wiedząc co z nimi zrobić, wyrzucić czy wystawić na aukcje. Postanowił je zatrzymać i założyć, wtedy stało się coś nieprawdopodobnego. Jeśli pomyślicie że wtedy wygrał w totka to jesteście w błędzie.

 

- Bogowie! Ja widzę! - Krzyknął już widomy starzec - po czym z niedowierzaniem zdjął okulary i założył z powrotem na swój długi szpiczasty nos.

 

Skacząc z radości, wybiegł na zewnątrz opuszczając cele, w której to dokonało się owe cudowne widzenie. Zapomniał już o swoim kiju dzięki któremu, mógł się poruszać jako ślepiec i dzięki któremu znalazł się niewinnie w celi, jako główny podejrzany, czekając na wyrok pozbawienia głowy. Na szczęście los się do niego uśmiechnął, szczęśliwie zgubił kij a znalazł magiczne okulary, dzięki którym znowu widzi, więc po co ma myśleć o jakimś kiju podobno Samobiju który przynosi pecha i nieszczęście. Radosny jak skowronek na wiosnę, skacząc jak kozica górska, zawędrował do pomieszczenia opisanego plakietką, Laboratorium Badawcze. Ciekawski starzec po czterdziestce, wszedł do środka i został w nim w szoku.

 

- O Bogowie ! Jaki przepięknie ciosany kijek! Wybacz kolego zabieram cię ze sobą, idealnie się prezentujesz w mojej dłoni - złapał kijek, wywinął nim kilka razy młynka w około i nad głową.

 

Po czym postanowił się w końcu wydostać na upragnioną wolność. Skąd mógł wiedzieć że to właśnie dzięki magicznym okularom kota Baltazara, które poprzez jawne, hipnotyczne ingerowanie jaźnią starca, pokierowały go całkowicie przypadkiem do pomieszczenia w którym leżał kij Samobij i wysyłał niewyczuwalny przez ludzki organizm sygnał S.O.S, alfabetem o nazwie morskiego ssaka bodajże morświna. Tak się dziwnie złożyło, okulary ten sygnał odebrały i postanowiły wyruszyć na ratunek, a starzec o niczym nie wiedział, był tylko nośnikiem, coś w stylu przestarzałego dysku twardego. Gdyby wiedział, co jeszcze potrafią te magiczne okulary najprawdopodobniej byłby zmuszony się upoić i zapomnieć. Całą drogę przebył bez komplikacji, jakimś dziwnym trafem omijając, wszystkich strażników którzy tak całkiem normalnie chrapali, bo jakiś dureń wprowadził wartę dwudziestą czterogodzinną. Zaciekawił się jedynie, dziwnymi dziwnym śmiechem dochodzącym z pomieszczenia które minął. Dźwięki na tyle głośne i donośne że, powalić mogły średniej wielkości konia.

 

- Hue, ha, ha, ha, hue, ha! Ratunku pomocy! Błagam, proszę przestać, to łaskoczę!

 

- Za moment przestaniesz się tak głupkowato uśmiechać i zaczniesz śmiertelnie poważnie się chichrać! - odpowiedział tyran, a jego głos wstrząsał murami placówki.

 

- Hue, Hue! Błagam nie! Ha, ha! Na ha, ha, pomoc!

Świadomość okularów, kazała się czym prędzej oddalić z tego dziwnego miejsca, przeszywającego do szpiku kości, głupkowatego śmiechu.

 

- Niech się dzieje co chce, ja stąd spadam - zareagował przypadkowy przechodzień.

Na przedniej ścianie budynku, ufortyfikowanej zbitymi, kartonami, placówki służby porządkowej i więziennictwa, widniał sporej wielkości biały napis „Duncan kaput!”. Cokolwiek to znaczy, ktokolwiek to napisał, musiał z tym wiązać spore osobiste uczucia emocjonalne, ponieważ pod spodem w naszym ojczystym języku Amebisyjskim, ktoś nabazgrał wielkiego czerwonego członka, na czarno-żółtym podkładzie. Drodzy czytelnicy absolutnie nie mylić z członkiem partyjnym!

 

Ten który już widzi, zatrzymał się, przed dziwnym znakiem, być może godło jakiegoś królestwa – pomyślał - obrócił się w stronę centrum Cygańskiego miasta, czyli wokół własnej osi, ponieważ obóz służby porządkowej to centrum miasta. Po czym pociągnął gwałtownie nosem powietrze do płuc, jednocześnie wypuszczając już zużyte w postaci dwutlenku siarki.

 

- Witaj wolności i widoczności! – Krzyknął co sił w płucach, ruszył tak żwawo przed siebie że poleciały iskry z tłumika, które uderzyły w nabazgrolonego na kartonie czerwonego członka, wypalając w nim dziurę na wylot.

 

Myśli starca skupiły się na osiągniętej ciężką determinacją, wolności i jeszcze większym szczęściem, odzyskanym wzroku. Przez chwilę tak było. Potem okulary odzyskując kontrole nad świadomością widomego starca, wydały jego krzywym nogom, kolanom i stopom, nową komendę, biegnij! Nogi ruszyły, a okulary świadome osiągniętego sukcesu, mogły odpowiedzieć, wysyłając sygnał, alfabetem o nazwie dziwnego nieznanego ssaka morskiego, o treści „Wiadomość odebrana, ruszamy na ratunek”. Mózg starca otrzymał pewne priorytety, wiec nie reagował na bodźce z zewnątrz, między innymi biegających w koło i krzyczących co sił strażników :

 

- Bogowie i ludzie, ratunku! Ogień! Placówka służb się pali!

 

Dziwnym trafem, nikt nie reagował. Okoliczna ludność Trolli i Gnolli była tak zajęta obowiązkami że większość zgromadzonych nie mogła oderwać oczu od widoku ognia, który pochłaniał placówkę służb porządkowych. Na szczęście starzec i jego kontrolowana przez okulary świadomość, już podążali na ratunek!

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania