Dave I. Kain - Siedem Losów - Los Drug - Część II

Cztery miesiące później. Piękna i młoda pielęgniarka, pielęgnowała ciało leżącego na łóżku mężczyzny. Dotykając jego jednodniowego zarostu na twarzy, przyglądała się jak śpi. Mokra gąbka, delikatnie myła wewnętrzną cześć jego dłoni, przytrzymując dłoń drugą ręką. Z lekkim uśmiechem na twarzy, nucąc coś pod nosem, siedziała na krześle tuż obok.

- Co pani robi?

Przez chwilę nie zdała sobie sprawy z tego co usłyszała, jej wzrok powędrował do góry ku twarzy mężczyzny, który spoglądał wprost na nią z obojętną miną. Jej czynności zostały wstrzymane, sparaliżowana i speszona tym widokiem, odskoczyła do tyłu przewracając krzesło, upuszczając gąbkę.

- Obudził się pan!

- Mogę wiedzieć kim pani jest i gdzie ja jestem?

- Spokojnie, jest pan w szpitalu, miał pan wypadek...

Tymczasem do sali wszedł lekarz w asyście innej pielęgniarki, nieco starszej o czarnych włosach.

- Cieszymy się bardzo panie Adamie, obudził się pan, to naprawdę cud. Jak się pan czuję, czy pamięta pan co się wydarzył? - Bardzo proszę drogie panie o poinformowanie pani Kasi, na pewno zechce zobaczyć swojego chłopaka.

Domowe porządki, przynosiły jej jedyne ukojenie i chwilowe zapomnienie od smutku i nieprzespanych nocy. Zaniedbane ostatnimi czasy meble, domagały się o pozbycie z nich kurzu. Ścierka gładko pokonywała powierzchnie drewnianej komody, gdy naglę sygnał dzwonka telefonicznego, poruszył grobową atmosferę.

- Tak słucham?

- Dzień dobry pani Kasiu, dzwonimy z powiatowego szpitala w którym jest pan Adam ,pragnę poinformować że właśnie się obudził…

Telefon upadł na ziemie, a ona wybiegła tak jak stała, w klapkach, domowych ciuchach, wprost do samochodu. W powietrze uderzył warkot Volkswagena New Beetle, który gwałtownie ruszył z przed podwórka, wybierając kierunek szpitala powiatowego.

Biegła co sił, pokonując kolejne przeszkody, jakimi były drzwi szpitalne. Korytarze pełne ludzi, na których zupełnie nie zwracała uwagi. Liczył się jeden jedyny cel, a po głowie krążyła jedna jedyna myśl, Adam. Wpadła do sali niczym wietrzny wiatr, wpada przez okno do naszego domu. Widok którego pragnęła od tak bardzo dawna, marzyła i modliła się o niego, najmocniej na świecie, stał się realny i rzeczywisty. Oczy mężczyzny, który oparty plecami o poduszkę siedział na łóżku uchwyciły wbiegającą kobietę.

- Kochany mój, nareszcie do mnie wróciłeś, tak bardzo się cieszę. - Natychmiastowo znalazła się tuz obok niego, tuląc się najmocniej na świecie, wpadła w jego objęcia.

- Przepraszam bardzo, ale kim ta pani jest?

Szok uderzył w nią nagle i gwałtownie, powodując dezorientacje. Spojrzała na mężczyznę niczym na ducha, równocześnie łapiąc wzrok lekarza, znajdującego się w pobliżu łóżka szpitalnego.

- Jestem Kasia, twoja ukochana, Adamie co ci jest, dobrze się czujesz? - Panie doktorze co się dzieję?

- Spokojnie pani Kasiu, wszystko jest w porządku, Adam jest znowu z nami, niestety nic nie pamięta.

- Mój Boże, kochany czy to prawda, naprawdę nic nie pamiętasz?

- Niestety nie. Nie pamiętam nic, wiem tylko tyle że mam na imię Adam i znajduję się tutaj od roku. A pani się nazywa Kasia tak? Miło mi panią poznać.

Nikt jej nie przygotował na coś tak strasznego, została zupełnie bezradna, osobą na którą tak bardzo liczyła, nie pamięta jej.

- Panie doktorze, nie rozumiem, dlaczego on nic nie pamięta, proszę mi powiedzieć.

- Mózg pana Adama przeżył naprawdę ciężki wypadek, to cud że żyje i że się w ogóle obudził. Tak ciężki wypadek niesie za sobą pewne ryzyka i powikłania. Jak do tej pory zaobserwowaliśmy tylko jedno powikłanie, którym jest właśnie Amnezja.

- Amnezja ?! To straszne. Kiedy to minie?!

- Tego nie wiemy, cierpliwości pani Kasiu. Adam się obudził i to się powinno teraz liczyć najbardziej dla pani.

- I Liczy się. Jestem tylko w szoku że mnie nie pamięta. Kiedy będzie mógł wrócić do domu?

- Zostanie jeszcze kilka dni na obserwacji w szpitalu, oczywiście obowiązkowe rehabilitację, aby pobudzić mięśnie pana Adama, minie trochę czasu zanim wróci do dawnej formy. Proponujemy pani również pomoc naszej pani psycholog, która udzieli wszelkich odpowiedzi.

Nie miała wyjścia, los zgotował jej niesmaczna niespodziankę. Cieszyła się bardzo aczkolwiek nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, jak zachować się w takiej sytuacji. Powierzyła wszystko lekarzom i postanowiła czekać, oraz zrobić wszystko by przywrócił wspomnienia ukochanego.

Jakiś czas później, podczas wieczornego spaceru, rozmawiali o tym co zawsze.

- Przypominasz sobie coś?

- Niestety nie…

- Każdego dnia zabierałeś mnie tutaj na spacer… Mówiłeś miłe słowa, jak bardzo mnie kochasz… Dzisiaj znów się nie udało, spróbujemy jutro.

- Próbujemy już od kilku tygodni, codziennie i nic. Zupełnie nic nie pamiętam, nie pamiętam naszych spacerów, nie pamiętam ciebie…

Odwróciła się od niego spoglądając w górę, gwiaździste niebo olśniewało i przyciągało, budząc tajemnice i potęgę kosmosu. Podchodząc do niej, wiedział że jak zwykle udaje silną, jest silna ale na pewno płacze. Próbowali codzienne, każdego dnia spędzali razem czas, robiąc te rzeczy które dawniej budziły w nich intensywne emocje. Dawniej budziły, teraz nie budzą w nim zupełnie nic, poza niepewnością i bezradnością. Wiedział że ją rani, nie było to dla niego takie łatwe .

Zbliżył się do niej niepewny tego co robi, nie miał nic do stracenia, dotknął ręką jej włosów, potem delikatnie szyi. Do ucha wyszeptał powoli i spokojnie.

- Przepraszam.

Odwróciła się do niego i przytuliła. Niech płacze, pomyślał. Przynajmniej będę dla niej podporą, osłonię przed wiatrem, lub deszczem. Codziennie płacze i codziennie ją przepraszał. W głębi serca pragnął, przypomnieć sobie wszystko, ukoić jej ból i żeby wreszcie się to wszystko jakoś dobrze skończyło.

- Wracajmy już. – Wyszeptał ponownie Adam..

Skinęła głową na znak że się zgadza, złapał ją mocno za rękę, po czym ruszyli w nieznane.

Mimo tych wszystkich problemów, związanych z pamięcią Adama, w końcu między nimi układało się tak jak dawniej. Mimo iż mężczyzna, nadal nie pamiętał nic z przeszłości, potraktował swoje życie tak jak gdyby drugi raz się narodził. Zaufał Kasi, która znów stała się najszczęśliwszą kobieta na ziemi, jej miłość wzbudziła w nim na nowo uczucie, którym dawniej tak bardzo ją darzył.

 

- Kocham cię wiesz? – Spoglądając wprost w jego oczy powiedziała Kasia.

- Wiem, ja ciebie też.

- Jutro jest nasz najszczęśliwszy dzień w życiu. Nasz ślub mój kochany!

- Cieszę się razem z tobą.

 

Nazajutrz mimo później wieczornej pory, impreza weselna, tętniła życiem i muzyką, wszyscy bawili się i śmiali, każdy z zamiarem zabawy do białego rana. Zachwycony Adam, potrzebował nieco chłodnego, nocnego powietrza, przeprosił swoją ukochaną , która oczywiście nie miała nic przeciwko. Ucałowała go najmocniej, szepcząc kocham cię, dodając, wracaj szybko mój ukochany.

Miał na sobie nowy niebieski garnitur z wypożyczalni , poprawił czerwony krawat w kratkę i wyszedł na dwór ,przed dom weselny. Znalazł ustronne miejsce z tyłu, drewniana altanka okazała się trafnym rozwiązaniem. Spostrzegł to czego teraz szukał, duży dębowy stół oraz ławka. Dziś był naprawdę wspaniały dzień, najwspanialszy w ich życiu. Nie był pewien czy w jego życiu. Tak naprawdę zawiódł siebie i Kasie na całej linii. To co zrobił, już od dawna ciążyło na nim, jak jakaś straszliwa klątwa. Z niczym nie mógł się pogodzić. Usiadł na ławce i z całej siły oparł czoło o ławkę, a łzy same zaczęły napływać do oczu.

Amnezja zmieniła jego życie w całkowicie obce mu miejsce. Okłamywał ją co dnia, tak naprawdę nadal nie czując do Kasi nic. Wszelkie codzienne myśli obciążały jego umysł, gnębiły psychikę i świadomość o tym co zrobił. W głębi nienawidził siebie, nie wiedział dlaczego był zdolny do kłamstwa. Nie mógł już sobie dłużej na to pozwolić i nie mógł sobie wybaczyć.

Innego wyjścia nie widział, tutaj zwykłe przepraszam nie wystarczy kiedy powie Kasi prawdę. Przerażała go myśl i własna świadomość. Poprawił krawat który ,miał wrażenie ,dusił go niczym sznur. Po chwili ściągając go z szyi całkowicie . To co chciał zrobić, uważał za dobrą decyzje. Wstając wściekły jak nigdy z całej siły odsunął ławkę, spojrzał w górę. Zrobił kilka głębokich wdechów, zamykając oczy. Spokój napłynął wtedy kiedy tego potrzebował. Uchwycił i założył krawat ciasno, opanowany, wiedząc że za chwilę już wszystko będzie dobrze. Kilka pętelek których się długo uczył, wystarczy.

Postanowił w końcu stanąć na nogi, wziąć się w garść, nogi same zrobiły potrzebne kroki. Myślał o tym co działo się przez ostatnie miesiące, o kłamstwach, które fałszywie wybudowały dzisiejszą rzeczywistość. Stał trzęsąc się, nie wiedział czy z wieczornego zimna, a może z nadmiaru emocji, stał na krawędzi własnego życia i naglę z tej krawędzi skoczył. Szarpnęło nim jak diabli, odebrało dech jak nic. Krawat wpił się głęboko w szyję, a on oddalił się dostatecznie daleko od krawędzi, krawędź życia którą okazał się dębowy stół.

Nigdy nie czuł podobnego bólu, strach który wtargnął w jego umysł, wtargnął aby pomóc walczyć o życie. Nogi wisiały w powietrzu, machał nimi nadaremno, ręce próbowały powstrzymać, duszącą go zgubę. Sekundy które trwały wiecznie mijały, a w tych sekundach, przypominał sobie wszystko, co dotychczas nie mógł sobie przypomnieć. Wróciła pamięć, mówiąc amnezji precz. Wspomnienia dawnego życia, oraz wielkiej miłości, którą zakończył pechowy wypadek. Serce biło jak szalone, domagając się oddechu, płuca wołały o natychmiastowy dopływ tlenu. Pomocy! Zawołał w myślach, ratunku, niestety nikt na zewnątrz go nie usłyszał. Świat dobiegał końca, powoli zapadał zmrok… naglę zrobiło się ciemno… ręce i cało, opadły bezwładnie, ostatnim co poczuł było gwałtowne szarpnięcie i świat dobiegł końca.

Pięć lat później:

…W dniu naszego ślubu, miał rozpocząć się nowy, wspanialszy rozdział naszego życia. Jeszcze się nie rozpoczął, a nagle się zakończył. Los zgotował mi wspomnienia, których nigdy nie zapomnę. Życie jest chwilą, wiec nic nie mogłam zauważyć. Okłamywał mnie, robiąc to dla mnie. Udawał uczucia, budując na nich moje zaufanie i szczęście. Kiedy zbyt długo nie wracał, wszyscy zaczęli się martwić, ale ja nie czekałam, wybiegłam za nim na dwór. Biegłam jak w dniu w którym narodził się drugi raz.

Nigdzie go nie było, wołałam Adam! Pobiegłam na tył, wtedy go zobaczyłam, Boże ratunku! Adam! Bałam się jak diabli, ale czy można się nie bać widząc jak wasze szczęście, marzenia i wasza przyszłość wisi sztywny na własnym krawacie ślubnym…

- Kochanie, jeszcze piszesz? Choć już do łóżka, jutro też jest dzień. Powiedział mężczyzna o brązowych oczach.

- Już idę kotku.

Wskoczyła do łóżka, usiadła na niego. Pocałował ja najbardziej romantycznie jak tylko potrafił.

- Tak bardzo cię kocham… Los już prawie dwa razy mi ciebie próbował odebrać….

- Widzisz kochanie, chyba nikt nie oszukał losu tyle razy co ja.

- Jesteś niesamowitym przypadkiem i będę bardzo wściekła, jeśli nikt nie kupi mojej książki, opisującej nasze losy.

- Nie zapomnij dodać że to ty mnie wtedy uratowałaś, jeszcze chwila i było by po mnie. Zawdzięczam ci wszystko kochanie, już nigdy cię nie opuszczę, aż do śmierci.

- Proszę nie opuszczaj mnie już nigdy, ani na chwilę…

Miłość do drugiej osoby potrafi budować i niszczyć. Czasami wydaje nam się że nad wszystkim doskonale panujemy, że już nic się złego nie wydarzy w naszym życiu. Los nas lubi robić w konia. Niektórym natomiast udaje się oszukać los, oszukać śmierć i przeznaczenie. Lecz są to tylko sporadyczne przypadki, jakże warte do opisania.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania