Dave I. Kain - Uniwersum Metro 2033 - Metronom - Wstęp
Zmutowany genetycznie drapieżny potwór, złamał wszelkie jak dotąd znane nam prawa fizyki i przetrwania tutaj na powierzchni. Nadludzko szybko i bezwzględnie pozbywając głów i życia dwóch wyspecjalizowanych w swoim fachu stalkerów weteranów. Jebaniec, jak określił go pułkownik Rympał, oszukał nas jak nikt inny, powodując nagły paniczny atak strachu. Na szczęście na krótko. Poczęstunek zgotowaliśmy mu maszynową serią z MP5 w asyście granatników pallad. Jebaniec nie był w stanie fizycznie oprzeć się, pociskom ognia ciągłego, które wypatroszyły z niego wszystko co tylko możliwe, a granatniki zrobiły co miały zrobić, rozrywając na setki części, wyrywając w górę truchło i tumany kurzu, ze stanu gwałtownego spoczynku.
- Aurora, job twoja mać, miałaś osłaniać tych dwóch z przodu! Paszli jak dzik w maliny…
- O żeż w dupę!… Ale dym…-dodał pośpiesznie trzeci z mężczyzn.
- Co? Ja miałam osłaniać? Odpowiedzialny był Człapajew! Ja osłaniałam tyły, pułkowniku!
- Aureola czy jak ci tam laseczko, chyba się coś pokiełbasiło w tej ślicznej dupci… Gówno miałem osłaniać! -usprawiedliwił się mężczyzna.
- Aurora dupku!… Nawet prostego imienia nie potrafisz zapamiętać, nie mówiąc już o rozkazach, ty tępy krecie! -dodała wściekła dziewczyna, wymachując w jego stronę wściekle bronią.
-Stulcie mordy! Wszyscy do mnie! Zajebać was to mało psy, albo w tej chwili zaczniecie myśleć, inaczej zatłukę was, przysięgam! Dwadzieścia minut na powierzchni i co, jak się pytam tępe pały? Dwa cholerne trupy... Niech was jasny szlak trafi, ludzie… - wykrzykiwał szalony dowódca.
- Cisza! Co to było do cholery? Słyszycie?
- Ziemia drży… Co się dzieje?
- Szyk, szyk ale już!
Granatniki Pallad poszły w ruch, reakcja automatyczna. Za wszelką cenę usiłując powstrzymać to co nadciągało z południa. Tam gdzie przed chwilą jeszcze opadły resztki kurzu po wcześniejszej niezapowiedzianej wizycie wroga, w tej chwili biegła chmara dziwnych istot. Mutanty które przypominały psy tylko pod pewnym względem, pędziły na złamanie karku w stronę grupy. Wyszczerzone zębiska, w paskudnych paszczach ociekały żółto brązową śliną. Pociski do zwalczania siły żywej, rozgromiły pierwszą zgraję, niebezpiecznie szybko zbliżającą się w stronę ludzi. Do akompaniamentu huków i wybuchów dołączyły, dźwięcznie terkotania maszynowych karabinów. Zasięg efektywny dla tego tupu broni okazał się śmiercionośny, celny.
Komentarze (8)
"jop twoja mać" - job
"O rzesz" - żesz/żeż
Póki co - nieźle. Jak poprawisz wszędzie te przecinki, to inne części też przeczytam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania