Poprzednie częściJaja skąpane w nadziei. Prolog.

Jaja skąpane w nadziei. - Roz.8 - Wyścig z chmurami.

- Nie jesteś żadną dziedziczką. - te gorzkie wyznanie.

- No to jakim cudem znalazłam się w mitologii i czemu oni tak sądzą?! - wybuchła.

Pelen splótł palce i spuścił głowę. Ach... I jak mógł tak okrutnie kłamać jej prosto w twarz? Już od dawna nie czuł się tak źle.

- Słuchaj, Pelenie. Masz mi powiedzieć prawdę, bez względu na to jaka ona będzie. - przyklęknęła przy nim i objęła jego dłonie.

- Nie jesteś tą pieprzoną dziedziczką! - tym razem obudziła się w nim żywa nienawiść.

- Błagam! - i ten żal.

- Nie powiem ci tego tylko dlatego, że jesteś dla mnie zbyt ważna.

Dziewczyna przysunęła swoją twarz do jego, tak, że niemal stykały się nosami i przebiła go swymi dużymi oczami.

- Jak bardzo? - wyszeptała, tak jak kochanka do swego wybrańca.

- Ta mitologia jest o wiele starsza od ciebie, ale o tym już wiesz... Olimpijczycy naprawdę wierzyli, że pojawisz się na Olimpie. Jednak nie jesteś dziedziczką czystej krwi.

- Co to oznacza?

- Noah, Ash i reszta są szlachcicami. Ty jesteś człowiekiem, więc nie masz bezpośredniego kontaktu z mocą pegaza. I tak jak oni władają swoimi żywiołami dzięki swoim kompanom, tak ty jesteś od tego odcięta. Rzeczywiście Aiden jest twój, ale jeśli chcesz być piątym jeźdźcem, czeka cię długa droga.

- Kocham go i chcę móc dzielić jego tajemnicę.

- Jednak każda czynność coraz bardziej oddala cię od Ziemi. Z każdym dniem tutaj będziesz traciła swoją ludzkość.

Zmarszczyła brwi. Ludzkość. Kochała być zwykłą nastolatką. Z problemami typowymi dla zwykłych ludzi. Z normalną rodziną i zainteresowaniami.

- Gdy zacznę się zmieniać, obiecuję, że wrócę na dół.

- To nie takie proste.

- Czemu? Wsiadam na Pegaza i lecę do domu.

- Przywiążesz się do tego świata.

- Już to zrobiłam. Pozwól mi zostać.

Chłopak opuścił ogród w milczeniu, co zdezorientowało Avril. Jednak wiedziała, że Pelen nie ma serca się z nią rozstać, ale nie chce się do tego przyznać. Cóż. Miała bardzo mało czasu. Musiała zabrać się za treningi by osiągnąć swój cel.

 

*

 

Pegazy mknęły po niebie, niczym ptaki. Tylko Noah i jego rumak pozostali na ziemi. Było to nie lada dziwne. Każde z tych boskich zwierząt miało dar latania i każde wykorzystywało je na każdym kroku, ale nie on. Wtem poczuła czyiś dotyk na ramieniu.

- Dzień dobry, Pani. - ozwał się znajomy głosik.

- Selenor, witaj.

- Czy Ty także bierzesz udział w dzisiejszych wyścigach?

- Jakich wyścigach?

- Pegazy i ich jeźdźcy ścigają się po niebie. Zwycięzca zyskuje wiele w oczach pozostałych.

Och... Avril miała wrażenie, że jest kuszona przez samego diabła. Jednak nie należała do tych łatwowiernych. Sam fakt, że mogła tutaj być jej wystarczał.

- Nie. Jeszcze nie teraz.

Nagle o uszy obecnych obiła się głośna komenda "Gotowi... Do startu... Start!"

Cztery pegazy wzbiły się w powietrze i szybowały nad obserwatorami. Widocznie wierzchowiec Noah wrócił do formy. Chociaż był ostatni, jakoś trzymał się w powietrzu.

- Możesz opowiedzieć mi coś o tych skrzydlatych rumakach? - zagadnęła małą.

- Yh... No cóż... Tamten na samym początku ma na imię Mike. Ten za nim to Amoly. W środku leci Rose. Z kolei ten na końcu to Ferald.

- Ferald... Czemu tak słabo lata?

- Podobno ma jakąś wadę. Jest niepokonanym wojownikiem, ale z tym zawsze miał problem.

Kolejne minuty mijały w ciszy, aż wszyscy nie dotarli na start. Wtedy rozległy się wiwaty i wrzaski. Amoly wygrała wyścig. Ta klacz miała w sobie coś imponującego, podobnie jak pozostałe trzy konie. Było to coś, czego Aiden nie miał i nie mógł mieć.

 

*

 

Nastolatka delikatnie gładziła grzywę ogiera. Była jak zwykle roztrzepana i lśniąca. Wszyscy wokół się zmieniali. Tyko Pegaz pozostawał taki sam. Czuła, że jej towarzysz bardzo chce czegoś dokonać. Tak, chce wziąć udział w wyścigu. Nie pobiegł tylko dlatego, bo Avril była dla niego obciążeniem. Teraz z pewnością nie popełniłaby tego błędu drugi raz.

- Słuchaj A... - usłyszała znajomy głos.

- Avril.

- Chcesz się ścignąć?

Czyżby los dał jej drugą szansę?

- Z kim?

- No nie wiem... Na przykład z Mike?

Idealnie! Mike był największym wrogiem Aidena i byli niemalże identyczni budową i zdolnościami.

- Kiedy?

- Za 3 godziny, w ogrodzie.

Ostatnie spojrzenie w oczy rumaka.

- Ok.

Gdy dziewczyna dotarła na miejsce, zobaczyła to samo co przedtem, tylko z innej perspektywy. Teraz to inni kibicowali jej. Czuła się wyjątkowo. Wiedziała, że gdzieś w tym tłumie olimpijczyków czeka na nią Pelen. O tak. Musiała to wygrać.

Wdrapała się na grzbiet konia i wolno zbliżała się do startu. Te emocje... Zamknęła oczy. Cisza, spokój, opanowanie... Ta sama komenda... Strzał... Powieki rozszerzają się. Oko błyszczy jakby własnym światłem. Aiden rusza. Mike także stawia przednią nogę za linią. Czy to dzieje się właśnie teraz? Tu? W tej chwili? Czy zaraz pegaz wzniesie się w powietrze? Linia. To tam mają się wybić. Jest coraz bliżej i bliżej... Tak... TERAZ!

To te same odbicie, jak na łące za lasem. Te same machnięcie skrzydłami. Ten sam strach...

- Przegrasz jak nic! - krzyk przecinający powietrze w górze.

- Bardzo zabawne, Ash! Życzę ci, żebyś zwalił się z tego konia i przepadł w chmurach!

Hej, to całkiem fajne. Aiden leci po pustym, błękitnym niebie. Nie spadnie. Nie... Jest bezpieczna. Zaraz, zaraz. Nie ma na to czasu!

- Ai, dalej!

I galop zamienia się w cwał. Mike wydaje tą samą komendę, ale jest już za późno. Chwilę potem znikają im z widoku. Wygrają. Już widać metę. Tak blisko! Strzał...

- Wygrywają Aiden i Avril!

Znaleźć Pelena... Tam w dole... Na pewno... Jest... Gdzieś... Tak!... I uśmiecha się... Klaszcze... Jest szczęśliwy... A to znaczy, że... Avril zostanie dziedziczką! Spełni marzenia! O tak! Teraz to ona roztaje karty i pokonuje niepokonanych...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania