Poprzednie częściJaja skąpane w nadziei. Prolog.

Jaja skąpane w nadziei. - Roz.6 - Drapieżnik i ofiara.

Pelena i Avril zamknięto w obszernej sali konferencyjnej. W oczekiwaniu na Jowisza, podziwiali cudne pomniki, wypełniające cały pałac.

- Ha, ha. Nic się nie zmieniło. - zarzucił wesoło chłopak.

- O czym mówisz?

- O pałacu. Wszystko jest tak jak wcześniej.

Wtem drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, a w progu stanął potężny, dobrze zbudowany mężczyzna, z siwą brodą i długimi włosami. Tak, to bez wątpienia był Jowisz.

- Pelenie, czy możesz mi to wytłumaczyć?! - wykrzyczał przez zęby. - Skąd na Olimpie wzięła się ludzka dziewczyna?

- To długa historia... - wykręcał się.

- I chcę ją usłyszeć. Inaczej oboje zostaniecie wtrąceni do lochu. - groził bóg.

- Ach... Przyleciałem na Ziemię w poszukiwaniu piątego, zaginionego jaja. Okazało się, że przedtem znalazła je ona. - wskazał palcem na dziewczynę - W końcu doszliśmy do porozumienia i zgodziła się mi pomóc. Razem mieliśmy ukryć się za lasem, jednak jacyś ludzie nas zaatakowali. Postanowiłem więc, zabrać ją ze sobą.

- Jak to pegaz należy do niej?!

- Przyszedł do mojej kryjówki i postanowiłam się nim zająć. Nie chciałam źle. Poza tym Aiden sam mnie wybrał. - tłumaczyła nastolatka.

- Aiden?

- Pegaz.

Jowisz chwilę wpatrywał się w jej duże, niebieskie oczy po czym dodał:

- Wierzę ci. Zgodzę się na twoją obecność tutaj tylko dlatego, że syn Hrymido tego chce. Pamiętaj.

Jej twarz pobladła. Czy to była groźba? Cóż, po części Pelen miał rację. Wyszła z tego cało, jednak nie wszystko poszło po jej myśli. Skłoniła się z szacunkiem i w pośpiechu opuściła pomieszczenie. Teraz marzyła już tylko o odpoczynku.

Na zewnątrz czekał jej ukochany towarzysz.

- Asie! - zawołała uradowana.

Ciągle stał w tej samej pozycji i ani na chwilę nie schował skrzydeł. Jego muskularna budowa ciała napawała Avril dumą, ale też zapewniała bezpieczeństwo. Podeszła do rumaka i przyłożyła dłoń do jego chrap. Ostatni raz obejrzała się za siebie. Mogła uciec. Wdrapała się na grzbiet wierzchowca i chwilę potem wzniosła się w powietrze. Lecieli nad Olimpem i podziwiali jego majestatyczny krajobraz. Nagle o ich oczy obiło się przejrzyste jezioro. Dzień był dość ciepły, a woda była nie lada pokusą.

- Ai, lądujmy. - poleciła, klepiąc go po szyi.

Koń machnął łbem i zerwał się w dół. Wylądowali na plaży. Na wielkiej, pięknej plaży. Była taka, o jakiej Avril zdarzyło się jedynie śnić. Zsunęła się na ziemię i wolno zanurzyła stopy w wodzie. Było wręcz idealnie. Szła coraz to dalej i dalej, do czasu, gdy jej ubrania były całkowicie zamoczone. "Niedługo będzie trzeba wracać. Jowisz nie jest zbyt cierpliwy, a ja mam swoje życie." - myślała.

Niespodziewanie usłyszała szelest liści. Jednak nie był to wiatr. O nie. Dziewczyna pośpiesznie wróciła do towarzysza i oparła się na jego grzbiecie.

- Pegazie, słyszałeś to? - wyszeptała. Rumak w odpowiedzi pokiwał twierdząco łbem.

Po jej plecach przeszedł dreszcz. W obcym jej świecie wszystko stanowiło zagrożenie. Kto wie, co teraz mogło wyskoczyć z zarośli.

- Lećmy. - rozkazała.

Aiden jeszcze minutę kręcił się po plaży, aż w końcu zatrzepotał skrzydłami i odleciał. Avril rozglądała się naokoło, ale z góry mało co było widoczne. Jednak coś kryło się w gąszczu. Coś groźnego, sprytnego i zwinnego. Coś, co wypatrzyło sobie dziewczynę na ofiarę i miało dręczyć ją do końca życia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania