Poprzednie częściJaja skąpane w nadziei. Prolog.

Jaja skąpane w nadziei. - Roz.7 - Bratobójcza walka.

Pegaz stąpał po kamienistej drodze. Wsłuchiwał się w najcichszy szmer i obserwował każdy ruch. Przy tym wciągał chrapami czyste powietrze. Tu, na Olimpie wszystko było inne. Mimo, że to był jego prawdziwy dom, Ziemia wydawała mu się przytulniejsza. Nawet w tej chwili, jak na złość został sam. Avril i Pelen przepadli, a tajemniczy stwór z plaży mógł być wszędzie.

Nagle dało się słyszeć kroki. Nie były one mocne, ani głośne, lecz delikatne i ciche. Zupełnie takie, jak drapieżnika, śledzącego swoją ofiarę. Aiden stanął jak słup. Jeszcze tylko jeden szelest liści, a zaatakuje. Tak też się stało. Krzaki drgnęły, a z nich wybiegła dziewczynka i upadła tuż przed nim. Spłoszony, stanął dęba, lecz szybko się uspokoił.

- Nie wierzę... Legendarny Pegaz! - zawołała wesoło przybyszka. - Jesteś piękny, Panie. - skłoniła się w geście szacunku.

Rumak w odpowiedzi przyjaźnie potrząsnął łbem i trącił dziecko.

- Na imię mi Selenor. Znam Cię z wielu mitów, jednak według nich, powinna być z Tobą pewna dziewczyna.

Koń wydał z siebie serię rżnięć i spuścił łeb.

- Zgubiłeś ją? A więc pomogę Ci ją odnaleźć. - uśmiechnęła się krzywo. - Chodź.

Szli przez ciemny las, a wierzchowiec co rusz natrafiał na kolejną przeszkodę. Potykał się o kłody, ślizgał na mokrych liściach, hamował na piasku... Gdy zza drzew wyłonił się znany mu krajobraz, przyspieszył.

Ujrzał sylwetkę Avril, klęczącą przy źródełku.

- Ai! - uśmiechnęła się. - Gdzie byłeś?

Rumak szturchnął ją nosem.

- Witam, o Pani! - przywitała się Selenor, podbiegając bliżej towarzyszy. - Znalazłam Pegaza w wiosce Pio.

- Dziękuję.

- Nie wierzę, że najprawdziwsza dziedziczka jest tu ze mną!

- Dziedziczka? Czego?

- Pegaza. Mity głoszą, że go przejmiesz i stanie się twym kompanem.

- Już nim jest. - dziewczyna podrapała się po głowie.

- Czy znasz już innych dziedziców?

- Nie. To ilu ich jest?

- Poza Tobą czterech. Powinnaś ich znać. Mogę Cię do nich zaprowadzić. Powinni być w pałacu Jowisza.

Nastolatka skrzywiła się. Nienawidziła tego miejsca. Sam bóg nie był w stosunku do niej przyjaźnie nastawiony, ale skoro takie miało być przeznaczenie... Jeśli ta dziewczynka mówiła prawdę, wypadałoby poznać pozostałych.

- A więc chodźmy.

 

*

 

Rzeczywiście. Przed budowlą odbywały się najróżniejsze ćwiczenia. Po ziemi galopował fioletowawy wierzchowiec, drugi, zielonawy szybował wysoko w górze, trzeci, różowawy rozbijał deski kopytami, lecz czwartego nigdzie nie było.

Niespodziewanie w Aidenie coś zadrżało. Jakiś głos w głowie kazał mu zabić. Zabić kogo? Jego. Tak, jego! Nerwowo krążył w kółko, wypatrując wroga. Wtem usłyszał za sobą stukot złotych kopyt i zauważył gwałtowny ruch. Teraz! Obrócił się o 180 stopni i stanął dęba. Dwa piękne rumaki - kary i żółtawy stały ze sobą oko w oko, gotowe do ataku.

Jedno kopnięcie, jedno rżenie, jeden błysk w oku, jedna ofiara. Obudził się w nich morderczy instynkt. Gryzły się, szarpały, popychały, dusiły. Widzieli się pierwszy raz w życiu, a byli najgorszymi wrogami.

- Aidenie! - wydusiła z siebie Avril, rzucając się w stronę zwierzęcia.

Dumny pegaz przybrał barwę krwistoczerwoną. Rany pokrywały każdą część jego ciała. Ale z napastnikiem wcale nie było lepiej. Kulał na jedną nogę i wlókł skrzydła za sobą.

Dwa konie rozdzieliła mocna i czytelna komenda:

- Mike, uspokój się!

Z chmury pyłu wyłonił się młodzieniec nieco starszy od dziewczyny. Odziany był w żółty płaszcz na jeden guzik i białe spodnie. Śnieżna grzywa zakryła jego złote oczy, ale to nie przeszkadzało jej wyczytać z nich zdezorientowania.

- Przepraszam. Pierwszy raz widzę go w takim szale. - tłumaczył.

- Ai też nigdy się tak nie zachowywał.

- Więc mamy tu bratobójczą walkę. - zaśmiał się kolejny młodzieniec w fioletowym odzieniu.

- Bratobójczą? No tak... To też pegaz, więc ty musisz być... - chwycił i lekko ucałował jej dłoń. - Dziedziczką.

- Yyy... Chyba tak.

- Jaką moc posiadasz, ślicznotko? - zainteresował się przybysz.

- Moc?

- No tak. Ash - wskazał na towarzysza. - włada lodem, ja wiatrem, Sara wodą, a Mia roślinnością.

- Nie mam takich zdolności.

- Hm... Dziwne... Jednak to nie zmienia faktu, że jesteś piękna.

- Dziękuję. - wydukała.

- A wolna? - objął ją w pasie. - Jestem Noah.

Wtem na scenie pojawił się kolejny aktor.

- Tak i ma na imię Avril, a ty, kochasiu nawet nie myśl się do niej kleić. - warknął znajomy głos.

- Pelen! - nastolatka wstrzymała oddech.

- Nie, nie ten idiota!

- Słyszałeś. - oświadczył gorzko, odpychając towarzyszkę na bok. - Wracajmy do domu, to miejsce nie dla ciebie.

- Ale twierdzą, że jestem dziedziczką!

- Ach... Wytłumaczę ci wszystko na miejscu. A teraz... - skierował wzrok na pegaza i zamarł. - Musisz zająć się nim. Wracajmy.

Odeszli, a chłopak przyduszał nieprzyjaciela gniewnym spojrzeniem. Wiedział, że ta wizyta namieszała Avril w głowie i strasznie skomplikowała ich plany. Musiał wytłumaczyć jej wszystko od początku, a znając ją, pewnie chciałaby wypełnić swoją wolę. Nie miał wyboru. Jednak każda czynność na Olimpie, oddalała ją od Ziemi...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • zaciekawiony 02.08.2015
    " Rany przyozdabiały każdą część jego ciała." - ale tylko przyozdabiały. Bo to były tylko takie estetyczne zranienia, zupełnie nie groźne...

    "Zdobienie czegoś czymś" to nie synonim "obecności czegoś w czymś" - widzę to w opowiadaniach już któryś raz, że ludzie zamiast pisać "szermierz miał przy sobie dużo broni" piszą "szermierz był ozdobiony bronią" jakby to były tylko jakieś spinki czy broszki, bez znaczenia praktycznego.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania